Od teraz siostra Klara!

Choć powołanie czuła od dziecka, kiedy pierwszy raz zapukała do drzwi Zgromadzenia Sióstr Benedyktynek od Nieustającej Adoracji Najświętszego Sakramentu, miała wątpliwości. Usłyszała wtedy: „zaufaj!”

Choć powołanie czuła właściwie od dziecka, to kiedy cztery lata temu pierwszy raz zapukała do drzwi siedleckiego Zgromadzenia Sióstr Benedyktynek od Nieustającej Adoracji Najświętszego Sakramentu, miała wątpliwości, czy zakon kontemplacyjny jest dla niej. A jako zanurzona w liczbach matematyczka chciała mieć stuprocentową pewność. Usłyszała wtedy: „Zaufaj!”. Dziś jest s. Klarą od Miłości Bożej.

Zawsze patrz na siebie, jak na małą kulkę wosku w ręku Boga kształtowaną według Jego upodobania. Nie wybieraj i nie pragnij, abyś stała się zdolna przyjąć działanie Jego czystej miłości. Oddaj się cała, bez zastrzeżeń, bez lęku i bez namysłu Temu, który ma dla ciebie więcej dobroci niż ty mogłabyś kiedykolwiek mieć dla siebie samej. Żyj wiarą, ufnością i miłością - te słowa matki Mechtyldy od Najświętszego Sakramentu, założycielki benedyktynek od nieustającej adoracji Najświętszego Sakramentu, idealnie pasują do drogi, jaką Agata przeszła, by odkryć swoje powołanie. I choć pierwszy raz pomyślała o zakonie już jako 11-latka, długo szukała dla siebie miejsca. Znalazła je, kiedy właściwie zaczynała wątpić, czy kiedykolwiek założy habit. Do benedyktynek sakramentek podprowadziła ją wyszukiwarka internetowa. Przeczytała „adoracja Najświętszego Sakramentu” oraz „Aby we wszystkim Bóg był uwielbiony” i... wpadła w zachwyt. Od 11 lipca jest s. Klarą od Miłości Bożej.

Karmelitanka bosa... w skarpetkach

Agata wychowała się w rodzinie religijnej. Szczególnie mama swoją postawą uczyła, jak kochać Boga. - Gdy byliśmy z bratem mali, zabierała nas codziennie na Mszę św. Rano czytała książkę „O naśladowaniu Chrystusa” Tomasza à Kempisa. Często prosiłam ją, by robiła to na głos, bo chciałam posłuchać. Kiedy znałam już litery, sama po nią sięgałam. Oczywiście nie wszystko rozumiałam, ale starałam się wprowadzać zalecenia w życie tak, jak pojmowałam je swoim dziecięcym umysłem - opowiada 35-latka, dodając, iż pierwszy raz pomyślała o zakonie, mając 11 lat. - Myślę, że pod wpływem tej książki. Poza tym, widząc klęczącą mamę, naśladowałam ją, a ona uczyła mnie wielu modlitw. Tata żartował wtedy: „Agata, ty będziesz karmelitanką bosą w skarpetkach”. Pytałam, dlaczego w skarpetkach. Odpowiadał: „Bo szkoda byłoby mi ciebie, gdybyś chodziła boso” - wspomina z uśmiechem.

Powołanie Agaty

Poważnie o zakonie zaczęła myśleć w liceum. Postanowiła wtedy uważniej przyjrzeć się swojemu powołaniu, m.in. na rekolekcjach, które organizowały różne zgromadzenia żeńskie. - Byłam np. u ss. albertynek. I choć podobało mi się, że ich charyzmatem jest pomoc ubogim, to jednak nie widziałam się pośród nich. Owszem, poruszała mnie postawa Brata Alberta, który porzucił to, co kochał, czyli malarstwo, dla Boga. Ja też czułam, że byłabym w stanie zrezygnować dla Niego z ukochanej matematyki, gdybym tylko wiedziała, jaki zakon wybrać. Oczywiście pod uwagę brałam tylko zgromadzenia czynne. Kontemplacyjne bowiem kojarzyły mi się z szyciem i haftowaniem szat liturgicznych, a że nie miałam żadnych zdolności artystycznych, po prostu się bałam. Poza tym uważałam, że to musi być strasznie żmudne, a ja najlepiej chciałabym wszystko już, od razu. Nie znoszę się nudzić - mówi.

W pewnym momencie Agata zaczęła godzić się z tym, że habit jest nie dla niej. Dlatego podjęła studia matematyczne, a potem pracę w szkole. Udzielała też korepetycji. Jednak w głębi duszy czuła, że jej miejsce jest gdzie indziej. Pytała wtedy z tęsknotą: „Panie Jezu, czy ja jeszcze kiedyś będę zakonnicą?”.

Cztery lata temu w wakacje odważyła się wpisać w internetową wyszukiwarkę hasło „zgromadzenia kontemplacyjne”. Okazało się, że poza karmelitankami jest ich całkiem sporo. Kiedy trafiła na stronę ss. benedyktynek sakramentek i przeczytała: „adoracja Najświętszego Sakramentu” oraz „Aby we wszystkim Bóg był uwielbiony”, poczuła, że w tym zgromadzeniu mogłaby się odnaleźć. - Od tamtej pory wciąż o tym myślałam. Czułam, że coś mnie ciągnie do tego zgromadzenia. Nie dawało mi to spokoju i wiedziałam, iż coś muszę z tym zrobić - opowiada. - Ujął mnie kult Eucharystii, a ja od dziecka lubiłam adorować Pana Jezusa. Kiedy jako mała dziewczynka jechałam z rodzicami na targ, najchętniej szłam do kościoła, podczas gdy oni robili wtedy zakupy. Gdy odwiedzałam Łagiewniki czy Jasną Górę, owszem, coś tam zwiedzałam, ale najbardziej ciągnęło mnie do kaplicy adoracji. Jako studentka szukałam w Rzeszowie kościołów, w których trwała adoracja, by między zajęciami móc tam pójść. Pamiętam, że gdy przeczytałam, iż ss. benedyktynki sakramentki nieustannie adorują Najświętszy Sakrament, pomyślałam sobie, że gdybym do nich wstąpiła, mogłabym chodzić do Pana Jezusa, kiedy tylko będę chciała - wspomina.

Zaufaj!

Agata postanowiła, że chce spróbować. Jednak wciąż miała wątpliwości, czy to, co czuje, jest powołaniem. Poprosiła o rozmowę znajomego księdza. - Jako umysł matematyczny chciałam upewnić się na 100%. On powiedział mi tylko „Zaufaj!”. Więc zaufałam. Zastanawiałam się tylko, czy wybrać Warszawę czy Siedlce. Przesądziło zdjęcie siedleckiego zgromadzenia, a konkretnie widok m. Christiny na wózku. Nie potrafię tego wytłumaczyć. Poza tym ucieszyłam się, że w tych klasztorach jest inna praca niż wyszywanie szat liturgicznych. W opłatkarni na pewno sobie poradzę, pomyślałam. I nawet moje zajęcie związane byłoby z Eucharystią. Po prostu coś ciągnęło mnie do Siedlec - przyznaje.

Decyzja zapadła. Agata pojechała na rozmowę z matką przeoryszą. - Od razu chciałam się umówić na dwutygodniowy okres próbny, ale matka powiedziała, że muszę przyjechać jeszcze kilka razy, bym mogła z bliska przyjrzeć się zakonnemu życiu i byśmy wzajemnie mogły się poznać - opowiada.

O tym, że chce wstąpić do zakonu kontemplacyjnego, powiedziała tylko najbliższym. Mama nie była zdziwiona, bo od dawna widziała ją w takim zgromadzeniu. Kiedy wyjeżdżała do rozmównicy, mówiła krewnym, że wybiera się na kolejne rekolekcje. - To, że idę do klasztoru, nikogo by nie dziwiło, ale gdyby dowiedzieli się, iż zamierzam spędzić za klauzurą całe życie, z pewnością pojawiłyby się rozmowy, być może próby odwiedzenia mnie od tego. Tymczasem ja potrzebowałam ciszy. Zdawałam sobie sprawę, że te dyskusje są nieuniknione, jednak wolałam, by toczyły się, kiedy już mnie nie będzie - wyjaśnia Agata.

Wreszcie pójdź za mną

Pod koniec kwietnia 2017 r. pojechała wreszcie na dwutygodniowy okres próbny. I choć była radość, towarzyszyły jej też wątpliwości. - Zwierzyłam się nawet s. Marii, że nie jestem pewna na 100%, czy to powołanie. Wtedy po raz drugi usłyszałam: „Zaufaj!”. Nie do końca pojmowałam to moim matematycznym umysłem. Jednak kiedy kilka dni później w refektarzu znalazłam na moim miejscu obrazek z napisem „Jezu, ufam Tobie”, uznałam to za znak od Boga. Kolejny usłyszałam podczas modlitwy wiernych, bo jedno z wezwań brzmiało: „Módlmy się za nas tu zgromadzonych, niech nasze serca otworzą się wreszcie na wezwanie Chrystusa: «Pójdź za mną!»”. Wreszcie... to dało mi do myślenia. Wtedy chyba zyskałam pewność i zapragnęłam znaleźć się za kratą z innymi siostrami - mówi.

Wystarczy, że Jezus jest blisko

26 czerwca brat odwiózł Agatę do Siedlec. Rano, podczas Eucharystii w swoim parafialnym kościele w Sokołowie Małopolskim na Rzeszowszczyźnie w pierwszym czytaniu usłyszała: „Wyjdź ze swojej ziemi rodzinnej i z domu twego ojca do kraju, który ci wskażę”, traktując te słowa jako kolejny Boży znak. Tego dnia zamknęły się za nią drzwi świata zewnętrznego i rozpoczął się jej postulat, a ona, otrzymując czarny, krótki welon i pelerynkę, stała się siostrą Agatą. - Przez pierwsze dwa tygodnie cięłam opłatki. Uczestniczyłam w Liturgii godzin. Siostry dały mi brewiarz i księgi, choć trudno było mi modlić się po łacinie, mimo że w domu próbowałam się jej uczyć. Podobnie jak przyzwyczajałam się do panującego w klasztorze rytmu dnia, wstając na najwcześniejszą w mojej parafii Mszę św. - mówi.

Postulat trwał dwa lata, podczas których s. Agata poznawała siebie, uczyła się żyć we wspólnocie, przez modlitwę, medytacje, czytanie oraz pracę pogłębiała swoją wiarę i rozeznawała powołanie. Kolejne dwa lata to nowicjat. W pierwszym roku nowicjuszka poświęca więcej czasu na modlitwę, medytację oraz studium, bierze mniejszy udział w życiu wspólnym, by lepiej rozpoznać i umocnić swoje powołanie, poznaje też wymagania życia monastycznego i kontemplacyjnego. Drugi rok to czas bezpośredniego przygotowania do złożenia profesji i życia we wspólnocie. Nowicjuszkę wyróżnia czarna, długa suknia i biały welon. Przez te cztery lata s. Agata - poza pilnymi sprawami i wizytami u lekarza - nie opuściła klauzury. - Nie lubiłam nawet tych krótkich wyjść. Wracałam zawsze z utęsknieniem, czując, że tu jest moje miejsce, które wybrał dla mnie sam Jezus i On tu zawsze na mnie czeka. Wprawdzie między postulatem a nowicjatem miałam możliwość wyjazdu do domu, ale nie skorzystałam z tego. Bliscy odwiedzają mnie w klasztorze. Nie tęsknię za światem zewnętrznym. Wystarczy mi, że Pan Jezus jest blisko. To najważniejsze. Niczego więcej nie potrzebuję - zapewnia.

11 lipca s. Agata złożyła pierwsze śluby, przyjmując imię s. Klara od miłości Bożej. - Św. Klara z Asyżu to moja patronka od bierzmowania. Legenda głosi, że w czasie najazdu Saracenów Klara odstraszyła ich Najświętszym Sakramentem, który wyniosła z kościoła. Blask idący z Hostii miał jakoby porazić wroga i zmusić go do ucieczki. Podanie powstało zapewne na tle szczególnego nabożeństwa, jakie św. Klara miała do Eucharystii. Dlatego to dla mnie idealna patronka. Wierzę, że będzie się za mną wstawiała! - mówi zakonnica.

 

Echo Katolickie 37/2021

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama