„Troska o własne zdrowie, o dobre samopoczucie, o satysfakcjonujące funkcjonowanie prowadzą do przekonania o długowieczności, a nawet nieśmiertelności. Myśl o własnej śmierci jest oddalana. Człowiek, który tak dba o zdrowie i tak potrafi znieczulać różnego rodzaju bóle, tym bardziej boi się cierpienia i tym bardziej postrzega je jako bezsens i absurd” – pisze w komentarzu do dzisiejszej Ewangelii ks. Antonii Bartoszek.
Jednak i z nadchodzącą śmiercią czy też poważnym cierpieniem współczesne społeczeństwo próbuje sobie radzić. Znajduje rozwiązanie w eutanazji lub w samobójstwie wspomaganym. Zabiegi tego typu są dozwolone w wielu państwach Europy Zachodniej. Obecnie trwa zaawansowana debata na ten temat we Francji. Rozwiązania te nazywane są cywilizacyjnym osiągnięciem. Mówi się, że eliminują cierpienie. W tle pojawia się myśl, że skrócenie życia sobie lub innym doprowadza do oszczędności ekonomicznych. Nie trzeba bowiem wydawać pieniędzy ani na leczenie, ani na opiekę chorego. Takie głosy pojawia się też we francuskiej dyskusji. Współcześnie dochodzi się do przekonania, że poprzez eutanazję nastąpi ostateczne rozwiązanie kwestii śmierci.
Czy jednak tego typu działania usuwają lęk z życia człowieka? Dlaczego tak wielu współczesnych przeżywa różnego rodzaju problemy psychiczne? Dlaczego tak wielu – i to coraz młodszych – doświadcza smutku i bezsensu życia? Dlaczego eutanazję proponuje się już nie tylko chorym, ale i „zmęczonym życiem”? Jest w tym wszystkim jakiś paradoks: im bardziej rośnie w człowieku przekonanie o długowieczności, a nawet nieśmiertelności, tym bardziej zamyka się w doczesności. Świat, w którym żyje, to wszystko, co istnieje. Doznania, których w tym świecie doświadcza, to wszystko, co może przeżyć. Nic więcej. Człowiek żyje w przekonaniu o nieśmiertelności, ale jest „nieśmiertelność doczesna”.
Zupełnie inną perspektywę przynosi Pan Jezus. Jako Syn Boży stał się człowiekiem, by człowieka zbawić i by ukazać mu pełną prawdę o człowieczeństwie. Poprzez krzyż i zmartwychwstanie odkupił człowieka, sprawiając, że śmierć nie jest kresem, lecz przejściem do nowego życia. Prawdy te zapowiedział w Wieczerniku podczas Ostatniej Wieczerzy, wygłaszając wobec apostołów mowę pożegnalną. Padły w niej następujące słowa: „W domu Ojca mego jest mieszkań wiele. Gdyby tak nie było, to bym wam powiedział. Idę przecież przygotować wam miejsce. A gdy odejdę i przygotuję wam miejsce, przyjdę powtórnie i zabiorę was do siebie, abyście i wy byli tam, gdzie Ja jestem”. Choć świat jest domem, o który należy się troszczyć (do czego wezwał Bóg raju), to jednak nie jest to dom ostateczny. Choć mamy własny „kąt” na mapie świata, to jednak nie jest to nasz dom ostateczny. Choć jest miejsce, gdzie jesteśmy zameldowani „na stałe”, to nie jest to nasze ostateczne przeznaczenie. Świat przemija, nasze domy opuścimy, bo celem życia nie jest zamknięcie w doczesności. Naszym celem jest „dom Ojca, w którym jest mieszkań wiele”.
Więcej w komentarzu do dzisiejszej liturgii: