Homilia na Niedzielę Chrystusa Króla roku A
„Zagubioną odszukam, zabłąkaną sprowadzę z powrotem, skaleczoną opatrzę...”. Bóg jest dobrym pasterzem, to znaczy zatroskanym ojcem, który opiekuje się swoimi dziećmi. Ojcostwo możemy rozumieć jako bliskość bycia z najbliższymi i troskę o nich. Każdy z nas nosi w sobie pewien obraz Boga. Trzeba, byśmy skonfrontowali nasz prywatny wizerunek Boga z tym, jaki ukazuje nam Biblia. Bóg sam mówi o sobie, sam się nam „przedstawia”.
To niezmiernie ważne, byśmy nie nosili w sobie Jego fałszywego obrazu, byśmy nie budowali naszego życia religijnego, duchowego, a także życia społecznego, wspólnotowego na fundamencie fałszywym. Tu jest źródło wielu naszych frustracji, a także lęków religijnych. Zapytajmy samych siebie: jaki jest obraz Boga, w którego wierzę, jaki obraz Boga w sobie pielęgnuję? Może uczciwa odpowiedź wyprowadzi nas z codziennego „ciepełka” i pseudospokoju? To będzie trochę a może i bardzo bolało, ale naszym zadaniem jest stałe demaskowanie fałszywych bogów i fałszywych religii, które sami sobie zresztą nieraz fundujemy.
Prorocy, tak jak dziś Ezechiel, wyprowadzali ludzi z ich zastałych sposobów patrzenia i myślenia. Dla nas też wiara musi stać się przekonującą odpowiedzią na żywe problemy, przed którymi stajemy każdego dnia.
Obraz Boga jako najlepszego Ojca jest nam bardzo potrzebny. Bez względu na to, jakie jest nasze osobiste doświadczenie ojcostwa, musimy uczyć się nowego spojrzenia: zarówno na ojcostwo Boga, jak i na nasze własne ojcostwo, również duchowe. Pomoc i inspirację dla takiej szerokiej refleksji możemy znaleźć w słowach modlitwy „Ojcze nasz”. W głębi tych słów.
„...w Chrystusie wszyscy będą ożywieni..., aby Bóg był wszystkim we wszystkich”. Sobór Watykański II przypomina nam, że chrystocentryzm jest nie tylko kategorią teologii, ale jest też kategorią naszego codziennego życia. Zmartwychwstały Chrystus musi być przez nas zaproszony, aby stanął pośrodku naszego osobistego życia. Aby był i źródłem, i fundamentem. Musimy nauczyć się prowadzić z nim wewnętrzną, duchową rozmowę, poddawać Mu w modlitwie nasze sprawy, niejako opowiadać o tym, co nas boli, i o tym, co jest naszą codzienną radością. Nie ma i nie może być innej obecności Chrystusa w naszym życiu, jak tylko poprzez nasze bogate życie duchowe. Chrystus jest Królem Wszechświata. Ale nie ma innego królowania, jak to, które przechodzi przez nasze serce. I nie ma innego rozumienia władzy, jak poprzez służbę. Chrystus Pan i Zbawiciel ma żyć i królować w moim sercu. Ma decydować o tym, kim jestem i co robię. Nie może być Chrystusem ideologii, partii politycznych czy związków zawodowych, ale przede wszystkim Chrystusem Ewangelii, realizowanej na co dzień, przede wszystkim w moim osobistym życiu. Chrystusem mojego życia.
„Weźcie w posiadanie królestwo, przygotowane wam od założenia świata...”. W tych słowach odnajduję pragnienie bliskie również mojemu sercu. Pragnienie ukazujące perspektywę, która tak naprawdę jest też celem mojego życia na ziemi. Ale zarazem wiem, że nie chodzi tu o żadne królestwo ziemskie, żadną władzę i panowanie nad ludźmi.
Musimy stale oczyszczać swoje myślenie i swoje patrzenie, aby nie zredukować orędzia Ewangelii tylko do własnych potrzeb i przyziemnych oczekiwań. Również Ewangelia o Sądzie Ostatecznym musi być przez nas oczyszczona z wyobrażeń, jakie w sobie nosimy. Będzie to zupełnie coś innego, zupełnie inna rzeczywistość.
Obok wymiaru obiecanego nam królestwa, obejmującego wszystkie stworzenia, które wyszły z ręki Boga, nie wolno nam zapomnieć o perspektywie indywidualnej: o nagrodzie dla każdego z nas jako osoby za miłość okazywaną Chrystusowi bardzo konkretnie, względem innych osób: „Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili”.
opr. mg/mg