Bez kapłanów i Kościoła sukces Solidarności byłby niemożliwy
"Idziemy" nr 35/2010
Bez kapłanów nie byłoby sukcesu Solidarności. Organizowali miejsca spotkań opozycji, umacniali ją patriotycznymi kazaniami, drukowali ulotki i wspomagali rodziny internowanych. Ich patronem jest bł. ks. Jerzy Popiełuszko.
Wkrótce po zabójstwie ks. Jerzego Popiełuszki gen. Wojciech Jaruzelski informował na posiedzeniu Rady Ministrów, że według obliczeń służb, w Polsce „jest 3-5 proc. księży, którzy w sposób właśnie aktywny, właśnie ofensywny i jawnie antysocjalistyczny występują. Jeśli przyjmiemy ten wskaźnik, to jest takich około tysiąca”. W niektórych regionach Polski w podziemnej działalności uczestniczyło kilkudziesięciu kapelanów, w innych — kilkunastu czy kilku. Najwięcej było ich w Gdańsku, Warszawie, Krakowie, Wrocławiu.
Dziś mówi się o nich „kapelani” — bo jak na froncie towarzyszyli Solidarności na każdym etapie jej istnienia. Wspierając niezależne działania, jak ks. Czesław Sadłowski ze Zbroszy Dużej, przygotowywali grunt pod działania opozycyjne, potem wspomagali rozwój związku, a po wprowadzeniu stanu wojennego — struktury podziemne. Spontanicznie odpowiadali na potrzeby czasu i miejsca, nie zważając na prowokacje SB i groźby pozbawienia życia.
Już dwa dni po wprowadzeniu w Polsce stanu wojennego, 15 grudnia 1981 r., Rada Główna Episkopatu Polski wzywała biskupów diecezjalnych, aby występowali do Wojennych Komisarzy Wojewódzkich o zwolnienie internowanych, szczególnie ojców i matek rodzin i chorych, aby zabiegali o możliwość ewentualnych odwiedzin osób internowanych w okresie Bożego Narodzenia i udzielali ich rodzinom pomocy moralnej i materialnej. Tym wszystkim zajmowali się księża.
Zmarły w 2000 r. ks. Hilary Jastak to dziś legenda Wybrzeża. Działał w Gdyni, gdzie od 1949 r. przez 35 lat pracował w parafii Najświętszego Serca Jezusowego. Przez cały czas był szykanowany przez władze. W 1950 r. aresztowano go na dwa miesiące za odczytanie z ambony listu Episkopatu Polski sprzeciwiającego się likwidacji Caritas przez ówczesną władzę. W 50. rocznicę zaślubin Polski z morzem wygłosił płomienną homilię, która była hołdem złożonym władzom II Rzeczypospolitej. Jeszcze w połowie lat 80. ubecy powoływali się na nią jako na szczególnie wrogie PRL wystąpienie kapłana. Po wydarzeniach Grudnia '70 ks. Jastak włączył się w pomoc rodzinom poszkodowanych, a w liście do kard. Stefana Wyszyńskiego opisał, jak naprawdę wyglądała ta zbrodnia, którą komuniści chcieli ukryć. Dowiedział się o niej Episkopat Polski, Watykan i świat. Dziesięć lat później na plebanię ks. Jastaka ze stoczniowej Wolnej Drukarni przywożono biuletyny Solidarności do kolportażu. Pierwszego dnia stanu wojennego wszyscy działacze solidarnościowi zgromadzili się na plebanii, dzięki czemu wielu uniknęło aresztowań: z 50-osobowego komitetu zakładowego aresztowano cztery osoby. Od stanu wojennego mówiono o ks. Jastaku nie tylko „Król Kaszub”, ale też „Król Podziemia”.
Gdyby nie wsparcie kapłanów, zwłaszcza w małych miasteczkach, środowisko Solidarności zastraszane przez władzę mogłoby upaść. W kwietniu 1981 r. białostocki biskup Edward Kisiel mianował ks. Sławoja Leszka Głódzia delegatem ds. kontaktów z Solidarnością. Ówcześni działacze związku wspominają, jak niemal każdego dnia ksiądz był w Zarządzie Regionu NSZZ Solidarność i jak jeździł do małych miejscowości, gdzie w wielu zakładach wspomagał organizowanie Komisji Zakładowych Solidarności, a w soboty i niedziele odprawiał dla nich Msze Święte z patriotycznymi kazaniami. Po kilku miesiącach został wysłany do biura Kongregacji ds. Kościołów Wschodnich w Watykanie i już stamtąd pomagał solidarnościowcom. Przekazał im papier, farby drukarskie i powielacz. W stanie wojennym dzięki niemu na Białostocczyznę przyjeżdżały TIR-y z odzieżą i żywnością. Za pośrednictwem ks. Głódzia wiadomości z białostockiego regionu Solidarności trafiały do Radia Wolna Europa.
Na początku lat 80. ks. Józef Maj był wicerektorem kościoła św. Anny w Warszawie. Zaraz po wybuchu stanu wojennego zaproponował utworzenie Komitetu Pomocy. I tak przy kościele św. Marcina powstał słynny Prymasowski Komitet Pomocy Osobom Pozbawionym Wolności i ich Rodzinom, a potem jego 16 oddziałów w Polsce. Na początku stanu wojennego bp Władysław Miziołek, ks. Bronisław Dembowski, ks. Józef Maj i ks. Wiesław Niewęgłowski rozpoczęli rozmowy z przedstawicielami Ministerstwa Sprawiedliwości i Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. Już w styczniu i lutym 1982 r. Komitet zbierał informacje i przekazywał je przewodniczącemu, który występował o zwolnienie internowanych ciężko chorych, znajdujących się w trudnej sytuacji materialnej. Ksiądz Maj gromadził i opracowywał informacje o internowanych i zatrzymanych, o warunkach w obozach, aresztach śledczych i zakładach karnych, w których przebywali więźniowie polityczni, a także o przebiegu procesów. Działał także w środowisku naukowym i studenckim — powołał Komitet Pomocy dla dotkniętych represjami. Był łącznikiem między tym środowiskiem a działaczami podziemnej Solidarności.
Ksiądz Roman Indrzejczyk, który zginął w katastrofie pod Smoleńskiem, w Solidarność zaangażował się w stanie wojennym. Kościół św. Edwarda w Pruszkowie-Tworkach, gdzie był wtedy duszpasterzem, stał się centrum opozycyjnej działalności. Tu odbywały się spotkania z księżmi, politykami, historykami, spektakle teatru podziemnego. Wiele osób korzystało z apteki, do której przywożono leki z zagranicy. Ksiądz Indrzejczyk od działaczy podziemia w Warszawie przywoził matryce, farby i papier. Kolportował nielegalne wtedy tytuły: „Tygodnik Wojenny”, „KOS”, „Tygodnik Mazowsze” i zakazane książki. W czasie kazań cytował fragmenty podziemnej prasy. Audycje nagrywane z Radia Solidarność przesyłano internowanym.
Próbując zastraszyć opozycjonistów w Pruszkowie, esbecy zdewastowali stojącą obok kościoła XIX-wieczną figurę Matki Bożej. Obcięli jej ręce i głowę i zapowiedzieli, że to samo zrobią z księdzem, jeśli nie zaprzestanie działalności. Ksiądz Indrzejczyk został przeniesiony przez władze kościelne z Pruszkowa do parafii Dzieciątka Jezus w Warszawie. Niewielką świątynię szybko ożywiła działalność opozycyjna. Kiedy po roku SB odkryła działania proboszcza, „nieznani sprawcy” wywiercili dziurę w ścianie świątyni i wpuścili łatwopalną ciecz. Spłonął ołtarz. Cudem uratowano wnętrze kościoła.
Na plebanii odbywały się w tamtym czasie posiedzenia najwyższych władz Solidarności, jej struktur regionalnych i krajowych, posiedzenia Tymczasowej Komisji Krajowej i Komisji Interwencji i Praworządności NSZZ Solidarność. Tu powstał też Komitet Obywatelski przy Lechu Wałęsie. Pod koniec 1989 r. doradca Krajowy Komisji Wykonawczej Solidarności Bronisław Geremek prowadził stąd, przed Okrągłym Stołem, rozmowy sondażowe ze Stanisławem Cioskiem, ministrem w komunistycznym rządzie.
W dokumencie wydanym dwa dni po wprowadzeniu stanu wojennego Rada Główna Episkopatu Polski przypominała, że internowani mają prawo do sakramentalnej posługi duszpasterskiej. W ten sposób ks. Jan Sikorski trafił do internowanych na warszawskiej Białołęce. W Wigilię Bożego Narodzenia udał się tam wraz z ks. Bronisławem Dembowskim i jezuitą o. Stanisławem Opielą. Około 300 osób wypuszczono wtedy z cel na korytarz. Spowiedź wyglądała jak w warunkach wojennych. Ksiądz Sikorski po tym pierwszym spotkaniu wrócił z teczką pełną grypsów od internowanych dla ich rodzin. Na Białołękę jeździł raz w tygodniu. Odprawiał Mszę Świętą, spowiadał i podtrzymywał na duchu. Miały tam miejsce nawrócenia, niektórzy więźniowie prosili o chrzest, inni o bierzmowanie. Ksiądz Sikorski chodził na procesy skazanych za działalność polityczną. Podczas przerw w czasie rozpraw rozpytywał o nazwiska prokuratorów, żeby mieli świadomość, że wiedza o ich służebnej roli wobec komunizmu wyjdzie na zewnątrz.
Po tym, jak w Wigilię Bożego Narodzenia 1982 r. zwolniono niemal wszystkich internowanych, zaczęli się oni spotykać w kościele seminaryjnym, gdzie duszpasterzem był ks. Sikorski. Tu powstała rada Parafialna Środowiska byłych Internowanych i Więźniów Politycznych, a kościół stał się nieformalnym centrum opozycji. Kiedy ks. Sikorski został proboszczem w parafii św. Józefa na Kole, całe środowisko przeniosło się tam wraz z nim.
***
Kapelani Solidarności, niezłomni przewodnicy, nie dali się zastraszyć SB. W latach 80. w „niewyjaśnionych okolicznościach” zginęło ponad 100 działaczy opozycji. Wśród nich kilku księży, m.in. Stanisław Kowalczyk, Stefan Niedzielak, Stanisław Suchowolec, Sylwester Zych. Symbolem zamordowanych w tamtym czasie jest kapelan Solidarności — błogosławiony męczennik ks. Jerzy Popiełuszko.
Tekst powstał w oparciu o trzytomową pracę „Kapelani Solidarności” Mateusza Wyrwicha
opr. mg/mg