Fragmenty książki p.t. "Spacerem po filozofii"
|
ks. Stanisław Ziemiański Spacerem po filozofii |
|
W tym rozdziale na temat odpowiedzialności człowieka za swoje czyny pomijam sprawę sporu o determinizm i indeterminizm w dziedzinie ludzkiego działania. W opisach fenomenu odpowiedzialności autorzy na tej właśnie sprawie skupiają najczęściej całą swoją uwagę, ponieważ rozwiązanie tego sporu ma istotne znaczenie dla problemu odpowiedzialności: Człowiek o tyle jest odpowiedzialny, o ile jest wolny w podejmowaniu decyzji. Natomiast problemem związku czynu i jego skutków z podmiotem mniej się zajmują, choć jest on, jak zobaczymy, niemniej ważny i brzemienny w następstwa, a próby jego rozwiązania nie zawsze są trafne. Aby ten problem nieco przybliżyć, spróbuję najpierw określić podstawowe pojęcia, które występują w omawianej kwestii: czyn i odpowiedzialność. Następnie poddam krytyce rozwiązania niewłaściwe, by w końcu zaproponować takie, które uważam za najtrafniejsze.
Czyn jest przypadłościowym dynamicznym przejawem podmiotu świadomego, czyli substancji osobowej, polegającym na zamierzonym wpływie przyczynowym wywieranym na inną substancję. Synonimem wyrazu „czyn” jest wyraz „działanie”, z tym że ten drugi wyraz może się odnosić także do bytów nieosobowych, wyraz „czyn” — tylko do osób. W rozdziale będę się często posługiwał tymi terminami zamiennie. Czyn powstaje jako wynik wolnej decyzji podmiotu, dzięki której energia potencjalna zgromadzona w organizmie w danej części ciała wyposażonej w mięśnie przechodzi w energię kinetyczną. Po uruchomieniu wystarczającej liczby mięśni bodziec psychiczny spełnił swoją rolę, a zmysły kontrolujące wynik działania dają sygnał rozumowi, że skutek działania jest zgodny z zamierzeniem. Nie jest czynem nieświadome, automatyczne działanie. Wpływ przyciągający lub odpychający pól fizycznych jako statyczny nie jest ani działaniem ani tym bardziej czynem. Z czynem jest związana zmiana w obydwóch zaangażowanych bytach: ujemna w podmiocie działającym, dodatnia w podmiocie biernym. Św. Tomasz z Akwinu ujmuje czyny ludzkie w terminach ontologicznych, odnosząc je do człowieka w podwójnym ujęciu: człowiek jest 1) „suppositum”, tzn. pełni rolę substancji dla czynów jako przypadłości, 2) jest podmiotem w możności do swoich czynów1.
Odpowiedzialność zaś to nierozerwalny związek czynu i jego skutku z człowiekiem, który jest jego sprawcą i źródłem.
T. Ślipko posługuje się w tym względzie dwoma terminami: poczytalność i odpowiedzialność. Poczytalność wyraża „sprawczą zależność spełnionego czynu, w następstwie czego czyn ten przynależy, tj. musi być przypisany temu, kto go wykonał, jest jego poniekąd własnością”. „Odpowiedzialność oznacza znowu taką właściwość tegoż podmiotu, mocą której dobro lub zło zawarte w treści spełnionego przezeń czynu staje się cząstką składową moralnej treści jego osobowości, wskutek czego ponosi on związane z czynem konsekwencje”2. Jak z tego wynika, w terminie „poczytalność” akcentuje się sprawczo-istnieniowy aspekt działania, odpowiedzialność — raczej treściowy. W artykule akcent pada na to, co T. Ślipko nazywa poczytalnością.
Z nieco innego punktu widzenia odróżnia się odpowiedzialność formalną, czyli przyczynowe przypisanie dokonanych czynów, oraz odpowiedzialność materialną (treściową) za przedmioty. Pierwsza odnosi się do postępowania własnego lub cudzego, jeśli od nas ono zależy, tak np, rodzice są odpowiedzialni za dzieci; druga zaś odnosi się do sprawy. Podmiot posiada moc do zatroszczenia się o przedmiot3. Należy przy tym zauważyć, że ze względu na różnej wagi skutki, różne będą stopnie odpowiedzialności treściowej. Jeśli czyn powoduje zmiany w jakiejś substancji materialnej, która nie jest całością funkcjonalną i której stan przed zmianą i po zmianie jest obojętny dla istot żywych, np. rozłupanie kamienia młotkiem, odpowiedzialność za ten czyn jest niewielka. Gdy jednak czyn hamuje lub uniemożliwia rozwój jakiegoś układu żywego, odpowiedzialność jest większa. Jest ona bardzo duża, gdy czyn dotyczy innego człowieka, istoty obdarzonej szczególną godnością. Choć problematyka treściowej odpowiedzialności jest interesująca, tematem artykułu jest, według powyższej terminologii, odpowiedzialność formalna.
Rodzi się pytanie, od czego zależy czyn w trakcie jego realizacji: od aktu woli, czyli jej decyzji, czy od osoby, która jest centrum naszych decyzji a konsekwentnie i naszego postępowania? Trzeba odpowiedzieć, że wszystkie te czynniki są przyczyną czynu, decyzja bezpośrednio, osoba pośrednio i ostatecznie. „Z osoby płynie nie tylko powzięcie decyzji, ale także jej podtrzymywanie w przebiegu jej realizacji”4. Aby jednak osoba była odpowiedzialna za swe czyny, musi być tożsama mimo zmian. W ujęciu tomistycznym ontologiczną podstawą tożsamości osoby jest dusza jako forma substancjalna. Ona kształtuje materię włączając ją w funkcjonalną całość.
Dalszym warunkiem odpowiedzialności za czyny jest to, by osoba była źródłem decyzji, a pośrednio postępowania. Człowiek nie jest tylko „sitem”, przez które przechodzi strumień bodźców pochodzących z otoczenia, przy czym jedne nie pozostawiają na nim śladu, inne się zatrzymują. Kard. K. Wojtyła odróżnia „dzianie się” w człowieku od jego działania. W dzianiu się podmiot jest bierny, podlega działaniu jakiejś przyczyny innej niż jego „ja”. Natomiast w działaniu istnieje przeżycie sprawczości, świadomego zaangażowania naszego podmiotu. „Działanie jako takie zależy od niego w istnieniu, on daje mu początek, on też podtrzymuje jego istnienie”. (...) „Zachodzi wyraźnie przeżywalny związek przyczynowy pomiędzy osobą a czynem, który powoduje, że osoba czyli każde konkretne ludzkie „ja” musi czyn uważać za skutek swej sprawczości i w tym znaczeniu za swoją własność, a także — z uwagi zwłaszcza na charakter moralny czynu — za pole swej odpowiedzialności”5.
K. Wojtyła ogranicza się do opisu fenomenologicznego przeżycia sprawczości czynu oraz interpretuje sytuację sprawczości etycznej w duchu tomistycznym. Obecnie jednak w związku z rozwojem techniki, zwłaszcza komputerowej, toczy się dyskusja, na ile czynnik duchowy w człowieku, czyli sfera psychiczna może oddziaływać na sferę materialną, w której panuje zasada zachowania energii? Czy „można coś dodać de novo do istniejącej poprzednio sumy wielkości fizycznych, coś, co nie da się wyjaśnić z wewnątrz systemu fizycznego?”6. Jak zabezpieczyć się w takim przypadku przed naruszeniem zasady zachowania? H. Jonas proponuje następującą hipotezę, wyjaśniającą duchowy wpływ człowieka na materię: relacja świadomości do świata jest dwukierunkowa. Działanie świadomości na świat oparte jest na informacji, czyli wpływie świata na świadomość. Podmiot świadomy jest w działaniu bierny i czynny zarazem. Łączy aspekt receptywności i spontaniczności, doświadczania i rozumienia, czucia i chcenia. Wychodząc z tego faktu, można skonstruować model wolnego decydowania i sprawczości podmiotu: mianowicie „na krawędzi” wymiaru fizycznego naszego mózgu istnieje coś w rodzaju porowatej ściany, pozwalającej na osmozę, a za nią znajduje się inny wymiar, sfera psychiczna. Przenikanie przez ową „ścianę” jest tak obustronnie zbilansowane, że nie narusza praw zachowania. Znikomo mały impuls ze strony psychiki wywołuje w systemie fizycznym olbrzymie skutki, podobnie jak i odwrotnie, niewielka informacja przychodząca z zewnątrz może stać się zalążkiem ważnej myśli. Na terenie psychiki rządzą inne prawa niż w świecie fizycznym. Tam liczą się znaczenia, rozumienie, zamiary i wartości. Tam zapadają wolne decyzje7. Model ten pozwala pogodzić nasze niezbywalne przekonanie o sprawczości własnego „ja” z fizykalną zasadą determinizmu i zachowania energii8.
Głównym jednak interesującym nas tu problemem dotyczącym odpowiedzialności za czyn jest natura związku, jaki zachodzi między czynem i jego skutkiem a podmiotem działającym po ustaniu działania. Pytamy więc, co się dzieje po osiągnięciu skutku ludzkiego czynu? Czy związek skutku z czynem nadal istnieje, czy zostaje zerwany? A jeśli istnieje, to na czym polega? Od odpowiedzi na te pytania zależy głównie rozwiązanie ontologicznego problemu odpowiedzialności za czyny.
Otóż po ustaniu czynu sytuacja przedstawia się następująco: energia naszych mięśni przeszła na inne substancje, które uległy zmianie bądź głębokiej (substancjalnej), bądź powierzchownej (przypadłościowej). Podmiot działający utracił nieco ze swej energii. W pamięci pozostały zapisane wrażenia kinestetyczne oraz doświadczenie skutku za pomocą wzroku, dotyku itp. Wzrosła entropia w układzie, dokonał się proces nieodwracalny, dzięki czemu skutek czynu jest osiągnięty definitywnie9.
Skoro więc działanie się skończyło, a istnieje i trwa tylko człowiek o nieco uszczuplonej energii oraz poza nim zmieniona pewna inna substancja nieosobowa lub inny człowiek zmodyfikowany przez owo działanie, to dlaczego w języku potocznym nadal wiąże się działanie z podmiotem, gdy się mówi o odpowiedzialności za czyn i za jego skutki, choć działania już nie ma? Dlaczego np. twórcę obrazu nazywa się malarzem, twórcę muzyki — kompozytorem, czyli utrzymuje się ciągle związek dzieła z twórcą, choć ten w danej chwili niczego nie maluje, niczego nie komponuje? Dlaczego sensowne jest prawo autorskie, na podstawie którego można bronić nietykalności swego dzieła, nie pozwalać na jego naśladownictwo, a przypisywanie sobie przez kogoś autorstwa cudzego dzieła nazywać plagiatem? Dlaczego jest rzeczą rozsądną otrzymywać za dzieło pochwały lub nagany? Dlaczego kogoś, kto wyrządził krzywdę, nazywa się winowajcą, choć naganny czyn w tej chwili już nie istnieje, a trwają tylko jego skutki i pamięć o tym czynie?
W ujęciu pragmatystycznym mówienie o odpowiedzialności to tylko wygodny sposób sprawowania kontroli działania jednostek lub grup ze strony jakiejś władzy czy autorytetu, lub przepis wychowawczy wprowadzony w tym celu, aby kogoś, kto jest skłonny do pozytywnych czynów, umocnić w tej postawie, a kogoś innego, kto jest skłonny do złego działania, zniechęcić, i sprawić, by zaprzestał czynić zło i w przyszłości go unikał. W koncepcji utylitarystycznej lub pragmatystycznej nie chodzi o ontologiczne wyjaśnienie powiązania czynu z podmiotem, ale o osiągnięcie korzystnego celu. Aby ten cel osiągnąć, poszczególni ludzie lub grupy społeczne starają się wpływać na innych bądź profilaktycznie, bądź terapeutycznie. Starają się zwiększyć sumę korzyści za pomocą środków zachęcających do postępowania uznawanego za dobre. Bronią się przed szkodą ze strony jednostek aspołecznych i środowisk przestępczych przez stosowanie różnych metod, zniechęcających do czynów ocenianych jako złe. Obrona ta może apelować do rozumu i woli danej jednostki, licząc na zrozumienie, że pewne działania danego człowieka przynoszą szkodę nie tylko innym, ale w dalszej perspektywie jemu samemu. Może polegać na tresurze, inżynierii dusz, manipulacji za pomocą różnego typu socjotechnik, bez uwzględniania godności ludzkiej. Wreszcie może sięgać wprost do drastycznych metod fizycznego krępowania i ograniczania działalności ludzkiej, np. przez izolowanie, zamykanie itp.
Ta koncepcja ma swoje ontologiczne korzenie w fenomenalizmie. Wiąże się z etyką bez podmiotu, powstałą po zanegowaniu substancji przez J. Locke'a i D. Hume'a. W ich ujęciu człowiek jest szeregiem następujących po sobie przeżyć, rojem fenomenów, dziwnym trafem statystycznie powtarzających się zdarzeń, nie mających jakiejś bezwzględnej konieczności. Skoro nie istnieje coś takiego jak natura, a liczą się przeżycia, należy przeprowadzić rachunek przyjemności i przykrości i postępować tak, by bilans byt dodatni. Można w tym bilansie brać pod uwagę samą jednostkę i troszczyć się egoistycznie o samego siebie lub społeczność, z którą jesteśmy jakoś uczuciowo związani, licząc na to, że działanie na rzecz społeczności przyniesie i nam na zasadzie rykoszetu jakąś korzyść.
Jednak według powszechnego odczucia ta utylitarystyczna koncepcja nie jest trafna. Istnieje przekonanie, że człowiek nie jest tylko przygodnym sprawcą skutków, które pojawiają się jako czasowo-przestrzenne następstwo zdarzeń psychicznych, ale że jest odpowiedzialny, jako podmiot trwały i określony, świadomy i wolny, za swoje czyny i ich przewidywane skutki, i to zarówno w czasie dokonywania czynu, jak i po ustaniu działania. Związek tego podmiotu ze skutkami czynu nie zrywa się po ustaniu działania. Nadal trwa ontyczna więź między świadomym „ja”, a skutkiem jego wolnego czynu. Wobec tego należy szukać innego rozwiązania niż czysto pragmatystyczne.
W tradycji hinduistycznej (ale także w buddyzmie i dżajnizmie) spotykamy zbliżoną do opisanej wyżej koncepcje karmana. Wyraz karman pochodzi od sanskryckiego źródłosłowu kr — działać. W Wedach miało znaczenie działania kultowego, a szczególnie ofiarniczego, którego skutkiem miało być zjednoczenie z bóstwem i osiągnięcie szczęścia. Wedy odróżniają trzy rodzaje karmana: pratisiddha — czyn zbawienny, kāmya — czyn wykonywany w celu spełnienia jakiegoś pragnienia, nitya — czyn stały, czyli taki, którego wykonywanie jest obowiązkiem. Warunkiem zbawienia jest wykonywanie czynów nitya10. W wieku VI przed Chrystusem w wyniku synkretyzmu religijnego wskutek podbojów Ariów słowo to zmieniło sens. Karman zatracił znaczenie zbawcze, a przybrał charakter przeszkody na drodze do wyzwolenia. Akcent położono na skutek działania karmana vāsanā — wrażenie, ślad, odcisk, piętno. Z karmanem wiąże się samsāra — kołowrót narodzin i śmierci. Słowo to pojawia się w Upaniszadach ok. roku 1000 przed Chrystusem. Zasada karmana opiera się na trzech przesłankach: 1) na zasadzie przyczynowości, obowiązującej w ciągu kolejnych egzystencji, 2) na etyzacji, tzn. zróżnicowaniu konsekwencji w zależności od dobrych lub złych czynów (czyn dobry ma skutek zasługujący: dharma, czyn zły ma skutek naganny: adharma), 3) na wierze w reinkarnację11. Vāsanā gromadzą się w chwili śmierci w pamięci człowieka, czyli w materii świadomościowej (citta), która po zgonie przechodzi w innego człowieka lub zwierzę. Vāsanā determinują rodzaj ciała, jakie się narodzi, czas trwania życia, ogólny charakter przyszłych doznań (przyjemne lub przykre). Człowiek rodząc się jest wyposażony w 3 rodzaje karmana: 1) prārabdha — rozpoczęty, który ujawnia się jako los danej istoty, 2) samcita — zebrany, czyli nagromadzony w następstwie czynów poprzedniego żywota, 3) āgamin — przyszły. U człowieka wyzwolonego (jívanmukta) działa tylko prārabdha, dwa dalsze rodzaje karmana zostają unicestwione12. Wnioski, jakie wyprowadzano z koncepcji karmana i samsary, były różne. Sannyāsin zaprzestawali wszelkiego działania. W Bhagavadgita zaleca się wykonywanie czynów bezinteresownych. Jeśli jednak nie potrafimy się powstrzymać od pragnień, to możemy jeszcze uczynić bhakti, czyli akt czci i zaufania wobec Kriszny, który ma moc ingerencji w działanie karmana i okazania swej łaski13. Wprowadzenie reinkarnacji miało motywy psychologiczne. Wydawało się, że mając do dyspozycji szereg żywotów, można będzie łatwiej osiągnąć wyzwolenie. Znając jednak skłonność człowieka do złego, można mieć wątpliwości, czy wędrówka dusz coś w tej sytuacji zmienia.
W tradycji chrześcijańskiej istnieje pewna analogia do karmy, ale bez uciekania się do owego mechanizmu odwlekania rozliczenia się ze swoich czynów. Wobec jednorazowości sądu wzrasta stopień i powaga odpowiedzialności za czyny14. Stwierdza się przy tym trwały związek czynów z podmiotem. W księdze Objawienia św. Jana czytamy np.: „Uczynki ich idą za nimi”15. W jaki sposób idą? Przecież uczynki nie są substancjami, nie są bytami niezależnymi. Nie idą jak pisklęta za matką. Czy więc „idą” jako ślady w psychice, w pamięci duchowej, a może w pamięci Bożej? Czy zostawiają jakieś engramy w otaczającym świecie? Z samego tekstu nie możemy wnioskować o mechanizmie tego związku. Jest on jednak założony jako uwarunkowanie przyszłej nagrody lub kary. Nadzieją jest w chrześcijaństwie możliwość jakiegoś oczyszczenia po śmierci, jakoby przez ogień”16.
Można jednak pokusić się o jakieś hipotetyczne filozoficzne wyjaśnienie związku skutku z czynem. Mianowicie działanie, jak każda zmiana, która jest drogą do bytu, posiada takie same aspekty jak byt: a więc istnieniowy i treściowy. Istnieniowy, bo w substancji, na którą się oddziałuje, pojawia się coś nowego, co istnieje; treściowy, bo treść, struktura, forma jest odwzorowywana w innym podmiocie. Można prześledzić ścieżkę jakby przenoszenia się informacji treściowej (ontycznej) coraz to dalej od działającego podmiotu, rozszerzanie się fali działań osoby ku coraz to dalszym peryferiom. Ze względu na to, że ruch przestrzenny powinien być traktowany jako stan, a działanie wywołuje ruch przestrzenny, więc podmiot jest ciągle właścicielem tego ruchu jako skutku działania w dziedzinie istnienia, podobnie jak ciało materialne jest właścicielem swego pola sił. Ustawanie ruchu jest zresztą pozorne. Ustaje ruch makroskopowy, uporządkowany, trwają nadal chaotyczne ruchy cząstek, jako dalszy ciąg oddziaływań zapoczątkowanych przez człowieka, ale ruchy te same z siebie nie są już zdolne do powrotnego uporządkowania się.
Można stwierdzić też przynależność treściową skutku do jego przyczyny. Mianowicie jeśli treść zawarta w działaniu podmiotu odwzorowuje się w innych podmiotach, na które jest skierowane, to jest to w zasadzie taka sama treść, jaka została pomyślana i wytworzona przez działający podmiot. Dlatego też np. pomysł autorski należy ciągle do autora, choć został odwzorowany na jakimś innym materiale względnie trwałym lecz plastycznym lub chłonnym, jak papier, marmur, taśma magnetofonowa czy dysk komputerowy i jako taki jest odległy czaso-przestrzennie od swego twórcy. Tego autorstwa nie można się wyrzec, ponieważ relacja formy odwzorowanej do jej wzoru jest realna i niezależna od woli. Nawet sprzedawanie praw do jakiegoś dzieła nie zaprzecza autorstwu. Nie jest przy tym ważne, w jakim materiale obecna jest dana struktura, w ilu występuje egzemplarzach; ważniejsze, by była ona oryginalna, niepowtarzalna, posiadająca swoją własną indywidualność, świadczącą o twórcy.
Twórca po wykonaniu dzieła także nie jest ten sam, co przedtem. Wprawdzie i w jego pamięci zachodzą procesy entropijne, zatraca się powoli informacja o dziele, jakie stworzył, niemniej pozostaje w nim zadowolenie z udanego tworu lub zawód i rozczarowanie z nieudanego dzieła. Twórcze działanie jest wyrazem wrodzonych zdolności autora lub świadectwem jego pracy nad sobą, wykształcenia, wprawy. Z każdym dziełem autor zdobywa nowe doświadczenie. W tym też sensie dzieło zostawia swój ślad w jego twórcy. Ten przykład można poszerzyć i odnieść analogicznie do każdego czynu dobrego czy złego. Czyn nawet po ustaniu działania jest nadal słusznie przypisywany jego autorowi. T. Ślipko opisuje związek czynu z podmiotem następująco: „Moralna wartościowość aktu wnika w duchowe wnętrze tej osoby i ją wewnętrznie modeluje”. „Dokonuje się więc w duchowych głębinach człowieka proces formowania się jego moralnej osobowości, owszem — w procesie tym wyraża się zasadniczy nurt, a zarazem ukryty rdzeń jego moralnej osobowości”17.
Z takiego ujęcia wynikają określone wnioski.
1. Skoro człowiek jako osoba jest odpowiedzialna za swoje czyny i za ich skutki, powinien podejmować decyzje po dojrzałym namyśle. Powinien przeprowadzać przed działaniem pewnego rodzaju eksperyment myślowy, w którym będzie się starał przewidzieć konsekwencje swojego czynu. Powinien być „Prometeuszem” — przewidującym, a nie „Epimeteuszem” — mądrym po szkodzie.
2. Potocznie mówi się np.: „Trzeba odróżnić winę od winowajcy”18. W świetle powyższych rozważań to powiedzenie nie jest słuszne, bo po pierwsze, gdyby się je przyjęło, musiałoby się też odróżniać zasługę od bohatera, świętość od świętego. A jeżeli nie odrywa się dobra od czyniącego dobro, to tak samo nie można odrywać zła od człowieka złego. Po drugie, jeśli ktoś świadomie i w sposób dobrowolny zamierza uczynić jakąś szkodę czy krzywdę drugiemu, to już samo wyobrażenie tego złego czynu jest naganne, ponieważ posiada strukturę przeciwną postulatowi rozwoju człowieka, którego chce się skrzywdzić. Chociaż na razie ta struktura jest działaniem potencjalnym, może się ono łatwo uaktualnić i stać się rzeczywistym spustoszeniem jakichś wartości, a więc krzywdą zadaną człowiekowi. Nic dziwnego, że Chrystus Pan potępił już nawet zdrożny zamiar popełnienia cudzołóstwa19. Zły zamiar plami człowieka od strony moralnej nie mniej od złego czynu, choć w praktyce sądowniczej de internis non iudicat praetor (sędzia nie ocenia aktów wewnętrznych).
Dla uzasadnienia owego potocznego powiedzenia stosuje się czasem porównanie winy do choroby dręczącej pacjenta. Mówi się, że tak jak lekarz odróżnia chorobę od chorego i walczy z chorobą chroniąc pacjenta, podobnie trzeba zwalczać winę, a chronić winowajcę. Ale porównanie to nie jest trafne. Choroba to rzeczywiście coś innego niż człowiek chory. Są to bakterie lub wirusy atakujące człowieka, ubytki lub nadmiary czegoś w organizmie. Wina natomiast tak mocno charakteryzuje winowajcę, że jest jakby jego przedłużeniem i nie da się jej od niego oddzielić. Trzeba dopiero nawrócenia, w którym winowajca wyrzeka się swojej nagannej postawy, a na jej miejsce usiłuje wprowadzić dobre nawyki, nastawione na czyny zgodne z kierunkiem rozwoju osób, z którymi się styka. Nawrócenie to nic jest zwykłe obmycie brudu okrywającego duszę człowieka, powierzchownie szpecącego jego duchowe oblicze, lecz musi być ono całkowitą zmianą duchowego życia i nastawienia człowieka.
3. Rodzi się pytanie, czy człowiek jest zły dlatego, że jeden z jego czynów jest zły, choć dokonuje równocześnie wielu czynów dobrych. Odpowiedzieć można dwojako: Istnieje zasada: Bonum ex integra causa, malum e quolibet defectu. (Dobre jest coś, gdy jest dobre pod każdym względem, do zła wystarcza jakikolwiek brak). Sprawdza się ona wtedy, gdy zło niszczy jakiś układ funkcjonalny, który się rządzi zasadą: wszystko albo nic. Ale w pewnym sensie ma ono zastosowanie i do innych sytuacji. Podobnie jak czystym jest to, co nie ma na sobie żadnej plamy, a brudnym staje się przy najmniejszym nawet zachlapaniu błotem, tak i człowiek staje się jakoś zły, gdy decyduje się na nawet mały czyn zły. Możliwa jest jednak i łagodniejsza odpowiedź, w której kładzie się nacisk na to, co dobre w człowieku: Człowiek psuje się powoli i stopniowo. Choć czyn niegodny plami jego sumienie, istnieją w nim jeszcze pokłady dobra, dzięki którym ma on szansę powstania i naprawienia zła, jakie popełnił. Nie ma człowieka absolutnie i pod każdym względem złego.
4. Poważne przestępstwo jest autonomicznym działaniem prowadzącym do zniszczenia drugiego człowieka, posuniętym czasem nawet do nieodwracalnego zahamowania jego rozwoju. Godzi ono jednak także w samego autora złego czynu, ponieważ swoim postępowaniem przyzwala on na to, by i on, jako człowiek nie różniący się istotnie od innych, stał się przedmiotem podobnie niszczącego działania. Przestępca więc staje się odpowiedzialny w pewnym sensie za własną rzeczywistą lub potencjalną szkodę.
5. Prawdziwemu i szczeremu nawróceniu musi towarzyszyć chęć i staranie naprawienia krzywd i przywrócenia w miarę możliwości pierwotnego integralnego stanu osoby poszkodowanej. Czy takie nawrócenie jest możliwe bez pomocy Boga? Filozofia tego problemu nie rozstrzyga. Teologia odpowiada na to pytanie przecząco.
***
Powyższe próby wskazania ontologicznych podstaw odpowiedzialności opierają się one na pewnych elementach klasycznej ontologii, zastosowanej do interpretacji zachowań ludzkich. Wynika z nich, że przed podjęciem każdego czynu, nawet mającego postać zabawy, należy dobrze rozważyć okoliczności, w jakich działamy, aby przewidzieć w miarę możności, jakie ten czyn będzie miał bliższe i dalsze skutki, ponieważ po zaistnieniu działania nie zawsze dana jest możliwość zahamowania ciągu działających przyczyn, a także naprawienia szkód, wyrządzonych przez nieprzemyślane działanie. W tekście zastanawiano się tylko nad jednym z aspektów odpowiedzialności, nad jego stroną przyczynową. Problem wolności aktu decyzji oraz problem wartości moralnych decydujących o dobroci lub złości czynu nie były brane pod uwagę, choć są one istotne dla etyki. Proponowane rozwiązanie nazwałem hipotetycznym, gdyż jest ono tylko próbą i ujęciem szkicowym, wymagającym dalszej dyskusji.
1 S. Th., 1, q. 3, a. 6; q. 29, a. 3.
2 Zarys etyki ogólnej, Kraków 1984, s. 386,
3 Zob. H. Jonas, Zasada odpowiedzialności. Etyka dla cywilizacji technologicznej, przeł. M. Klimowicz, Kraków 1996, s. 167—171.
4 Por. R. Ingarden, Wykłady z etyki, red. A. Węgrzecki, Warszawa 1989, s. 303.
5 Kard. K. Wojtyła, Osoba i czyn, Kraków 19852, s. 87—88.
6 H. Jonas, dz. cyt., s. 382.
7 Ibid., s. 385—6.
8 Pomijam dyskutowaną przez H. Jonasa w związku z zagadnieniem wolności woli sprawę indeterminizmu w mechanice kwantowej. Problemem filozoficznych implikacji ortodoksyjnej interpretacji teorii kwantów zająłem się w artykule opublikowanym w „Forum Philosophicum” 3 (1998), s. 77—95.
9 Zob. S. Ziemiański, Związek argumentu kinetycznego z argumentem entropologicznym, „Studia Philosophiae Christianae” 7 (1971) n. 2, s. 288—9.
10 Zob. H. von Glasenapp, Die Philosophie der Inder, Stuttgart 19743, s. 146.
11 Por. L. Podżorski, Prawa karmy, Wrocław 1993; F. Tokarz, Z filozofii indyjskiej. Kwestie wybrane, I—II, Lublin 19902.
12 Zob. F. König, H. Waldenfels, Leksykon religii. Zjawiska — dzieje — idee, Warszawa 1997, s. 183—4; H. von Glasenapp, Die nichtchristlichen Religionen, Frankfurt am Main 1957, s. 118.
13 Por. J. Gonda, Les religions de l'Inde. I. Védisme et hindouisme ancien, Paris 1962, s. 248—253.
14 „Postanowione ludziom raz umrzeć, a potem sąd” (Hbr 9,27).
15 Ap 14,13.
16 1 Kor 3,15.
17 Odpowiedzialność w świetle etyki chrześcijańskiej, w: O odpowiedzialności. Moralny wymiar odpowiedzialności w życiu publicznym. Materiały III Jagiellońskiego Sympozjum Etycznego, Kraków, 4—5 VI 1990, red. J. Pawlina, Kraków 1993, s. 15.
18 Por. G. Vandervelde, Liberté et création dans l'enseignement de Jean-Paul II, „Nouvelle Revue Théologique”, 119 (1997), s. 407: „Osoba ma większą wartość niż wszystko inne i nie powinno się jej zamykać w jej czynach, dobrych czy złych (nie: jesteś kłamcą, lecz: skłaniałeś), z drugiej strony osobę osądza się na podstawie tego, czego skutecznie dokonała sama z siebie w ciągu swego życia ziemskiego”.
19 Mt 5,29.
opr. aw/aw