„Zostawiają tysiące intencji, które są omadlane codziennie w sanktuarium. W każdej z nich jest zawarta ludzka historia – jedną z najbardziej poruszających z ostatnich miesięcy była opowieść pana Leszka z Zalesia” – mówi o. Mariusz Bosek OMI, rzecznik sanktuarium Matki Bożej Kodeńskiej Królowej Podlasia – Matki Jedności.
Echo Katolickie: Podobno kto raz przyjedzie do Kodnia, ten będzie tutaj wracał…
O. Mariusz Bosek OMI: Zdecydowanie tak. W Kodniu dzieje się coś wyjątkowego. Ludzie, którzy odwiedzają nasze sanktuarium po raz pierwszy, często po latach wracają – niektórzy regularnie, inni przyjeżdżają z drugiego końca Polski albo nawet zza granicy. To nie tylko sentyment, ale głębokie duchowe przeżycie, które pozostawia ślad. Wiele osób mówi nam, że to miejsce daje im poczucie pokoju i wewnętrznego wyciszenia. Można tu naprawdę odpocząć – nie tylko fizycznie, ale przede wszystkim duchowo.
Kodeń to w głównej mierze cudowny obraz Matki Bożej – a jego dzieje to niemal opowieść kryminalna, bo przecież ta historia zaczyna się od przestępstwa.
Rzeczywiście. Historia obrazu Matki Bożej Kodeńskiej jest niezwykła, niemal filmowa. Jak mówi tytuł znanej książki Zofii Kossak-Szczuckiej „Błogosławiona wina”, książę Mikołaj Sapieha „wykradł” obraz z Rzymu i przywiózł do swojej rezydencji w Kodniu. Formalnie był to czyn nielegalny, ale z duchowego punktu widzenia okazał się początkiem wielkiego kultu. Jednym słowem: po krzywych liniach ludzkich czynów Pan Bóg pisze proste kreski, ze wszystkiego potrafi wyprowadzić dobro. Św. Jan Paweł II powiedział wprost: „Maryja sama wybrała sobie Kodeń”. I myślę, że każdy, kto tu przyjeżdża, ma szansę to zrozumieć.
Mówi się, że Kodeń to „Częstochowa Podlasia”. Zatem kult Matki Bożej Kodeńskiej ma dziś wymiar ogólnopolski?
Z całą pewnością tak. Rocznie odwiedza nas ok. 300 tys. pielgrzymów. Oczywiście dominują Polacy, ale coraz częściej mamy gości z zagranicy: Europy, Azji, Ameryki Północnej. W zeszłym roku naliczyliśmy przedstawicieli ponad 20 krajów. Przyjeżdżają z różnych powodów – niektórzy przy okazji wizyty w rodzinnych stronach, inni trafiają tu przypadkiem w drodze gdzieś dalej. Ale wielu z nich później wraca. To znak, że to miejsce naprawdę ich dotknęło.
O co pielgrzymi proszą Matkę Bożą? Z czym tutaj przyjeżdżają?
Najczęściej są to bardzo osobiste intencje. Proszą o zdrowie, o zgodę w rodzinie, o nawrócenie swoich dzieci czy wnuków. Dziękują za odzyskane zdrowie, uwolnienie z nałogów, za otrzymanie pracy czy za dar potomstwa. Zostawiają tysiące intencji, które są omadlane codziennie w sanktuarium. W każdej z nich jest zawarta ludzka historia – często trudna, bolesna. Ale właśnie tu wielu doświadcza Bożej interwencji.
Czy zdarzają się spektakularne uzdrowienia?
Jedną z najbardziej poruszających historii ostatnich miesięcy była opowieść pana Leszka z Zalesia. Przyszedł do nas poświęcić różaniec i opowiedział, że pięć lat temu został uzdrowiony w Kodniu z poważnej choroby serca. Mówił, że po operacji było coraz gorzej, aż w końcu trafił tutaj, do sanktuarium. Modlił się długo, a potem wyszedł z bazyliki i… poczuł lekkość, jakby problem zniknął. Od tamtej pory nie miał już żadnych dolegliwości. To była łaska – nie do podważenia. Została opisana i znajdzie się w kolejnym tomie „Księgi cudów i łask”.
Właśnie – ta publikacja z 2019 r. miała duży oddźwięk. Czy planowane jest jej wznowienie?
Tak, pierwsza część została bardzo szybko wyprzedana. Obecnie przygotowujemy drugą – z najnowszymi świadectwami. Zbieramy historie od ludzi, zachęcamy do ich spisywania. Niestety wiele osób, nawet tutaj mieszkających, nie jest świadomych tego, jak ważne jest informowanie o wszelkich łaskach, które otrzymują. To – po pierwsze – oddanie Bogu chwały, a po drugie – umacnianie wiary innych. Dlatego gorąco zachęcamy do kontaktowania się z nami. Można pisać na adres mailowy: rzecznik@koden.com.pl, można dzwonić. Jeśli trzeba – spotkamy się osobiście, spiszemy historię. Bardzo zależy nam na tym, by te świadectwa żyły i budowały wiarę innych, zwłaszcza że dzieją się tu rzeczy naprawdę wielkie. W ubiegłym roku zadzwonił do nas pewien senator z prośbą o modlitwę w intencji cierpiącej na nowotwór trzustki żony. Po odmówieniu nowenny poinformował, że choroba się cofnęła, a lekarze nie potrafią tego wytłumaczyć. Otrzymaliśmy świadectwo kobiety, która po 20 latach została uzdrowiona z choroby skóry. Modliła się o to w naszym sanktuarium, a potem przyjechała osobiście podziękować Maryi. Te historie pokazują, że warto prosić Mamę o wstawiennictwo.
Oprócz tych spektakularnych łask dzieją się też te mniej spektakularne, ale równie ważne: w zaciszu konfesjonałów.
Tak, bardzo często. Praktycznie za każdym razem, gdy mam dyżur w konfesjonale, spotykam się z historiami, które poruszają do głębi. Trudno o tym mówić ze szczegółami, bo obowiązuje tajemnica spowiedzi. Ludzie klękają przy kratkach konfesjonału po kilkudziesięciu latach. Czasem mówią, że trzy razy obeszli kościół, zanim odważyli się wejść. Ale coś ich tu przyciąga – łaska, której nie potrafią do końca nazwać. Później płaczą, jednają się z Bogiem, odzyskują pokój. Bywają też spowiedzi długie, dramatyczne, pełne łez, a jednocześnie piękne. To łaska miejsca, szczególnego działania Boga, który pomaga otworzyć serce. Wiele osób przyjeżdża też do egzorcysty, są również ojcowie specjalizujący się w kierownictwie duchowym. I nie chodzi tu tylko o spowiedź, ale też o rozmowę, której celem jest nauczenie się Boga w swoim życiu. Dla wielu to początek przemiany życia. Ale to zupełnie naturalne: od Mamy nikt nie wyjeżdża z pustymi rękami i nie wychodzi głodny – ani duchowo, ani fizycznie.
O tak, zwłaszcza, że „Jadłodajnia u oblatów” słynie z pysznej kuchni.
To prawda! (śmiech) W naszym domu pielgrzyma serwujemy bardzo smaczne, domowe jedzenie. Duże porcje, ale też wyjątkowe smaki. Oprócz tego mamy pizzę o nazwach typowo klasztornych – jak „uparty mnich”, „kaprys ekonoma” czy „subtelny furtianin”. Ta ostatnia powstała z okazji Dnia Kobiet i stała się hitem. Dużym powodzeniem cieszą się też nasze produkty, jak np. „Nektar św. Eugeniusza” na bazie mniszka pospolitego czy „Witaminy eremity” – syrop z czarnego bzu, które zostały wpisane na Listę produktów tradycyjnych. A ciasteczkami kodeńskimi, czyli słynnymi amoniaczkami, zainteresowała się podczas Targów Sacroexpo amerykańska fundacja, chcąc sprzedawać je w USA. Zobaczymy, co z tego wyjdzie.
Ale Kodeń to nie tylko bazylika. Co jeszcze warto zobaczyć?
Na pewno warto zwrócić uwagę na okoliczne wydarzenia. Co roku odbywa się Jarmark Sapieżyński – z koncertami, pokazami lokalnych wyrobów i występami folklorystycznymi. To święto rodzinne, przyjazne, bardzo barwne. Jak już wspomniałem, nasze sanktuarium było obecne w tym roku na Targach Sacroexpo – jako jedyne sanktuarium prezentujące się na tym wydarzeniu. I to przyniosło realne efekty – wiele grup zapowiedziało wizytę, a część już odwiedziła Kodeń.
Na koniec: co powiedziałby ojciec osobie, która nigdy w Kodniu nie była i zastanawia się, czy warto tu przyjechać?
Powiedziałbym jedno: przyjedź, a nie pożałujesz. To miejsce nie potrzebuje reklamy – ono samo przemawia. Jeśli ktoś szuka ciszy, spotkania z Bogiem, Maryją i z drugim człowiekiem – tutaj wszystko to znajdzie. Matka Boża Kodeńska czeka z otwartymi ramionami. A my, oblaci, razem z nią. Kodeń to nie tylko geografia – to miejsce, które zostaje w sercu.
UkradziONA - czyni cuda. Matka Boża KodeńskaŹródło: Echo Katolickie 29/2025
Dziękujemy za przeczytanie artykułu. Jeśli chcesz wesprzeć naszą działalność, możesz to zrobić tutaj.