Sumienie to jedna z najbardziej ludzkich cech, ukazująca wielkość i godność człowieka: jego związek z wartościami obiektywnymi i nastawienie personalne
Goering miał powiedzieć, że jego sumienie nazywa się Adolf Hitler. Newman wzniósł toast ku czci sumienia i papieża. Papież afirmował sumienie i beatyfikował kardynała. A sumieniem św. Pawła jest Jezus Chrystus...
Równie często, co z niewielkim zrozumieniem, cytuje się słowa kardynała Newmana: „Gdyby mi przy poobiednich toastach wypadło wznieść toast za religię, wypiłbym go — oczywiście za papieża, lecz najpierw za sumienie, a potem dopiero za papieża”. Tak jakby chodziło o wybór albo-albo, a nie o wskazanie, że i papież, i sumienie jednej służą sprawie — Królestwu Bożemu. Sumienie jest dane człowiekowi — tak należałoby język dowcipnego angielskiego toastu przetłumaczyć — aby słuchał Boga, a nie papieża, ale z drugiej strony papiestwo ma swoją rację bytu właśnie jako pomoc w słuchaniu Boga. Papież, który wypowiadałby się przeciw sumieniu, popełniłby samobójstwo — polemizował dalej sławny konwertyta na katolicyzm walcząc równocześnie na oba fronty: przeciw skrajnie rozumianej papieskiej eklezjologii (papież ponad sumieniem) oraz przeciw liberalizmowi nie interesującemu się Bogiem i prawdą (sumienie rozumiane jako „bycie w zgodzie ze sobą samym”).
Nieco mniej kultowe od cytowanego fragmentu Newmanowego listu o sumieniu są większej przecież wagi dla katolickiego sumienia słowa Soboru Watykańskiego II. Według Ojców soborowych zgromadzonych, jakby nie było, pod przewodnictwem tego, w którego intencji wznosi się drugi dopiero toast, sumienie jest „miejscem” wewnątrz człowieka, w którym spotyka się on z Bogiem. W sumie soborowy tekst wyciąga rękę w geście toastu ku czci sumienia razem z Newmanem, dla którego sumienie jest „pierwotnym namiestnikiem Chrystusa”, świętym miejscem Jego obecności, na którym „światłość prawdziwa, która oświeca każdego człowieka” (J 1,9), jaśnieje wśród nas”. Autorzy Konstytucji duszpasterskiej o Kościele w świecie współczesnym nie wahają się użyć języka religijnego na opisanie tej relacji człowieka z Bóstwem, która nawiązuje się właśnie w sumieniu — stąd zostaje ono nazwane „sanktuarium”:
...Człowiek (...) ma w sercu wpisane przez Boga prawo; posłuszeństwo temu prawu stanowi właśnie o jego godności, i według niego on sam będzie sądzony. Sumienie jest najskrytszym ośrodkiem i sanktuarium człowieka, w nim pozostaje on sam z Bogiem, którego głos rozbrzmiewa w jego wnętrzu... (Gaudium et spes, 16)
Godne uwagi jest poznanie historii powstania powyżej cytowanego akapitu, który stanowi wypadkową dyskutowanych w czasie Soboru wersji roboczych dokumentu. Niektórzy Ojcowie Soborowi chcieli położyć nacisk na związek sumienia z obiektywną prawdą i prawem etycznym, podczas gdy inni proponowali personalne ujęcie sumienia. Do dziś czytać oba ujęcia, ale na szczęście przyjęte „korektury przełamały podstawowy tok myślowy starego projektu tekstu w kierunku personalnego rozumienia sumienia” (E. Schockenhoff). Było to możliwe dzięki włączeniu do treści dokumentu fragmentu przemówienia radiowego Piusa XII, który porównał sumienie do sanktuarium umożliwiającego dialog Boga z człowiekiem.
Właśnie to porównanie wydaje się stanowić najlepszy punkt wyjścia do refleksji na temat znaczenia sumienia jako tego miejsca, w którym dochodzi — lub nie dochodzi — do spotkania z Bogiem; jako tej przestrzeni, która domaga się odpowiedzi za lub przeciw Niemu; jako tej ambony, z której słyszy się słowa, których samemu się nie wymyśliło, a których można nauczyć się nie słyszeć. Przy odrobinie alegorycznego zmysłu egzegetycznego można by nawet pokusić się o odczytanie ewangelijnego opisu oczyszczenia świątyni przez Jezusa (J 2,13-22) właśnie w kontekście nieustannej formacji sumienia-sanktuarium. Może się bowiem zdarzyć, że zamiast być domem Ojca, stanie się sumienie jaskinią zbójców czy może raczej zabójców Boga, którego albo nie dopuściło się do głosu, albo zmusiło krzyżem do milczenia. Wyżej cytowany dokument w tym samym akapicie powiada:
Nierzadko zdarza się jednak, że sumienie błądzi z powodu nieprzezwyciężalnej niewiedzy, nie tracąc przy tym swojej godności. Nie można zaś tego powiedzieć, gdy człowiek niewiele troszczy się o dochodzenie do prawdy i dobra, a sumienie na skutek przyzwyczajenia się do grzechu stopniowo ulega niemal zupełnemu zaślepieniu (Gaudium et spes, 16).
Z kolei inny dokument soborowy właśnie w sumieniu dostrzega źródło ateizmu: „Z pewnością nie są bez winy ci, którzy dobrowolnie utrzymują Boga z dala od swych serc i nie idąc za nakazem sumienia, usiłują unikać zagadnień religijnych...” (Gaudium et spes, 19).
Autorzy przed chwilą cytowanego akapitu dodają do winy samych niezainteresowanych Bogiem również zaniedbania tych wierzących, którzy powinni być Nim zainteresowani bardziej, niż są. Jest więc porzucenie niewiary w pewien tajemniczy sposób zależne od wiary innych, i kiedy brakuje ich wiarygodnego świadectwa, inni nie dają wiary temu cichemu głosowi we wnętrzu swojego sumienia. W tym sensie pozostają zarówno wierzący, jak i niewierzący Objawieniu niejako złączeni w Bogu, z którym wszyscy bez wyjątku przebywają sam na sam w swoim sumieniu. Istnieje również oddziaływanie odwrotne: przecież ludzie sumienia, nawet jeśli sami są niewierzący, mają niebagatelny wpływ na wierzących! Nie są bowiem ludzie przyjmujący Objawienie wolni od konformizmu czy traktowania przedmiotu swej wiary interesownie, a w krańcowych przypadkach ulegają nawet pokusie ideologizacji wiary. Dlatego niezbędne dla samej wiary jest pozostać w ścisłej relacji z sumieniem:
Na tym polega także właściwa wielkość wiary chrześcijańskiej, że udziela ona sumieniu swego głosu i że nieugięcie przeciwstawia się światu, który wierzący sami sobie urządzili i uzasadnili swą wiarą, a także, że zawiera w sobie profetyczne »nie« i — w ogóle — że budzi proroków, ludzi, którzy nie są głosem interesu, lecz głosem sumienia przeciwko interesom (J. Ratzinger).
Sumienie (gr. syneidesis, łac. conscientia) to „współwiedza, wspólna wiedza podzielana wraz z drugą osobą” (A. Drożdż). Matkobójca Orestes w sztuce Eurypidesa jest świadomy „wspólnie z kimś drugim, iż postąpił potwornie”. Możemy przyjąć, że tym „kimś drugim” jest bóstwo, jak i wolno nam w tej drugiej osobie uznać społeczność posiadającą stałą wrażliwość moralną. Tak jak w Kościele, który jest Ciałem Mistycznym, poszczególne członki współpracują ze sobą i zależą od siebie, tak istnieje również pewnego rodzaju „organizm sumień”, który powoduje, że wierność sumienia jednego człowieka wpływa również na prawość sumienia innych ludzi. I tak jak chrześcijanie wierzą w świętych obcowanie, tak wpływ ludzi sumienia na tych „bez sumienia” przekracza granice czasowe i przestrzenne, a dzięki przekazywanej tradycji sięga nawet poza śmierć. I tak jak ziarno męczeństwa w imię Chrystusa wydaje plon w Kościele, tak cierpienie sumienia sprzeciwiającego się wszelkiego rodzaju nieuprawnionej władzy również nie pozostaje bezowocne. Obecny papież jeszcze jako kardynał nie wahał się wskazać paraleli cierpiącego z powodu wierności sumieniu i powieszonego na krzyżu:
...bezprawie można ostatecznie pokonać tylko cierpieniem, dobrowolnym cierpieniem tych, którzy są wierni swemu sumieniu, zaświadczając realnie swoim cierpieniem i całą swoją egzystencją koniec wszelkiej władzy. Powoli zaczynamy na nowo pojmować, co to znaczy, że wyzwolenie świata, pokonanie władzy (potęgi), to cierpienie powieszonego, i że tam właśnie, gdzie władza rozbija się o cierpienie, zaczyna się zbawienie człowieka (J. Ratzinger).
Należałoby jeszcze odpowiedzieć sobie na pytanie, czy wystarczy w takim razie samo sumienie? Bo skoro i niewierzący mogą spotkać Boga w swoim wewnętrznym sanktuarium, po co w takim razie Objawienie? Oczywiście trzeba nam dobrze zrozumieć współczesną afirmację sumienia dokonaną przez Kościół — być może jest to dziś najważniejszy global player, który tak mocno podkreśla godność człowieka i wiarę w sumienie. I jeśli szukać w przeszłości oporu Kościoła przeciw wolności sumienia, trzeba pamiętać, że był on skierowany przeciw błędnemu rozumieniu wolności jako dowolności nieliczącej się z niczym, a już na pewno z poważnym poszukiwaniem odpowiedzi w temacie Boga; a czy taka postawa obca jest współczesnym? Jeśli więc jest Kościół rzecznikiem sumienia, to przecież nie pozostaje w swoim zaufaniu bezkrytyczny. Zarówno zaufanie, jak i niebezgraniczność wynikają tak z Objawienia, jak i doświadczenia ludzkiego.
Długie wieki to, ku czemu zwrócił swój toast Newman, określano za pomocą metafory serca. Przytoczmy kilka starotestamentowych przykładów: Abimelek wprowadzony w błąd przez Abrahama usprawiedliwia swoje zainteresowanie Sarą słowami „uczyniłem to w prostocie serca” (czyt.: „z czystym sumieniem”); właśnie „serce” Dawida zadrżało, kiedy odciął połę płaszcza Saulowi; Hioba nie gryzie sumienie, więc autor natchniony zapisał, że nie potępia go serce. Człowiek został stworzony na podobieństwo Boga, a „serce człowieka, uważane w Starym Testamencie za »oko Boże« w człowieku, jest obrazem tajemnicy ludzkiego sumienia” (A. Drożdż). Zarówno wierzący, jak i niewierzący są w stanie postępować zgodnie ze sumieniem. Również w Nowym Testamencie ten uniwersalizm zostaje podkreślony. Według św. Pawła sumienie wpisane jest w każde serce, niezależnie czy przyjmuje ono Boże objawienie, czy nie słyszało o nim. Apostoł widzi w sumieniu wewnętrzną instancję odpowiedzialną przed Bogiem, trybunał uniewinniający albo oskarżający człowieka, a także reprezentanta Boga wobec człowieka.
Jednak temu zaufaniu do sumienia towarzyszy niebagatelne spostrzeżenie. Po pierwsze, samo jednostkowe sumienie nie wystarczy (musi zostać dopełnione miłością do bliźniego), a po drugie sumienie może być słabe (1Kor 8,12) czy nawet — na co wskaże inny autor nowotestamentalny — zbrukane (Tt 1,15). Mimo, że „sumienie w Duchu Świętym wyraźnie potwierdza człowiekowi (Rz 9,1), czy kroczy ścieżkami Bożymi, czy nie” (F. Rienecker, G. Maier), to i ono może się mylić, tak że dopiero Pan jest sędzią pewnym (por. 1Kor 4,4). Ta pomyłka sumienia może zresztą być na korzyść człowieka lub na jego niekorzyść, dlatego św. Jan zaleca postawić wiarę w Boże obietnice ponad osądem serca (por. 1 J 3,20). Ostatecznie dopiero chrzest staje się rękojmią dobrego sumienia (por. 1P 3,21), ponieważ tylko krew Jezusa oczyszcza sumienie (Hbr 9,14). Odkupione sumienie potrzebuje oczywiście wzrostu, który dokonuje się zarówno w świetle rozumu, jak i wiary. Błędne sumienie jest skutkiem przyjmowania błędnej nauki i odstępstwa od wiary.
Goering miał powiedzieć: „Moje sumienie nazywa się Adolf Hitler”. Święty Paweł zamienił swoje sumienie na Jezusa Chrystusa: „Teraz zaś już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus” (Ga 2,20). I słusznie, bo jeśli sumienie jest sanktuarium, w którym można spotkać Boga, to Jezus Chrystus jest prawdziwą świątynią, w której poznaje się Boga w sposób pewny i pełny. I jeśli sumienie może być martwe, to Zmartwychwstały już nigdy nie umiera.
Wznieśmy więc toast na cześć naszego sumienia, które nazywa się Jezus Chrystus.
Tekst ukazał się na stronie: www.imago.org.pl
opr. mg/mg