Miłość, czyli dotyk Boga

Jak napisał Francis Bacon miłość, to zakładnik losu, gdyż w każdej miłości mamy uwięzione dwie osoby, które stanowią dla siebie wielką niewiadomą...

Jak napisał Francis Bacon miłość, to zakładnik losu, gdyż w każdej miłości mamy uwięzione dwie osoby, które stanowią dla siebie wielką niewiadomą... I chyba na tym polega jej boska tajemnica.

Człowiek jest dziwaczną istotą, ponieważ został stworzony, aby żyć w świecie, w którym czuje się wyobcowany, czuje, iż jest podmiotem oglądającym świat i robiąc retrospekcje rzeczywistości, zaczyna gubić gdzieś po drodze część siebie. Potem pragnie ją odzyskać, wrócić do punktu w jakim ową cząstkę stracił. Tęsknota okazuje się zatem nieodłączną towarzyszką naszego procesu stawiania się, od narodzin po późną starość.

Będąc istotami tak samotnymi i wyobcowanymi, zwracamy się ku Bogu, w którym to odnajdujemy nadzieję, wiarę, porządek i miłość. Paradoksalnie wydaje się, że nasze poczucie zagubienia i osamotnienia w obserwowaniu rzeczywistości na poziomie badacza jest drogą, na której pewnego dnia napotykamy miłość. Cały proces powstawania człowieka, jak i jego wędrówka, pcha nas nieuchronnie ku melancholii i potrzebie odzyskania utraconej cząstki siebie, ucząc nas kochać. W pewnym momencie to, co straciliśmy, odnajdujemy w drugim człowieku.

Ludzkie arche to błądzenie za czymś nieznanym, czymś, co wydaje się nam zatraciliśmy, choć w istocie nigdy nie było nam dane.

Można zaryzykować stwierdzenie, iż Bóg dolewając do naszej krwi ową irracjonalną, ziemską kroplę tęsknoty, sprawił, że wciąż szukamy. Czego szukamy? Chyba samego Boga i mieszkającej w nim nadziei, miłości oraz przede wszystkim właśnie ładu, jakiego nie dane jest nam do końca zasmakować na Ziemi.

Wszystko to pcha nas ku drugiemu człowiekowi, bo jedynym panaceum na poczucie wyobcowania, okazuje się znalezienie kogoś bardziej samotnego niż my sami i zostanie mu przyjacielem. Odnajdujemy prządek i bezpieczeństwo w tym, iż nie jesteśmy jedyni w swoich egzystencjalnych cierpieniach, a nie w tym, iż świat jest bezpieczny oraz na wskroś przewidywalny.

W dziele Platona Uczta, Diotyma prawi z Sokratesem o miłości, a ten stwierdza, że nie za samym pięknem goni miłość, ale za tworzeniem w pięknie.

Miłość zatem ma w sobie ziarno transcendencji godnej samego Boga, gdyż nie zadowala się rzeczami gotowymi, lecz chce tworzyć, a ujmując ściślej, tworzyć coś pięknego. Miłość zawiera w sobie ideae innatae (idee wrodzone), które emanują, jako że dane nam od istoty, czy siły transcendentalnej, na poziomie tworzenia. Ta jedna, boska łza, przelewająca się przez nasze serca, zmusza nas do budowania czegoś pięknego na podobieństwo działań boskich.

Wspomniana łza Boga, wydaje się być Jego tęsknotą za samym sobą, ponieważ stanowiąc istotę człowieka, nakłania go do wielbienia drugiego i odnajdywania w nim elementów siebie, elementów które jak mu się zdaje niegdyś utracił.

Rodzimy się i umieramy sami. To chyba największa niedola ludzkiej rasy na Ziemi po wyjściu z Edenu.

Przychodzimy na świat i odchodzimy z niego wśród innych, bliskich nam osób, lecz tak naprawdę w każdym z tych momentów czujemy się osamotnieni, bo nikt nie może towarzyszyć nam w procesie naszego powstania, ani w podróży na tamtą stronę.

Człowiek żyjąc w biblijnym Edenie, nie rodził się i nie umierał, co pozwalało mu nie czuć się tak samotnym już na wejściu do swej egzystencji, a także pod jej koniec. Cząstką jaką zatem utraciliśmy, choć w prawdzie od początku naszego istnienia nigdy jej nie posiadaliśmy, jest idem per idem (błędne koło) Edenu. Owe błędne koło dawało nam wszechogarniający ład, wypełniony po brzegi sensem i towarzyszącym mu bezpieczeństwem. Rodząc się z poczuciem melancholijnej tęsknoty za wspomnianym błędnym kołem Edenu, zatracamy się w drugiej, tak samo samotnej jak my istocie. Obecność kogoś, kto podobnie do nas błądzi i dokonuje siłą rzeczy introspekcji pustej rzeczywistości, podarowuje nam jeden, pełny świat, ponieważ wydaje się, iż Bóg dając nam drugiego człowieka, zmienia dla nas właśnie cały ów otaczający nas świat. W rzeczy samej, jeden człowiek to jedna, oddzielna i całkowicie tajemnicza rzeczywistość, owiana nutką patosu, ale i zrozumiałej dla nas prostoty.

Piękno we wszystkim co istnieje, dostrzegamy tylko wtedy, gdy nie patrzymy na świat przez okulary, lecz przez serce ukochanej nam osoby.

Okulary mogą tu być symbolem racjonalności, która nie pozwala do końca odkryć drzemiącego w stworzonym dla nas miejscu piękna. Jedynie patrząc przez pryzmat serca istoty, jaką darzymy szczerym uczuciem, potrafiły zauważyć to, co majestatyczne w rzeczywistości. Tym majestatycznym elementem jest palec boży.

Nasza retrospekcja świata okazuje się nagle sensowna, bo z przygnębiającego obowiązku, staje się przygodą, która odkrywa przed nami zagubione ogrody, jakich wcześniej nie widzieliśmy. Spostrzegamy, iż rzeczywistość ma dwa wymiary, ale żeby ujrzeć ten drugi poziom, musimy wpierw otrzymać narzędzia takie, jak miłość, wiara i nadzieja, a te znaleźć można jedynie w drugim człowieka. Na tym chyba polega cały myk i sekret Boga, aby dotrzeć do Niego poprzez stojącego obok nas człowieka.

Umwelt, to termin, który oznacza świat otaczający, a dokładniej środowisko, w jakim żyje człowiek, ale w przeciwieństwie do zwierząt przekracza je.

Można by powiedzieć, że żyjąc dosłownie Razem, uczymy się przekraczać otaczający nas świat i wychodzić po za niego. Co tam się znajduje? Chyba sam Bóg, choć w istocie On jest w każdym z nas i wychodząc po za ów świat, nie znajdujemy się nigdzie indziej, jak we własnych duszach.

Jacek Ponikiewski: pisarz, dziennikarz, filozof. Zajmuje się pisarstwem dotykającym filozofii egzystencjalnej w pojęciu teistycznym, jak i dziennikarstwem informacyjnym.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama