O metodzie wychowawczej św. Jana Bosko - w wieku dorastania
Zwykle największe trudności wychowawcze występują w okresie dorastania, któremu towarzyszy także proces biologicznego czy płciowego dojrzewania. Dorastający manifestuje wówczas większą niż dotychczas potrzebę autonomii, przybierająca dość często formę krytyki, a nawet kontestacji czy odrzucenia uznawanych wcześniej autorytetów, w tym autorytetu rodziców. Bywa także „przemądrzały”, niecierpliwy, przekorny, nieposłuszny, krnąbrny... Zdarzają mu się małe lub większe kłamstwa czy drobne oszustwa. Może też zamykać się w sobie, nie pozwalając tak szybko na wejście w swój świat, a jeżeli już, to wybranym przez siebie osobom, tym, którym jeszcze ufa. Zwykle dzieli się swoimi przeżyciami czy stanami z przyjaciółmi. Tworzy też z nimi swego rodzaju „paczki”, które posiadają zazwyczaj ekskluzywny charakter: budowane są z określonymi rówieśnikami, wybranymi, sprawdzonymi... W obszarze emocjonalnym zauważa się pierwsze, bardziej intymne kontakty z płcią odmienną, zwane czasami przez starszych stanami cielęcej miłości. Przeżywane są z dość dużą intensywnością. Gdy dochodzi do ich zerwania, młody człowiek przeżywa ten fakt w wymiarach dramatu. W przypadkach patologicznych, przy braku właściwego klimatu uczuciowego w rodzinie, najczęściej dorastający daje o sobie znać zachowaniami agresywnymi, brutalnymi, co czasami prowadzi na drogę bardziej lub mniej systematycznych przestępstw i kolizji z prawem.
Tak mniej więcej wygląda „fenomenologiczny” obraz dorastania. Reakcje rodziców i wychowawców bywają różne, dość często jednak wydają się być zdezorientowani czy zaniepokojeni postawami i zachowaniami swoich dzieci. Bywają także bezradni. W tej bezradności i zdezorientowaniu sięgają zwykle do bardziej wymagających czy nawet zdecydowanych metod: do ograniczeń, zakazów, nakazów itp. Jednak z mizernym skutkiem. Dorastający niejako na siłę wymyka się z dotychczasowej rodzicielskiej opieki, nie zawsze też słucha dobrych rad nauczyciela czy wychowawcy, chyba że darzy go dużym zaufaniem.
Jak więc postępować z dorastającym? I co stoi u podstaw takiej właśnie postawy czy zachowań? Przyczyny są na ogół dość znane, pisze się o nich najczęściej w psychologii i pedagogice (jeszcze jeden dowód na to, jak badania naukowe idą swoją droga, a życie swoją). Można je sprowadzić do ogólnego stwierdzenia, że w okresie dorastania następuje gwałtowny rozwój we wszystkich niemal wymiarach życia: fizycznym, intelektualnym, psychicznym, emocjonalnym czy wolitywnym, jednakże nie koreluje z nimi rozwój moralny, społeczny i duchowy, a więc dorastający nie posiada jeszcze wystarczających sił czy predyspozycji, aby harmonijnie ujmować czy też kontrolować swój rozwój: normy moralne i społeczne nie zostały jeszcze przyjęte, przyswojone, zinterioryzowane. Rozwój wolitywny nie wykształcił jeszcze potrzebnych „hamulców”, stąd wszelkie ograniczenia odbierane są jako uderzenie w rodzące się wówczas poczucie autonomii i wolności. Przyczyny więc są naturalne. Powtórzmy: dorastający z natury nie jest w stanie całkowicie kontrolować swoich zachowań. Ponadto, jak twierdzi się w badaniach, bywa zwykle zaniepokojony gwałtownie postępującymi w nim samym procesami. Wówczas bowiem doświadcza on nowych reakcji organizmu, nowych zdolności krytycznego patrzenia i sądu powstałych w wyniku budzących się zdolności używania rozumu, nowego też poczucia wolności, które rodzi w nim przekonanie o posiadaniu większych możliwości, także głębszej już świadomości własnej osobowej godności. To wszystko w zderzeniu z procesem wychowawczym, w którym nie nastąpiło uświadomienie przez rodziców nowych stanów rozwojowych u ich dzieci, zwykle owocuje nieporozumieniami, konfliktami, oskarżeniami. Rodzice, przyzwyczajeni do dotychczasowych postaw i zachowań swoich dzieci, jakby nie są w stanie z dnia na dzień zmienić zasad formacji, czasami też nie chcą, żądając od dorastających niemalże bezwzględnego posłuszeństwa, co tylko potęguje już i tak nabrzmiałe sytuacje konfliktowe. Co więc w takich sytuacjach należałoby czynić?
Wydaje się, że najbardziej odpowiednią, „prewencyjną” metodą postępowania z dorastającymi jest łagodzenie niepokojów okresu dorastania. Być może dla niektórych osób zabrzmi to jak synonim tolerowania zachowań nastolatka czy pobłażanie mu. Tymczasem nie ma to nic wspólnego ani z nadmierną tolerancją (chociaż właściwie rozumiana tolerancja jest tu czasami wręcz konieczna!), ani z pobłażaniem. Łagodzenie tychże niepokojów jest bowiem próbą, jeśli można się tak wyrazić, zracjonalizowania tego wszystkiego, co dzieje się w tym czasie w dorastającym. Jest wskazaniem mu, że postępujące gwałtownie procesy zmian są naturalnymi stanami okresu dorastania, których nie powinien się lękać, ani też przeżywać je w sposób stresowy, co jednak może się zdarzyć wówczas, gdy dorastający jest wciąż zaskakiwany nowymi stanami w swoim organizmie i w swoim życiu emocjonalnym, psychicznym, a do których nikt go nie przygotował (najgorszym rodzajem przygotowania jest uświadamianie nastolatków przez starszych kolegów czy przypadkowych ludzi). Nade wszystko łagodzenie jest takim działaniem wychowawczym, w którym dorastający wciąż będzie posiadał głęboką świadomość, że może w chwilach trudności zwrócić się do rodziców czy wychowawców o pomoc, i że pomoc tę otrzyma. Wymaga to jednak istnienia uprzednich relacji z rodzicami, a potem z wychowawcami, które nacechowane są zaufaniem, szczerością, zrozumieniem, także doświadczanym przebaczeniem, a nade wszystko miłością, która wszystko rozumie i zawsze gotowa jest wyjść naprzeciw wszystkim potrzebom. Oczywiście, mówiąc o istnieniu wskazywanych wyżej relacji, mamy na uwadze przede wszystkim odpowiednią postawę ze strony rodziców i wychowawców. To oni powinni zadbać o taki właśnie rodzaj relacji z dorastającymi. To jest wręcz ich obowiązek.
Tak więc należy łagodzić niepokoje okresu dorastania. Należy nastolatkowi spokojnie tłumaczyć, analizować z nim zaistniałe sytuacje czy stany, czasami perswadować mu, nie kontrolować go wprost, ale pośrednio, poprzez rozmowę i dialog (on sam wymaga, aby jakiś rodzaj przyjacielskiej, życzliwej, pełnej miłości kontroli był obecny, gdyż ma wtedy świadomość, że jest ktoś, kto się nim interesuje), nie traktować go jak dziecko, nie okazywać mu dotychczasowych dziecięcych rodzajów czułości (wręcz ich nie znosi!), ale już w inny, bardziej „dorosły” sposób wyrażać swoje doń uczucia, choć nie mniej serdeczny. Stanowczo odradza się wówczas metodę kumulowania wymagań. Kiedyś, przed laty, zostałem poproszony o dokonanie analizy katechetycznego procesu przygotowania do życia w małżeństwie i rodzinie, jaki był wówczas przewidywany w klasie ósmej szkoły podstawowej, a więc w okresie przez nas tu opisywanym. W pewnym momencie spostrzegłem, że pojawiają się przede mną wciąż nowe wymagania stawiane uczniowi, zacząłem je więc liczyć, po prostu matematycznie liczyć. Było ich bardzo, bardzo wiele. W dodatku nie proponowano praktycznie żadnych form wspomagania dorastającego w tym wprost nieludzkim traktowaniu go. W konkluzji napisałem, że w katechezie tej jest tyle wymagań, że nie sprostał by im nawet heros czy tytan, a cóż dopiero dorastający, który dopiero się rozwija, nie ma praktycznie fizycznych możliwości wykonania wszystkim tam stawianym mu obowiązkom, w dodatku zmaga się ze wszystkimi pojawiającymi się w nim niepokojami związanymi z dojrzewaniem i dorastaniem. Tak też bywa czasami z rodzicami i wychowawcami, którzy uważają, że należy wówczas wymagać od nastolatka i egzekwować sposób ich wykonania, gdyż musi się on nauczyć odpowiedzialności. Zrozumiałą rzeczą jest, że nastolatek musi nauczyć się odpowiedzialności, ale stanowczo nie poprzez kumulowanie wymagań i obowiązków! W tym okresie, szczególnie w tym okresie, trzeba go w różny sposób wspomagać. A najbardziej skutecznym rodzajem tego wspomagania jest właśnie łagodzenie niepokojów okresu dorastania.
Tak więc łagodzenie tychże niepokojów jest nową nazwą prewencyjnej metody św. Jana Bosko w postępowaniu z dorastającymi.
opr. mg/mg