Prostota życia w Nazarecie dorównywała jedynie mocy i głębi osobistych więzi, łączących tych Troje
PROMIC - Wydawnictwo Księży Marianów
rok: 2011
ISBN 978-83-7502-263-6
stron: 232
Format książki: 125 x 196 mm
fragmenty książki
Z kolei św. Łukasz wspomina o okresie życia ukrytego w Nazarecie, gdy Jezus „rósł i nabierał mocy, napełniając się mądrością”, pod okiem Maryi i Józefa. W pierwszym etapie życia ukrytego Maryja pełniła wobec Dzieciątka Jezus zwyczajne zadania macierzyńskie; tak jak wszystkie matki musiała być przy Nim, aby Go wychowywać, kształcić, zapewnić Mu „pierwsze wychowanie”. Dlatego św. Łukasz podkreśla, że Jezus „rósł” i „napełniał się mądrością”. Jezus zaznał, czym jest dorastanie w wymiarze biologicznym i nabywanie doświadczenia, choć przecież w najtajniejszej głębi swojej duszy, mając pełnię łaski, nie mógł być wychowany w sensie ścisłym ani nabywać cnót. Mimo to Maryja, aby okazać posłuszeństwo woli Ojca, musiała postępować z Jezusem tak, jak gdyby naprawdę Go wychowywała, choć również wiedziała, że w najtajniejszej głębi swego serca Jezus jest „święty” – skoro jest Synem Bożym, jak Jej powiedział anioł Gabriel. Wychowanie stanowi istotną część macierzyństwa, a zatem by żyć doskonałym macierzyństwem, Maryja musiała wychowywać swojego Syna, ale w ubóstwie, stworzenie nie może bowiem mieć prawa do Boga. A ponieważ wychowanie jest wspólnym dziełem matki i ojca, Józef został w nie włączony i wraz z Maryją musiał realizować je w ubóstwie.
Pierwsze lata w Nazarecie, kiedy Dzieciątko Jezus przebywało tak blisko Matki, a Józef pracował na utrzymanie Maryi i Jezusa, musiały być czasem radości, pokoju, kontemplacji. Józef, pracując jako rzemieślnik, trwał w wielkiej bliskości z Jezusem i Maryją i żył tylko dla Nich dwojga, z ogromnym pragnieniem, by kochać Ich coraz bardziej, poznawać Ich coraz głębiej. Wieczorami Maryja z pewnością opowiadała Józefowi wszystko, co przeżyła z Jezusem, i kim Jezus dla Niej jest...
Prostota życia w Nazarecie dorównywała jedynie mocy i głębi osobistych więzi, łączących tych Troje. Była to prawdziwa szkoła świętości i miłości. Jezus swoim milczeniem i przykładem przyciągał do siebie coraz mocniej serce Maryi i serce Józefa. Tę wspólnotę naprawdę „ożywiały jeden duch i jedno serce” (Dz 4, 32). Każdego roku Józef i Maryja chodzili do Jerozolimy na Święto Paschy (zob. Łk 2, 41). W najtajniejszej głębi swych serc prowadzili oni życie chrześcijańskie, ale pozostawali zarazem aktywnymi członkami ludu Izraela, ściśle przestrzegającymi nakazów Prawa, a także z wielkim upodobaniem pielgrzymującymi do Jerozolimy na Święto Paschy.
Gdy [Jezus] miał lat dwanaście, udali się [do Jerozolimy] zwyczajem świątecznym. Kiedy wracali po skończonych uroczystościach, został młody Jezus w Jerozolimie, a tego nie zauważyli Jego Rodzice. Przypuszczając, że jest wśród pątników, uszli dzień drogi i szukali Go między krewnymi i znajomymi. Gdy Go nie znaleźli, wrócili do Jeruzalem, szukając Go. Dopiero po trzech dniach odnaleźli Go w świątyni, gdzie siedział między nauczycielami, przysłuchiwał się im i zadawał pytania. Wszyscy zaś, którzy Go słuchali, byli zdumieni bystrością Jego umysłu i odpowiedziami (Łk 2, 42-47).
Jezus ma dwanaście lat. Pierwszy etap Jego wychowania, przy matce, dobiegł końca. Po raz pierwszy udaje się z rodzicami do Jerozolimy, żeby obchodzić z nimi Święto Paschy. Dla Maryi i Józefa, dla ich pobożnych dusz, z pewnością jest to wielka radość. Jeśli modlą się, wychwalają i uwielbiają Boga w świątyni, w bliskości Jezusa, z Jezusem, to również patrzą, jak On modli się w świątyni z całym swoim ludem. Nikt nigdy nie modlił się tak jak On, Jego modlitwa jest tak prosta i głęboka, całkowicie skierowana ku Bogu i ukryta, że nikt na Niego nie zwraca uwagi.
W tej głębokiej radości opuszczają Jerozolimę, bez cienia niepokoju. A oto Jezus, nic nie mówiąc, zostaje w Jerozolimie, aby dać pierwociny swojej nauki uczonym w Prawie. Wypytuje ich jak inteligentne dziecko − to najbardziej miłosierny sposób nauczania. Jezus wie, że w ten sposób, zdobędzie posłuch; później zaś, gdy mając trzydzieści lat, będzie nauczał na mocy autorytetu, już nie będą Go słuchali – z wyjątkiem Nikodema. Św. Łukasz podkreśla: „Wszyscy, którzy Go słuchali, byli zdumieni bystrością Jego umysłu i odpowiedziami”. Dwunastoletni Jezus chce pomóc uczonym w Prawie lepiej zrozumieć Pisma, bardziej otworzyć się na nadprzyrodzoną wiarę; posługując się Słowem Bożym, zmusza ich do pójścia dalej w poszukiwaniu tajemnicy, w poszukiwaniu prawdy.
Podczas gdy Jezus przebywa w świątyni pośród nauczycieli, Maryja i Józef doznają niepokoju i lęku, nie wiedząc, gdzie mogą Go znaleźć. Zgubili ślad Jego obecności. Jezus mógł im oszczędzić tego cierpienia, gdyby ich uprzedził − z pewnością wyraziliby zgodę, a nawet zrozumieliby kapłański pośpiech Chrystusa, że spieszno Mu dać świadectwo prawdzie (zob. J 18, 37). On jednak nic nie powiedział, chociaż miał świadomość, jak będą cierpieć z tego powodu w swych sercach. On sam wbija miecz − i musi to uczynić jako Posłany przez Ojca, jako Ten, który jest całkowicie „w tym, co należy do Ojca”.
To cierpienie, smutek, to konanie w sercu Józefa i Maryi, którego przyczyną jest Jezus, ma głębokie i tajemne znaczenie, którego Józef i Maryja na razie nie pojmują – niezrozumienie stanowi zresztą nieodłączną część tajemnicy. Konanie jest konaniem tylko wtedy, gdy nie widzimy jego sensu, gdy jest całkowicie mroczne, nieprzejrzyste. Czyż to cierpienie, smutek, konanie, nie są po to, żeby Józef i Maryja współdziałali na swój sposób z pierwocinami nauczania Jezusa, z pierwocinami Jego życia apostolskiego? Czyż w tym doświadczeniu proroctwo starca Symeona nie spełnia się po raz drugi? Z pewnością miecz dosięga tutaj w pierwszej kolejności Maryi, ale w następnej również Józefa. W tym wspólnym cierpieniu, w tym wspólnym smutku i lęku Józef i Maryja stają się sobie bliscy w nowy sposób − razem niosą pierwociny apostolskiego życia Jezusa. Od swojego pierwszego spotkania aż do tej pory nie byli ze sobą tak sam na sam, twarzą w twarz. A oto są sami, razem, wspólnie dźwigając ciężar cierpienia: nieobecność Jezusa, nieznośną, niezrozumiałą. To Jezus ich jednoczy, również teraz, ale inaczej niż dotąd − swoją nieobecnością, swoim antycypowanym krzyżem, misją daną Mu przez Ojca.
Przez te trzy dni Józef i Maryja doświadczają głębokiej jedności w cierpieniu, nowego wzajemnego zaufania. Józef cierpi nie tylko z powodu nieobecności Jezusa, ale również z powodu bólu, jaki ta nieobecność rodzi w sercu Maryi. Niesie te dwa cierpienia, ten podwójny miecz, który jest jednym mieczem, a który z powodu cierpienia Maryi jest dla serca Józefa niezwykle ostry. Maryja natomiast cierpi przede wszystkim z powodu nieobecności Jezusa, ale również z powodu Józefa. Smutek Józefa jest dla Niej nie do zniesienia − on na to nie zasłużył! Ten sprawiedliwy, prawy człowiek nie powinien doświadczać takiego lęku. Dlaczego Jezus tak postąpił, On, zawsze uległy, posłuszny, cudownie dobry i pełen szacunku dla autorytetu Józefa? Skąd to niezrozumiałe zachowanie? A wobec Maryi, będącej tak blisko swojego Jezusa, tak głęboko z Nim zjednoczonej (On jest Jej umiłowanym Synem, w którym „ma upodobanie”) – skąd to milczenie, to zerwanie? Co to za nowa, nieoczekiwana, niepojęta postawa?
Maryja mogłaby postawić sobie te wszystkie pytania z miłości do Józefa, z obawy, że on sam ich sobie nie zada. W rzeczywistości jednak, godząc się na to, że nie rozumie, zdała się w cierpieniu i smutku na upodobanie Ojca. W Jej sercu obecna jest miłość, miłość pełna cierpienia, smutku, lęku, która jednak nad wszystkim odnosi zwycięstwo. W tej ciężkiej próbie Maryja jest siłą i nadzieją Józefa, jest jego światłem. Dzięki Niej Józef przechodzi tę próbę z miłością. W ciągu tych trzech dni każde z nich naprawdę przeżywa wewnętrzne męczeństwo − prawdziwe męczeństwo – znoszone z miłością. Ich dusze trwają w całkowitym zawierzeniu upodobaniu Ojca i błagają Go, by był przy nich obecny, by pomagał im w poszukiwaniu, tak by nie tracili czasu.
opr. aś/aś