Fragmenty książki - Dochodzenie w sprawie "Jezus" - adwokata przedstawiającego argumenty za i przeciw twierdzeniu, że Jezus powstał z martwych
Prawdopodobna teoria spisku?
X utrzymuje, że Jezus mógł nie umrzeć. Piłat należał do spisku mającego na celu uratowanie Jezusa. Piłat, sugeruje X, mógł być zafascynowany Jezusem albo tak przestraszony chmurną miną żony, że zdecydował się na uratowanie Go. W centrum wszelkich spisków musiał być Józef z Arymatei.
Zanim wejdziemy w szczegóły, zatrzymajmy się i popatrzmy na cały obraz. Wszystkie istotne informacje, na których ktokolwiek się opiera, pochodzą z Ewangelii kanonicznych. To one informują na przykład o tym, że żona Piłata nie chciała, by Jezus zginął; że Piłat chciał Go uratować; że Jezusowi podano „ocet” tuż przed śmiercią, że nogi Jezusa nie zostały połamane. Wszystkie te fakty może wykorzystać każdy antychrześcijański propagandysta w taki sam sposób, w jaki użył ich ktokolwiek inny.
Autorzy Ewangelii nie byli głupcami. X przypisuje im zresztą, gdy sprzyja to jego celom, wielki kunszt literacki. Bardzo dobrze wiedzieli, jak zostaną przyjęte pewne rzeczy, o których piszą. Jeżeli wiedzieli o potajemnym uratowaniu Jezusa i chcieli je zamaskować, to (a) dlaczego w ogóle napisali Ewangelie — utwory, które przedstawiają obraz Jezusa całkowicie niezgodny ze stanem faktycznym, skoro chodziło o człowieka, który podstępnie oszukał katów i wyślizgnął się im, by żyć w podejrzanym ukryciu? (b) Dlaczego, jeśli dla jakiejś przyczyny zdecydowali się napisać Ewangelie, włączyli do nich wskazówki sugerujące istnienie spisku, który chcieli ukryć? To nie ma sensu.
Jesteśmy więc zmuszeni do wniosku, że ci, którzy spisali Ewangelię, nie wiedzieli o żadnym spisku. Jeśli konspiratorzy chcieli nam zasłonić oczy, próbowali również zasłonić oczy autorów Ewangelii — i to się im udało. Autorzy Ewangelii, cokolwiek by o nich mówić, wierzyli, że Jezus umarł i powstał, i opowiedzieli historię tej śmierci i Zmartwychwstania.
Piłat nie wydaje się typem człowieka, którego może poruszyć krótkie spotkanie z galilejskim wieśniakiem. Przy innych okazjach z zadowoleniem przedstawia się historyczne dane na temat rażącej niewrażliwości i egoizmu Piłata. Chętnie je przyjmuję. Według wszystkich przekazów był on okrutny i zajęty głównie sobą. X twierdzi jednak, że Jezus wzruszył Piłata tak głęboko parominutową pogawędką, że ten był gotów narazić na szwank swoją karierę, biorąc udział w skomplikowanym spisku. Gdyby Żydzi go odkryli, Piłat miałby wielki problem. I znowu powtórzę to, co mówiłem w odpowiedzi na tezy Baigenta, rzekomy spisek uknuto zaskakująco szybko.
Istnieje jednak bardziej oczywiste zastrzeżenie do teorii kreującej Piłata na głównego spiskowca. Przypuśćmy, że doznał on jakiegoś głębszego przeżycia religijnego, gdy patrzył w ciemne oczy Galilejczyka. Załóżmy, że przesądna żona przycisnęła go na tyle, że pokierował się współczuciem. Dlaczego po prostu nie odmówił zabicia Jezusa? Tłum i kapłani trochę by oczywiście protestowali, ale było wiele innych możliwości. Można było Jezusa wtrącić do więzienia do czasu, kiedy atmosfera się wyciszy, a gniew tłumu zwróci się przeciw komuś innemu. A gdyby wtedy Piłat nadal chciał okazać miłosierdzie, Jezusa można było po cichu zwolnić albo wygnać.
A Józef z Arymatei? Więcej powiemy na jego temat w rozdziale następnym, ale na razie trzeba parę rzeczy wyjaśnić. Po pierwsze, jeśli doprowadził do uratowania Jezusa, był kimś więcej niż przypadkowym znajomym. Pamiętajmy, że należał do Sanhedrynu. Ryzykował jego śmiercionośną furię. Pomaganie potępionemu bluźniercy oznaczało samemu stać się potencjalnie potępionym bluźniercą.
Po drugie, idea, że za parę monet można było kupić żołnierzy rzymskich, jest śmieszna. W rozdziale czwartym sam X cytuje rzymski utwór Satyricon. Na jego kartach rzymski żołnierz, którego wyznaczono do pilnowania ciał ukrzyżowanych, dopuszcza, żeby jedno zginęło, i tak go przeraża perspektywa kary, że popełnia samobójstwo. O ileż większa kara musiałby spaść na żołnierza, który pozwoliłby ukrzyżowanemu przeżyć i uciec! Na łapówki dla wszystkich, których należało kupić, potrzebne byłyby wręcz bajeczne skarby.
Po trzecie, wszystkie uwagi poczynione w związku z książką Święty Graal, święta krew na temat czasu potrzebnego do stworzenia planu działania mają zastosowanie również tutaj. Jeśliby Józef wiedział, że Jezus ma być ukrzyżowany, o wiele łatwiej i sensowniej byłoby tego uniknąć. A jeśli nie wiedział, nie byłoby po prostu czasu na wymyślenie i wykonanie planu tak diabelnie sprytnego i zawiłego.
Po czwarte i ostatnie, wszystko, co X mówi w tym rozdziale o Józefie z Arymatei, pozostaje w sprzeczności z tym, co powie o nim w rozdziale czwartym. Tutaj chce w nim widzieć fanatycznego chrześcijanina, gotowego na zaryzykowanie wszystkiego dla swojego tajemnego mistrza. Tam traktuje ten pogląd ze wzgardą, jako późny legendarny dodatek, i twierdzi, że Józef był pobożnym Żydem, którego rzeczywistym motywem było pragnienie dopilnowania, by nie pogwałcono żydowskich reguł w kwestii pogrzebu. Według X-a Józef tak mało troszczył się o Jezusa, że gdy nadeszła noc sobotnia, a wszystkie obrządki pogrzebowe zostały spełnione, po prostu z zadowoleniem przeniósł ciało na miejski cmentarz dla skazańców, nie informując nawet rodziny i krewnych Jezusa, gdzie je złożył. W stanowisku X-a często znajdujemy tak wyraźną niespójność wewnętrzną.
Czy ktokolwiek przeżył ukrzyżowanie?
Tak, rzeczywiście. Była to jednak wielka rzadkość. Właśnie z tego powodu Józef Flawiusz o tym wspomniał.
Mechanizm ukrzyżowania
Większość tego, co twierdzi X, można przyjąć. Ciała nie wszystkich ofiar ukrzyżowania przybijano gwoździami, w każdym razie nie zawsze przybijano ręce. Autorzy Ewangelii, sądząc z ich relacji o pośmiertnych zjawieniach się Jezusa, uważali najwyraźniej, że Jezus miał przebite dłonie, względnie nadgarstki. Było to typowe, a Jehonananowi akurat tego oszczędzono.
Nic w Łukaszowym i Janowym sposobie użycia słowa cheiras nie wskazuje na miejsce rany w ręce. Słowo to mogło określać dłonie i nadgarstki. A co najważniejsze, próby z eksperymentalnym ukrzyżowaniem, po których sugerowano, że ciało nie może wisieć na gwoździach przebijających dłonie, nasuwają poważne wątpliwości. Szczegóły podano w Dodatku 1.
Czy istniała zwyczajowa metoda przebijania boku ukrzyżowanych? Nie wiemy. U Kwintyliana zachowała się niejasna wzmianka (wspomniana przez X-a pod nagłówkiem „Przebicie boku”), którą niektórzy rozumieli tak, że ciało ukrzyżowanego, które zostało przebite włócznią, można było oddać do pogrzebania. Jeśli mają rację, może to oznaczać stałą procedurę.
Różne stwierdzenia Łukasza i Jana na temat miejsca ran są godne uwagi, ale te różnice można uznać za podejrzane tylko przy założeniu, że napisali oni wszystko o każdej scenie, którą przedstawiają, i za każdym razem, kiedy ją przestawiają. Wiemy, że tak nie jest. Ewangelia św. Łukasza zawiera kilka klasycznych przykładów: jeśli przeczytać tylko tę Ewangelię, można pomyśleć, że Jezus ukazał się uczniom tylko w dniu swego Zmartwychwstania, po czym tegoż dnia wstąpił do nieba. Czytając ciąg dalszy, Dzieje Apostolskie, dowiadujemy się jednak, że tak nie było. Z jakichś powodów Łukasz zdecydował się nie umieszczać w swojej Ewangelii dalszych informacji o pośmiertnych zjawieniach się Jezusa.
Gdy czyniono te obserwacje, rany fizyczne Jezusa nie były rzeczą najważniejszą. Najważniejsze było to, że był żywy — pierwszy umarły, który znowu powstał. Świadkom można wybaczyć niedokonanie, względnie niezanotowanie, pełnego badania klinicznego. Wiemy, że rana w boku z jakiegoś powodu uderzyła Jana. On jeden spośród autorów Ewangelii wspomina ją przy scenie ukrzyżowania. Nic dziwnego, że szuka jej i zauważa ją u Jezusa zmartwychwstałego.
Czy „ocet” był tym, czym się wydawał?
Oczywiście znowu zagłębiamy się w teorię spisku. Wszystko, co X odtąd proponuje, a co wydaje się dopuszczalne, powinno się czytać ze świadomością, że X opiera się na tezie całkowicie nie do przyjęcia.
Przypomnę: podejrzenie wynika wprost z relacji Ewangelii. X twierdzi bowiem, że okoliczność, iż Jezus „umarł” zaraz po przyjęciu „octu”, każe wyciągnąć złowrogie wnioski. Niemniej jednak autorzy Ewangelii najwyraźniej tak nie sądzili, bo inaczej albo by wcale nie wierzyli w Jezusa, albo też (gdyby uczestniczyli w spisku) spisaliby taką relację, z której czytelnicy mogliby wywnioskować, że oszukują.
X powiada, że to, iż Jezus „wykrzyknął donośnym głosem”, jest niemożliwe w wypadku człowieka bliskiego śmierci. Był to jednak ostatni krzyk agonii. Jezus nie wygłaszał mowy do zgromadzonych tłumów. Uznawanie prośby o zaspokojenie pragnienia ze strony umierającego, odwodnionego człowieka za wskazówkę, że był w dobrej formie, jest dziwaczne. Gdyby Jezus tylko odgrywał rolę ukrzyżowanego, rozwiązałby sprawę dużo wcześniej. Wisiał tam przecież całe godziny. Czy naprawdę mógł mówić do siebie: „Jeszcze parę godzin i nie uznają za podejrzane, że umarłem?”.
To, co X stwierdza na temat dostępności opium i jego działania farmakologicznego, jest poprawne. Była to jednak metoda nadzwyczaj ryzykowna. Opium silnie osłabia oddychanie, co wie każdy, kto słyszał o heroinistach umierających po przedawkowaniu. X wydaje się zakładać, że Jezus całkowicie stracił przytomność od opium. Tylko to mogło tak osłabić oddychanie, że ofiara wyglądała jak trup. Tylko to mogło zapewnić znieczulenie, które zapobiegłoby miotaniu się przy zdejmowaniu ciała z krzyża. Niestety, szanse na przeżycie takiej utraty przytomności byłyby minimalne.
Szybki zgon Jezusa
Tak, śmierć nastąpiła stosunkowo szybko. To mogło się zdarzyć. Jedna z bardziej wiarygodnych nowszych teorii na temat przyczyny śmierci (zob. Dodatek 1) głosi, że Jezus zmarł z powodu zatoru płucnego, który powoduje szybką, nagłą śmierć. Pamiętajmy, że ta śmierć wydaje się podejrzanie szybka tylko pod warunkiem przyjęcia jednej z hipotez co do spisku.
Dlaczego nogi Jezusa nie zostały połamane?
Ponieważ nie żył. Zdaniem ogromnej większości komentatorów zarówno chrześcijańskich, jak i niechrześcijańskich, jest to zdecydowanie bardziej prawdopodobne niż zawiła alternatywa podsuwana przez X-a (zob. także uwagi powyżej w podrozdziale „Co podaje tylko Jan” ).
Przebicie boku
O tej kwestii już była mowa (zob. uwagi powyżej w podrozdziale „Co podaje tylko Jan”).
Jeśli Jezus przeżył, to co się z Nim stało?
Po pierwsze, przedstawmy sytuację. Nawet gdyby cokolwiek z tego, co twierdzi X, brzmiało sensownie, trzeba pamiętać, że do tego etapu dochodzi się tylko pod warunkiem uznania, że Jezus przeżył ukrzyżowanie. Bądźmy jednak dla X-a przychylni i załóżmy (wbrew opinii prawie wszystkich poważnych badaczy zagadnienia), że istnieje jednoprocentowa szansa, że Jezus odszedł (czy pokuśtykał albo został zniesiony) z Kalwarii. I załóżmy, że dochodzimy do wniosku (znowu wbrew ocenie wszystkich osób kompetentnych), że w takim wypadku istnieje dziesięcioprocentowa szansa, że historia o Jezusie z Kaszmiru jest prawdziwa. To daje łącznie szansę, że prawdopodobieństwo prawdziwości historii kaszmirskiej równe jest jednej setnej razy jedna dziesiąta, czyli jednej tysięcznej.
Jezus po ukrzyżowaniu w islamie
Opis Koranu dotyczący schronienia dla Jezusa i Jego matki może dotyczyć jakiegokolwiek momentu w ich życiu, może być całkowicie metaforyczny i może wiązać się z każdym dowolnym miejscem na Bliskim Wschodzie. Na zachód od Srinagaru znajduje się mnóstwo „spokojnych wzgórz ze źródłem”.
Czy Jezus udał się do Indii?
Podłożem opowieści o Jezusie w Indiach jest islamski pogląd, że Jezus nie umarł na krzyżu, lecz stało się to tylko pozornie. Gdy się w to wierzy, trzeba zrobić coś z Jezusem w czasie po ukrzyżowaniu. Nie zabrakło bajarzy, którzy usłużnie takie legendy wymyślali.
Gdyby brać podania ludowe na serio, okaże się, że mało jest miejsc między Suezem a Chinami, w których Jezus się nie osiedlił (z matką lub bez niej, z grupą wybranych uczniów lub bez nich). Matka Jezusa, Maryja, ma mnóstwo grobów na Bliskim Wschodzie.
To oczywiście prawda, że chrześcijańscy misjonarze bardzo wcześnie szeroko rozpowszechnili wiadomości o Jezusie. W I wieku apostoł Tomasz miał zanieść przesłanie do Indii. Do IV wieku chrześcijaństwo zyskało tam ustaloną pozycję. W opowieściach o Jezusie w Kaszmirze i wzdłuż Szlaku Jedwabnego nie ma nic zaskakującego. Jeśli stopy przy grobowcu w Srinagarze rzeczywiście pokazują rany po ukrzyżowaniu, mogła to być świątynia chrześcijańska. Jest jednak nieprawdopodobne, by były to stopy przybyłego tam Jezusa, z tej prostej przyczyny, że gdyby przeżył, znaki na stopach byłyby powodem do wstydu, a nie chwały. Gdyby przeżył ukrzyżowanie na skutek spisku z przekupieniem straży albo co gorsza porzucił wszystkich, którzy Go kochali i ufali Mu, zostawiając ich na łaskę losu, wymknąwszy się cichaczem z Palestyny, wtedy nie było powodu, aby szczycić się takimi stopami. Byłoby to zresztą niebezpieczne. Jezus byłby zbiegiem spod rzymskiego wymiaru sprawiedliwości. Jeśli zranione stopy były ikonograficznie ważne, zostały wykute w kamieniu raczej z powodu opowieści misyjnych o zbawczych ranach Jezusa. Może to Tomasz, sławny z tego, że uwierzył w Jezusa, zobaczywszy rany po ukrzyżowaniu, opowiedział mieszkańcom Kaszmiru historię, która zainspirowała te odciski. Nie mamy jednak pojęcia, jak dawno je wykuto. Z tego, co wiemy, mogą nawet być dziełem Ahmadijja z XIX wieku.
Istnieją tylko dwa ślady tradycji o Jezusie w Indiach. Oba zostały potraktowane szyderczo przez poważnych uczonych. X zacytował obydwa. Pierwszy to napis na kolumnie w Takhat Sulaiman. Jak stara jest ta inskrypcja? Nie jest to jasne, aczkolwiek wzmianka u mułły Nadriego Tarikha-I-Kashmir sugeruje, że istniała przed 1420 rokiem. Załóżmy, że powstała w roku nazwanym przez murarza „pięćdziesiątym czwartym”. Najwcześniejsza data to rok 78, najpóźniejsza to 107 po Chr. Czego dotyczy inskrypcja? Kogoś nazywającego się „Yusu Asaph”, kto wtedy działał. Czego dotyczyła jego działalność? Był „prorokiem dzieci Izraela”. Jeśli to był Jezus, trzeba spytać, co robił przedtem. Jego datę urodzenia ustala się zwykle na 6—8 rok przed naszą erą, w każdym razie przed rokiem 4. Miałby więc w roku 78 przynajmniej 84 lata, zaś w 107 przynajmniej 111 lat! Zbyt późno na rozpoczęcie działalności. Czy pokonany Jezus nazywałby siebie „prorokiem dzieci Izraela”? Było to, jak sądzę, możliwe, gdyby porzucił swoje poglądy mesjańskie. Ogłaszanie się prorokiem dzieci Izraela w Indiach nie ma jednak, prawdę mówiąc, zbyt wiele sensu. Byłaby to fatalna strategia. Mając coś duchowego do zaproponowania, należałoby ogłosić się prorokiem dzieci Srinagaru.
Jeśli Yuz Asaf z kolumny Takhat Sulaiman ma cokolwiek wspólnego z tradycją o Jezusie, to bez porównania bardziej prawdopodobne jest to, że był to wczesny misjonarz głoszący w górach Kaszmiru słowo zbawienia, które, jak się wydaje, pozostało powszechnie niezrozumiane.
Domniemane spotkanie króla Shalivahana i „Jezusa” w Ladakhu jest bardziej interesujące. Zacznijmy od uzupełnienia cytatu z Bhavishya. Po stwierdzeniu, że został wydany w ręce demona Ihamasia i skończył pod jego władzą, domniemany Jezus mówi dalej:
„O królu, nakłoń ucha do religii, którą przyniosłem do niewierzących: po oczyszczeniu istoty i nieczystego ciała i po poszukaniu schronienia w modlitwach Naigamy człowiek pomodli się do Wieczystego. Przez sprawiedliwość, prawdę, medytację i jedność ducha, człowiek znajdzie drogę do Isy w centrum światła. Bóg, tak potężny jak słońce, w końcu zjednoczy w sobie duchy wszystkich wędrujących istot. Tak, o królu, Ihamasi zostanie zniszczony; a błogosławiony obraz Isy, dawcy szczęścia, na zawsze pozostanie w sercach; a ja byłem zwany Isa-masih”. Gdy król wysłuchał tych słów, wziął nauczyciela niewierzących i odesłał go do ich bezlitosnego kraju67.
Nie brzmi to jak religia, której Jezus uczył w Palestynie. Brzmi natomiast bardzo wyraźnie jak synkretyzm, który mógł stworzyć ktoś, kto chciał dostosować chrześcijaństwo (w wersji gnostyckiej) do hinduizmu. Bhavishya została napisana zapewne około 115 roku. Do tego czasu misjonarze chrześcijańscy mogli poczynić znaczne postępy w zachodnich Indiach. Czyż był lepszy sposób zabezpieczenia hinduistów przed chrześcijaństwem niż powiedzenie im w tak autorytatywnym tekście jak Bhavishya, że Jezus praktycznie był hinduistą i niczego istotnego do hinduizmu nie dodał?
Data spotkania, jaką sugeruje X, jest prawie na pewno zbyt wczesna. Twierdzi on, że Shalivahan panował w latach 39—50. Daty te pochodzą ze strony internetowej „Tomb of Jesus”, której celem jest przekonanie świata, że grobowiec Rozabal jest grobem Yuz Asafa, a Yuz Asaf to Jezus. Chociaż daty panowania dawnych dynastii hinduskich są obarczone niejaką niepewnością, panuje zgoda, że Shalivahan założył swoją dynastię Shalivahan Shak68 w roku 78. Jezus miałby wtedy ponad 82 lata. Jeśli spotkanie należy do historii, musiało zdarzyć się później.
To wszystko pod warunkiem potraktowania tego cytatu jako wspomnienia historycznego. Wcale na to nie wygląda. Opowiadanie zachowuje typowy mitologiczny styl epiki hinduskiej; jest to jedno z niezliczonych spotkań królów i oświeconych sadhu, opowiada o podróży do sfer demonicznych; służy oczywistym celom politycznym i religijnym.
Czy Jezus stał się Apoloniuszem z Tyany?
Jest to jedno z opowiadań, które pojawiają się periodycznie, a zawdzięczają swój byt wysoce wybiórczemu cytowaniu źródeł.
Odpowiedź brzmi, że Jezus z pewnością nie był Apoloniuszem. Dzięki Filostratosowi wiemy o Apoloniuszu sporo. Urodził się w małym mieście Tyana, obecnie w Turcji, w rodzinie wielkiego bogacza. W dzieciństwie niczego mu nie brakowało, jak się dowiadujemy, i był zafascynowany wielkością człowieka. Po przybyciu na nowe miejsce najpierw odwiedzał lokalnego monarchę. Gdy miał czternaście lat, został wysłany przez ojca do Tarsu, by ukończył edukację. Zaszokowany panującą tam swobodą moralną, miał ślubować celibat na całe życia. Potem studiował w Aegae pod kierunkiem wybitnego epikurejczyka Euksenesa i został wprowadzony w ezoteryczne misteria pitagorejskie. Poddał się podjętemu z własnej inicjatywy czteroletniemu ślubowi milczenia, a następnie rozpoczął swe zadziwiające podróże. Wiodły go one przez cały Bliski Wschód, Babilon, Egipt i Hiszpanię, a co ważniejsze dotarł do Indii nad Gangesem. W Indiach, jak wielu dawnych i nowszych podróżników z Zachodu, doznał pewnego rodzaju duchowego objawienia. Wrócił do Grecji z postanowieniem rozpowszechniania mądrości Wschodu, której się nauczył — i przypuszczalnie po to, by wykazać jej zbieżność z misteriami eleuzyńskimi, w które został wtajemniczony. Wydaje się, że umarł po osiemdziesiątce, zapewne w Efezie. Istnieją rozmaite legendy na temat okoliczności jego śmierci: jego ciała nigdy nie znaleziono i nie ma grobu. Być może ta tajemnica skłoniła ludzi do skojarzenia go z Jezusem.
Jednakże, pomijając okazjonalne cuda, wcale nie ma między nimi realnego podobieństwa. Jezus był dość prowincjonalnym religijnym Żydem, który zapewne nigdy nie opuścił Palestyny. Nie miał wysoko postawionych przyjaciół. Zdarzało mu się przebywać w towarzystwie pijaków i prostytutek, a nie filozofów i królów. Nie był kapłanem w Eleusis. Apoloniusz — jedna z najbardziej fascynujących i dobrze opisanych postaci I wieku w krajach śródziemnomorskich — był klasycznym arystokratą, kosmopolitycznym Grekiem o wyrafinowanych zainteresowaniach mistycznych. Mógłby odbyć interesującą rozmowę z Jezusem (i może by się istotnie polubili), ale nie mieliby wspólnego języka kulturowego.
X wyczytuje zbyt wiele z potępienia Euzebiusza pod adresem tych, którzy myśleli, że Apoloniusz to Jezus. Euzebiusz mógł swoją przesadą osiągnąć skutek przeciwny do zamierzonego, ale protestował dlatego, że założenie, jakoby byli oni jedną osobą, jest rzeczywiście absurdalne, a Apoloniusz i Jezus mieli zupełnie inne poglądy na świat.
Osobliwa sprawa Ireneusza
Tak, rzeczywiście osobliwa. Nie ma dobrego wyjaśnienia ekscentrycznych opinii Ireneusza na temat chronologii życia Jezusa. Ireneusz był zupełnie niezależny w swojej rekonstrukcji. Mimo wszystko, chociaż jest to interesujące, X nie zyskuje tu punktów. Ireneusz wielokrotnie i wprost potwierdza swoją w pełni ortodoksyjną wiarą faktyczną śmierć i Zmartwychwstanie cielesne Jezusa69.
Czy Jezus był w Masadzie?
X czyta doprawdy osobliwe rzeczy. Książka Donovana Joyce'a jest dziś trudna do zdobycia. Nigdy nie należała do lektur uniwersyteckich.
Jest to całkowicie niewiarygodna, ale sprawnie napisana historia, która obraca się wokół... toalet. Naprawdę rozjaśniła mi sprawę toalety męskiej na lotnisku Ben Gurion. Jednakże Donovan Joyce nie mógł wetknąć nosa zbyt głęboko, gdyż kierownik wykopalisk w Masadzie, Yigael Yadin, odmówił mu dostępu. Tajni agenci izraelscy mieli według Joyce'a uprzykrzać mu życie, blokując jego toaletę. Książka mogła być jego zemstą. Potem przenosimy się do innej toalety, na lotnisku, gdzie profesor występujący pod pseudonimem rozwija zwój (godny uwagi wyczyn w tak małej przestrzeni). Miał on 3—4 metry długości, powiada Joyce. W Masadzie nie znaleziono żadnego całego zwoju, jedynie fragmenty. Może jednak profesor miał szczęście. Jeśli tak było, rzucił szczęściu wyzwanie, rozwijając zwój: tak stare zwoje nie mogą być rozwinięte bez połamania na kawałki. A dlaczego go w ogóle rozwinął? Dlaczego Joyce chciał go obejrzeć? I dlaczego potrzebował przekładu, który profesor zdołał już wykonać? Nic dziwnego, że zwój zaginął.
Nawet jeśli te złośliwości są chybione, a zwój był oryginalny i przekład dokładny, to co z tego? Jezus to bardzo popularne imię. Jezus ze zwoju miał być synem Jakuba i liczyć 80 lat. Masada była ostatnim punktem oporu narodu żydowskiego: to, że przebywał tam ktoś przedstawiający się jako ostatni z Hasmoneuszów, nie jest niczym zaskakującym. Jeśli taki Jezus istniał, nie był tym, o którym mówią Ewangelie.
Jezus z pewnością umarł na krzyżu. Przyjęcie rozwiązania alternatywnego wymaga daleko idącego i długotrwałego wyzbycia się zdrowego rozsądku oraz rażącej ignorancji na temat danych źródłowych.
67 Trzecia Khanda z Pratisarga parvan..., dz. cyt.
68 Zob. np. http://www.encyclopediaofauthenthichinduism.org/articles/52_the_dynasties_of.htm.
69 Święty Ireneusz utrzymywał, że Jezus rozpoczął działalność w wieku około trzydziestu lat, ale nauczał przez kilkanaście lat i potem został ukrzyżowany; wyprowadzał ten pomysł z Ewangelii, ale nikt nie podzielił jego opinii; tym samym nie chodziło mu absolutnie o to, że Jezus działał jeszcze dłużej po ukrzyżowaniu (przyp. tłum.).
opr. aw/aw