Społeczne trendy ostatnich dwu dekad to destrukcja rodziny - Kościół starając się powstrzymać tę destrukcję, broni samych fundamentów społeczeństwa
Wielu historyków uważa, że to właśnie demoralizacja społeczeństwa doprowadziła do upadku całych cywilizacj |
Ostatnie dwie dekady pokazują, jak bardzo uzasadniona była troska Kościoła i Jego głos, by bronić w świecie instytucji małżeństwa i rodziny. Choć dawniej była ona podyktowana innymi warunkami i miała odmienne podłoże ideologiczne, to jednak zawsze dotyczyła tej samej podstawowej komórki społecznej, bez której społeczeństwo nie może normalnie funkcjonować. Dotychczasowe niebezpieczeństwa dziesiątkowały rodziny, jednak nie zawsze miały poparcie szerszego ogółu społeczeństwa zatroskanego o przyszłość następnych pokoleń. Wiemy, jak destrukcyjnie działały i dalej działają na rodzinę i jej rozwój: niedojrzale zawarte małżeństwa, tzw. wolne związki, czy łatwość uzyskiwania rozwodów i ich wzrastająca akceptacja społeczna, pijaństwo, narkotyki, prostytucja, emigracja polityczno-zarobkowa, nierzadko podsycane lub ułatwiane przez poszczególne systemy polityczne, chcące podporządkować sobie ludzi. Dziś do tych niebezpieczeństw dochodzą również próby uznania związków tej samej płci i postawienia ich na równi z instytucją małżeństwa. Przypatrzmy się bliżej tym niebezpieczeństwom, by uzmysłowić sobie, dlaczego należy bronić małżeństwa i rodziny.
Podstawowym elementem zagrażającym rodzinie i małżeństwu jest ogólnie nieprzychylne środowisko społeczne współczesnej rodziny. Jedną z przyczyną tego jest zmiana statusu społecznego mężczyzny i kobiety, pod wpływem zmiany środowiska pracy zależnego od ustroju społeczno-politycznego. Mężczyzna, dawniej uznawany za żywiciela i głowę rodziny, już dziś nie spełnia tej roli, ponieważ nie jest w stanie utrzymać swojej rodziny, tak, by kobieta, żona i matka, mogła zajmować się tylko domem i wychowaniem dzieci, jak to niegdyś bywało. Stąd żona musi też pracować zarobkowo oddając wraz z mężem część swoich kompetencji rodzinnych szkole i innym instytucjom państwowym, które nierzadko mają określony profil ideologiczny przeczący wartościom rodzinnym. Ponadto, przedłuża się ich czas pracy, by zapewnić płynność zarobkową rodziny, kosztem wychowania dzieci. Dodatkowym czynnikiem są tu dążenia emancypacyjne kobiet. Wiążą się one z ruchem feministycznym, który głosi równość, w swych skrajnych postaciach, nawet płciową, między mężczyzną i kobietą, burząc i relatywizując dotychczasowy porządek ról społecznych. Na tym tle można lepiej zrozumieć socjalistyczny ideał kobiety pracującej, współczesny wzór kobiety wyzwolonej (spod jarzma mężczyzny), domaganie się przez środowiska homoseksualne aprobowania nowych form związków partnerskich, wzrost aborcji, antykoncepcji, pornografii, prostytucji i łatwość dostępu do nich przez środki masowego przekazu oraz ideologicznie nieprzychylne rodzinie instytucje państwowo-społeczne. Na ogół kpią one z prawdziwej miłości, czystości i wierności proponując uleganie popędom, lenistwu i egoizmowi. Wraz z procesem globalizacji zaczynają upowszechniać się te poszczególne wzorce kulturowe obce dotychczasowej tradycji.
Ten ogólny marazm społeczny przekłada się na konkretne formy zagrożenia małżeństwa i rodziny praktykowane dziś coraz powszechniej. Największą plagą są: niedojrzale zawarte małżeństwa, tzw. wolne związki i rozwody. Pierwsza forma dotyczy zawierania małżeństw przez ludzi, którzy nie dorośli do prawdziwej miłości małżeńskiej, to jest do miłości nieodwołalnej, wiernej i płodnej. Są oni często nieprzygotowani intelektualnie i emocjonalnie, mylący miłość z pożądaniem, a radość z przyjemnością. W takiej sytuacji zawierają małżeństwo z góry skazane na rychły rozpad z braku przekonania o prawdziwej wierności. Następnym zagrożeniem są tzw. wolne związki ludzi, którzy nie chcą uprawomocnić swoich związków manifestując niezależność od wszelkich struktur i tradycji. Żyją razem bez żadnych zobowiązań wymieniając sobie wzajemne usługi, najczęściej o podłożu ekonomicznym i seksualnym. Specjalną ich formą na emigracji są tzw. małżeństwa chicagowskie, czyli niewierność małżeńska jednej ze stron, która żyje w podwójnym związku: w Polsce i na (i)emigracji. Rozwody to następna dziś plaga dotykająca związek małżeński. Są one często pochodną niedojrzałych małżeństw, ale również tych, które nie potrafiły stawić czoła wielu wyzwaniom współczesnego świata. Ich przyczyn jest wiele; do najczęstszych należą: niezgodność charakterów współmałżonków, którzy nie potrafili wspólnie pokonać swoich wad i uprzedzeń, zdrady małżeńskie, nadużywanie alkoholu czy narkotyków, problemy finansowe, naganny stosunek do członków rodziny.
Do tych form doszło dziś nowe zagrożenia związane wprost ze strukturą samego małżeństwa i rodziny. Podstawowa niegdyś prawda o tym, że małżeństwo jest związkiem mężczyzny i kobiety, dziś już nie jest tak oczywista; stała się, bowiem ona kolejną ofiarą relatywistycznego myślenia współczesnego świata. Dochodzące dziś do głosu z coraz większym impetem środowiska gejowskie domagają się zrównania ich związków tej samej płci ze związkami heteroseksualnymi właściwymi dla tradycyjnych małżeństw, chcąc mieć wszelkie wynikające z tego uprawnienia, włącznie z adopcją dzieci. Znajdują przy tym posłuch i aprobatę ze strony społeczeństwa i instytucji państwowych, powołujących się na tolerancję. Aprobata ta w konsekwencji przyjmuje konkretne formy prawne, będące wynikiem sądowych werdyktów, przychylających się do opinii demokratycznej większości i praw mniejszości. Wraz z procesem globalizacji „nowa prawda” w zdeformowanej postaci zaczyna zataczać coraz szersze kręgi, dezorientując i demoralizując poszczególne jednostki i całe społeczeństwa. Tak przyjęty model rodziny zaczyna się upowszechniać, nie wzbudzając dziś już szczególnego zdumienia czy zgorszenia. Nie wnikając głębiej w skutki podobnych związków, można tylko zapytać o przyszłość całego społeczeństwa, które na nich się oprze. Kim będą ludzie wychowani w takiej rodzinie? Jaki porządek moralno-prawny trzeba będzie ułożyć, by regulować coraz to bardziej skomplikowane losy jednostek i grup społecznych? Wielu historyków uważa, że to właśnie demoralizacja społeczeństwa doprowadziła do upadku całych cywilizacji.
Kościół katolicki wydaje się dziś być jedynym bastionem obiektywnej prawdy o istocie małżeństwa i rodziny, jako kluczu zdrowego i stabilnego społeczeństwa. Na tle współczesnego świata i nowej mentalności wydaje się też być jedynym punktem oporu wobec zmasowanego ataku na te instytucje, odbierając z tego powodu wiele krytyki, a nawet utratę popularności. Jednak stawka jest zbyt wysoka, by ulegać ułudzie tego świata. Od początku, idąc za nauką Mistrza, nie przestaje głosić fundamentalnej prawdy o tym, że małżeństwo jest jednym, nierozerwalnym i naturalnym związkiem płodnej miłości mężczyzny i kobiety, usankcjonowanym w sakramencie małżeństwa. W małżeństwie, a w następstwie rodzinie, tak ukonstytuowanej dokonuje się nabywanie i praktykowanie wszelkich cnót indywidualnych i społecznych. Jako odtrutkę na ich niebezpieczeństwa i zagrożenia podaje wymagającą i ascetyczną miłość, wierność, uczciwość małżeńską, wyrozumiałość, zdolność do wybaczania oraz wzajemny szacunek. Ponadto w wychowaniu proponuje kierować się karnością i zdrową obyczajowością, czerpiąc z bogactwa tradycji i wiary. Pasterze współczesnego Kościoła od dawna przypominają te podstawowe i proste prawdy, które zdają się nie mieć posłuchu w dzisiejszym świecie.
opr. mg/mg