Toronto Blessing jest już w Polsce

Czym jest Toronto Blessing? Czym ten nurt charyzmatyczny różni się od innych? Jak rozumieć jego specyficzne "namaszczenie"?

W dyskusjach toczonych w kręgach charyzmatycznych, a jeszcze częściej w polemikach anty-charyzmatycznych, pojawia się termin Toronto Blessing. Przypomnijmy najpierw, skąd wzięła się ta nazwa i jaka rzeczywistość się za nią kryje.

Otóż w roku 1994 pastorowie John Arnott i Carol Arnott zaprosili do swojego kościoła, należącego jeszcze wtedy do założonego przez Johna Wimbera ruchu Vineyard, pewnego charyzmatycznego ewangelizatora. Randy Clark, bo tak nazywał się ów mówca, posługiwał w The Toronto Airport Vineyard Church (dalej: TAVC) w czasie tzw. spotkań przebudzeniowych. Clark, co ważne, pozostawał pod wpływem kaznodziei o nazwisku Rodney Howard-Brown, znanym z posługi, której towarzyszyły spektakularne manifestacje utożsamiane z aktywnością Ducha Świętego. Podobne zjawiska pojawiły się również w czasie spotkań w TAVC: uczestnicy padali pod rzekomą mocą Ducha, tarzali się po ziemi, krzyczeli lub śmiali się (tzw. holy laughter), a nawet naśladowali ruchy zwierząt i wydawali charakterystyczne dla nich odgłosy.

Informacja o tych spotkaniach wkrótce obiegła świat charyzmatyczny, tak że zewsząd rozpoczęły się „pielgrzymki” do miejsca, w którym trwało ciągłe poruszenie. Arnottowie i Clark do dzisiaj zresztą pozostają zaangażowani w propagowanie tej przebudzeniowej wizji chrześcijaństwa. Bez cienia przesady można powiedzieć, że nie trzeba już jeździć do „Mekki przebudzenia”, teraz to TAVC dociera do środowisk charyzmatycznych organizując konferencje w wielu miejscach świata i wykorzystując świat internetowy do tego celu. Odwracając przysłowie, można powiedzieć: nawet jeśli Mahomet nie przyszedł do góry, to góra przyszła do Mahometa. Polska zresztą nie stanowi tutaj wyjątku od reguły.

W 2016 roku Randy Clark posługiwał w czasie wydarzenia „Jest więcej” zorganizowanego w Kaliszu. Pastor Jerzy Rycharski, jeden z przywódców Kościoła Bożego w Chrystusie (Społeczność w Kaliszu), zapowiadał w związku z tym uwolnienie Bożej mocy oraz „przełomy za przełomami”, jakie będą się działy wśród polskich chrześcijan różnych denominacji. Oczekiwanie takie o tyle można uznać za uzasadnione, że modlitwa Clarka rzeczywiście zwykle przynosi przebudzenie i nieodłączne od nich manifestacje. To zresztą ciekawe zjawisko: „namaszczony” przez Howarda-Browna potrafi w jakiś sposób przekazywać to „namaszczenie” dalej — temat warty uwagi teologów duchowości. Najważniejsze postaci w dzisiejszym środowisku neo-charyzmatycznym to właśnie osoby, które doświadczyły Toronto Blessing.

Dla mnie istotne jest to, że w kaliskim wydarzeniu uczestniczyli również katolicy. Zostało to udokumentowane w „Randy Clark w Kaliszu”, filmiku nagranym nie przez węszących teorie spiskowe, ale przez samych organizatorów. Jeśli mnie oczy nie mylą, jednym z uczestników czy raczej posługujących (naklejka „Ekipa modlitwy”) był Marcin Zieliński. Zdaje się, że katolicki charyzmatyk winien jest nam jakieś wyjaśnienie, jak tamto zaangażowanie ma się do zapewnienia, które kilka lat później opublikował w nagraniu: „Czy zostałem namaszczony podczas Toronto Blessing?”. Mówił wtedy: „Jedynym namaszczeniem, o którym wiem, które otrzymałem, było namaszczenie podczas chrztu i podczas bierzmowania”. Sęk w tym, że Clark jeździ po całym świecie właśnie w tym celu, żeby udzielać namaszczenia (nazywa to „impartation”) i w ten sposób Toronto Blessing wprowadzać do różnych kościołów.

Oczekiwałbym jednak gry w otwarte karty, za przykładem Mary Healy, przewodniczącej Doktrynalnej Komisji ds. Międzynarodowej Katolickiej Odnowy Charyzmatycznej. Gościła w Polsce w 2019 roku na zaproszenie łódzkich środowisk charyzmatycznych („Mocni w Duchu”). W wywiadzie, który został z nią przeprowadzony, przyznała bez ogródek, że otrzymała Toronto Blessing, które zresztą uważa za dobrodziejstwo. Członkini Papieskiej Komisji Biblijnej chętnie też opowiedziała o współpracy z Randy Clarkiem, pastorem od którego rozpoczęło się to dziwne zjawisko, założycielem Global Awakening propagującym „paradygmat przebudzeniowy” jako metodę duszpasterską.

Jezuita o. Remigiusz Recław, duszpasterz związany z „Mocnymi w Duchu”, w jednym z odcinków z serii Q&A zatytułowanym „Co sądzić o #TorontoBlessing?” przestrzega przed wylaniem dziecka z kąpielą. Niby nie broni zjawiska, owszem przyznaje nawet, że negatywne rzeczy związane z błogosławieństwem z Toronto wymagają oczyszczenia. Ale jednocześnie wskazuje na niejednoznaczność fenomenu, która nie pozwala mu postawić jasnego sądu. Widz może odnieść wrażenie, jakby to „coś”  dało się przynajmniej usprawiedliwić odmiennymi kulturowo-wyznaniowymi wrażliwościami. Nie wdając się w szczegółową polemikę, zauważmy tylko, że zaczynamy o tym rozmawiać „na poważnie”. A to oznacza, że oswajamy siebie i innych z tym „dzikim” zjawiskiem. Czy jednak ono samo daje się oswoić i ucywilizować?

Zapewne trzeba pytać, czy Toronto Blessing to bardziej słowo-klucz czy słowo-wytrych? Najważniejsze jednak, że tzw. błogosławieństwo z Toronto dotarło już do Polski i warto sobie z tego zdać sprawę. Przez jakiś czas zapewne skutki tego importowanego poruszenia pozostaną jeszcze w ukryciu, ale prędzej czy później dadzą zapewne o sobie znać. Z tego powodu, a przede wszystkim ze względu na przebudzeniowy paradygmat duszpasterski, jaki wiąże się z Toronto Blessing, sprawa nie dotyczy samych charyzmatyków, ale i Kościoła jako całości. Dobrze byłoby prosić duszpasterzy i kołatać do biskupów, a także szukać pogłębionej analizy tego fenomenu u teologów, by umożliwić proces rozeznania.

>> Kolejna część cyklu

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama

reklama