Rozmowa z Leonem Kieresem, prezesem Instytutu Pamięci Narodowej
- Czy powinniśmy przepraszać za Jedwabne?
- Tak. Czuję się osobiście odpowiedzialny za tych kilkunastu moich rodaków, którzy zbłądzili i wzięli udział w morderstwie. Moja postawa musi być przecież konsekwentna. Czuję dumę, że jestem Polakiem, kiedy wygrywa Małysz. Gdy ktoś na Zachodzie chwali polskiego naukowca albo polski honor i polską odwagę, też jestem dumny. Jednak ja tego narodu nie wyprę się także w trudnych chwilach, gdy kilku z nas hańbiło naszą historię swoją postawą. Czuję na sobie ich winę, choć urodziłem się dopiero kilka lat po tym morderstwie, a nikt z mojej rodziny w nim nie uczestniczył. Mogę powiedzieć jednak, że symbolicznie - tak, ja też byłem w Jedwabnem.
- IPN bada też sprawę uczestnictwa Polaków w zabójstwie Żydów w sąsiedniej miejscowości?
- W Radziłowie zdarzyło się to kilka dni przed morderstwem w Jedwabnem. Dla Instytutu nie ma spraw niewygodnych, które chcielibyśmy ukryć. Do sprawy Jedwabnego wracano kilka razy w ciągu ostatnich 55 lat. Wciąż jednak odkładano ją na półkę, bo była niewygodna. Dopiero dzisiaj okazuje się, jak potwornym błędem jest próba tuszowania, zwlekania czy też usuwania w cień wydarzeń, które mogłyby o nas źle świadczyć. Sprawę mordu w Radziłowie badano w PRL-u, w 1970 i 1972 roku - i też badania przerwano. My nie będziemy tych spraw spychać na naszych następców. Nie sprzeniewierzę się złożonemu ślubowaniu. Koniec ze strusią polityką.
- Lepiej samemu rozliczyć się z przeszłością niż czekać na oskarżenia cudzoziemców?
- Wzorcowym przykładem zmierzenia się z takimi problemami jest Nieszawa. W 1945 roku miejscowy margines zawiązał samozwańczą milicję obywatelską i pozabijał osiadłych tam Niemców. Ciała "milicjanci" wrzucili do Wisły. W zeszłym roku ksiądz powiedział w Nieszawie: musimy oczyścić pamięć i przeprosić. Ludzie przepraszali więc podczas rekolekcji. Przyjechała telewizja. Ludzie szczerze mówili do kamery: "Najgorsze jest to, że ci Niemcy, którzy zginęli, to byli porządni ludzie. Nie uciekli przed frontem, tak jak inni, bo w czasie okupacji nam, Polakom, pomagali".
- Jakie jeszcze śledztwa prowadzi Instytut?
- Przejęliśmy ponad sześćset śledztw. 90 procent z nich dotyczy zbrodni dokonanych na Polakach. Pozostałe, to przypadki, kiedy Polacy byli sprawcami zbrodni. 140 spraw to zbrodnie nazistowskie, a aż 400 - stalinowskie. Zajmujemy się sprawą mordu ludności polskiej, dokonanego przez ukraińskie formacje wojskowe, m.in. "SS Galicien", w miejscowości Huta Pieniacka. Badamy też sprawę wydarzeń radomskich w 1976 roku, a także sprawę wprowadzenia i wykonywania stanu wojennego.
- Stanu wojennego? Z jakim rezultatem?
- To dopiero postępowania wstępne, które są na różnych etapach zaawansowania. Kiedy i w którym stadium postępowania wydać decyzję o wszczęciu śledztwa - zdecydują prokuratorzy.
- Według sondaży w najbliższych wyborach wygra SLD. Co wtedy stanie się z IPN?
- Otwarliśmy drzwi, których nie będzie już można tak łatwo zamknąć. Pracujemy w ogromnym tempie. Joachim Gauck [były pełnomocnik rządu RFN ds. akt STASI - przyp. P. K.] mówi, że my w ciągu miesiąca zrobiliśmy tyle, ile on przez dwa lata. W najbliższych miesiącach nasze cele wykonamy w stopniu, który, jak sądzę, zbija argumenty typu: "ze względu na powolne organizowanie Instytutu należy zrezygnować z jego usług". Nie wiem, jaka będzie przyszłość Instytutu pod nowymi rządami. Wyznaję jednak zasadę, że teraz po prostu trzeba robić swoje.
- Czy dla zwykłego człowieka, który nie działał w podziemiu, nie był internowany, akta IPN mogą być ciekawe?
- Część akt będzie dotępna dla każdego zainteresowanego historią Polski w latach 1939-1990. To akta dotyczące zasad działalności służb specjalnych oraz instytucji nadzorujących te służby - m.in. rządu, PPR i PZPR. Magistranci i doktoranci już zwracają się do nas o pozwolenie na korzystanie z tych materiałów. Natomiast do akt osobiście dotyczących pokrzywdzonych będą mieli wgląd tylko pokrzywdzeni.
- Przeciwnicy IPN-u twierdzą jednak: po co ta cała działalność, skoro najważniejsze akta zostały spalone?
- Takie dyskusje będą trwały w nieskończoność, dopóki nie sprawdzimy, jaka jest prawda. Wiadomo, że służby specjalne PRL niszczyły akta. Pomimo jednak, że akta są dziś zdekompletowane, nadal jest ich aż 97 kilometrów. Jestem przekonany, że takie zarzuty nie mogą nas odciągnąć od zajrzenia w głąb polskiej historii.
Rozmawiał
PRZEMYSŁAW KUCHARCZAK
Instytut Pamięci Narodowej - Komisja Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu został powołany na mocy ustawy z dnia 18 grudnia 1998 r.
W ramach Instytutu działają: Główna Komisja Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu, Biuro Udostępniania i Archiwizacji Dokumentów oraz Biuro Edukacji Publicznej. Do zadań Instytutu należy gromadzenie i zarządzanie dokumentami organów bezpieczeństwa państwa, sporządzonymi od 22 lipca 1944 r. do 31 grudnia 1989 r., prowadzenie śledztw w sprawie zbrodni nazistowskich i komunistycznych oraz prowadzenie działalności edukacyjnej.
Instytut przejmie dokumenty z archiwów m. in. MSWiA, UOP, MON, MS, Archiwum Akt Nowych.
Ustawa o IPN przewiduje udostępnianie dokumentów zgromadzonych w archiwach służb specjalnych PRL osobom, o których organy bezpieczeństwa państwa zbierały informacje na podstawie celowo gromadzonych danych, w tym w sposób tajny. Siedzibą IPN jest Pałac Sprawiedliwości w Warszawie. Powołanych zostało 10 oddziałów Instytutu we wszystkich miastach, w których funkcjonują sądy apelacyjne. W kolejnych 8 miastach powstają delegatury. Instytutem kieruje prezes, dwóch zastępców oraz 11-osobowe kolegium.
Prezesem IPN został prof. Leon Kieres wybrany na to stanowisko przez Sejm w dniu 8 czerwca 2000 r. Kadencja prezesa wynosi 5 lat.
Funkcję zastępców Prezesa IPN pełnią dr Grzegorz Ciecierski i Janusz Krupski.
Instytut Pamięci Narodowej
Komisja Ścigania Zbrodni przeciwko
Narodowi Polskiemu
00-207 Warszawa,
Pl. Krasińskich 2/4/6
http://www.ipn.gov.pl
opr. mg/mg