Bohater dwóch wojen

Artykuł z tygodnika Echo katolickie 38 (742)


Magdalena Szewczuk

Bohater dwóch wojen

Musimy zawsze pamiętać o ludziach, którzy poświęcili swoje zdrowie lub życie po to, byśmy teraz mogli żyć w niepodległym kraju.

Ich odwaga i męstwo długo jeszcze będą wspominane przez tych, którzy pamiętają czasy obu wojen światowych. Ci urodzeni już w wolnej Polsce są im winni cześć i wielki szacunek, bo nie ma większej ofiary, niż oddać życie dla dobra Ojczyzny. Wielu bohaterów pierwszej i drugiej wojny światowej spoczywa w bezimiennych mogiłach gdzieś daleko od rodzinnych stron, inni polegli znaleźli miejsce wiecznego spoczynku w masowych grobach. Rodziny wielu żołnierzy do tej pory nie wiedzą, gdzie zostali pogrzebani ich bliscy. Wielu bohaterów wojen pozostaje anonimowych, dlatego tym bardziej powinniśmy pielęgnować pamięć o tych, którzy są nam znani z imienia i nazwiska. Na Podlasiu też nie brakowało dzielnych ludzi, poświęcających swoje życie, by ocalić Polskę przed okupantami.

Poświęcony Panu Bogu

Jednym z takich lokalnych bohaterów jest ks. Karol Leonard Wajszczuk, urodzony 3 listopada 1887 r. w Siedlcach. Ojciec Karola był pochodzącym z Trzebieszowa rolnikiem, zaś matka Marianna (z domu Maciejczyk) pochodziła z mieszczańskiej siedleckiej rodziny. Państwo Wajszczukowie mieli sześcioro dzieci, i - jak wynika z zachowanych relacji - wychowywali swoje pociechy „w duchu pobożności i patriotyzmu”.

Gdy Karol miał zaledwie sześć lat, wydarzyło się coś, co zaważyło na całym jego późniejszym życiu. Jesienią 1893 r. chłopiec bardzo ciężko zachorował. Przez ponad tydzień zmagał się z wysoką gorączką, był bliski śmierci, a lekarz nie potrafił mu w żaden sposób pomóc. Matka chłopca modliła się żarliwie i prosiła Przenajświętszą Panienkę, by przywróciła Karolowi zdrowie. Zrozpaczona kobieta złożyła ślub, że jeśli jej synek wyzdrowieje, to przeznaczy go do stanu duchownego. Dziecko wróciło do zdrowia. W czerwcu 1904 r. Karol rozpoczął naukę w Seminarium Duchownym w Lublinie. 12 listopada 1909 r. został powołany przez Kurię Diecezji Lubelskiej na stanowisko wikariusza w Radzyniu Podlaskim. Tam angażował się w wiele dziedzin życia: pracował w szkole, prowadził chór.

Szansa na niepodległość

Kiedy w 1914 r. sojusz zaborców zaczął wyraźnie słabnąć, Polacy ponownie uwierzyli, że odzyskanie niepodległości jest możliwe. Głównodowodzący wojskami carskimi Wielki Książę Mikołaj Mikołajewicz wystosował odezwę do Polaków, w której obiecywał stworzenie Polski „zjednoczonej pod berłem Cesarza Rosyjskiego, swobodnej w wierze, języku i samorządzie”. Polacy, w tym również ksiądz Wajszczuk, nie uwierzyli w te zapewnienia.

Wkroczenie wojsk na Podlaską ziemię bardzo negatywnie wpłynęło na los ludności zamieszkującej te tereny. Głód, bieda i choroby stały się codziennością. W tych warunkach zarówno na wsi, jak i w mieście wybuchały groźne ogniska tyfusu i cholery. Okupanci panicznie bali się zarazy. Ks. Wajszczuk z narażeniem życia spełniał posługi religijne odwiedzając chorych i grzebiąc zmarłych. Wikariusz był bardzo mocno zaangażowany w walkę o polską niepodległość. W sierpniu 1915 r., kiedy Radzyń Podlaski znajdował się pod okupacją niemiecką, ks. Karol z wielką gorliwością wypełniał zlecone mu obowiązki w kościele i parafii, jedynie pozornie nie angażując się w sprawy polityczne. W rzeczywistości jednak, począwszy od 1916 r. do czasu odzyskania niepodległości w listopadzie 1918 r., był kapelanem Polskiej Organizacji Wojskowej. W niedzielne i świąteczne popołudnia, w czasie wolnym od obowiązków wikariusza, rowerem lub furmanką (najczęściej w cywilnym ubraniu) wyjeżdżał na tajne zebrania POW do lasów w okolicach Płudów, Turowa, Kąkolewnicy i Żakowoli. Często przychodzili do niego łącznicy z rozkazami i instrukcjami, czasem czekali na plebanii udając interesantów.

Kiedy po długiej i krwawej wojnie Polska znowu pojawiła się na mapach, wszyscy byli niezwykle szczęśliwi. Ks. Karol przywitał niepodległość odprawiając Mszę św., podczas której zabrzmiał hymn pochwalny „Te Deum Laudamus” oraz „Boże coś Polskę”.

Na nowej parafii

W początkach stycznia 1919 r. biskup diecezji podlaskiej Henryk Przeździecki przedłożył ks. Wajszczukowi propozycję przeniesienia do Drelowa celem zorganizowania tam z okolicznych wsi samodzielnej parafii. Młody wikariusz przyjął propozycję, a 15 stycznia tego samego roku otrzymał nominację biskupa na to stanowisko. Na nowej parafii zaangażował się bardzo aktywnie w różne aspekty życia swoich parafian. Dbał o podniesienie poziomu wykształcenia, dążył do polepszenia bytu mieszkańców. Jedną z jego najcenniejszych inicjatyw było odnowienie wnętrza kościoła w Horodku oraz staranie o założenie bractwa różańcowego. Podobnie jak w Radzyniu bardzo troszczył się o edukację parafian, wspierał działalność chóru i innych organizacji.

W połowie sierpnia 1931 r. ks. Wajszczuka spotkało wielkie wyróżnienie, bowiem rozporządzeniem Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej z dnia 7 lipca 1931 r. został odznaczony „Krzyżem Niepodległości”. Odznaczenie otrzymał za pracę w dziele odzyskania niepodległości. Był to kolejny dowód na to, że działalność ks. Karola była naprawdę ważna i potrzebna.

W okupowanej

Polska niedługo cieszyła się wolnością, bo już w 1939 r. została zaatakowana przez Niemców i Rosjan. Kraj ponownie znalazł się pod okupacją. Tak jak w okresie I wojny światowej, tak i we wrześniu 1939 r. ks. Karol Wajszczuk nie pozostał obojętny na losy Ojczyzny. Nigdy nie pogodzi się z klęską wrześniową i uważał ją za krótkotrwały epizod, nie mający większego znaczenia dla ostatecznego rozstrzygnięcie losów wojny. Z jego poglądami zgadzało się wiele osób. Ich postawa miała zdecydowany wpływ na powstanie na Lubelszczyźnie jesienią 1939 r., pierwszych komórek konspiracyjnych ruchu oporu. Masowe zbrodnie i terror niemieckich okupantów przemawiały za koniecznością podjęcia walki zbrojnej z wrogiem. Sytuacja międzyrzecczyzny była szczególnie trudna. W warunkach ścisłej konspiracji, jesienią 1939 r. powstała tajna organizacja wojskowa „Nasze Orły”, obejmująca początkowo wsie Drelów i Łózki, a od marca 1940 r. również Żerocin. Opierała się na doświadczeniach i tradycjach POW z I wojny światowej. Grupę „Nasze Orły” organizował emisariusz, który używał pseudonimu „Szary”. Kim był ten człowiek? Nie wiadomo. Wiadomo jednak, że pod koniec października 1939 r. na plebani w Drelowie doszło do spotkania „Szarego” z ks. K. Wajszczukiem. Obaj znali się z czasów działalności POW, jeszcze sprzed 1918 r. W rozmowach uczestniczyli również zaproszeni przez proboszcza: Feliks Szafrański, Józef Krawiecki i Stefan Kowalczuk z Drelowa. Powołano wówczas grupę inicjatywną, na czele której stanął Krawiecki.

Aresztowanie i męczeństwo

Po tych wydarzeniach do Drelowa przybył mężczyzna w średnim wieku. Przedstawił się ks. Karolowi jako hrabia Eryk Kryszyński, oficer byłej Samodzielnej Grupy Operacyjnej „Polesie” gen. F. Kleeberga, który po bitwie pod Kockiem i Wolą Gułowską uniknął niewoli niemieckiej. Nieznajomy prosił o możliwość pozostania na plebanii do czasu, gdy będzie mógł powrócić do swego domu. Hrabia przebywał u niego aż do maja 1940 r.

Konspiracyjna działalność nie umknęła uwadze Niemców. Zaczęły się aresztowania i przesłuchania osób związanych z organizacją. Również ksiądz Wajszczuk nie uniknął podobnego losu i pierwszy raz aresztowano go już w kwietniu 1940 r. 2 maja 1940 r. ks. Wajszczuk dobrowolnie stawił się w gmachu gestapo w Łukowie, celem złożenia wyjaśnień. Został ponownie aresztowany i 3 maja 1940 r. wywieziony do Lublina. Z gmachu komendy dystryktu lubelskiego na ul. Uniwersyteckiej, gdzie przesłuchiwano go przez kilka godzin, został przekazany do hitlerowskiego więzienia na Zamku Lubelskim. 18 czerwca 1940 r., wraz z innymi więźniami, w towarowych wagonach przewieziono go do obozu w Sachsenhausen, gdzie znaleźli się 20 czerwca 1940 r. Tam ks. Karol Wajszczuk przebywał do 14 grudnia 1940 r. Jako więzień tego obozu był oznaczony numerem 25746. Potem trafił do obozu zagłady w Dachau, gdzie otrzymał numer więźnia 22572.

1 lipca 1942 r. komenda obozu telegraficznie powiadomiła rodzinę księdza o jego śmierci. Matka zmarłego wysłała list do komendanta obozu z prośbą o podanie bliższych informacji o śmierci syna. 15 lipca nadeszła odpowiedź: „W odpowiedzi na Pani list z 8 lipca 42 r. Komendantura Obozu Koncentracyjnego Dachau komunikuje, że Pani syn, mimo troskliwej opieki w szpitalu zmarł 1 lipca 1942 r. ok. godz. 23.00 po krótkiej chorobie na serce, niewydolność krążenia i zapalenie kiszek...”.

Ksiądz Wajszczuk nie został zapomniany przez mieszkańców parafii, w których pracował. 4 maja 1997 r., z okazji obchodów 500-lecia Drelowa, w kościele parafialnym odsłonięto tablicę upamiętniającą postać ks. Karola Wajszczuka - kapłana męczennika.

opr. aw/aw



Echo Katolickie
Copyright © by Echo Katolickie

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama