Zero tolerancji dla nietolerancji

Co znaczy słowo tolerancja i dlaczego znaczenie nadawane mu przez współczesnych jest niebezpieczne

Istnieje we współczesnym świecie słowo „klucz", które jest hasłem otwierającym dzisiaj wszystkie drzwi. To także jedno z najmodniejszych i najczęściej używanych wyrażeń. Jest także przedmiotem nieustannych nadużyć ze strony przeróżnych grup społecznych i ideologii wszelkiej maści. Tym magicznym słowem jest tolerancja.

Tolerancja stała się hasłem, za pomocą którego usiłuje się regulować stosunki miedzy ludźmi. Co więcej, współczesne środowiska laickie coraz częściej lansują pojęcie tolerancji, jako najważniejszej wartości, która powinna determinować nasze życie społeczne. Miłość, prawda i wiara - a więc najdonioślejsze chrześcijańskie wartości - są spychane na plan dalszy. Środowiska liberalne i „postępowe" promują

tolerancję jako wyznacznik nowo czesności. Kto nie jest tolerancyjni na modłę postmodernistów, ten za sługuje na miano zapóźnionego cy wilizacyjnie dzikusa (o ile oczywi ście ma szczęście i nie zostanii okrzyczany wrogiem ludzkości). To lerancja stała się dziś najsilniej szyn argumentem używanym przez nie które mniejszościowe grupy i dosko nałym środkiem do wywierania naci sku na ogół społeczeństwa.

Czy zatem już dziś można mówić o tolerancyjnym terrorze?

Nie nabieraj wody w usta

U podstawy sporu o tolerancję leży już sam problem z jej zdefiniowaniem. Słowo „tolerancja" wywodzi się z łacińskiego tolerare, co znaczy znosić, wytrzymywać.

Oto jak tolerancję definiują współczesne słowniki:

„Wyrozumiałość, pobłażanie dla cudzych poglądów, upodobań, wierzeń, dla cudzego postępowania" (Słownik Wyrazów Obcych PWN - niemal identyczną definicję podaje Słownik Języka Polskiego);

„Postawa lub zachowanie polegające na uznawaniu prawa innych ludzi do posiadania przekonań, postaw i zachowań różnych od naszych, a nawet sprzecznych lub też nisko przez nas ocenianych" (Słownik Psychologiczny pod red. W. Szewczuka);

Jak widać z powyższych definicji, współczesne rozumienie terminu „tolerancja" właściwie nie odbiega od jego etymologicznych korzeni łacińskich.

Tolerancja zakłada pewne minimum życzliwości i cierpliwości względem drugiego człowieka. Można się nie zgadzać z jego poglądami, ale wyrozumiałość nakazuje znoszenie jego inności. Tolerancja nie musi zaś oznaczać okazywania mu wyrazów sympatii. Tolerancja - wbrew stanowisku postmodernistów - nigdy nie jest automatyczną aprobatą czyjeś osoby czy poglądów.

To jest najbardziej naturalne rozumienie zjawiska tolerancji. Taka interpretacja pojęcia nie stoi w sprzeczności z nauką Kościoła katolickiego, nie wyklucza też najważniejszego chrześcijańskiego przykazania: przykazania miłości. To właśnie miłość do bliźniego pozwala nam na tolerowanie jego niedoskonałości, nigdy jednak nie przymusza do aprobaty jego złych zachowań. Zwłaszcza, gdy jego poglądy i czyny wyrządzają zło innym ludziom. Tolerancja nigdy nie może polegać na obojętności wobec zła i braku reakcji na nie. Przeciwnie - chrześcijanin jest zobowiązany przeciwstawić się nieprawości, ale jednocześnie starać się pomóc bliźniemu poprzez usunięcie zła z jego duszy. Powinności chrześcijanina najdobitniej ujął Ojciec Święty Jan Paweł II podczas homilii wygłoszonej na krakowskich Błoniach w 1987 roku: „Broń nas przed nienawiścią i uprzedzeniem wobec ludzi innych przekonań. Naucz nas zwalczać zło, ale widzieć brata w człowieku, który źle postępuje, i nie odbierać mu prawa do nawrócenia. Naucz każdego z nas dostrzegać własne winy, byśmy nie zaczynali dzieła odnowy od wyjmowania źdźbła z oka brata."

Prof. Ryszard Legutko filozof i publicysta, pracownik Instytutu Filozofii Uniwersytetu Jagiellońskiego:

Tolerancja? To słowo straciło swój pierwotny sens i obecnie już nic nie znaczy, a ściślej, może mieć jakiekolwiek dowolne znaczenie. Tolerancja opiera się obecnie na zbyt wielu arbitralnych założeniach. Najważniejszym z nich jest przekonanie o potrzebie chronienia jakichkolwiek wartości, niezależnie od tego, czy są słuszne, czy też nie. Tego chce większość, która wywołuje presję. Cały sens tzw. tolerancji pozytywnej sprowadza się do tego, że nie ma ona granic. Dlatego jeśli jakakolwiek grupa będzie dobrze zorganizowana i będzie się skutecznie domagać swoich racji, to je uzyska. Tak się stało w przypadku homoseksualistów.

Nowe rozumienie tolerancji (tolerancja pozytywna) wyparto tolerancję w jej pierwotnym znaczeniu (tolerancja bierna, negatywna). A więc nie wystarczy już, że znosimy kogoś i powstrzymujemy się od wrogich dziatań, np. nie zaglądamy sąsiadowi do sypialni, czy nie okładamy go patką. Teraz musimy jeszcze okazywać życzliwość, akceptację i sympatię. To wykoślawione pojmowanie tolerancji sprawia, że przestałem rozumieć, co ktoś ma na myśli, mówiąc do mnie o tolerancji.

Lista winowajców

Tolerancja jako forma zachowania społecznego zaczęła funkcjonować w XV wieku za sprawą polskiego profesora Pawła Włodkowica, który na soborze w Konstancji (1414-1418) sformułował zdanie fides ex necessitate esse non debet (wiara nie może pochodzić z przymusu). Stało się ono zasadą obowiązującą w ówczesnej Polsce.

Pojęcie tolerancji na dobre zagościło w Europie wraz z nastaniem epoki Oświecenia. Był to czas wielkich prześladowań religijnych, ale też bezprzykładnego bezbożnictwa oraz antykle-rykalizmu. Za ojców tolerancji uchodzą John Locke i Voltaire. Byli oni gorącymi zwolennikami tolerancji religijnej i wolności wyznania. Jednocześnie postulowali całkowity rozdział religii od państwa („Epistola de Tolerantio" Locka z 1688r.). Wolter zwykł mawiać: „z całego serca nienawidzę Twoich poglądów, ale oddałbym życie byś mógł je głosić". W tych słowach widać już elementy dzisiejszej erozji pojęcia tolerancja i jej mylnego definiowania. Odejście od pierwotnego łacińskiego znaczenia terminu tolerancja było zatem tylko kwestią czasu. Stało się to pod wpływem prac empirystów (John Stuart Mill), modernistów przełomu XIX i XX wieku, marksistów, a także współczesnych zwolenników nowej lewicy (Herbert Marcuse) oraz postmodernistów (np. Richard Rorty). Wszyscy oni pospołu przyczynili się do ukucia pojęcia tzw. tolerancji pozytywnej, czyli współczesnego zniekształconego obrazu tolerancji.

I śmieszno, i straszno

Zgodnie z nową, współczesną interpretacją tolerancja nie ma być tylko wyrozumiałością wobec ludzkich zachowań, ale pozytywnym zaangażowaniem, które ma się wyrażać w neutralizacji punktów widzenia. Mówiąc prościej: tolerancja staje się sztuką dla sztuki. W jej imię należy zrezygnować z własnych niezachwianych poglądów (nawet jeżeli są stuprocentowo słuszne!) i uznać zdanie innej osoby (choćby było najbardziej bezsensowne) za równie prawdziwe, a nawet ją wspierać! Jest to zatem podważenie jednej z najważniejszych zasad ludzkości - cnoty prawdy. Potwierdzają to słowa ks. Marka Dziewieckiego, który w zbiorze felietonów „Żyć Ewangelią dzisiaj" pisze: „promowane jest przewrotne, zupełnie cyniczne rozumienie tolerancji jako zakazu odróżniania dobra od zła. Za 'tolerancyjnych' uznaje się jedynie tych ludzi, którzy wierzą[...] iż nie ma różnicy między prawdą a kłamstwem, między miłością a egoizmem, między szlachetnością a podłością, między wiernością a zdradą."

Tolerancja pozytywna powoduje relatywizm poznawczy i moralny. Zgodnie z jej założeniami wszystkie „prawdy" są równie dobre, co powoduje, że niemożliwe staje się odróżnienie dobra od zła. Tolerancja zostaje uznana za wartość najwyższą, absolutną. Jest zatem ważniejsza od miłości i prawdy. Co najciekawsze, zwolennicy tak pojmowanej tolerancji nie dostrzegają, że zabrnęli w ślepy zaułek. Skoro bowiem należy tolerować wszystkie poglądy, mieści się pośród nich także i nietolerancja. Dlaczego zatem są niekonsekwentni? Czemu tak zaciekle zwalczają tzw. Ciemnogród i niepostępowość środowisk, które mają do tolerancji stosunek nieco mniej entuzjastyczny? Dlaczego żądają absolutnej swobody wyrażania poglądów, skoro odmawiają jej sceptycznym konserwatystom?

Zwolennicy współczesnej tolerancji szczególnie chętnie atakują Kościół katolicki. Nie jest to zresztą nic dziwnego, jeżeli przyjrzymy się opiniom zaprezentowanym na łamach „Gazety Wyborczej" przez włoskiego filozofa Claudio Margisa, jednego z czołowych apostołów tolerancji: „jednym z punktów odniesienia tolerancji jest laicyzm we właściwym tego słowa znaczeniu [...]Laickość nie jest treścią filozoficzną, lecz postawą myślową, zdolnością do odróżniania tego co racjonalne, od tego co jest przedmiotem wiary - pomijając przynależność do tej wiary - i do rozgraniczania obszarów różnych kompetencji, np. Kościoła i Państwa."

Czy w imię postulowanej przez tolerancję swobody wypowiedzi można szydzić z czyiś uczuć religijnych? Wyśmiewać księży i zakonnice (słynny plakat reklamowy Benettona), promować obrazoburcze książki i filmy? W dzisiejszym „tolerancyjnym" świecie jest to niestety możliwe.

o. Jacek Salij dominikanin:

Mówimy czasem: „zero tolerancji dla korupcji, dla pedofilii, dla osiedlowych gangów". Bo tolerancja przestaje być wartością pozytywną, jeżeli oznacza zgodę na krzywdę słabych czy na głębokie patologie społeczne. Tolerancja przemienia się również w nieporozumienie, kiedy pod jej sztandarem chcemy uciec od naszych elementarnych obowiązków. Nigdy bym nie nazwał tolerancyjnymi rodziców, którzy nie przejmują się uwikłaniem swojego dziecka w branie narkotyków albo jego zainteresowaniami pornograficznymi. To są raczej rodzice nieodpowiedzialni. Myślę, że zdarza się to częściej niż to zauważamy: że przypisujemy sobie tolerancyjność, a w rzeczywistości uciekamy od obowiązków miłości.

Praktyka, czyli goniąc własny ogon

Jak zatem „pozytywna" tolerancja funkcjonuje we współczesnym życiu społecznym? Praktyka pokazuje, że tolerancja doprowadziła do wytworzenia nowego modelu społeczeństwa: społeczeństwa permisywnego (przyzwalającego). Korzystają na tym przede wszystkim te grupy, które w normalnych uwarunkowaniach społecznych nie miałyby najmniejszej szansy na prezentację swoich preferencji czy poglądów. Tak więc z „dobrodziejstw" tolerancji korzystają głównie homoseksualiści, feministki, zwolennicy aborcji i eutanazji, wyznawcy najrozmaitszych sekt religijnych oraz skrajni hedoniści, w rodzaju tych, którzy tłumnie odwiedzają berlińską Love Paradę - najważniejsze święto współczesnej tolerancji.

Głównym „biczem" zwolenników tolerancji w Europie jest ECRI - Europejska Komisja Przeciwko Rasizmowi i Nietolerancji. Jej celem jest zwalczanie na poziomie paneuropejskim rasizmu, ksenofobii, antysemityzmu i nietolerancji. Komisja każdego roku publikuje raport, w którym opisuje sytuację w poszczególnych państwach. Raport znajduje następnie swoje odzwierciedlenie w dyrektywach władz UE. Pomimo tego że postkomunistyczne władze starają się bardzo, by Polska została prymusem tolerancji, europejscy włodarze są surowi w ocenach naszego kraju i ubolewają nad faktem, że w Polsce nie zniesiono zakazu aborcji i nie przyznano specjalnych praw dla homoseksualistów. Ale Komisja Europejska już śpieszy z „uszczęśliwianiem" Polaków m.in. poprzez wprowadzenie dyrektywy, która zakazuje szkołom wyznaniowym dyskryminacji kandydatów do pracy z powodu bycia ateistą lub gejem. Po wejściu do UE Polska będzie zobowiązana dostosować się do tego nowego „tolerancyjnego" prawa. Konferencje zwolenników współczesnej tolerancji odbywają się często pod bardzo znamiennymi hasłami np. Zero tolerancji dla nietolerancji (Sztokholm 2001 r.).

W Stanach Zjednoczonych dzieckiem wszechpotężnej tolerancji jest zjawisko politycznej poprawności (political correctness). To odmiana cenzury i ideologicznego totalitaryzmu realizowana w ramach wyrównywania praw mniejszości. Dzięki „dobrodziejstwom" tego „gorsetu" Amerykanie ani przez chwilę nie czują się bezpieczni. Zewsząd mnożą się oskarżenia o molestowanie seksualne i wystarczy jedno spojrzenie, by stać się uboższym o kilkaset tysięcy dolarów.

Uczelnie, przedsiębiorstwa i urzędy zmuszone są stosować określone parytety przy naborze nowych pracowników czy studentów - tyle a tyle kobiet, tyle a tyle czarnych (a raczej Afroamerykanów, jak dyktuje nowa „poprawna" etykieta), niepełnosprawnych itd.

Rzecz jasna promowanie tolerancji nie oznacza jedynie samych ujemnych zjawisk we współczesnym świecie. Trzeba jednak uważać, by nie przesadzić w gorliwości, bo ta, jak mówi przysłowie, jest podobno gorsza od faszyzmu. Należy wspierać wszelkie konstruktywne poczynania zmierzające do likwidacji dyskryminacji osób niepełnosprawnych, mniejszości narodowych czy też rasowych. Pozytywnym przykładem takich działań jest odbywający się w Łodzi Dzień Kolorowej Tolerancji.

Wiele wskazuje na to, że ludzkość - zgodnie z immanentną cechą człowieka - jest już zmęczona zbyt dużym zakresem wolności. Przywódcy europejscy powoli dostrzegają, że współczesna tolerancja systematycznie, z roku na rok, zjada własny ogon. Czy zatem jest nadzieja na powstrzymanie rozszalałej tolerancyjnej krucjaty? Wiele będzie zależeć od wychowania naszych dzieci, przyszłych europejskich obywateli. Pamiętajmy, by nauczyć je, że człowiek ma prawo mieć własne poglądy i ma prawo przekonywać do swoich racji. Ale nie ma prawa ich nadużywać, by krzywdzić innych. Bo to jest właśnie nietolerancja.

Młodzi Polacy a duch tolerancji

Z badania SMG/KRC wynika, że młodzież jest tolerancyjna wobec osób o odmiennych poglądach politycznych. Ponad 80 proc. respondentów akceptuje obecność takich osób w pracy i w szkole oraz w najbliższym otoczeniu (przyjaciel, rodzina). Około 80 proc. badanych zgadza uczyć, pracować a nawet przyjaźnić z Ukraińcem, ale tylko 67 proc. badanych zgodziłoby się, by Ukrainiec został członkiem ich rodziny. Jeśli chodzi o mniejszości religijne 80 proc. młodych Polaków deklaruje możliwość wspólnej nauki i pracy z takimi osobami, ale tylko 60 proc. badanych zaakceptowałoby je w rodzinie. Grupą najbardziej odrzucaną przez młodzież są homoseksualiści. Dwie trzecie badanych zgodziłoby się uczyć lub pracować z homoseksualistą, ale jedynie połowa mogłaby się z taką osobą zaprzyjaźnić. Możliwość wspólnego mieszkania akceptuje 38 proc. Zdecydowanie bardziej uprzedzeni do homoseksualistów są chłopcy.

 


opr. mg/mg



« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama