Wesoły śmiech wstrząsa klasą. Lecz troje czy czworo dzieci ponuro spuszcza wzrok
PROMIC - Wydawnictwo Księży Marianów
Warszawa, grudzień 2010
ISBN 978-83-7502-227-8
stron: 224
Format książki: 125 x 196 mm
fragment książki
Prosząc o drugą dokładkę, zawstydzony gość waha się przez chwilę.
– Ha-ha...
– Ale! Ha-ha!
Wesoły śmiech wstrząsa klasą. Lecz troje czy czworo dzieci ponuro spuszcza wzrok. To sieroty wychowywane przez zastępczych rodziców.
– Powiedzcie dzieci, czy wszystkie dostałyście wczoraj od mamy jakiś smakołyk do zjedzenia?
– Tak!
– Tak, proszę pani!
– Tak.
W sali unosi się las dziecięcych rąk. W kilku miejscach brakuje rąk w powietrzu. Tam, gdzie siedzą dzieci, które patrzą w podłogę.
– Dlaczego nie podniosłaś rączki? Och, przepraszam, twoja mama zginęła...
Czas na wypracowanie klasowe. Nauczycielka wypisała dużymi literami na tablicy tytuł: „Mój dom rodzinny”. Uczniowie piszą zawzięcie, od czasu do czasu podnosząc wzrok albo spoglądając w okna. Są pogodni, wyglądają na szczęśliwych. Niektórzy chyba piszą o zjedzonym tego ranka śniadaniu. Ale dwoje czy troje dzieci gryzie tylko końce ołówków i nie pisze niczego.
Dziś jest dzień inspekcji fizycznej.
– Słuchaj, czy nie mówiłem wczoraj wyraźnie, że dzisiaj musicie przyjść w czystych spodenkach? To dlaczego masz na sobie brudne? Całkiem zapomniałeś o higienie? Wiem, że nie masz matki, ale chyba ktoś się tobą opiekuje, prawda? Słucham? To dlaczego jej nie poprosisz? No i czemu nie odpowiadasz? Słuchaj, nie możesz tak po prostu stać ze skwaszoną miną. Jeżeli za trudno ci ją poprosić, napiszę ci uwagę, żebyś jej pokazał.
Wspólne wyjście.
– Jajecznica jest nawet niezła, ale jak jesteśmy w barze, zjadłbym kulki ryżowe z marynowanymi śliwkami. Mama wiedziałaby, co mi zamówić...
Powrót ze szkoły.
– Cześć! Jak się masz? Wracasz ze szkoły, prawda? Och!... Aha. Masz szczęście, że wzięła cię dobra rodzina. Ostatnio bardzo surowo traktują sieroty, wiesz? Zasada jest taka, że jak złapią cię na ulicy, automatycznie lądujesz w sierocińcu. Spotykasz się czasem ze starymi kolegami? Co? Wcale? Lepiej, żebyś się nie spotykał, bo inaczej mógłbyś narobić kłopotów swojej nowej rodzinie. Pamiętaj, żebyś dobrze się uczył, starał się i wyrósł na porządnego człowieka. I nigdy nie zapominaj, że powinieneś być wdzięczny ludziom, którzy cię przyjęli. Dobrze?
Gdy człowiek naderwie sobie paznokieć małego palca, odsłonięta tkanka okropnie boli, kiedy się nią czegoś dotknie, ale bez tego bólu można by nawet nie zauważyć, że ma się naderwany paznokieć. Palec boli, lecz nie ma powodu, by nienawidzić przedmiotu, który został przypadkiem dotknięty. Boli, ponieważ paznokieć chroniący koniuszek palca został zerwany. Ból nie pojawia się z winy przedmiotu, palec nie powinien także winić siebie. Przyczyną ostrego bólu jest drobny wypadek, który spowodował zerwanie paznokcia. Mały palec nie odczuwa nienawiści ani żalu wobec niczego, tylko w milczeniu znosi ból. Nie nosi w sobie złości względem pozostałych palców, które mają paznokcie. Jednak mimo wszystko czuje, że dzieje mu się niesprawiedliwość – dlaczego w wyniku wypadku tylko on jeden musi odczuwać tak dotkliwy ból? Gdyby zaczął przeklinać pozostałe dziewięć palców, mówiąc: „Niechby tak i wam pozrywało paznokcie!”, popełniłby niewybaczalny grzech.
Ludzie, którzy nie doświadczyli ciężkich przeżyć, są pozbawieni pewnej wiedzy. Ci, którzy nie odczuwali bólu, nie mają jego świadomości. Człowiek, którego serce nie zostało zranione, jest nietaktowny, mało wrażliwy i niewyrozumiały. Ponieważ jest mało wrażliwy, nie zauważa, kiedy otaczają go wrażliwsi ludzie i niechcący dotyka ran w ich sercach. Jątrzy ich rany, wcale się nie hamując. Robi to jednak nieświadomie, stąd nie popełnia występku. Lecz mimo braku występku, ofiara cierpi. Właśnie. Ludzie nie powstrzymują się przed bezmyślnym używaniem takich słów, jak: „gość”, „pasierb”, „wykolejeniec”, „głupek”, „opiekować się”, „wdzięczność”, „porządny człowiek”. Jak słowa te brzmią w uszach osieroconych dzieci?
Kiedy sieroty próbują kroczyć prawdziwą drogą, żyjąc jako sieroty, raz po raz słyszą bolesne dla nich słowa i spotykają się z niemiłym traktowaniem. Nie mogą temu zapobiec, nie mogą trwale zatkać sobie uszu ani chodzić z zamkniętymi oczami. Muszą niezłomnie stąpać po ścieżce prawdy, słysząc okropne słowa i doświadczając mało taktownych gestów. Czy Makoto i Kayano, znalazłszy się na owej ścieżce, zaczną gromadzić w sobie uczucia żalu, nienawiści, gniewu oraz zazdrości wobec innych? W ostatnich dniach właśnie ta sprawa najbardziej trapi mnie w środku. Jeśli bowiem tak się stanie, moje dzieci zawrócą z właściwych dróg i zaczną zdążać prosto do piekła.
Modlę się, aby moje dzieci nie przestawały pić gorzkiego wina, które będą dostawać. Mam nadzieję, że nie będą zazdrościć innym dzieciom, które trzymają w dłoniach kubki słodkiego wina. Mam nadzieję, że zamiast im zazdrościć, moje dzieci będą niewinnie cieszyć się z ich szczęścia. Jakże dobrze by było, gdyby postąpiły jeszcze dalej i pijąc swoje gorzkie wino, uśmiechały się tak samo radośnie jak ich koledzy, którzy piją wino słodkie! Jeśli zdołają wznieść się na taki poziom ducha, będę bardzo szczęśliwy!
Każdy może pić gorzkie wino podawane mu przez los, jeśli osiągnie stan duchowej „rezygnacji”. Nie da się jednak pić gorzkiego wina z wielką radością, jeśli pije się je tylko z rezygnacją. Aby odczuwać w takiej sytuacji radość, trzeba do końca wierzyć w opatrzność Bożą. Zarówno słodkie, jak i gorzkie wino to największe dary Boże, udzielane w ramach Jego opatrzności. Powodem, dla którego teraz dostałem gorzkie wino, jest to, że Bóg wie, iż w tej chwili właśnie tego mi potrzeba, abym osiągnął szczęście. Jeśli w tej samej chwili ktoś inny otrzymał kubek słodkiego wina, to dlatego, że dla jego szczęścia potrzebne było właśnie to, a Pan Bóg postąpił rozmyślnie i roztropnie. Bóg pragnie, aby każdy stworzony przez Niego człowiek pozostawał w stanie prawdziwego szczęścia. W związku z tym przepisuje każdemu odpowiednią w danej sytuacji i na daną okazję miksturę. Przepisuje lekarstwo. Jestem lekarzem i wiem, jak trudno jest wypisywać recepty. Pacjentom, którzy cierpią na bóle brzucha, przepisujemy gorzkie krople żołądkowe. Aby przynieść ulgę pacjentowi, którego boli brzuch, musimy przepisać gorzkie lekarstwo. Lekarz, który przepisuje krople żołądkowe choremu skarżącemu się na dolegliwości żołądkowe, nie podaje mu ze współczucia słodkiej zupy fasolowej zamiast gorzkich kropli.
Pacjentom, którzy przeziębili się i skarżą się na mokry kaszel, przepisujemy słodki syrop przeciwkaszlowy, ponieważ potrzebne jest im coś słodkiego. Gdybyśmy nie zwracali uwagi na objawy choroby i dawali tym pacjentom gorzkie leki, w przekonaniu, że dobre lekarstwo powinno być gorzkie, co działoby się dalej z tymi pacjentami? Nieważne, czy lekarstwo ma słodki czy gorzki smak, powinno być najbardziej odpowiednie w tym sensie, aby skutecznie wyleczyło pacjenta z jego choroby. Niektórzy pacjenci reagują emocjonalnie na smak leku. W każdym razie Bóg Wszechmogący nie musi wypróbowywać różnych środków, bez trudu od razu przepisuje człowiekowi najlepsze lekarstwo. Podejmuje decyzje, kierując się nieskończoną miłością, więc Jego wybory zawsze są optymalne.
Najlepsze, co może zrobić Makoto po mojej śmierci, to zaakceptować siebie samego jako sierotę. Bóg dobrze o tym wie, ponieważ jest nieskończenie mądry. Tak samo dla Kayano będzie najlepiej, jeśli zaakceptuje siebie jako sierotę, która żyje bez rodziców. Pan Bóg zdaje sobie z tego sprawę, ponieważ nieskończenie kocha moją córeczkę. Mój drogi Makoto, gorzkie wino, jakie przyszło ci pić, to lek, który przepisał ci Pan Bóg, wystawiając dla ciebie receptę na miłość. Kochana Kayano, dostajesz gorzkie wino, ale to lekarstwo przepisane ci przez Boga. Pij je, a wtedy spotka cię szczęście wieczne. Dziękujcie Bogu za gorzkie wino, które pijecie.
Prawdziwa sierota idzie przez życie sama. Prawdziwe życie sierot jest naznaczone bólem. Podążanie drogą sieroty jest nader przykre, smutne i trudne. Ścieżka jest ciemna, wąska, stroma, kamienista, niewiele na niej kwiatów, często okazuje się, że zabrnęło się w ślepą uliczkę. Stojący przy drodze ludzie są chłodni jak umarłe drzewa, niegodni zaufania, obojętni, często rzucają człowiekowi kłody pod nogi. Dwoje dzieci idzie razem, trzymając się za ręce; chłopiec ma trzynaście lat, a jego siostrzyczka siedem. Wiara nie usunie samotności, cierpienia, trudów ani smutku. Samotność pozostanie. Na zawsze. Tak samo ból, kłopoty i smutek także zawsze będą im towarzyszyć. Religia nie jest opium. Celem wiary nie jest likwidacja fizycznego i psychicznego cierpienia człowieka. Nie na tym polegają korzyści z wiary. Oczywiście, ponieważ Bóg jest miłością, zdarza się, że rzeczywiście koi ból cierpiącej osoby. Odnotowano wiele przypadków cudownych uzdrowień wskutek modlitw, uzdrowień z chorób, których medycyna nie potrafi wyleczyć. Pan Bóg od czasu do czasu dokonuje takich dzieł, aby udowodnić ludziom, że istnieje i że jest miłością. Musi być to drobna odmiana od zwykłego, oszczędnego sposobu bycia Boga. Wiara w Boga oparta na przekonaniu, że usunie on ból i wszelkie udręki, które spotykają człowieka w ziemskim życiu, jest niedojrzała. Nie wolno nam wkraczać na ścieżkę wiary w taki sposób, jakbyśmy prosili lekarza o zastrzyk z dawką morfiny z powodu bólu żołądka. Prawdziwe życie w wierze to coś rozgrywającego się na zupełnie innym, nieporównanie głębszym poziomie.
Człowiek od urodzenia dąży do absolutnego szczęścia. Nie wie, w czym go upatrywać, więc zaczyna samodzielnie rozglądać się w jego poszukiwaniu. Niektórzy ludzie sądzą, że szczęście ma związek z bogactwem, skupiają się więc na gromadzeniu pieniędzy. Inni dochodzą do wniosku, że szczęście wiąże się z władzą i pozycją społeczną, dążą więc do tego, by mieć więcej władzy i wyższą pozycję w społeczeństwie. Jeszcze inni uważają, że szczęście można odnaleźć w wiedzy i ciągłym jej zgłębianiu, zostają więc naukowcami i pracują na wyższych uczelniach. To jednak nie wszystkie sposoby na znalezienie szczęścia. Kiedy byłem młody i silny, próbowałem odnajdywać je w mojej rosnącej pozycji społecznej. Odnosiłem przyzwoite sukcesy, więc zagłębiałem się w rozmaite dziedziny, które rysowały się dla mnie obiecująco. Nigdy jednak nie zaznałem absolutnego szczęścia. Upłynęło wiele lat, aż w końcu przeżyłem wybuch bomby atomowej i doznałem jego straszliwych skutków. Dopiero wtedy zdałem sobie sprawę, że doskonałe szczęście mogę osiągnąć tylko dzięki religii. Idealne szczęście to szczęście życia z Bogiem. Teraz więc jestem szczęśliwy. Modlę się tylko, aby moje dzieci także osiągnęły taki stan ducha.
Religia to droga prowadząca ludzkość do Boga. Musimy zatem ponad wszystko wypełniać nasze obowiązki wobec Boga. Moim najpierwszym życzeniem jest pokazywanie chwały Bożej i moim dzieciom nie wolno nigdy zapominać o tym życzeniu. Stałe spełnianie go równa się osiągnięciu stanu szczęścia doskonałego.
Kiedy czujemy się samotni, trzeba nam dziękować Panu Bogu, ponieważ nasza samotność jest stanem zesłanym nam przez Bożą opatrzność i winniśmy ją akceptować. Gdy cierpimy, trzeba nam znów wiedzieć, że to idealnie dobrany, potrzebny nam przejaw opatrzności Bożej i powinniśmy znosić owo cierpienie z wdzięcznością. Zanurzając się w samotności i bólu, musimy przeto robić wszystko co w naszej mocy, modląc się, aby Pan Bóg wskazał nam sposób, w jaki możemy stać się zwierciadłem Jego chwały. To zupełnie co innego niż perwersyjny masochizm, który prowadzi niektórych ludzi do doznawania przyjemności w zadawaniu sobie fizycznego cierpienia. Ci, którzy naprawdę żyją podług zasad wiary, robią to samo, kiedy odczuwają radość, jak i kiedy doznają samotności i cierpień. Stąd i radość przyjmują jako przejaw opatrzności Bożej i modlą się o rozeznanie, co powinni zrobić dla rozgłaszania Bożej chwały. Krótko mówiąc, to czy człowiek pracuje na chwałę Bożą, nie zależy od tego, czy doznaje on przyjemności, ma dogodne bądź niedogodne warunki do czegoś, ani od jego porażek, cierpienia, zdrowia bądź choroby. Praca na chwałę Bożą wiąże się z doskonałym szczęściem, toteż nie powinny mieć na nie wpływu niekorzystne warunki, porażki, choroba czy ból. Kiedy chorujemy, ofiarowujemy naszą chorobę Bogu, gdy cierpimy, ofiarowujemy Mu nasze cierpienie, kiedy spotykają nas przeciwności, wciąż pracujemy na chwałę Bożą, akceptując owe przeciwności. Doświadczamy wtedy nadprzyrodzonego, doskonałego szczęścia, mimo że nasze fizyczne czy też psychiczne cierpienie trwa nadal.
Fizyczna droga życia moich dzieci, które zostaną sierotami, będzie pełna trudów. Lecz ścieżka duchowa, którą pójdą w jedności z Bogiem, będzie przepełniona szczęściem. Niezależnie od fizycznego ucisku, upokorzeń i cierpień, których mogą doznawać moje dzieci, ich duch ma bezpośrednie połączenie z Bogiem, zaznawać więc będą pokoju i szczęścia.
W Kazaniu na Górze Jezus Chrystus rzekł: „Błogosławieni, którzy się smucą, albowiem oni będą pocieszeni” (Mt 5, 4).
Płaczcie, moje dzieci, płaczcie!
opr. aś/aś