„Poznaj samego siebie” – głosiła starogrecka maksyma. Od tego, jak człowiek patrzy na samego siebie, jak rozumie swoje człowieczeństwo, zależy naprawdę bardzo wiele. Wydana 8 kwietnia deklaracja „Dignitas infinita” pokazuje, jak wiele, a jednocześnie wskazuje na zagrożenia płynące z fałszywych koncepcji antropologicznych.
Podkreślanie wielkości i godności człowieka, jego wyjątkowości w całym świecie przyrody, nie jest motywem wyłącznie chrześcijańskim. Wagę refleksji nad naturą ludzką dostrzegały różne kultury od starożytności. Greckie „gnoti seauthon” przyjmowali także Rzymianie jako „nosce te ipsum” – rozumiane zarówno jako zachęta do wniknięcia w głąb samego siebie (aspekt psychologiczny), jak i do szerszego studium człowieczeństwa. Chrześcijaństwo wniosło tu jednak niezwykle cenny wkład, ukazując człowieczeństwo nie tylko w relacji do postrzegalnego zmysłami świata przyrody, ale także do Stwórcy tego świata. Do klasycznego samopoznania dodane zostało więc „Agnosce, oh cristiane dignitatem tuam!” (św. Leon Wielki, Homilia na uroczystość Bożego Narodzenia). Przez wieki na tej syntezie kultury klasycznej oraz objawienia chrześcijańskiego budowana była cywilizacja zachodnia i to na tej glebie wyrósł zarówno humanizm, jak i idea praw człowieka.
Niestety ta życiodajna relacja wiary i kultury została zburzona, a wręcz zanegowana. Początków nadwerężenia tej relacji szukać należy w osiemnastowiecznym Oświeceniu, dziś jednak dochodzimy do punktu, w którym zerwanie może mieć charakter ostateczny. Świecki humanizm z jednej strony ignoruje religijny wymiar ludzkiej natury (odniesienie człowieka do Boga), z drugiej zaś – coraz mocniej neguje samą naturę ludzką. Ostatecznym skutkiem takiej negacji nie będzie jednak stworzenie utopijnego raju na ziemi, ale raczej coś diametralnie przeciwnego: piekło na ziemi, którego już zaczynamy doświadczać, gdy piewcy nowoczesności (a dziś także i „ponowoczesności”) realizują swe wizje.
Osią sporu między antropologią chrześcijańską a rozmaitymi współczesnymi antropologiami jest uznanie faktu przyrodzoności ludzkiej godności. Sam termin „przyrodzoność” jest tak obcy współczesnemu myśleniu, że wypada go wyjaśnić. Nie chcemy bowiem dziś przyznać, że istnieje coś takiego jak natura, która określa istotę każdego bytu stworzonego, w tym – zwłaszcza – człowieka. „Przyrodzona” godność to godność wynikająca z natury człowieka, a nie z jakichkolwiek przymiotów. Jeśli zanegujemy naturę człowieka, łatwo będzie tworzyć dowolne kryteria „jakościowe”, uzależniające godność człowieka od jego stanu, etapu życia, świadomości czy innych warunków. Ostatecznie ten błąd antropologiczny prowadzi do dyktatury silnych przeciw słabym: nienarodzone dziecko, osoba niepełnosprawna, czy też schorowany senior przy podejściu „jakościowym” traci pełnię praw wynikających z natury ludzkiej. Nagle okazuje się, że człowieczeństwo może być stopniowane, co jest ewidentnym absurdem, nie tylko z punktu widzenia filozofii, ale i nauk ścisłych. Aby ten absurd ukryć, zamienia się pojęcie „człowiek” na pojęcie „osoba”, tak że nienarodzone dziecko w łonie matki jest już wprawdzie genetycznie człowiekiem, ale rzekomo nie jest jeszcze „osobą ludzką”. Ta manipulacja słowami jest niezwykle groźna, bo wystarczy wskazać brak takiej czy innej apriorycznie przyjętej cechy osobowej (świadomość, wolność wyboru czy inna) u danego człowieka i można już odmawiać mu prawa do leczenia, prawa do życia czy innych przysługujących mu z natury praw.
Jeśli zastanowimy się nad praktycznymi konsekwencjami negacji natury ludzkiej i podmienienia jej na rozmaite kulturowe konstrukty, nietrudno będzie dostrzec, dlaczego współczesny świat ma tak wielki problem w rozwiązaniu trapiących go problemów. Fałszywe założenia prowadzą do fałszywych wniosków, a proponowane rozwiązania problemów są rozwiązaniami pozornymi. Choć wolność wydaje się być wartością naczelną współczesności, jej rozumienie jest również fałszywe, jeśli opiera się na fałszywej wizji człowieczeństwa. W chrześcijańskiej antropologii wolność wynika z naszej relacji do Boga: jesteśmy istotami stworzonymi na Jego obraz i podobieństwo, nosimy więc w sobie wolność, która ma – jeśli można tak powiedzieć – charakter boski, a nie tylko doczesny. Aby jednak móc należycie skorzystać z tego daru wolności, trzeba go właśnie widzieć w tej relacji do Boga, a nie w oderwaniu od niej. Dlatego Dykasteria Nauki Wiary podkreśla:
Wolność jest wspaniałym darem Boga. Nawet gdy Bóg pociąga nas swoją łaską, czyni to w taki sposób, że nasza wolność nigdy nie jest naruszana. Byłoby zatem poważnym błędem sądzić, że z dala od Boga i Jego pomocy możemy być bardziej wolni i w konsekwencji czuć się bardziej godni. Oderwana od swego Stwórcy, nasza wolność może jedynie osłabnąć i zostać przyćmiona. To samo dzieje się, jeśli wolność wyobraża sobie, że jest niezależna od jakiegokolwiek odniesienia innego niż ona sama i postrzega każdą relację z uprzednią prawdą jako zagrożenie. W konsekwencji zmniejsza się również szacunek dla wolności i godności innych. (Dignitas infinita 30 [dalej: DI]).
Deklaracja z jednej strony odnotowuje fakt „postępu w rozumieniu godności i wolności osób” (DI 32), który w dużej mierze dokonał się pod wpływem chrześcijaństwa, z drugiej jednak przestrzega przed niebezpieczeństwem „inwolucji” (która jest przeciwieństwem rozwoju, „zwijaniem się”, czy też „zapadaniem się do środka”). Można powiedzieć obrazowo, że ludzka wolność i godność jest czymś tak wielkim i potężnym, że grozi jej niebezpieczeństwo zapadnięcia się pod własnym ciężarem, gdy nie odnajdzie podparcia w odniesieniu do Tego, który jest Stwórcą naszej wolności i jej ostatecznym celem.
Cała czwarta część Deklaracji wskazuje na konkretne zagrożenia ludzkiej godności, które dostrzegamy we współczesnym świecie. W chwili obecnej są to już poważne pęknięcia na gmachu człowieczeństwa, jeśli jednak je zignorujemy, ryzykujemy zawaleniem się tego wszystkiego, co udało się w ciągu wieków osiągnąć dzięki olbrzymiemu wpływowi chrześcijaństwa na struktury społeczne i kulturę umysłową. Wiek XX, wraz z dwoma okrutnymi wojnami światowymi, powstaniem totalitarnych reżimów i ludobójstwem na masową skalę, był zaledwie zapowiedzią tego, co może się zdarzyć, gdy zdrową, chrześcijańską antropologię zastąpimy redukcjonistycznymi czy też zideologizowanymi wizjami człowieczeństwa.
Wśród obszarów szczególnie zagrożonych Deklaracja wymienia:
Poszukując głębokich przyczyn braku poszanowania godności ludzkiej, trudno nie dostrzec faktu, że zanegowanie wypracowanej na gruncie chrześcijańskim antropologii prowadzi nieuchronnie do bardzo zawężonego rozumienia człowieczeństwa, a to z kolei skutkuje coraz groźniejszymi naruszeniami ludzkiej godności. Gdy zgubimy z pola widzenia którykolwiek z trzech kluczowych elementów antropologicznych, muszą się pojawić wypaczenia. Te trzy elementy to: 1) stworzenie człowieka na obraz Boga, nadające człowiekowi najwyższą możliwą godność w całym świecie stworzonym; 2) wcielenie Chrystusa, które potwierdza tę godność – zwłaszcza u osób najsłabszych, najbardziej pokrzywdzonych i zepchniętych na margines, a jednocześnie ma charakter odkupieńczy; 3) powołanie człowieka do relacji z Bogiem, które nadaje właściwy kierunek ludzkiej wolności (DI 17-21).
Proponowane współcześnie wizje człowieczeństwa, które rzekomo można definiować dowolnie, negując jego naturalny charakter, na przykład poprzez redefinicję płci, brzmią być może atrakcyjnie, są jednak z gruntu fałszywe. Naturę można wykorzystywać i kształtować, nie można jej jednak negować. Już starożytni Rzymianie znali zasadę „Naturam expellas furca tamen usque recurret” (Horacy), nie jest to więc prawda wyłącznie chrześcijańska, ale po prostu zdroworozsądkowa. Istotne jednocześnie, aby naturę ludzką postrzegać nie tylko w perspektywie doczesności, ale odkryć jej element nadprzyrodzony. Bez niego bowiem trudno jest zrozumieć samego siebie i odnaleźć sens życia, a wszelkie wysiłki porządkowania życia społecznego, którym zabraknie odniesienia do wyższych wartości, nie przyniosą trwałej zmiany.