Nie tak całkiem wolna wola

Jak mówił Lec: "wszyscy chcą naszego dobra, nie dajcie go sobie zabrać". Inni mogą nam udzielać wskazówek, ale ostatecznie - za każdą życiową decyzję jesteśmy odpowiedzialni my sami

Nie tak całkiem wolna wola

Stanisław Jerzy Lec napisał kiedyś: „Wszyscy chcą naszego dobra. Nie dajcie go sobie zabrać”. Coś w tym jest. Człowiek rodzi się z szeregiem praw, współczesność stawia przed każdym z nas nowe możliwości. Żyjemy w wolnej Polsce, nie mamy żadnych obciążeń wojenno-powstańczych, nie musimy ginąć za wiarę czy narodowość. Zmieniły się czasy. Teraz dzieciom od maleńkości wpajamy, że mogą być tym, kim zechcą.


Egzystencjalizm

Nasze nowe poglądy stają się bardzo egzystencjalne - pierwsza zasada tej doktryny brzmi: człowiek jest tylko tym, czym siebie uczyni. Istota ludzka przychodzi na świat i jest pierwotnie niczym, rozpoczyna życie z niezapisaną tablicą. Realizacja własnej woli na wszystkich etapach kształtowania dojrzałości psychicznej, określa to, kim jednostka się staje. Ile pokus czyha, by wciągnąć człowieka w schemat. Abstrahując — wybór schematu również jest wyborem. Wolna wola jednostki nieustannie jest atakowana wpływami z zewnątrz, jednakże to człowiek decyduje o swoim losie.

Wolność sterowana

Dystansując się od zaplecza filozoficznego, pomyślmy o sugerowanych wyborach narzucanych już w dzieciństwie. Wprawdzie rodzice od zawsze mówili: możesz być, kim zechcesz, ale problem zaczynał się, gdy dziecko wybierało własną drogę. Mój brat nigdy nie chciał grać na instrumentach klawiszowych. Rodzice wyśnili sobie małego Mozarta, poczuli się zawiedzeni. Ja miałam być mistrzynią w pływaniu. Drugą Otylią Jędrzejczak. Wzniosła idea, zacięcie rodziców i tak trzy razy w tygodniu chodziłam na miejski basen. Tylko, że... w dzieciństwie byłam trochę otyła i nie czułam się zbyt dobrze w przylegającym stroju kąpielowym. Swędziały mnie oczy od chloru i niewygodnie mi było w czepku. Nie lubiłam też skakać do wody — ktoś patrzący z boku dopatrzyłby się we mnie bardziej przerażonego topielca niż frywolnego delfina. Rodzice to w końcu zrozumieli i pomimo uczucia zawodu (jestem tego pewna), pozwolili kroczyć swym dzieciom własną ścieżką zainteresowań. Mijały lata, pociechy dojrzewały. Problemy wyrastały niczym grzyby po deszczu. Chodziłam już do gimnazjum, uczyłam się całkiem dobrze. No ale... rodzice nie lubili moich znajomych. Są tacy niepoprawni! — lamentowali. Dla nich najlepiej by było, gdybym wtedy zaprzyjaźniła się z przeraźliwie nudną córką koleżanki mamy. Mogłybyśmy całymi dniami spacerować po okolicy pod ramię i rozmawiać o pogodzie. A gdzie miejsce na moje własne nabywanie doświadczeń? Na moje próby i błędy młodości, które wpływały na to, kim będę w przyszłości? Drobne niesnaski młodości jeszcze można było zrozumieć i jakoś dojść do porozumienia. W końcu nie każde dziecko musi tańczyć w balecie, aspirować do bycia poliglotą i spełniać oczekiwania rodziców. Zaraz... naprawdę?

Będziesz świetnym lekarzem

Moja przyjaciółka trzy razy podejmowała studia medyczne. Trzy klęski, ale przecież jej matka miała być dumna. Pola jest wspaniałą dziewczyną — dobrą, wrażliwą, od zawsze lubiła pomagać innym. To prawdziwy człowiek z pasją, zawsze marzyła, że będzie pracować z osobami o obniżonej sprawności umysłowej. Chciała studiować oligofrenopedagogikę i być najlepszym na świecie pedagogiem. Niestety, w dzisiejszym świecie marzenia i pasja to często zbyt mało. Przynajmniej dla mamy mojej przyjaciółki, która zawsze, do znudzenia i przy każdej okazji powtarzała: Pięć lat się uczyć, by być pedagogiem i zarabiać grosze. Nic nie mówię, ale to trochę prymitywne. Lepiej pięć lat się pouczyć i zostać szanowanym lekarzem.

Byłyśmy w klasie maturalnej i dużo rozmyślałyśmy o przyszłości. Moi rodzice zawsze popierali polonistykę. Zaczęłam być dobra z polskiego gdzieś w okolicach gimnazjum. Wszyscy wpajali mi, że muszę to rozwijać. Z czasem uwierzyłam, że tego właśnie chcę. Lubiłam czytać, potajemnie pisałam pierwsze książki i miażdżyłam swoje alter ego, które błagało, bym się zastanowiła nad paleontologią. Dziewczynki zostają nauczycielkami, a dinozaury zostawmy dla chłopców — ukierunkowywała mnie babcia. Nie namyślałam się długo. W przeciwieństwie do Poli. Matki często nie zdają sobie sprawy, co to znaczy przygotowywać się do matury z myślą o studiach medycznych. Ogrom pracy, mnóstwo czytania, nauki — i gdyby to jeszcze moją przyjaciółkę interesowało... Stało się. Zdałyśmy maturę. Pola podjęła studia medyczne. I zaczęła nienawidzić swojej matki. Zmieniła się. Często płakała. Nie radziła sobie. Pierwszy raz rzuciła studia w styczniu. Właściwie nie zdała sesji. To uczelnia z niej zrezygnowała. Jej matka ciągle wierzyła, że wszystko jeszcze da się naprawić. Dwa kolejne lata wyglądały tak samo: awersja do studiowania, wzmagająca się nienawiść do matki i cicha pogarda dla siebie. Moja przyjaciółka, mimo że całą siłą swojej świadomości próbowała obarczyć winą za swe porażki niespełnione ambicje jej matki, podświadomie przeczuwała, że jej pasywność również sytuuje ją jako winną.

Masz rozum? Korzystaj!

Człowiek w momencie ograniczenia jego praw do swobodnej egzystencji, i pojawiania się wpływów z zewnątrz, którym ulega, odczuwa pewną obawę, gdyż podświadomość mówi mu, że to on tworzy swoje życie i to on musi zmierzyć się z konsekwencjami swoich wyborów. Brak wyboru autonomii życiowej również jest wyborem. Egzystencja, która toczy się pod naciskiem sugestii, odciska piętno i nie jest w stanie doprowadzić człowieka do stanu zadowolenia. Moja przyjaciółka zarzuciła kiedyś swojej matce, w akcie rozpaczy i kryzysu światopoglądowego, że ta zmarnowała jej życie. Kobieta, mimo troski, odpowiedziała swej córce, że nie może ponosić odpowiedzialności za jej błędy. W tym momencie widoczny jest tragizm jednostki. Egzystencjalizm przestrzegał: człowieku, sam kreujesz swoją rzeczywistość. Moment, w którym jednostka w końcu zrozumie sens tego przekazu, często jest momentem zwrotnym w jej życiu. Nagle w człowieku budzą się impulsy, które chcą walczyć o jego suwerenność, odzywają się pragnienia, które nie chcą być dłużej tłumione i do głosu dochodzi rozum, który do wolności pragnie dążyć, a nie być na nią skazany. Moja przyjaciółka straciła trzy lata — tak twierdzi, ale nie zgodziła się dłużej tracić ani chwili. Studiuje teraz swój wymarzony kierunek i stara się dążyć do tego, by być tym, kim chce — jak zawsze wpajała jej mama.

Nikt nie rodzi się tchórzem

Pomimo tego, że każdy z nas ma wolną wolę i może decydować o sobie i swoim losie,  ludzie tkwią w schematach, stereotypach, ciążą im setki niewidzialnych łańcuchów, których nawet nie próbują usunąć. Dlatego często, już z góry, wielu członków społeczeństwa zostaje skazanych na porażkę. Po raz kolejny widać to zjawisko już w dzieciństwie: moja młodsza kuzynka była bardzo płochliwym dzieckiem i wszystkiego się bała. Wykluczano  ją przez to z niektórych zabaw, bo nikt nie chciał mieć jej w swojej drużynie. Nikt nie wierzył, że będzie umiała wspiąć się po drzewie czy zaczepić stróża z przedszkola i szybko uciec. Cierpiała, ale zachowywała się dokładnie tak, jak przewidywali inni. Wyrobiła sobie pewne zdanie na swój temat, zatopiła się w schemacie, budowała w sobie sztuczne bariery — uwierzyła, że po prostu jest beznadziejna i całe jej serce jest zatopione w beznadziei, jej małe nóżki nie potrafią biegać tak szybko, jak innych dzieci i zawsze będzie musiała stać z boku. Francuski filozof Jean Paul Sartre napisał: (...) egzystencjalista, kiedy opisuje tchórza, mówi, że ten tchórz jest odpowiedzialny za swoje tchórzostwo. Nie jest tchórzem dlatego, że ma płuca, serce czy mózg tchórzliwy, nie jest tchórzem z powodów fizjologicznych — ale jest tchórzem dlatego, że przez swe czyny zrobił z siebie tchórza.. Moja kuzynka była takim tchórzem. Nie miała płuc, ani fizjologii tchórza — zrobiła go z siebie i pozwoliła, by inni ludzie uwierzyli, że naprawdę nim jest. Tymczasem egzystencjaliści mówią nam wprost, że nikt nie rodzi się bohaterem albo skazańcem. To, kim się stajemy jest efektem naszych przedsięwzięć. Jeżeli nasze czyny będą nieustannie pokazywać, że jesteśmy bohaterami, to naprawdę nimi będziemy i inni ludzie także będą nas tak przestrzegać.

Stanowisko Jana Pawła II

Papież, a wcześniej — kierownik katedry etyki na KUL-u, Karol Wojtyła zawsze umacniał stanowisko, że wolność nie istnieje bez prawdy. W swoim nauczaniu opierał się na słowach Chrystusa: poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli. Jan Paweł II przestrzegał, że w tych słowach czyha również przestroga — przed pozorną wolnością, przed wolnością rozumianą powierzchownie, jednostronnie, bez wniknięcia w całą prawdę o człowieku i świecie. Papież kwestionował, a nawet odrzucał, systemy etyczne, które proponowały nadać wolności nowe kryteria moralne i często odsuwały przy tym Boga. Wielki Polak cierpliwie tłumaczył, że Bóg stworzył człowieka z miłości do niego i chciał, aby istota ludzka była zwrócona ku innym ludziom. To, jak korzystamy z daru wolności wiele mówi o naszym człowieczeństwie. Możemy pomagać bliźnim, możemy żyć w wierze, wypełniać swoje religijne powinności, ale muszą one wypływać z potrzeby serca. Wolność sterowana strachem, maniakalne przestrzeganie przykazań powodowane obawą przed karą wpychają jednostkę w jeszcze głębszą niewolę. Naprawdę wolny jest ten człowiek, którego czyny motywowane są miłością do dobra, którego decyzje wypływają z serca.

Twoje życie w Twoich rękach

Dostaliśmy do dyspozycji tylko jedno życie, ale mamy w nim możliwość wykorzystania wielu szans. Często cudze oczekiwania wpływają na to, kim się stajemy, albo którą ścieżkę wybieramy. Nasza wolna wola jest zagrożona — ona jest w niebezpieczeństwie! Usiądźmy. Pomyślmy. Czy naprawdę ktokolwiek może wpłynąć na to, żebyśmy zaczęli myśleć o sobie inaczej? Czy naprawdę chcemy na to pozwolić? Może warto się zastanowić.  Może nie warto popełniać błędów mojej przyjaciółki i skazywać się na trzy katastrofalne lata. Być może wtedy trzeba powiedzieć: „mamo, kocham cię, ale pozwól mi samej decydować o sobie”. Może nie warto pozwolić, by ludzie z otoczenia wpychali nas w jakiś utarty wzorzec. Może nie chcemy być dłużej tchórzami. Może rzeczywiście możemy być tym, kim tylko zechcemy. Może nie warto dłużej śnić cudzych marzeń?

 Twoje życie jest tylko w Twoich rękach i to decyzje, które podejmiesz dziś, będą owocowały w przyszłości. Masz wolną wolę — wykorzystaj to, co zostało stworzone po to, byś był szczęśliwy.

Martyna Kopeć - z wykształcenia polonistka. Pasjonuje się podróżami oraz literaturą, łącząc te pasje w spójną całość. Uwielbia zarówno realne wyprawy do miejsc, jak i podróże o innym wymiarze - mentalne - te z książką w ręku.

Tekst powstał w ramach "Programu stażowo-mentoringowego skierowanego szczególnie do osób poszukujących pracy"

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama