Fragmenty powieści opisującej historię życia Maryi p.t. "Niezwykły kwiat"
Zdzisław Tomczyk Niezwykły kwiat |
|
Zobaczyła Go na podwyższeniu, skrępowanego, stojącego przed Piłatem. Nie słyszała ani słowa z rozmów jakie prowadzili Piłat i Kajfasz oraz jego ludzie. Nie można było podejść bliżej. Poza tym krzyki zagłuszały wszystko.
Nagle tłum ruszył w stronę pałacu Heroda. Bo właśnie do Heroda odesłał namiestnik Oskarżonego. Tłum zepchnął Marię i Jana w boczną uliczkę i tu musieli czekać na dalszy ciąg wydarzeń.
Niedługo potem wszyscy wracali z powrotem do pałacu, gdzie rezydował Piłat. Maria i Jan jedynie z daleka mogli śledzić dalszy ciąg wydarzeń. To wprowadzano Jezusa do pretorium, to Go wyprowadzano. Niósł się tylko — podawany z ust do ust — komentarz: Piłat nie znalazł w Nim żadnej winy. Piłat chce Go uwolnić. Piłat kazał Go ubiczować. Wyprowadzili Barabasza. Z dala widzieli, jak pośród tych, którzy są bliżej sędziowskiego tronu Piłata, kursują podejrzani ludzie, szepcząc coś do stojących tam gapiów i wciskając coś do rąk. Potem dowiedzieli się, że to słudzy świątynni rozdawali pieniądze. Na koniec rozległ się ryk: Ukrzyżuj! Nie mamy króla, tylko cezara! Ukrzyżuj Jezusa z Nazaretu!
Gdy ogłoszono wyrok, Maria wiedziała, że orszak przejdzie uliczkami Jerozolimy wiodącymi w kierunku miejsca straceń. By zobaczyć Jezusa, trzeba wyprzedzić orszak i znaleźć się na drodze prowadzącej stąd na Golgotę. Z Janem przeciskała się ku miejscu, w którym — jak sądziła — zobaczy z bliska swojego Syna.
Przewidziała to dokładnie. Zobaczyła ogrom ran zadanych Synowi. Nie było czasu na użalanie się. Jezus wyczuł obecność Matki. Spojrzeli sobie w oczy. Oboje powiedzieli sobie wzrokiem: Tak się musiało stać. Matko, bądź mężna! Synu, jestem z Tobą!
Orszak szedł dalej. Teraz Maria myślała, jak stanąć przy Synu na Golgocie.
Znów udało się Jej wyprzedzić kolumnę żołnierzy. Z Janem i niewiastami stanęła pod szczytem. Tu nastąpiła kulminacja cierpienia Syna i Matki. Każdy ból zadany Synowi, był jej bólem. Gdy Jezusa przybijali do krzyża, czuła ostrza gwoździ. Każda rana była jej raną. Każdy cierń dotykał jej głowy. Gdy drwili z Syna, krwawiło jej serce. Gdy Jemu brakowało oddechu, brakowało go jej. Maria mogła Mu dać jedynie swoją obecność i swoje współczucie.
Stała pod krzyżem Syna mając głowę na wysokości Jego stóp. By popatrzeć na Jego twarz, musiała wznieść oczy w niebo. I to wzniesienie oczu stawało się znakiem. By ujrzeć sens cierpienia, trzeba popatrzeć w górę, w niebo, w kierunku Boga, jak na modlitwie. To podniesienie głowy pozwalało także oderwać wzrok od nienawistnych twarzy, otaczających krzyż Syna. Przede wszystkim jednak to podniesienie oczu dodawało siły, było znakiem: Zaufaj, już wiesz, że cierpienie przynosi owoc. Wiesz, że ofiara Syna ma swoją wyjątkową wagę.
Z krzyża nie było skargi, chociaż też nie było słów pociechy. Maria wiedziała, że pociecha i radość przyjdą później. Słowa pociechy skierował Jezus do łotra: Dziś ze mną będziesz w raju. To była nagroda za uznanie swych win, za żal, za odwołanie się do Syna, odwołanie tak niezwykłe: Wspomnij na mnie, gdy wejdziesz do swego królestwa. Ten złoczyńca zadziwił swą wiarą, ale i Jezus zadziwił swoją hojną obietnicą: Będziesz dziś w raju.
Podziw Marii wywołały także słowa Jezusowej modlitwy, obejmujące tych, którzy okazali Mu swoją nienawiść: Ojcze, odpuść im, bo nie wiedzą, co czynią. A więc: Ojcze, okaż im swoje miłosiedzie! Okaż miłość mimo ich nienawiści. To nie tyle Syn musiał prosić Ojca: Odpuść im. Syn objawiał, co gotów jest zrobić Ojciec. Po prostu odsłaniał jak niepojęta jest miłość Boga.
opr. aw/aw