Homilia na Niedzielę Palmową, rok C
Niektórzy faryzeusze spośród tłumu rzekli do Jezusa: ”Nauczycielu, zabroń tego swoim uczniom”. Odrzekł: ”Powiadam wam: Jeśli ci umilkną, kamienie wołać będą”. Czego Jezus miał zabronić? ”Królewskiego” powitania na stoku Góry Oliwnej. Dziwi reakcja faryzeuszy. Bo kim był - zewnętrznie biorąc - Jezus? Galilejskim robotnikiem. Czynił cuda? Oni i tak w to nie wierzyli. A jednak to powitanie ich rozdrażniło. Jakby przeczuwali, że za wszystkim kryje się jakaś inna sprawa. Tłumy witające Jezusa też to przeczuwały.
Cztery dni później cichcem pojmali Jezusa. Pomogli Bogu zstąpić w najmroczniejsze zakamarki ludzkiego świata - w otchłań cierpienia. Jezus stał się podobnym do ludzi. A w zewnętrznym przejawie uznany za człowieka, uniżył samego siebie, stawszy się posłusznym aż do śmierci - i to śmierci krzyżowej. Tak,
posługując się oszczędnymi słowy, napisał Apostoł. Chrześcijanie próbowali mówić o tym na różne sposoby. Dlatego powstały średniowieczne misteria, renesansowe obrazy i rzeźby, wciąż odwiedzane kalwarie, nadal wykonywane oratoria, współczesne nam filmy... Każde z tych wyobrażeń, wypowiedziane językiem swojej epoki, jest przejmujące. Ale przecież żadne z nich nie może sięgnąć głębi tajemnicy. Bo jak pojąć Boga? A Boga uniżonego?
Dobrze, zgódźmy się na to, że Jezus jest królem. Ale pójść za takim królem? Całe nasze wnętrze buntuje się przeciw cierpieniu, a równocześnie krzyż fascynuje i pociąga. Nie potrafimy powiedzieć, czym. Jesteśmy wewnętrznie rozdarci. Przed cierpieniem nie ucieknę - to wiem. Jezus zwyciężył, zmartwychwstając - w to wierzę. Logiczny rachunek podpowiada: warto pójść za Nim. Spojrzenie na krzyż z jednej strony budzi współczucie i wdzięczność wobec Ukrzyżowanego. Z drugiej zaś strony sam widok nieludzkich tortur każe się od krzyża odwrócić. Dlatego od wieków krzyż był, jest, i tak już zostanie, znakiem sprzeciwu. Wyzwaniu, jakim jest krzyż, trudno sprostać. Obojętność wobec krzyża też nie jest dobrym sposobem.
Wzięliśmy do ręki palmy, poszliśmy po królewsku witać przybywającego do Jerozolimy Jezusa. Nie możemy przestać wiwatować na Jego cześć, bo jeśli zamilkniemy, kamienie wołać będą. To już lepiej niech ludzie wołają. Co zrobimy za kilka dni, gdy w Wielki Piątek znajdziemy się z tłumem na dziedzińcu rzymskiej twierdzy? Ktoś krzyknie do Piłata: ”Ukrzyżuj!”. Milczeć wtedy? Krzykiem sprzeciwu odpowiedzieć na krzyk potępienia? Zacząć z tłumem coraz głośniej wrzeszczeć: ”Ukrzyżuj go!”. A może udawać, że nic się nie dzieje. Tamta historia wydarzyła się dawno, moje myśli i odczucia niczego w niej nie zmienią. Zostaje jakiś rodzaj odległego współczucia i tyle...
Dobrze wiemy, że to nie jakaś odległa historia. Każde pokolenie o tym wiedziało i na swój sposób usiłowało pokonać barierę czasu i przestrzeni, dzielącą od tamtej godziny. Dlatego misteria, dlatego pełne ekspresji krzyże, dlatego kalwarie, dlatego oratoria, dlatego filmy. Dlatego, że nie sposób obok krzyża przejść obojętnie. Jest w nim przeogromna siła. Dlatego w Wielki Piątek padnę na twarz przed krzyżem i zaśpiewam: ”Pójdźmy z pokłonem!”. Krzyżowa męka Jezusa nie położyła kresu cierpieniom. Nawet nie zdołała niczego wyjaśnić. Ale przecież Bóg napełnił cierpienie swoją obecnością. Czy to nie wystarczy, by pokłonić się przed Ukrzyżowanym?
opr. mg/mg