Modlą się 12 godzin dziennie, nie jedzą mięsa i są odcięci od świata? Ten stereotypowy obraz zakonników nie bardzo pasuje do rzeczywistości
Modlą się 12 godzin dziennie, nie jedzą mięsa i są odcięci od świata? Nie do końca. Paulini mają telefony komórkowe, chodzą do sklepu i jeżdżą na rowerze. Bez habitu!
Czekam w ładnie urządzonej rozmównicy. Po chwili pojawia się mój przewodnik. — Dojście z celi klasztornymi korytarzami zajmuje trochę czasu. Trzeba się nachodzić — uśmiecha się o. Sebastian Matecki, rzecznik Jasnej Góry.
— Wstajemy o 5.30. O godz. 6 mamy rozmyślanie i modlitwę w kaplicy klasztornej, usytuowanej z drugiej strony ołtarza z Cudownym Obrazem. W ciągu dnia zbieramy się nawet 5 razy na Liturgię Godzin. Jesteśmy postrzegani jako ludzie modlitwy, ale żeby dawać, sami musimy być napełnieni, stąd modlitewna lektura Pisma Świętego, inna lektura pobożna, Różaniec, Litania do św. Pawła Pierwszego Pustelnika i cotygodniowa adoracja Najświętszego Sakramentu — mówi o. Matecki. — Wachlarz porannych obowiązków w różnych miejscach jest szeroki. Jedni ojcowie odprawiają Msze św., inni posługują np. w zgromadzeniach zakonnych — wyjaśnia. — Po rozmyślaniu śniadanie w refektarzu. W lecie przewija się tu 1500-1800 osób dziennie!
— Drugim „wiosłem” napędzającym łódź naszego życia jest praca. Bracia paulini gotują, dyżurują na furcie, posługują w zakrystii, w Kaplicy Matki Bożej, bazylice i kancelarii kustosza, sprzątają i podają do stołu — wylicza o. Sebastian. Ojcom „zostaje” praca duszpasterska — Eucharystia, konfesjonał, głoszenie słowa Bożego, posługa rekolekcyjna, wyjście do pielgrzymów. Paulini opiekują się również licznymi wspólnotami, np. Odnową w Duchu Świętym. — Ważne jest też studium, żeby nie zatrzymać się intelektualnie w nowicjacie — podkreśla o. Matecki.
Ojcowie dyżurują w konfesjonałach, przeważnie 2 razy dziennie po 1,5 godziny. — Większej mobilizacji wymagają okres letni oraz dni odpustowe i przedświąteczne. Wtedy ludzie stoją w kolejce nawet 3 godziny — przyznaje o. Sebastian. — Posługa w konfesjonale to duszpasterstwo dyskretne, bez poklasku. Ludzie cenią sobie jednak spowiedź na Jasnej Górze. Nieraz przychodzą z trudniejszymi sprawami — mówi.
Można się tu wyspowiadać w językach: angielskim, niemieckim, włoskim, francuskim, hiszpańskim i rosyjskim, a w lecie — po ukraińsku i białorusku.
Pierwszą osobą w klasztorze, po Bogu i Maryi, jest przeor o. Marian Waligóra. Jak godzi życie mnicha z zarządzaniem Jasną Górą i posługą pielgrzymom? — Zadanie to nie jest łatwe, ale to nie jest tak, że robię wszystko sam. W mojej posłudze wspiera mnie cała wspólnota, a bezpośrednio tzw. Rada Domu. Obok tego są wyznaczeni ojcowie — odpowiedzialni za różne działy naszej działalności w wymiarze duszpasterskim, jak i ekonomicznym. Rytm mojego dnia wyznacza modlitwa wspólnotowa (program życia klasztornego), ale oprócz tego mam wyznaczony czas na codzienną posługę wspólnocie, jak i i różne spotkania z osobami z zewnątrz, załatwianie korespondencji itp, ale też na posługę wprost kapłańską. Posługę przeora opieram na zaufaniu do ludzi, z którymi przychodzi mi współpracować. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że nie jesteśmy idealni, stąd bycie przełożonym wymaga cierpliwości i pokory, a przede wszystkim żarliwej modlitwy z mojej strony. Potrzebuję nieustannego, na wzór Maryi, zawierzania Bogu siebie i całego naszego posługiwania w sanktuarium. Wszystkie te obowiązki, choć nie jest to łatwe, można pogodzić — przekonuje. Ojciec przeor jest również zapalonym biegaczem. Startuje z powodzeniem w maratonach i biegach ulicznych.
Wielkimi krokami zbliża się beatyfikacja Prymasa Tysiąclecia. Jedną z form przygotowań do niej są spotkania pt. Maryjna droga do świętości Stefana Kardynała Wyszyńskiego. Ich organizatorem jest o. Mariusz Tabulski, definitor generalny paulinów, czyli doradca przeora, i dyrektor Jasnogórskiego Instytutu Maryjnego. Koordynuje on też obchody trwającego Roku bł. Euzebiusza, założyciela Zakonu Paulinów, w 750. rocznicę jego śmierci.
Wszystko, co dzieje się w Kaplicy Matki Bożej, bazylice i salach duszpasterskich, nadzoruje kustosz — o. Waldemar Pastusiak. — Przygotowuje on codzienny grafik posługi. Niezła łamigłówka. Na sobotę i niedzielę to lista formatu A3 — zauważa o. Sebastian. Na jednym z długich korytarzy klasztornych spotykamy właśnie ojca kustosza. — Byłem służbowo zobaczyć, jak się czuje zadaszenie nad Obrazem Matki Bożej — wyjaśnia.
Bardzo ważna jest administracja i zarządzanie od strony ekonomicznej. Sanktuarium zatrudnia kilkaset osób, m.in. w Straży Jasnogórskiej, gastronomii, przy sprzątaniu i w sklepach. Obok tego renowacje, konserwacje i ochrona dóbr kultury — to wszystko na głowie administratora, o. Czesława Bruda. — Podziwiamy fachowość, cierpliwość i determinację o. Czesława — chwali współbrata o. Matecki.
Na Jasną Górę pielgrzymują ludzie ze świata sztuki, muzyki, malarstwa, sportu i polityki. — Ich obecność ubogaca również nas — mówi o. Sebastian, który przyjaźnił się ze śp. prof. Wojciechem Kilarem. Dodaje, że w jasnogórskich archiwach jest ok. 3 tys. pozycji muzycznych. Mnisi przepisują je, nagrywają, wydają płyty i organizują koncerty. Tytaniczną pracę jako kustosz sztuki wotywnej wykonuje o. Stanisław Rudziński, który troszczy się o muzea i inwentaryzuje wota. Niektóre to unikaty na skalę światową. Ojciec Matecki jest również kantorem, razem z o. Nikodemem Kilnarem. — Kocham śpiew. Często odprawiam śpiewaną Mszę św. łacińską, podczas której śpiewają profesjonaliści z kwartetu Cantus. Wielką frajdą jest też dla mnie gra na organach — dodaje o. Matecki.
Codziennie podczas zasłonięcia i odsłonięcia Cudownego Obrazu na żywo grają intradziści. Jednym z nich jest uśmiechnięty, noszący rudą brodę br. Ireneusz Bekier. — Gram na trąbce. Gra dla Matki Bożej to wielkie przeżycie, ale też modlitwa. Podczas odsłonięcia i zasłonięcia Obrazu atmosfera jest niesamowita. Czuje się wręcz drżenie. Niektórzy pielgrzymi płaczą — przyznaje.
Brat Ireneusz jest również furtianem. — Ludzie proszą o rozmowę z którymś z ojców albo pytają o dobrego spowiednika. Odbieramy wiele telefonów, również śmiesznych, np. z pytaniem o rozkład jazdy autobusów. Pewna pani poprosiła też o numer telefonu na taxi w Bydgoszczy, ale nie dziwię się, bo była starsza. Kiedy siedzi się na furcie, można spotkać ważne osoby. — Miałem przyjemność spotkać prezydenta Andrzeja Dudę. Innym razem Kinga Rusin pytała, którego z ojców polecilibyśmy jej jako spowiednika — mówi br. Ireneusz.
Jednym z kaplicznych jest br. Fabian Urszulak. Codziennie posługuje przy ołtarzu Matki Bożej. — Mój dyżur trwa od rana do południa. Jestem na każdej Mszy św. Posługuję też podczas Apelu. Pilnuję porządku i godnego zachowania, podaję pielgrzymom mikrofon podczas modlitw — wylicza. Nie ukrywa, że zdarzają się trudne momenty. — Pielgrzymi są różni. Wszyscy chcą podejść jak najbliżej Obrazu. Nieraz jest szał (śmiech). Trzeba mieć oczy dookoła głowy. Czasami musi interweniować Straż Jasnogórska — przyznaje.
Czy paulini zawsze muszą nosić habit? — Muszą w klasztorze i tam, gdzie występują oficjalnie jako duszpasterze. Wiadomo, że kiedy idę pobiegać, to nie w habicie. Nie muszę iść w nim na plażę, ani wtedy, gdy idę kupić żyletki do golenia — śmieje się o. Matecki.
Habit składa się z tuniki, szkaplerza i kaptura. Do tego pas z różańcem. Można też używać piuski. Po wieczystych ślubach paulini dostają biały, obszerny płaszcz i zwykle czarne okrycie.
Co, jeśli ojciec potrzebuje kupić wspomniane żyletki? — Na miesiąc mam małą kwotę na drobne zakupy — zaznacza o. Sebastian. W klasztorze wiele się zmieniło. Jest kilka sal, gdzie paulini mogą obejrzeć telewizję, posłuchać radia i wypić kawę. Ci, którzy pracują naukowo lub studiują, mają w celi komputer. — Zmienił się też wygląd celi, w której kiedyś były tylko łóżko, stolik, krzyż, konewka i miednica. Zamiast tych dwóch ostatnich jest mała łazienka. Każdy ma też szafę, którą niegdyś zastępowała wspólna szatnia — wyjaśnia o. Sebastian. Od godz. 22 obowiązuje milczenie, ale nie trzeba od razu wyłączać światła — nieraz jest to niemożliwe, bo różne posługi się przedłużają.
— U nas zawsze dużo się dzieje. Mieszka tu 100 mnichów. To normalne, że są trudności i słabsze chwile. Wiele się zmienia, gdy zmieniamy siebie. Byłoby chyba w życiu źle, gdyby było idealnie. Nie wiem, czy wtedy byśmy się rozwijali. Trudności mobilizują człowieka — podsumowuje o. Matecki.
opr. mg/mg