Patrząc na mapę naszego kontynentu trudno nie zauważyć czerwonego, ognistego koloru, który wieszczy zagładę. To mapa demograficzna. Jak zauważył kilka dni temu Elon Musk: „albo Europa zacznie mieć duże rodziny, albo wymrze”.
Nigdy w historii współczynniki dzietności nie były tak niskie na naszym kontynencie. Uważa się, że minimum niezbędne do utrzymania populacji na bieżącym poziomie wynosi około 2,1 dziecka na kobietę w przypadku kraju takiego jak Polska. Tak wyliczony współczynnik wynika z tego, że nie każda kobieta dożyje do wieku, w którym może urodzić dziecko i nie każda też jest płodna.
W którym z europejskich krajów współczynnik ten wynosi obecnie przynajmniej owe 2,1? Krótka odpowiedź brzmi: w żadnym.
Europa musi zginąć?
Gdy spojrzymy na listę krajów o najwyższej oraz najniższej dzietności, trudno nie dostrzec jednego istotnego faktu: nie rzekome trudności ekonomiczne czy niepewność przyszłego losu sprawiają, że kobiety nie chcą rodzić dzieci. Wręcz przeciwnie. Pod względem ekonomicznym i społecznym kraje, w których współczynnik ten jest najwyższy, są słabo rozwinięte, a przyszłość – niepewna. Niger, Mali, Burundi, Somalia, Uganda, Burkina Faso, Zambia, Malawi, Angola, Sudan Południowy – oto pierwsza dziesiątka.
Jakie kraje znajdują się u dołu tabeli? Malta, Polska, Ukraina, Hiszpania, Litwa, Białoruś, Estonia, Włochy, Austria – to wszystko przedstawiciele Europy. Dołączają do nich kraje, w których rządy prowadzą celową politykę depopulacyjną: Chiny, Singapur, Korea oraz Tajlandia. Bardzo niski współczynnik dzietności jest także w Japonii. Celowo nie podaję szczegółowych liczb, ponieważ różnią się one nieznacznie w zależności od źródła i momentu zebrania danych statystycznych, trend jest jednak wyraźny, i co gorsza – umacnia się z roku na rok. Tegoroczne dane polskiego GUS mówią o rekordowo niskim wskaźniku dla naszego kraju: to zaledwie 1,09 dziecka na kobietę. UNDESA (agenda ONZ odpowiedzialna za kwestie ekonomiczne i społeczne) w wydanym w tym roku oficjalnym dokumencie podaje zarówno dane historyczne, bieżące, jak i prognozy na kolejne lata. Niestety dla Europy prognozy te wyglądają źle, a wręcz – katastrofalnie. W żadnym z europejskich krajów do roku 2054 (tak daleko sięga prognoza ONZ) współczynnik dzietności nie wróci na poziom 2,1 – umożliwiający zastąpienie obecnego pokolenia kolejnym.
Ostatnie pokolenie?
Co to oznacza w praktyce? Zapaść demograficzna prowadzi ostatecznie do zapaści gospodarczej, cywilizacyjnej i społecznej. Gdy społeczeństwo się starzeje i nie ma komu zastąpić obecnych lekarzy, nauczycieli, inżynierów, pracowników fizycznych, a na dodatek – jeden obywatel w wieku produkcyjnym musi utrzymać dwóch lub więcej emerytów, trudno spodziewać się gospodarczej prosperity. To nie zmiany klimatyczne są największym problemem współczesnego świata, a w szczególności – Europy. Problemem, który powinien spędzać sen z powiek politykom i aktywistom, jest demografia. W pewnym sensie rzec można, że rację ma „Ostatnie pokolenie” – niewykluczone bowiem, że będą oni ostatnim pokoleniem Europejczyków. Nie dlatego jednak, że nasza planeta spłonie od klimatycznego przegrzania, ale po prostu dlatego, że europejskie kobiety nie chcą mieć dzieci. Zamiast przyklejać się do asfaltu czy oblewać farbą obrazy w galeriach sztuki, aktywiści powinni się więc wziąć za zakładanie rodzin, rodzenie i wychowanie potomstwa.
Skupienie się na własnej wygodzie, na „samospełnieniu” to najprostsza recepta na zagładę. Dowodzi tego bez żadnych wątpliwości eksperyment Calhouna, zwany też „mysią utopią”. Idealne warunki do życia sprawiają, że populacja wymiera. Tam natomiast, gdzie życie stawia wyzwania, tam populacja się rozwija. Doświadczeni sadownicy wiedzą, że jeśli drzewu zapewni się nadmiernie komfortowe warunki, będzie się rozrastać, ale nie przyniesie obfitego owocu. Aby pojawiły się owoce, trzeba drzewo przycinać, a nawet dostarczyć mu umiarkowanego stresu (na przykład zakładając na pień pierścień uciskowy). Jeśli wczytamy się w oficjalny dokument UNDESA, jasne staje się, że wygoda i bogactwo społeczeństw bardzo silnie korelują z niskimi wskaźnikami rozrodczości.
Elon Musk wzbudza nieraz kontrowersje swoimi poglądami. W tym przypadku jednak ma stuprocentową rację: jeśli Europa się nie opamięta, a jej mieszkańcy nie zaczną myśleć o rodzinie zamiast o własnej wygodzie, to można się spodziewać tylko jednego: demograficznej katastrofy. Po Europie w obecnym kształcie zostaną tylko zgliszcza, a jej dziedzictwo i bogactwo przejmą ci, którzy rozumieją, że bez dzieci nie ma przyszłości. Na nic nie zdadzą się mury i zapory budowane na granicach. Nie będzie komu ich pilnować. A miejsce rdzennych Europejczyków zajmą przybysze z Afryki czy innych regionów, w których rodzina i dzieci są ważniejsze niż komfort i samorealizacja.
Źródła: Geo.universe, UNDESA, GUS, Portal X, Live Action, Money.pl