Nie jesteśmy genetycznymi robotami

Rozmowa z genetykiem

Tomasz Rożek: Podobno czuł się Pan naukowcem już w wieku 5 lat. Co odkrył 5-letni Alec?

Sir Alec Jeffreys: — (śmiech) No cóż, nie będę opowiadał o szczegółach, bo większość z nich jest dla mnie dość kłopotliwa. Pamiętam jednak, że wszystko mnie interesowało. Próbowałem wszystko zrozumieć. Miałem coś, co dzisiaj nazwałbym naukowym sposobem myślenia. W wieku ośmiu lat dostałem mikroskop. To było jak wejście w inny świat. Świat fascynujący, bo ukryty. Ukryty, ale równocześnie nas otaczający. Później dostałem zestaw odczynników chemicznych.

A więc biologia i chemia?

— Tak. W wieku około 13 lat znalazłem pokrewną dusze. Farmaceutę. To od niego dostawałem odczynniki potrzebne do doświadczeń. Sam uczyłem się chemii. To było szalone i niebezpieczne. Nie tylko dla mnie. Pamiętam, że kiedyś w szklanej butelce owiniętej gazetą wiozłem w autobusie niezwykle niebezpieczny tzw. dymiący kwas siarkowy. Korek był nieszczelny i z trzymanej na kolanach butelki unosiła się strużka dymu. Aż mnie ciarki przechodzą, gdy o tym dzisiaj myślę.

Gdzie Pan robił swoje eksperymenty? Lepiej chyba na strychu niż w piwnicy. Jak coś wybuchnie, to dach zawsze można dorobić.

— Moim laboratorium od zawsze była kuchnia. Nie powiem, żeby wszystkim w domu się to podobało, ale też nigdy nie czułem jakiegoś nacisku, żebym przestał. Przeciwnie. Wspierano moje zainteresowania.

Chyba wszystkie dzieci są ciekawe świata, kłopot w tym, że tę ciekawość bardzo często zabija szkoła.

— To prawda. Szkoła nie może zabijać inicjatywy młodych ludzi, powinna rozwijać ich ciekawość i kreatywność. Banały — prawda? Ale moim zdaniem to nie tylko kwestia szkoły, ale kultury w ogóle. Żyjemy w otoczeniu czystym i kulturalnym. W takim, w którym często nie do pomyślenia jest na przykład robienie doświadczeń w kuchni albo bieganie na bosaka po polu i łapanie żab, po to, by z bliska im się przyjrzeć. W dużej mierze to dzisiejszy świat ogranicza młodych i niepokornych. Gdybym został wychowany we- dług powszechnie — nawet za moich czasów — przyjętych wzorców, nigdy nie zostałbym naukowcem. Szkoła nie tylko nie może łamać dziecięcego zainteresowania, ale powinna je przywracać, bo dzieci, które szkołę zaczynają, są już tej ciekawości często pozbawione. Dzieci powinny mieć więcej czasu na zabawę, a rodzice powinni dbać, by ta zabawa była mądra, roz- wijająca. Bo nauka to zabawa. To ciężka praca, ale zabawa. Te dwie rzeczy wcale nie są sprzeczne.

W 1984 roku odkrył Pan, że dzięki DNA każdego można ziden- tyfikować. Mnie zawsze wy- dawało się, że my, ludzie, jesteśmy do siebie całkiem podobni.

— Z fizycznego punktu widzenia tak. Jesteśmy członkami tego samego, bardzo młodego i mało zróżnicowanego gatunku. Człowiek współczesny pojawił się w Afryce zaledwie 150 tys. lat temu. Z drugiej jednak strony nasze zwinięte w jądrze komórki DNA jest bardzo długie i tylko niewielka jego część koduje nasz wygląd zewnętrzny. Obaj mamy jasną skórę, ciemne oczy i jesteśmy podobnego wzrostu, ale mimo to pan i ja różnimy się w około 2 milionach różnych fragmentów DNA.

Dwa miliony? Strasznie dużo. Wszystkie te miejsca trzeba sprawdzić, chcąc stworzyć odcisk genetycznego palca?

— Nie ma takiej potrzeby. Przyglądamy się 10, maksymalnie 15 miejscom. To w zupełności wystarczy. I nie mówię tutaj o fragmentach DNA, które kodują wygląd zewnętrzny. Badając DNA znalezione w kropli krwi pozostawionej na miejscu zbrodni, nie tworzę fizycznego obrazu człowieka, do którego ta krew należała. Nie wiem, czy on był wysoki, czy niski i jakiego koloru miał włosy. Mogę jednak porównać wyniki moich badań z tymi, które są w policyjnej bazie danych.

A jeżeli kogoś tam nie ma? Optymalnie byłoby, gdyby z analizy DNA wynikało, jaki jest fizyczny wygląd osoby, do której to DNA należy.

— Policja byłaby zachwycona. To bardzo trudne zadanie. Już dzisiaj dałoby się określić kolor włosów podejrzanego, może oczu także. Wysokość i pochodzenie etniczne, a także — co ciekawe — konsystencję woskowiny w uchu. Ja jednak boję się takich badań. Przecież DNA zostawiamy wszędzie. Uścisk rąk, użycie długopisu, nawet kichnięcie. Gdyby możliwe było na tej podstawie wykreślenie portretu fizycznego — nie mówiąc o predyspozycjach do zapadania na różnego typu choroby — gdzie podziałoby się prawo do prywatności?

Skoro te fragmenty DNA, które pozwalają nas zidentyfikować, nie kodują informacji o wyglądzie, jaka jest ich rola?

— Dobre pytanie. DNA nie jest biblioteką, w której książki są równo poukładane. DNA to biblioteka, przez którą przeszło tsunami. Książki są porozrzucane, a kartki powyrywane. W tej całkowicie zapuszczonej bibliotece znajduje się bardzo dużo śmieci. Informacji poszatkowanych i, jak się wydaje, nieprzydatnych. To pozostałości po historii naszego gatunku. Po co cały czas to przetrzymujemy ? Nie wiem. Ale to właśnie te fragmenty, których funkcja jest dla mnie niejasna, w pewnym sensie nas charakteryzują. W skrócie mówiąc, nie ma — z wyjątkiem jednojajowych bliźniąt — na świecie dwóch osób, których bałagan w bibliotece DNA byłby taki sam.

A więc znajduje Pan kroplę krwi i...

— Proszę mi podać rękę...(uścisk rąk). OK. Teraz mam już pana DNA. W laboratorium, które ma odpowiednie kwalifikacje to DNA zostaje pobrane. Teraz już automatycznie szukamy w pana DNA 10 charakterystycznych miejsc, w których znajdują się tzw. znaczniki, sondy. Otrzymujemy 20 liczb, a właściwie 10 par, bo połowa z nich pochodzi od pana mamy, połowa od taty. To pana genetyczny profil, albo inaczej odcisk genetycznego palca. Następnie te 20 liczb porównujemy z tym, co znajduje się w bazie danych. Zapewniam, że nikt na świecie oprócz pana nie ma takich samych wyników.

Jak długo trwa ta procedura?

— Jeżeli bardzo się spieszymy, ze wszystkimi kontrolami — kilka godzin.

Jak dużo zależy od naszych genów? Niektórzy — mam wrażenie — uważają, że wszystko, inni mówią, że ważne jest także nasze środowisko, wychowanie...

— Jest dla mnie całkowicie jasne, że genetyka nie determinuje wszystkiego. Nie jesteśmy robotami DNA. Bliźniaki jednojajowe, choć mają dokładnie takie samo DNA, mogą nawet inaczej wyglądać. Edukacja, sposób życia, otoczenie, w jakim się wychowało, nawet dieta mają ogromny wpływ na nasze życie. Geny to nie wszystko.

Sir Alec Jeffreys jest profesorem genetyki na Uniwersytecie w Leicester w Wielkiej Brytanii, odkrywcą tzw. sond molekularnych umożliwiających „zdejmowanie” genetycznych odcisków palców. Prof. Jeffreys za swoje prace w dziedzinie genetyki sądowej został nominowany do przyznawanej przez fiński rząd nagrody Millenium Technology Prize 2008, zwanej technologicznym noblem.

Poszatkowany przez enzymy DNA jest segregowany pod względem długości kawałków. Następnie porównuje się jego charakterystyczne fragmenty.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama