Trzy wiersze: "Sztuka przyjaźni", "Wzgórza Emmy", "(***)"
Tereni Szlachetną stroną duszy, widzisz we mnie światła innym nie widoczne, a moich mroków nigdy nie osądzasz. Jeśli są we mnie jakieś dobre ziarna, umiesz je wydobyć i hodować w ogród. Moje ułomności nie są ci ciężarem (tak jak są nim dla mnie), a czasem nawet cię wzruszają... Jak naturalnie dajesz, tak przyjmujesz — dary. W twojej obecności śmieję się i płaczę bez tarcz obronnych, masek, parawanów, gdyż nie jest ci we mnie obce nic, co ludzkie, albo ponadludzkie. Pozwalasz mi odejść i czekasz z nadzieją, szanując tajemnicę wnętrza. Ta sama łączy nas Golgota, ta sama Góra Przemienienia, jedną nam dano, słodko-gorzką strawę. Milczenie z tobą jest wezbrane treścią i każda rozmowa. Jesteś — — Jakże mam dziękować?
Jak — nie kochać Piękna, które trwa nieświadome siebie, bez uzasadnienia — w łagodnych wzgórzach Emmy, późnym latem a które — we mnie — nabiera istnienia? Nim nadlecą myśli, jak przed burzą ptaki, któż zna odpowiedzi? a kto — tłumaczenia, wagi swego miejsca, wyznaczonej roli, tego, jak konieczność rodzi się z przypadku przedziwnej harmonii, wpisanej zagadką w ten milczący ład i — — czemu tak boli...
* * *
dzieciom Z żywego ciała bólu wydobyte (serca — co wiecznie kłóci się z rozumem) rosną pisklęta nieporadne — w i e r s z e. Ćwiczone w lotach i godowych pieśniach raz są posłuszne, raz stawiają opór. Są tu przelotem — nie do zatrzymania. Pod czyimś dachem wybudują gniazda, kogoś ich głos ukoi, kogoś wzruszy... Odlecą wolno, żegnane westchnieniem, za horyzont Słowa. — — Powrócą spełnieniem.
opr. mg/mg