Polska znajduje się między młotem a kowadłem. Z jednej strony rosyjski imperializm, z drugiej unijne lewactwo. Dlatego nie możemy działać krótkowzrocznie, powinniśmy natomiast we wszystkim robić dokładnie na odwrót niż to, co krzyczą Rosjanie – zauważa br. Damian Wojciechowski TJ.
Jeśli mówimy cokolwiek o wojnie na Ukrainie, to z chrześcijańskiego punktu widzenia trzeba wziąć pod uwagę kilka podstawowych pojęć takich jak sprawiedliwość, prawda i godność. Otóż jest to ze strony Ukrainy wojna niczym nie sprowokowana i niezasłużona. Natomiast Rosja naruszyła wszelkie zasady sprawiedliwości, a jej działania są kłamstwem w najczystszej postaci. Chrześcijanin nie może więc powiedzieć, że ta wojna nie ma dla niego żadnego wydźwięku moralnego, a winne jej są obie strony. Imperium Rosyjskie działa według zasady: jestem silniejszy, więc mi wszystko wolno. Co to znaczy można przekonać się czytając warunki kapitulacji jakie Rosja przedstawiła na początku agresji – praktycznie oznaczało to likwidację państwa ukraińskiego.
Kościół Katolicki jednoznacznie popiera zasadę prawa międzynarodowego, która twierdzi, że każde państwo, naród ma prawo na suwerenności, a zmiany terytorialne powinny być przeprowadzane na zasadach prawa i wzajemnych porozumień. Celem Putina była likwidacja państwa i narodu ukraińskiego. Propaganda rosyjska i sam Putin nie kryli się z tym przynajmniej od 2014 roku. To dlatego na początku wojny główny atak rosyjskiego wojska był skierowany na Kijów, a nie na „wyzwolenie” Donbasu. Kościół, i każdy katolik, nie może zaakceptować takich relacji między państwami, które opierają się na przemocy i nacelowane są na unicestwienie sąsiada. Putin nie jeden raz groził, że jego czołgi dojadą do stolicy Ukrainy za 2-3 dni. Cały świat słuchał tego i milczał. Putinowi to nie wyszło, a on sam znalazł się w pułapce bez wyjścia: wojny wygrać nie może, a z każdym zabitym rosyjskim żołnierzem tym bardziej wycofać się z niej też nie może. Na domiar tego zawęził sobie pole manewru wcielając oficjalnie poprzez zmianę konstytucji część terytorium Ukrainy do Rosji. Teraz trudno to odwołać i dlatego jego żądania wobec Ukrainy są dalej takie bezczelne.
Ta wojna dotyczy także nas
Rozważmy teraz kwestię interesu Polski, który dla każdego polskiego katolika jest ojczyzną, dobrem wspólnym, o którym Kościół uczy, że powinno być ono nie tylko przedmiotem troski człowieka wierzącego, ale może także wymagać ofiary z życia. W ostatnim czasie wielu prawicowych i katolickich wydawało by się polityków prześciga się w sprawie wojny na Ukrainie w nieodpowiedzialnym rozbudzaniu wśród Polaków niebezpiecznych dla Ojczyzny postaw. I tak wielu twierdzi, że to jest wojna Ukrainy, nas ona nie dotyczy i nie powinniśmy ani wspierać Ukrainy finansowo, ani politycznie. Taka postawa wynika z kilku przyczyn.
Po pierwsze z nieznajomości Rosji i jej mocarstwowego charakteru, samoczynnych mechanizmów, które rządzą agresywnym zachowaniem Imperium. Pierwszy raz byłem w Rosji w 1994 r., a potem uczyłem się tam i pracowałem (i w krajach ościennych) przez 30 lat. Żaden z polskich prawicowych polityków nie ma takiej wiedzy i doświadczenia jakie ja zdobyłem jakby mimochodem. Ta niewiedza i ignorancja wobec zachowań Rosji, co więcej pewne przekonanie, że Rosja reprezentuje jakieś zdrowe, cywilizacyjne tendencje jest niesamowicie niebezpieczna szczególnie, jeśli taką tępotą polityczną wykazują się znani prawicowi publicyści. Nasza historia od XVI wieku uczyła nas, że to Rosja jest największym niebezpieczeństwem dla Polski. To Rosja, a nie Prusy inicjowała zabory. Zabór pruski w porównaniu z rosyjskim to były wczasy wypoczynkowe. Nic się nie zmieniło: Rosja niestety znowu jest totalitarną tyranią.
Real politik, czy raczej krótkowzroczność?
Niektórzy polscy politycy i publicyści zachowują się tak jak Orban, który uważa, że w tej wojnie Ukraina jest tak samo winna jak Rosja. Że to nie jest nasza sprawa i niech sobie Putin robi co chce, byleby ropa była tania. Czy to jest real politik czy krótkowzroczność? Jeśliby jednak Putin zajął całą Ukrainę, to po szybkiej jak myślę wasalizacji Mołdawii, Rumunii i Słowacji, czy Węgry nie byłyby zmuszone uczestniczyć w rosyjskiej napaści na Polskę? W zamian za tanią ropę oczywiście.
Jakiś czas temu jeden Węgier tłumaczył mi, że Orban zachowuje się tak lizusowsko względem Putina, ponieważ ten mu przyrzekł, że w razie wojny z NATO nie zaatakuje Węgier bronią atomową. Głupie to oczywiście tłumaczenie, ale patriota Orban i sami Węgrzy zupełnie zapomnieli o wyrazach rosyjskiej przyjaźni z roku 1956, 1945 czy 1848. „Wyzwalanie” Budapesztu w 1945 uchodzi za jedną z najkrwawszych bitew II Wojny Światowej. W wyniku działań zbrojnych zniszczeniu lub uszkodzeniu uległo 80% budynków w Budapeszcie. Po zakończonym oblężeniu żołnierzom radzieckim pozwolono na dwudniowy rabunek miasta. W następstwie tych działań ok. 40 tys. cywilów zginęło. Podczas oblężenia około 50 tys. kobiet i dziewcząt w wieku od 10 do 70 lat zostało zgwałconych. Węgierskie dziewczęta były porywane, a następnie przywożone do kwater żołnierzy Armii Czerwonej, gdzie były wielokrotnie gwałcone, a czasami mordowane. Po tych wydarzeniach na terenie całych Węgier ponad 400 tys. kobiet zostało zarejestrowanych jako zarażone chorobami wenerycznymi na skutek gwałtu. W 1956 roku podczas „wyzwalania” Budapesztu przez Rosjan zginęło „zaledwie” 2500 Węgrów, a 200000 uciekło na Zachód. Niech żyje przyjaźń rosyjsko-węgierska!
Między młotem a kowadłem
Myślę, że niemałą rolę w zachowaniu Orbana i polskich prawicowych polityków odgrywa awersja do lewactwa, które okupuje UE. Jeśli europejskie lewactwo popiera Ukrainę, tzn. że my powinniśmy się od niej dystansować. Jeśli w Polsce zapanowała rozkręcana przez lewactwo proukraińska histeria, to my powinniśmy Ukrainą gardzić. Niestety prawda jest taka, że znajdujemy się między młotem, a kowadłem. Młotem jest Imperium Putina, a kowadłem samobójcza ideologia eurolewaków. Jednak nie mamy wyjścia i musimy się trzymać NATO. Do tego dochodzi pewien anachronizm polskich prawicowców, z których niektórzy uważają, ze największy wróg to Niemiec, a Ruscy - bratnia dusza nas nie skrzywdzą. Dlaczego? Bo tak twierdził Dmowski.
Czy bać się Rosji? Pomyślmy sobie, że Putin posłał na śmierć minimum 200000 mężczyzn (to mniej więcej takie miasta jak: Toruń, Gdynia, Częstochowa, Rzeszów, Radom czy Kielce). Drugie tyle zostało okaleczonych na całe życie: bez rąk, nóg, twarzy, oczu itd., gdy podczas 10 lat wojny w Afganistanie zginęło „tylko” 15000 żołnierzy. I co? I nic. Ta wojna nie przyniosła Rosji absolutnie żadnych pozytywów. Jeśli Putin lekką ręką posłał na unicestwienie setki tysięcy swoich obywateli, to co on zrobi z obywatelami znienawidzonej Polski? Czy w razie wojny będzie martwić się o życie Polaków?
W rosyjskich łagrach siedzą tysiące ludzi, tylko za to, że powiedzieli coś w prywatnej rozmowie lub napisali w internecie. Wśród tych więźniów są nawet 15-16 letni chłopcy i dziewczęta. Setki tysięcy młodych Rosjan uciekło z kraju i to nie dlatego, że bali się poboru do wojska, ale ponieważ nie chcieli żyć w kraju, gdzie panuje totalitarna kontrola obywatela. Każdy telefon, email, sms są skanowane i ludzie idą często do więzienia nawet niezbyt rozumiejąc swoją winę. Wszyscy od małego wychowywani są w świecie kłamstwa i pogardy dla innych. Jeśli Putin nie ceni sobie życia rosyjskich dzieci i młodzieży, to co zrobi z polskimi? Moje pokolenie, które wyrosło w PRL, to może jakoś Polskę rządzoną przez polskich sługusów Putina przeżyje, ale pokolenie wyrosłe w wolnościowej wygodzie i tumiwisizmie to będzie zdychać od samej myśli w czym przyszło im żyć.
Robić wszystko na odwrót
We wszystkim trzeba robić dokładnie na odwrót niż to, co krzyczą Rosjanie. Jeśli oni chcą zdemontować wschodnią flankę NATO (do Odry? Łaby? Czy do Renu, a może Sekwany?) to należy ją wzmacniać. Jeśli Rosjanie histeryzują na temat Tomahawków, to Amerykanie powinni je dać Ukraińcom, żeby kilka razy uderzyli w czułe miejsca w Rosji. Wtedy Putin będzie bardziej skłonny zawrzeć zawieszenie broni na racjonalnych warunkach. Jeśli Putin wysyła sabotażystów do Polski (dziwnym trafem ci „Ukraińcy” uciekają nie na Ukrainę czy do Niemiec, tylko na Białoruś), a nie po to przecież, żeby wysadzić tory, tylko, żeby naszczuć Polaków na Ukraińców, to my powinniśmy w swoim własnym interesie stać murem za Ukrainą.
Obecnie głównym celem polityki zagranicznej Putina jest doprowadzenie do izolacji Ukrainy: jak załatwi Kijów, to wtedy będzie robił wszystko, aby Bałtowie byli pozostawieni sami sobie, a później to samo z Polską. Jeśli rosyjskie trolle ronią krokodyle łzy nad Rzezią wołyńską i nad tym jak Ukraińcy okradają Polskę (ja bym się bardziej martwił kim zastąpimy Ukraińców, kiedy po zawarciu zawieszenia broni wrócą do domu), to my powinniśmy mieć krztynę rozumu, żeby rozliczenia zostawić na później. W przeciwnym wypadku Putin nam wybuduje piękny pomnik na Wołyniu, ale zburzy wszystkie katyńskie.
Europa musi wydorośleć
Jedynym człowiekiem na świecie, który może doprowadzić do pokoju na Ukrainie jest Donald Trump i w tym celu robi rzeczywiście dużo. Putin tylko z nim się liczy, bo tylko on ma armię, której Putin się boi. Zwróćmy uwagę jakiej histerii dostali Rosjanie, kiedy Ukraina zaczęła wspominać o Tomahawkach. Europa (oprócz WB) ich nie ma. Europa żyła kilkadziesiąt lat pod amerykańskim parasolem, bawiła się w pacyfizm i jeszcze pluła w twarz amerykańskim żołnierzom. Trump ten karnawał zakończył, bo stwierdził słusznie, że dla niego wróg to Chiny (jak i całego Zachodu, który jak na razie tylko karmi chińskiego tygrysa). Teraz Europa musi szybko wydorośleć. Trudno zrozumieć tych naszych mędrców, a szczególnie szlachetne mędrczynie, że się gorszą, iż Trump dba o interes Ameryki, a według nich powinien dbać o interes Eskimosów i Pigmejów.
Otóż Katolicka Nauka Społeczna uczy, że podstawowym obowiązkiem władzy jest dbanie o dobrobyt swoich obywateli i państwa. I tak się dziwnie składa, że Trumpa wybrali nie Pigmeje i Eskimosi, tylko farmerzy z Kansas oraz kierowcy ciężarówek z Maine i to oni płacą podatki na pensję Donalda – dlatego na nich pracuje. Natomiast lewactwo jak się dorwie do władzy to zawsze rzuca się zbawiać Eskimosów, Pigmejów i cały świat, iżby pod tą charytatywną przykrywką nie służyć własnemu narodowi i napchać sobie kieszenie szmalem.
Jeśli nawet Witkoff jest durniem lub rosyjskim agentem, to warto zauważyć, że spotyka się z nim sam Putin, co świadczy, że czuje się on nie tak pewnie i szuka jakiegoś wyjścia z sytuacji. Bogu dzięki w administracji Trumpa są jeszcze inni ludzie i nie sądzę, aby Trump przyjął opcję, że przekazanie Ukrainy Rosji jest dla USA wygodne. Natomiast nacisk na Wenezuelę, sojusznika Kremla w Ameryce Łacińskiej, daje na pewno Putinowi wiele do myślenia, w tym o tym, że Trump może podejmować twarde decyzje. Jak by się lewicowi dziennikarze, a szczególnie dziennikarki, nie śmiali z Trump, to on doprowadził do pokoju w Gazie, a wcześniej posadził na miejsce Iran, również sojusznika Rosji. To Ukrainie jest bardziej potrzebny pokój niż Rosji i z tego faktu trzeba robić realistyczne konkluzje. Europa może sobie szykować kolejne plany pokojowe, ale w tym cały jest ambaras, aby dwoje chciało naraz. Pokój to będzie deal, w którym obie strony wiele stracą.
Wykorzystać nasze atuty
Natomiast polscy politycy, którzy licytują się, że nie poślą polskich żołnierzy na Ukrainę niech się nie dziwą, że potem Francja, Niemcy i Ukraina ich olewają w negocjacjach. Nie można zajść w ciążę do połowy. Jeśli chcemy mieć wpływ na to co się dzieje na Ukrainie, to musimy umieć wykorzystać nasze atuty (np. naszą pomoc Ukrainie, lotnisko w Jasionce), ale także uczestniczyć w grze, a nie pleść duby smalone, że Rosja i Ukraina to dla nas taki sam wróg, niech więc się oboje wykrwawiają. Wykrwawi się Ukraina, która nijak Polsce nie zagraża i wtedy jak nad całą naszą wschodnią granicą będzie stać rosyjsko-białorusko-ukraińska armia to ja się wtedy tych mądrali z prawej z strony polityki i gazet zapytam: Czy Rosja już jest naszym wrogiem, czy jeszcze sojusznikiem? Obyśmy nie przegrali swojej niepodległości, jak to się zaczęło od Chmielnickiego, kiedy nie starczyło rozumu przeciągnąć Kozaków na swoją stronę. Módlmy się więc o pokój dla udręczonej Ukrainy, o mądrość dla siebie, abyśmy prymitywnej ruskiej propagandzie nie ulegali, i o to byśmy swojej Ojczyźnie niepodległość zapewnili.