O Janie Nowaku-Jeziorańskim, redaktorze Radia Wolna Europa
W naturalny sposób tematem, który Jan Nowak wywoływał w rozmowach była Polska, narodowe interesy, narodowe cele.
W domowym archiwum zachowałem pożółkłą już kartkę z wizerunkiem Pałacu Prezydenckiego i jednym zdaniem - „właśnie przegraliśmy wybory". To zdanie napisał Jan Nowak-Jeziorański, kiedy siedzieliśmy w studiu telewizyjnym podczas debaty Kwaśniewsld - Wałęsa w kampanii wyborczej w 1995 r., chwilę po nerwowej reakcji prezydenta Wałęsy na brutalne pytania jednego z dziennikarzy reprezentujących Aleksandra Kwaśniewskiego. Jan Nowak przyjechał specjalnie do Polski, by wesprzeć Lecha Wałęsę. Był jeszcze wtedy jednym z liderów Kongresu Polonii Amerykańskiej i człowiekiem, którego kolejni prezydenci Stanów Zjednoczonych zapraszali, by zapytać, co myśli o polityce USA wobec Polski. Mieszkał w skromnym domku pod Waszyngtonem. Domku, w którym książki, wojenne pamiątki, obrazy i szable przenosiły zapach polskiego domu tak różny od sterylnych domów amerykańskich. Krzątała się tam jego żona, Jadwiga z Wolskich, po której śmierci w 1999 roku Jan Nowak zdecydował, że nic go już nie trzyma w Stanach Zjednoczonych i zaczął zbierać się do powrotu do Polski. Chwilę to potrwało, było tyle papierów i spraw do uporządkowania. Na dodatek wieloletni dyrektor Radia Wolna Europa i legendarny kurier podziemia nie był człowiekiem bogatym. Szukał skromnego mieszkania w Polsce. Aż w końcu znalazł nieduże mieszkanie na warszawskim Powiślu, paręset metrów od szpitala, w którym zmarł w nocy z czwartku na piątek ubiegłego tygodnia.
Pan Jan, Pan Redaktor, tak najczęściej zwracaliśmy się do Jana Nowaka-Jeziorańskiego. Do ostatnich chwil życia pozostał niezwykle aktywny. Kiedy wiek i choroba nie pozwalały mu osobiście angażować się w jakieś sprawy, pisał listy, telefonował, interweniował. Ostatni raz byłem w jego domu wiele miesięcy temu. Przedstawiłem Panu Janowi jednego z polskich działaczy białoruskich, który chciał przekonać Redaktora do wsparcia upadającego z braku funduszy Radia Racja skierowanego na Białoruś. Już wtedy Jan Nowak poruszał się z trudem, ale po wysłuchaniu opowieści o kłopotach radia niczym stary ułan, który na dźwięk trąbki instynktownie szuka szabli u boku, zaczął telefonować, robić notatki i interweniować, by pomóc białoruskiej inicjatywie.
Te dwie sceny z moich kontaktów z Janem Nowakiem-Jeziorańskim są typowe dla całego jego życia. Nieważny był wiek, nieważna była odległość, dla Jan Nowaka liczyła się sprawa. Sprawa, którą dla niego była zawsze Polska. W narodowej historii zapisze się przede wszystkim jako dyrektor Rozgłośni Polskiej Radia Wolna Europa. Coraz więcej młodych ludzi nie pamięta skupionej uwagi, z jaką przez lata Polacy wsłuchiwał! się w przebijający się przez trzaski zagłuszarek głos z radiostacji w Monachium. Modne stało się przypominanie, jak to kolejne osoby „wychowywały się" na lekturze paryskiej „Kultury". Ale wydawnictwa z emigracji, czasopisma i książki, stały się nieco bardziej dostępne (a i to raczej w obrębie wąskiej elity) pod koniec lat siedemdziesiątych. Wcześniej komuniści dość szczelnie potrafili zamykać przed nimi granice. Dla zwykłego obywatela jedyną odtrutką na komunistyczną propagandę była Wolna Europa. A dzięki swojej żelaznej konsekwencji i autorytetowi Jan Nowak zdołał z Rozgłośni Polskiej RWĘ uczynić coś o wiele ważniejszego niż instrument antykomunistycznej propagandy. Kiedy nie zgodził się na to, by radio sprzyjało radykalizacji nastrojów po Czerwcu 1956 r., być może uchronił Polskę przed losem Węgier rozjechanych wówczas przez sowieckie czołgi. Skutecznie dbał o wiarygodność rozgłośni. Mimo że peerelowska Służba Bezpieczeństwa nasyłała do Monachium swoich szpiegów i prowokatorów, RWĘ dla słuchacza z Warszawy, Poznania czy Grójca pozostawała weryfikatorem rzeczywistości. Nikt nie odpowie na pytania: ilu księży uniknęło losu księdza Jerzego Popiełuszki dlatego, że sprawa natychmiast została nagłośniona przez Wolną Europę; ilu ludzi opozycji uniknięło aresztów i pobić dlatego, że każdy taki przypadek był natychmiast opisany na falach RWĘ. Podkreślamy dziś - i słusznie - rolę Solidarności w obaleniu komunizmu na świecie. Ale nie byłoby Solidarności, nie udałoby się Polakom zachować trzeźwych ocen politycznych, gdyby nie Wolna Europa - czyli Jan Nowak-Jeziorański.
Na swojego historyka czeka również rola Jana Nowaka w procesie wchodzenia Polski do NATO. Po sześciu latach od chwili podniesienia polskiej flagi w kwaterze głównej Sojuszu traktujemy naszą przynależność do NATO jako coś zwykłego i oczywistego. Mało kto pamięta jednak uparty wysiłek Pana Jana, zwykłego obywatela, który odbywał setki rozmów, nękał telefonami znajomych kongresmenów i senatorów, pisał do gazet i zabierał głos przed kamerami amerykańskiej telewizji, powtarzając niczym Katon, że NATO musi się rozszerzyć. W 1999 r. Jan Nowak stwierdził, że dożył najważniejszego dnia w swoim życiu - „Polska jest nie tylko niepodległa, ale i bezpieczna".
Jan Nowak nie wahał się angażować zawsze wtedy, gdy uważał, że chodzi o interes Polski. W 1996 roku opuścił Kongres Polonii Amerykańskiej w proteście przeciwko antysemickim wypowiedziom prezesa Edwarda Moskala. Stawał po stronie Lecha Wałęsy, uważając, że prezydentura Aleksandra Kwaśniewskiego jest zagrożeniem dla polskich aspiracji. Ale poparł prezydenta Kwaśniewskiego zarówno w jego polityce wobec Ukrainy, jak i w staraniach o wejście Polski do Unii Europejskiej. Podczas referendum przed półtora rokiem nawoływał do poparcia naszego członkostwa w UE.
Nie chciałbym, aby była to zwykła laurka, jakich dziesiątki ukażą się po śmierci Jana Nowaka. Świadomie pominąłem dzieje wojenne, jego rolę jako kuriera, bo o tym zapewne będą pisać wszyscy. Ważniejsze wydaje się spotkanie z taką osobowością, jakich dziś w naszym życiu publicznym dramatycznie brakuje.
Zmarły mylił się po wielokroć, angażował w sprawy wątpliwe, albo takie, które stanowiły kłopot jedynie dla środowiska Unii Wolności, z powodów biograficznych mu najbliższego. Podobnie jak wiele razy mylił się śp. Jerzy Giedroyc. Zdarzało się, że ludzie, którym wierzył, wykorzystywali go do wspierania pomysłów złych czy wątpliwych. Ale to, co bywało powodem bieżących polemik, nie może wpłynąć na ocenę życia człowieka, który był jednym z największych Polaków XX wieku.
I jeszcze jedno wspomnienie. Podczas rozmów z Redaktorem nigdy nie zdarzyło mi się wymieniać banalnych personalnych plotek. W naturalny sposób tematem, który Jan Nowak wywoływał w rozmowach była Polska, narodowe interesy, narodowe cele. Potrafił zawsze wznieść się ponad swoje sympatie czy antypatie, by wedle swojej najlepszej wiedzy i woli zabiegać o interes Polski. Jeśli był do czegoś przekonany, to nawet jako dziewięćdziesięciolatek zadziwiał młodzieńczą energią i konsekwencją. Znał wszystkich i pamiętał wszystkich. Od Piłsudskiego przez Sikorskiego, aż po Ronalda Reagana. Z jego zdaniem liczył się Ojciec Święty i prezydenci USA, słuchała go opozycja i postkomuniści w Polsce. Acz trzeba przyznać, że jego głos najsłabiej brzmiał w kraju. Telewizja publiczna pozbyła się łatwo jego audycji, uznając, że są nudne i mają słabą oglądalność. W radiu, które było jego środowiskiem naturalnym, także spychano jego wypowiedzi na zły czas i odległe miejsce. Teraz rzecz jasna będziemy oglądali paradę prawdziwych i rzekomych przyjaciół Zmarłego. Tych prawdziwych odróżnimy w jeden sposób - oni naprawdę będą żałowali, że Jan Nowak-Jeziorański nie zabierze już głosu w narodowych sprawach.
Był jednym z ostatnich ludzi, o których bez obawy można było powiedzieć, że są dla nas autorytetami. W jednym z ostatnich wywiadów powiedział: „Swojego życia nie zamieniłbym na żadne inne". Niech spoczywa w pokoju.
JERZY MAREK NOWAKOWSKI
Autor był dyrektorem Ośrodka Studiów Międzynarodowych Senatu, w latach 1997-2001 podsekretarz stanu i główny doradca premiera ds. zagranicznych, obecnie komentator międzynarodowy tygodnika WPROST.
opr. mg/mg