Jaką teologię „uzdrowienia” można wyczytać z książek współczesnych polskich charyzmatyków? Czy to, czy zostaniemy uzdrowieni zależy wyłącznie od poziomu naszej wiary?
Wybieram trzy osoby uśmiechające się do czytelnika z okładek książek-wywiadów, ze względu na rozpoznawalność i wpływ, jaki wywierają. Uprzedzam, że zacytowane wypowiedzi będą przydługie, ale chciałbym uniknąć posądzenia o stronniczość. Dla zabieganych wytłuszczam te fragmenty, które wydają mi się najgłośniej wołać o skomentowanie. Wszystkie one dotyczą charyzmatycznego uzdrawiania, uzasadnianego odwołaniami biblijnymi, zwłaszcza do miejsc, w których jest mowa o posłudze Jezusa i Jego Apostołów. W następnym odcinku ocenimy ten rodzaj egzegezy Pisma Świętego, jaki uprawiają Marcin Zieliński, Karol Sobczyk i Michał Świderski — bo to o nich tutaj mowa. Wykorzystamy w tym celu zasady interpretacji katolickiej, o której pisałem w poprzedniej części cyklu „charyzmatyk w dżinsach”. Teraz poprzestanę jedynie na wskazaniu założeń, jakie towarzyszą ich lekturze Pisma Świętego.
Zacznijmy od ikony posługi uzdrowienia, czyli od Marcina Zielińskiego. Na sugestię, że niektórzy zarzucają mu głoszenie Ewangelii sukcesu, pada poniższa odpowiedź, w której znajduje się interesujące odwołanie do cudów uzdrowienia dokonywanych przez Jezusa Chrystusa:
Jezusowi też można by w sumie zarzucić, że coś takiego głosił, bo On uzdrawiał dużo więcej niż my dzisiaj. Dla Jezusa w Nazarecie uczynienie kilku cudów było porażką. Dla nas to jest często nieosiągalny cel. W Ewangelii św. Marka jest przecież napisane: „jedynie na kilku chorych położył ręce i uzdrowił ich”. Gdy na naszym spotkaniu uzdrowienia doznają dwie, trzy osoby, to już myślimy, że to jest szczyt marzeń Pana Boga. A jak wiele jest fragmentów opisujących to, że Jezus uzdrowił wszystkich albo że apostołowie uzdrowili każdego, kto do nich przyszedł? Naliczyliśmy w NT około czternastu. Poprzeczka jest podniesiona wysoko, ale można do niej doskoczyć. Oczywiście pojawiają się w różnych sytuacjach pytania, na które często nie ma odpowiedzi — na przykład dlaczego jeden człowiek został uzdrowiony, a drugi uzdrowienia nie doświadczył. Skoro jednak uzdrowienia są możliwe, to ja będę do nich dążył.
W kolejnych fragmentach znów pojawia się poprzeczka — tego rodzaju metafora nie dziwi w przypadku absolwenta AWF-u — i to podnoszona coraz wyżej przez samego Boga:
Chciałbym, aby ludzie przychodzący do mnie nie spotykali Marcina, ale Jezusa. On zostawił nam podniesioną o wiele wyżej poprzeczkę niż to, co widzimy na ten moment. Wczoraj czytałem fragment z Ewangelii Mateusza, gdzie jest napisane, że Jezusowi przyniesiono ślepych, chromych, głuchych, czyli najgorsze przypadki. Wszyscy zostali uzdrowieni. Na jakim etapie ja jestem? Oczywiście, po tych czterech czy pięciu latach doszedłem do pewnego przełomu, ale dziś zauważam, że potrzeba kolejnych. [...] Mimo że słyszymy coraz więcej świadectw, mam w sercu przekonanie, że są przed nami rzeczy, które wymagają jeszcze większej wiary. Musimy o to zawalczyć modlitwą i postem. Ile to lat potrwa? Nie wiem. Ale całe życie mam na to, żeby iść od przełomu do przełomu, żeby iść dalej i dalej, bo ludzkiej biedy jest coraz więcej. Nie można stanąć w miejscu i powiedzieć, że to już jest koniec.
A my przyzwyczajamy się do poziomu, na którym żyjemy. Także ja przyzwyczaiłem się do pewnego poziomu uzdrowień i wydaje mi się, że to jest pewien standard. Bóg tymczasem podnosi poprzeczkę i mówi: „Marcin, zacznij prosić o więcej, bo to już było”.
Nie tyle chodzi w dzisiejszym ruchu uzdrowieniowym o posługiwanie charyzmatem uzdrawiania, ile o korzystanie z władzy uzdrawiania dostępnej wszystkim „synom Króla”:
Skoro wiesz, kim jesteś, wiesz, co masz — a masz Jego autorytet — to możesz czynić Jego dzieło na ziemi. Jego autorytet jest władzą, jaką otrzymaliśmy jako Jego dzieci do czynienia Jego dzieł na ziemi. Możesz tak jak On uwalniać zniewolonych, uzdrawiać chorych. Możesz stawać w Jego autorytecie i przeciwstawiać się temu, co diabeł robi na ziemi. Na tym polega różnica. Dziecko jeszcze nie wie, że ma autorytet w Jezusie, a skoro nie wie, to po niego nie sięga.
Modlitwa, której uczyły nas nasze babcie (ale najwidoczniej nie zrozumiały jej znaczenia), rzekomo uzasadnia modlitwę o uzdrowienie połączoną z oczekiwaniem, że wszyscy, którzy z wiarą poproszą o uwolnienie od choroby, będą uzdrowieni:
W Królestwie Bożym nie ma zgody na wszystko, co jest złe. Śmierć przyszła na świat przez zawiść diabła — czytamy w Księdze Mądrości. Choroba jest konsekwencją słabości ciała, która pojawiła się na świecie przez grzech. Coś, co jest od początku złe, nie może być jednocześnie dobre. Ale jak powiedziałem wcześniej, Bóg z wszystkiego jest w stanie wyprowadzić dobro. W modlitwie Ojcze Nasz modlimy się przecież, żeby przyszło Jego królestwo — jak w niebie, tak i na ziemi. To jest bardzo proste rozumowanie — skoro w królestwie niebieskim nie ma chorób, to modląc się o królestwo Boże na ziemi, jednocześnie prosimy o zabranie tego doświadczenia już teraz. Choroba fizyczna to jest przejaw śmierci, depresja to jest przejaw śmierci. Wszystkie rzeczy, z którymi się tu zmagamy, są przejawami śmierci. Z tego, co wiemy, w raju nie było ani chorób, ani śmierci. Jezus, chodząc po ziemi, pokazał nam, jak ma wyglądać nasze życie. Uzdrawiał tych, którzy byli chorzy — wszystkich, którzy do Niego przyszli. Nie dał zdrowia wszystkim ludziom, bo nie wszyscy do Niego po nie przyszli i nie wszyscy tego chcieli. Nie wszyscy wierzyli. Skoro zaś ja mam Go naśladować w Jego posłudze, to chciałbym, żeby wszyscy, którzy przychodzą prosić o modlitwę o uzdrowienie, zostali uzdrowieni.
Raz jeszcze, żeby nie było wątpliwości, że czepiam się jakiegoś lapsusu językowo-teologicznego — chodzi naprawdę o uzdrowienie wszystkich, którzy przyjdą na spotkanie modlitewne:
Przychodzi mi do głowy taka analogia z medycyną. Zdajemy sobie sprawę z tego, że medycyna wciąż wszystkiego nie wie. Lekarze działają w ramach aktualnych możliwości, mają jednak świadomość, że wiedza będzie szła do przodu i w przyszłości pewnie będą mieli jeszcze większe możliwości. Tak samo jest w posłudze uzdrowienia. Pewne rzeczy już wiemy, do pewnych mamy nadzieję dojść, bo Biblia nakreśla nam to, co możemy osiągnąć. W kilkunastu miejscach w Piśmie Świętym jest napisane, że zostali uzdrowieni „wszyscy”. Nie tylko przez samego Jezusa, ale też w czasie posługi apostołów. Wiemy więc, że to jest możliwe, żeby wszyscy, którzy przyjdą na spotkanie, zostali uzdrowieni. Nie mówię tu o wszystkich na świecie, bo Jezus też nie uzdrowił wszystkich, którzy byli w Izraelu, ale na pewno udzielał tej łaski wszystkim, którzy do Niego przyszli. To jest naprawdę ogromne wyzwania — uzdrowienie wszystkich, którzy przychodzą z wiarą.
Spróbujmy teraz wypunktować listę przyjętych świadomie czy nieświadomie założeń, na których oparły się publicznie głoszone poglądy lidera wspólnoty „Głos Pana”:
1. Ewangeliści bez wątpienia stwierdzają fakt historyczny, że Pan uzdrowił wszystkich, którzy do Niego przyszli z wiarą. Innymi słowy: wolno czytać Ewangelię jako dokument historyczny w dzisiejszym tego słowa rozumieniu.
2. Wypowiedzi autorów natchnionych mówiące o posłudze Jezusa i Apostołów stanowią wzorzec do odtwarzania w życiu Kościoła. Ergo: zamiarem autorów natchnionych było właśnie to, żeby przekazać „instrukcję” do zastosowania przez chrześcijan.
3. Można oczekiwać, że chrześcijanin doskoczy do poziomu Jezusa w posłudze uzdrowienia. Na głębszym poziomie kryje się tutaj chyba supozycja, że chrześcijanin może „jeden do jeden” odtwarzać życie Mistrza, a przynajmniej winien do tego celu dążyć.
4. Posługa uzdrawiania idzie po linii „od przełomu do przełomu”, dlatego wraz ze wzrostem wiary (i wiedzy!) powinny pojawiać się coraz bardziej spektakularne uzdrowienia. Sam Bóg podnosi poprzeczkę coraz wyżej i zaprasza do czegoś więcej.
5. Charyzmatyczne uzdrowienia bazują właściwie nie tyle na charyzmacie, ile na władzy uzdrawiania, która przysługuje chrześcijanom stającym w autorytecie Jezusa. Chrześcijanin, który z dziecka stał się „synem Króla”, może czynić to samo, co Pan.
6. Modlitwę o realizowanie się Królestwa Bożego i woli Ojca „jako w niebie, tak i na ziemi”, wolno zrównać z oczekiwaniem na ziemi stanu właściwego dla raju czy nieba. Skoro w niebie nie ma chorób i śmierci, na ziemi również nie miałoby być dla nich miejsca.
W nieprzypadkowo podobnym duchu wypowiada się Karol Sobczyk. On również w cudach Jezusa opisanych w Ewangeliach widzi uzasadnienie oczekiwania, że wierze chrześcijanina będą towarzyszyć uzdrowienia:
Praktykowaliśmy modlitwę o uzdrowienie, ale — dziś tak myślę — nie byliśmy przekonani, czy Bóg rzeczywiście chce uzdrawiać. Wierzyliśmy, że może uzdrowić, ale jeśli będzie chciał. Oczywiście Bóg zawsze jest suwerenny, ale uczniowie, którzy chodzili z Jezusem, nigdy sobie pytania, czy On chce uzdrawiać, nie zadawali. Jezus po prostu uzdrawiał wszystkich. W Dziejach Apostolskich czytamy o tym, że Jezus przeszedł przez ziemię, czyniąc dobrze i uzdrawiając wszystkich, których dręczyły rozmaite choroby i dolegliwości i którzy byli pod władzą diabła. W Biblii mamy aż sześć fragmentów, w których użyto słowa „wszystkich” w odniesieniu do uzdrowień, których dokonywał Chrystus. Były takie sytuacje, kiedy Jezus nie mógł kogoś uzdrowić z uwagi na jego niewiarę. To pokazało nam miejsce, w którym byliśmy — my po prostu nie wierzyliśmy, że On naprawdę może to uczynić. Od tamtej pory modliliśmy się już z przeświadczeniem, że Bóg może uczynić wszystko, o co Go poprosimy [...].
Podobnie jak Zieliński, również Sobczyk odwołuje się do Modlitwy Pańskiej, nieco niżej może stawiając poprzeczkę, ale wciąż wpatrując się we wzór, jakim byli uczniowie wybrani przez Pana:
Wiemy, że pełnia uzdrowienia nastąpi wraz z przyjściem Jezusa, kiedy wszystkie nasze modlitwy najpóźniej zostaną wysłuchane. Wtedy przyjdzie królestwo w jego pełni. To, co otrzymaliśmy teraz, to jedynie zadatek Ducha, coś, co zapowiada Jego przyjście. Modlimy się, aby z uwagi na ten zadatek Ducha w nas Bóg objawił swoją moc w życiu tej czy innej osoby. Wierzę, że Jego Królestwo już stało się naszym udziałem, dlatego za Jezusem mówimy: „Ojcze, bądź wola Twoja, tak jak jest w niebie, niech się dzieje tu, na ziemi”. To, co jest w niebie, powoli staje się rzeczywistością na ziemi — do czasu Jego powtórnego przyjścia. Potrzebujemy zrobić Mu miejsce, potrzebujemy przygotować dla Niego drogę, wołać: „Panie! Przyjdź i zmień nasze życie!”. Zdajemy sobie sprawę z tego, że nie zobaczymy uzdrowienia u wszystkich, ale wzorem są dla nas uczniowie Jezusa. W Piśmie Świętym czytamy tylko o jednym wydarzeniu, kiedy uczniowie modlili się o uzdrowienie i nie było przełomu.
Nie wolno — ten motyw powtarza się notabene u wszystkich bohaterów mojego tekstu — utożsamiać choroby z krzyżem. Przy tej okazji pojawia się stwierdzenie, że Jezus przenosząc człowieka z ciemności do światła — łamie moc choroby, skutkiem czego, jeśli dobrze rozumiem kontekst wypowiedzi, wolno oczekiwać uwolnienie od choroby na równi z uwolnieniem od grzechu:
Choroba jest pewną tajemnicą, ale na pewno nie jest Bożą wolą dla człowieka, choć On może jej użyć — by wyprowadzić z niej dobro. [...] Musimy mieć świadomość, że w Bożym planie nie było choroby. Dopiero po upadku zaczęliśmy doświadczać bólu i cierpienia, ponieważ na ziemi pojawiło się skażenie. Choroby są dziełem szatana, jego dziedzictwem. Jezus wyrwał nas z tego dziedzictwa, przeniósł z ciemności do światła. On przyszedł po to, by złamać moc choroby. Jeśli Bożą wolą dla człowieka byłaby choroba, to Jezus byłby bardzo nieposłusznym synem, ponieważ przeciwstawiał się każdej chorobie, którą napotkał na swojej drodze ziemskiego życia. Każdy, kto przychodził do Niego i prosił o uzdrowienie, odzyskiwał zdrowie.
Żeby zaczęły dokonywać się uzdrowienia, potrzeba wiary. Nie jest konieczny charyzmat uzdrawiania, bo każdemu wierzącemu została złożona obietnica czynienia znaków, a i Jezus jest przecież tym samym, który uzdrawiał dwa millenia wcześniej:
Można wierzyć, że Bóg uzdrawia, bo tak czytamy w różnych źródłach, a można wierzyć, że Bóg naprawdę to robi. To problem wielu ludzi. Tymczasem Bóg pragnie uzdrawiać. Dzisiaj naprawdę uzdrawia tak, jak dwa tysiące lat temu. Jezus jest ten sam: wczoraj, dziś i na wieki.
Widziałem wcześniej, jak człowiek wstaje z wózka na imię Jezus, ale byłem przekonany, że takie rzeczy dzieją się tylko przez wybrane osoby, które otrzymują od Boga specjalny dar, charyzmat uzdrawiania. Rzeczywiście tak jest — niektóre osoby mają dar uzdrawiania, ale to nie oznacza, że inni nie mogą się modlić o uzdrowienie. Jezus powiedział przecież, że tym, którzy uwierzą, będą towarzyszyć takie znaki: na chorych będą nakładać ręce, a ci odzyskają zdrowie...
Na pytanie o to, czy „gdyby była w nas ta pełna, doskonała wiara, to za każdym razem dochodziłoby do uzdrowienia”, odpowiada nieweryfikowalnym stwierdzeniem — gdybyśmy mieli taką wiarę jak Jezus, uzdrawialibyśmy jak On, ale ponieważ takiej wiary nie mamy, więc tak się nie dzieje:
Jezus obiecał nam, że jeżeli będziemy mieli wiarę jak ziarnko gorczycy i powiemy tej górze: „Rzuć się w morze”, to tak się stanie, bo nie będzie dla nas nic niemożliwego. Skoro Jezus tak mówi, nie będę podważał Jego słów. Myślę, że nam dziś brakuje wiary. Pismo Święte jasno wskazuje: „O cokolwiek będziecie prosić Ojca mego, otrzymacie (greka w tym miejscu mówi właściwie «otrzymaliście»). Tylko wierzcie”. Żyjemy w kulturze niewiary, dlatego ciężko jest nam wejść w miejsce wiary. Uczniowie widzieli Jezusa, który nie był skażony grzechem, więc mógł doświadczyć tej pełni wiary. W Liście do Hebrajczyków czytamy, że Jezus nam w wierze przewodzi i ją wydoskonala. My nie osiągniemy tego pułapu, który osiągnął Jezus, ale On jest dla nas przykładem, za którym idziemy i który naśladujemy. Gdybyśmy mieli taką wiarę, jaką ma Jezus, to rzeczywiście nigdy nie byłoby takiej sytuacji, żeby uzdrowienie nie nastąpiło — poza środowiskami niewiary.
W każdym razie Pan zachęca do czynienia cudów, a nie do samej modlitwy o nie:
[...] zaczęliśmy studiować Pismo w poszukiwaniu tego, co Bóg mówi na ten temat. I stwierdziliśmy na przykład, że Jezus nie mówił do tych, którzy Go słuchali: „Módlcie się o chorych”. On wyraźnie zachęcał do działania: „Uzdrawiajcie chorych, wskrzeszajcie umarłych, oczyszczajcie trędowatych, wypędzajcie złe duchy”.
W oparciu o powyższy fragment Ewangelii należałoby nie tylko uzdrawiać, ale i wskrzeszać. Rzeczywiście, w środowiskach charyzmatycznych pojawia się również oczekiwanie na cuda wskrzeszenia, a lider „Głosu na pustyni” sam również o to się modli. Przy okazji pojawia się znów jedno z najpopularniejszych haseł w leksykonie „charyzmatyka w dżinsach”, tj. „przełom”:
Pościmy i modlimy się o nowe przełomy i o rzeczy, których nie wiedzieliśmy dotąd. Zdarzało nam się być kilka razy na pogrzebach, aby modlić się o wskrzeszenie. Jeszcze go nie widzieliśmy, ale wierzę, że pewnego dnia to się stanie, bo o tym mówi nam Ewangelia. Uczniowie szli i takie rzeczy działy się pod wpływem Bożej mocy, która mieszkała w nich, to się działo przez Ducha Świętego.
Podobnie jak poprzednio, wymieńmy listę tych supozycji, które legły u podstaw powyższych wypowiedzi, a zwłaszcza takiego a nie innego odczytania Biblii. Większość z nich wystarczy zresztą skopiować z listy poprzedniej, ewentualnie poddając lekkiej modyfikacji, bo Sobczyk nieco niuansuje poglądy, które wyczytaliśmy z wywiadu z Zielińskim:
1. Ewangeliści bez wątpienia stwierdzają fakt historyczny, że Pan uzdrawiał wszystkich, którzy do Niego przyszli z wiarą; wyjątkiem były „środowiska niewiary”, w których doszło jedynie do kilku uzdrowień. Ewangelię traktujemy znów jak „kronikę wypadków” — historyczny reportaż.
2. Z prawdziwego stwierdzenia, że „Jezus jest ten sam: wczoraj, dziś i na wieki”, wolno wyprowadzić wniosek, że również dziś uzdrawia tak, jak czynił to dwa tysiące lat temu. Choć właściwie to uzdrawia nie Jezus, lecz Jego uczniowie — patrz punkt 3.
3. Wzorcem dla życia Kościoła są wypowiedzi autorów natchnionych mówiące o posłudze Jezusa i Jego uczniów. Tym, którzy uwierzyli, będą towarzyszyć znaki — w domyśle chodzi o wszystkich chrześcijan naprawdę wierzących. Nie tyle trzeba się modlić o chorych, ile uzdrawiać chorych.
4. Chrześcijanin nie sięgnie pułapu Jezusa w posłudze uzdrowienia, ale gdybyśmy mieli taką wiarę, jak On — uzdrowienia zawsze by następowały. W każdym razie na pewno docelowo należy wypatrywać większej ilości większych niż do tej pory cudów.
5. Droga chrześcijańska wiedzie „od przełomu do przełomu”, dlatego wraz ze wzrostem wiary powinny pojawiać się coraz bardziej spektakularne cuda, włącznie ze wskrzeszeniami, „bo o tym mówi nam Ewangelia”.
6. Wezwanie Modlitwy Pańskiej „przyjdź Królestwo Twoje” dotyczy wołania o uzdrowienie. W pełni ta modlitwa zostanie wysłuchana dopiero wraz z Paruzją. Ale to, co w niebie, powoli staje się rzeczywistością również na ziemi.
Pora na Michała Świderskiego. Zacznijmy od mocnego akcentu — czy uzdrowienie może nie być wolą Bożą:
[...] bez Słowa Bożego nie jesteśmy w stanie skutecznie się modlić. Dlaczego? Dlatego że my nie modlimy się o cokolwiek, lecz o rzeczy, co do których jesteśmy przekonani, że są wolą Bożą. Bez znajomości Słowa Bożego nie sposób poznać Bożej woli, a nie znając jej, nie można się o nią modlić. To jest proste. Z tego wynikają dalsze rzeczy. Jeżeli mamy w głowie niepoukładane i myślimy, że uzdrawianie nie jest Bożą wolą, to będzie nam bardzo trudno modlić się skutecznie o uzdrowienie, a można powiedzieć, że w takim wypadku uzdrowienie będzie właściwie niemożliwe. [...] Ktoś, kto ma w sercu Słowo Boże, modli się o nawrócenie innych ludzi, o uzdrowienie, o błogosławieństwo, o napełnienie ich Duchem... Bóg wyraźnie mówi, że właśnie tych rzeczy chce, dlatego modlitwa o nie jest skuteczna, bo ona na pewno zgadza się z Bożą wolą.
I dalej w podobnym duchu, tyle że tym razem uzasadnieniem oczekiwania na uzdrowienia są dzieła Jezusa, który jest objawieniem woli Ojca:
A zatem Ojca mogę zobaczyć, patrząc na Jezusa. Bóg objawił mi Siebie i Swoją wolę w Jezusie. Mamy to wprost napisane na kartach Pisma Świętego: „to samo, co On czyni, podobnie i Syn czyni”. Skoro zatem Jezus naucza, uzdrawia i przebacza, to znaczy, że taka jest wola Ojca. Osoby, które twierdzą, że Bóg nie chce uzdrawiać, nigdy ze zrozumieniem nie przeczytały Ewangelii. Nawet połowy. A trzeba zrozumieć tę prawdę o objawieniu woli Bożej w Jezusie, bo tylko w pełni ją rozumiejąc, możemy oczekiwać, że nasza modlitwa będzie skuteczna. Dlaczego? Bo znając Jezusa, znamy wolę Boga, a znając wolę Boga, już nie gdybamy, lecz wiemy.
„Mamy to wprost napisane”, czyż nie? Ewangelia jest prosta, tylko nie wszyscy — żeby nie powiedzieć, że większość chrześcijan — nie przeczytali nawet połowy. Ale wciąż nurtuje pytanie, czy wszyscy mogą być uzdrowieni? Twórca „Dotyku Boga” radzi raczej pytać o samego siebie niż snuć ogólne dywagacje, co samo w sobie jest już, chcąc nie chcąc, manipulacją tekstem biblijnym i czytelnikiem Ewangelii:
Schodzimy z poziomu rozważań teologiczno-filozoficznych na konkret życia. A konkret jest taki, że jeżeli nie wiem, czy Bóg chce mnie uzdrowić, to prawie na pewno nie doświadczę uzdrowienia. Jeżeli zaś wiem, że Bóg chce mnie uzdrowić i będę o to walczył — oczywiście w biblijnej perspektywie, o której powiem za chwilę — to prawie na pewno zostanę uzdrowiony.
W tej biblijnej perspektywie Bóg uzdrawia sposobami przyrodzonymi (lekarze) i nadprzyrodzonymi (dokonując cudu mocą Ducha Świętego). Czy ta druga ścieżka jest dla wszystkich?
Pytamy, czy wszystkich Bóg chce tak uzdrowić, a jeśli tak, to pod jakimi warunkami. Na pewno nie jestem autorytetem w tej dziedzinie, więc nie wiem, czy potrafię jednoznacznie odpowiedzieć na te pytania. Z pewnością mogę jednak stwierdzić — bo uważnie przejrzałem pod tym kątem Pismo Święte — że w Nowym Testamencie mamy trzynaście przypadków, kiedy to Jezus lub apostołowie uzdrawiają wszystkich.
Znów, jak w przypadku Zielińskiego i Sobczyka, zostaliśmy odesłani do Ewangelii, a konkretniej: do posługi Jezusowej i apostolskiej. Trzynaście wzmianek to dużo, bo jak zauważa Świderski, o Eucharystii jest mowa jedynie osiem razy, a o spowiedzi i bierzmowaniu po dwa razy. W każdym razie, jeśli tylko ktoś przychodził z wiarą do Jezusa, ten uzdrawiał zawsze; i odwrotnie, niewiara stopowała uzdrowienia. Znów zatem Ewangelia daje odpowiedź na pytanie o wolę Bożą w kwestii uzdrowienia:
Jezus posługiwał tym, którzy do niego przyszli. Żeby to sobie lepiej uświadomić, warto przeczytać opis tego, co wydarzyło się w Nazarecie, gdy Jezus przybył tam, by nauczać. Okazało się, że tylko na kilku chorych nałożył ręce i ich uzdrowił. Mało tam zdziałał, bo ludziom brakowało wiary. Z kolei w innych miejscach, tam, gdzie ludzie szli do Jezusa z wiarą, uzdrawiał wszystkich. Co więcej, we wszystkich powyższych opisach nikt Jezusa nie pytał, czy Jezus chce go uzdrowić. Tymczasem nas uczy się takiej formułki modlitwy: „Jezu, jeżeli taka jest Twoja wola, to proszę Cię, uzdrów mnie”, jakbyśmy mieli z góry zakładać, że uzdrowienie może nie być Bożą wolą. Oczywiście, Bóg może mieć wobec nas różne plany, może nam na przykład objawić, że uzdrowienie nastąpi później, ale co do zasady chce nas uzdrawiać. Nie dowiemy się tego jednak, jeśli nie odczytamy tej woli ze Słowa Bożego. Ktoś, kto zadaje pytanie, czy Bóg chce uzdrowienia, nie zna Jego słowa. Jak już mówiłem, współcześni Jezusowi w ogóle nie mieli w tej kwestii wątpliwości. Poza jednym wyjątkiem, bo faktycznie zdarzyło się raz tak, że ktoś zapytał Jezusa o uzdrowienie. Był to trędowaty, który wprost zwrócił się do Jezusa ze słowami: „Jeśli chcesz, możesz mnie uzdrowić”. Ja Bogu dziękuje za tę sytuację i za to, że Jezus odpowiedział: „Chcę”. Jedno słowo, ale ucina wszelkie spekulacje. Jeśli ktoś pyta, czy Jezus chce uzdrawiać, otrzymuje jednoznaczną odpowiedź. Tak, chce.
Wszelkie spekulacje zostają ucięte, zanim jeszcze powstała możliwość zadania pytania o to, w jaki sposób p. Świderski dokonał przeskoku od trędowatego do wszystkich chorych wszystkich czasów. Dlaczego w takim razie tak mało uzdrowień — jakieś dziesięć procent uczestniczących w spotkaniu modlitewnym?
I to pokazuje, gdzie jesteśmy dzisiaj w Kościele [...]. Jeśli dwadzieścia procent osób uczestniczących w spotkaniu dozna choćby częściowego uzdrowienia, to mówimy, że to bardzo dobry wynik. [...] Kiedyś podczas spotkania dobiliśmy do pięćdziesięciu procent, ale nawet przy tak dobrym wyniku zostało jeszcze drugie pięćdziesiąt procent, które uzdrowienia nie doświadczyły.
Mogą być tego różne przyczyny, które lider Szkoły Nowej Ewangelizacji wymienia: niektóre uzdrowienia dokonują się przez lekarzy, nieraz Bóg uzdrawia w czasie, może komuś brakło przebaczenia, a może właśnie człowiek odpowiedział na Bożą prośbę zgadzając się na chorobę. Może też być tak, że posługującemu nie dostało mocy lub wprost zawinił, a to przecież posługujący „jest tu «profesjonalistą». To on powinien być na tyle «wyćwiczony» w wierze, by móc poprowadzić człowieka, który dopiero co w to wszystko wszedł”. W każdym razie:
Uczymy się tego, co Jezus nam nakazał — żebyśmy się modlili i nie ustawali w tej modlitwie. Na samym początku nie zrobiliśmy wszystkiego, co było do zrobienia. Teraz staramy się robić wszystko, co można, i widzimy, że to działa. Chorzy na nowotwory po prostu zachęcają jedni drugich. Oni się modlą, my się za nich modlimy. I żyją.
Na pytanie, czy wszyscy, którzy przychodzą po modlitwę, doznają uzdrowienia:
Niestety jeszcze nie. Choć wydaje mi się, że od momentu podjęcia decyzji o tym, że modlimy się w takim systemie, żadna osoba, która przyszła do nas z rakiem, nie zmarła. A mamy bardzo dużo takich przypadków, bo staliśmy się znani z tego, że modlimy się właśnie za chorych na nowotwory.
Wymowne jest to „niestety jeszcze nie”, które sugeruje chyba, że autor tych słów wypatruje uzdrowień w każdym przypadku, gdy chory z wiarą przystąpi do modlitwy.
Zróbmy to samo, co w przypadku Marcina Zielińskiego i Karola Sobczyka. Spróbujmy podsumować te założenia, które dają o sobie znać w głoszonych przez Michała Świderskiego poglądach. Wiele z nich pokrywa się z tym, co zanotowaliśmy do tej pory, ale pojawiają się również nowe akcenty i jedynie na nich skupmy teraz uwagę:
1. Uzdrowienie jest możliwe jedynie w przypadku, gdy wierzy się, że uzdrawianie jest Bożą wolą. Modlitwa okazuje się skuteczna, gdy zgadza się z Bożą wolą i gdy ktoś jest przekonany, że jest ona zgodna z wolą Bożą. Jeśli dobrze rozumiem sens wypowiedzi p. Świderskiego, oba warunki muszą być spełnione łącznie, przy czym pierwszy z nich prawie zawsze jest spełniony, bo Bóg co do zasady chce uzdrawiać, a wierzący w to prawie na pewno zostanie uzdrowiony.
2. Przekonanie wyrażone w punkcie 1 opiera się na Ewangelii przeczytanej ze zrozumieniem. Za takowe uznaje się taką lekturę Ewangelii, która w Jezusie uzdrawiającym widzi objawienie woli Ojca; ponieważ Chrystus dokonuje cudów uzdrowienia, „już nie gdybamy, lecz wiemy” jaka jest wola Boga. Zwłaszcza, że Jezus chciał — co zostało zapisane przez ewangelistów — uzdrowić trędowatego.
3. W tle kryje się absurdalne z punktu widzenia hermeneutyki stwierdzenie: „Mamy to wprost napisane”. Albo: „Jedno słowo, ale ucina wszelkie spekulacje”. Oznacza to ni mniej ni więcej niż literalistyczne odczytanie ksiąg natchnionych, charakterystyczne dla fundamentalistycznej lektury. Egzegeza zostaje — zapewne nieświadomie, ale jednak — zrównana z niepotrzebną spekulacją.
4. Nie wiemy co prawda, czy wszystkich Bóg chce uzdrowić na sposób nadprzyrodzony, ale jednak tego oczekujemy („niestety jeszcze nie” wszyscy doznają uzdrowienia). Z pewnością Nowy Testament wymienia kilkanaście przypadków, kiedy to Jezus i Apostołowie uzdrawiali wszystkich. Ewangeliczny opis staje się znów przepisem na życie chrześcijańskie oraz kościelne.
5. Potrafimy „namierzyć” powody braku cudownego uzdrowienia, wśród których jednak nie ma miejsca na stwierdzenie, że Bóg wcale nie zamierza uzdrawiać wszystkich wierzących w każdym przypadku. W sytuacji braku uzdrowienia „winę” ponosi albo nieprofesjonalny posługujący, który np. nie zrobił wszystkiego, co do niego należało, albo przystępujący do modlitwy, któremu nie dostało wiary czy przebaczenia.
Skomentowanie założeń leżących u podstaw poglądów głoszonych przez polskich charyzmatyków zostawmy sobie na następny odcinek. Przyjrzymy się w nim tej specyficznej egzegezie ksiąg natchnionych, jaką praktykują „twarze” rodzimego ruchu charyzmatycznego.
Cytaty pochodzą z książek:
opr. mg/mg