Prawda o Katyniu - skrywana przez dziesięciolecia, nadal jest kwestionowana i zaciemniana
Po zamordowanych pozostało kilkadziesiąt tysięcy członków rodzin matek, żon, rodzeństwa. Przez lata prześladowanych przez służby specjalne PRL. Funkcjonariusze PPR, a później PZPR, zabiegali bardzo o to, aby sowiecka zbrodnia nie wyszła na jaw. Zresztą po II wojnie światowej dbali o to nie tylko Sowieci i ich polscy namiestnicy, ale też wiele rządów państw zachodnich. Świętej pamięci ks. Zdzisław Peszkowski powiedział niegdyś, że zbrodnia katyńska jest „przykładem perwersji prawnej”. Bowiem: „Do tej pory nie było na świecie takiej sytuacji, by przez 60 lat jakąś masową zbrodnią zajmowało się wiele trybunałów i mimo oczywistych dowodów świat prawniczy nie uznał jej za zbrodnię ludobójstwa”. Co — jak podkreślił przed kilku laty, podczas sesji naukowej, dr Grzegorz Jędrejek — jest o tyle znamienne, że: „Zbrodnia katyńska jest w dziejach świata momentem kluczowym. Bowiem to wtedy powstał dwubiegunowy podział świata. Tak jak Niemcy w latach trzydziestych zgodzili się w Monachium na danie zielonego światła Hitlerowi, tak po odkryciu grobów w Katyniu Zachód dał Stalinowi zielone światło do tego, żeby prowadził politykę ludobójstwa w Europie Środkowo-Wschodniej”.
Prawda o Katyniu — na cenzurowanym
Zbrodniami dokonanymi na Polakach przez Sowietów mieli być obciążeni Niemcy. Jednak mimo tej „prawdy” komuniści szykanowali w Polsce rodziny, których ojcowie bądź bracia zostali wówczas zamordowani przez Sowietów. Ich żony często wyrzucano z pracy. Dzieci nie były przyjmowane na studia. Niektórym wręcz uniemożliwiano naukę w szkołach średnich, pozwalając jedynie na skończenie zawodówki. Były więzione w obozach pracy bądź więzieniach. Skazywane na pobyt w batalionach górniczych tzw. Ludowego Wojska Polskiego. Wiele rodzin otrzymało zakaz zamieszkania na terenach, na których mieszkali przed wojną. Służba Bezpieczeństwa przeprowadzała też rewizje w domach rodzin, likwidując wszelkie pamiątki wskazujące na to, że mord dokonany był przez Sowietów. Rekwirowano listy ze Starobielska, Ostaszkowa, Katynia. Do roku 1990 funkcjonował zapis cenzury, który nie pozwalał wymieniać zbrodni katyńskiej w kontekście Związku Sowieckiego. Jeszcze wydana we wrześniu 1989 r. książka prof. Jerzego Łojka „Dzieje sprawy Katynia” miała 16 ingerencji cenzorskich. Do końca lat osiemdziesiątych nie można było nawet w nekrologach zawiadamiać o rocznicy śmierci „zamordowanych w Katyniu przed 1941 r.”. Aż do roku 1989 skazywani byli na więzienia wszyscy ci, którzy sprzeciwiali się narzuconej przez komunistów „historii”. Mimo tych represji wiele osób po wojnie podejmowało próby przedstawienia zbrodni katyńskiej zgodnie z prawdą. Niektórzy z nich przypłacili to życiem. Jak choćby ks. Stefan Niedzielak w 1989 r.
Było mi wstyd za nas
Po raz pierwszy głośniej o mordach dokonanych w Katyniu mówiono podczas wieców w 1956 r. Jednak dzieła niezwykłego podjęli się działacze opozycji dopiero tuż przed 1980 r. Jednym z nich był Adam Macedoński z Krakowa, który wraz z grupą znajomych założył w kwietniu 1979 r. nielegalny Instytut Dokumentacji Zbrodni Katyńskiej, podając do kontaktu swój adres i numer telefonu. Rozpoczął również wydawanie „Biuletynu Katyńskiego”, w którym publikowano m.in. szersze informacje o zbrodni. Dziś mówi, że podjął się tego zadania, ponieważ było mu wstyd za nas, Polaków, którzy nic nie mówili o Katyniu. — Widziałem, będąc w latach siedemdziesiątych krótko za granicą, jak Żydzi doskonale sobie radzą, mówiąc prawdę o Katyniu. Przecież tam zginęli też wojskowi wyznania mojżeszowego — wspomina Adam Macedoński. — A Polacy o Katyniu jakby zapomnieli, bo zakazywano nam pamiętać. Pomyślałem, że trzeba ratować pamięć, zbierać gdzieś przecież jeszcze pozostałe dowody choćby w postaci listów od pomordowanych. Ale do tego potrzebna nam była jakaś organizacja, ruch. Z grupą osób zaczęliśmy więc gromadzić pamiątki, rozpowszechniać książki o Katyniu wydane na Zachodzie. A na początek wydrukowaliśmy listę pomordowanych.
Rok 1980 i rozwój prasy Solidarności znacznie ułatwił zbieranie i przekazywanie informacji o zbrodni katyńskiej. Jednak zdecydowanie więcej tekstów zaczęło ukazywać się dopiero w prasie podziemnej lat 80., choć rozmówcy nadal pozostawali anonimowi. Jednocześnie też od lat 80. ks. Stefan Niedzielak odprawiał Msze św. w warszawskim kościele pw. św. Karola Boromeusza za ofiary zbrodni katyńskiej. Na kościele pojawiło się również epitafium: „Poległym na Wschodzie”. Na cmentarzu Powązkowskim powstał w 1981 r. pomnik poświęcony pomordowanym przez Sowietów w Katyniu. Nocą zdemontowała go SB. Mimo zagrożenia represjami, w latach 80. w Warszawie, i nie tylko, stopniowo coraz więcej kapłanów, szczególnie tych związanych z Solidarnością, zaczynało mówić otwarcie o zbrodni katyńskiej dokonanej przez Sowietów.
Ujawnianie prawdy
Ujawnienie niemal całkowitej prawdy nastąpiło dopiero w 1989 r. Wówczas to w Warszawie zaczęły organizować się Rodziny Katyńskie. Wśród osób zakładających Komitet Rodzin Katyńskich byli m.in: Jędrzej Tucholski, Jolanta Klimowicz-Osmańczyk, Danuta Napiórkowska i Bożena Łojek — żona wybitnego polskiego historyka Jerzego Łojka, którego ojciec, lekarz wojskowy mjr Leopold Łojek, został zamordowany w Katyniu. Jego żona zaś była prześladowana za to... że jej mąż został zamordowany. W obawie przed rewizją UB któregoś dnia mieszkające z nią jej siostry spaliły kartki pocztowe, jakie otrzymała od męża Leopolda z Kozielska.
Jego syn, prof. Jerzy Łojek, przez lata zbierał materiały o Katyniu. Pomagała mu w tym żona Bożena, robiąc kwerendy w londyńskich i paryskich archiwach. Po śmierci męża, w 1986 r., zajęła się „sprawą katyńską”, ponieważ zobowiązywał ją do tego testament, jaki spisał Jerzy Łojek w 1977 r. Można w nim przeczytać m.in.: „(...) Proszę wszystkich ludzi mi bliskich, by konsekwentnie podnosili publicznie sprawę zbrodni katyńskiej i żądali jej ukarania. W tej sprawie nie może być przebaczenia ani zapomnienia. Pojednanie z narodem rosyjskim może wystąpić dopiero wtedy, gdy jego autorytatywni przedstawiciele dokonają publicznej ekspiacji za zbrodnie w sposób analogiczny do przedstawicieli rządu RFN, Brandta czy Smitha w sprawie zbrodni hitlerowskich (...)”.
W latach osiemdziesiątych Bożena Łojek rozpoczęła również działalność w środowisku zaprzyjaźnionego ks. Stefana Niedzielaka. Kiedy więc nadszedł rok 1989, miała już sporą wiedzę o Katyniu. — Zaczęłam realizować testament męża, ale nawet gdyby go nie zostawił, to też bym zajęła się zbrodnią katyńską — podkreśla Bożena Łojek. — Uważam bowiem, że powinien to być obowiązek każdego Polaka, właśnie dlatego że wymordowano elitę państwa polskiego. Nie tylko zawodowych oficerów wojska, straży granicznej, policji. Przecież było tam mnóstwo żołnierzy niezawodowych, ludzi przedwojennej elity: pisarze, muzycy, lekarze, sędziowie, profesorowie akademiccy, urzędnicy państwowi, księża różnych wyznań. Specjalnie wymordowano tych, którzy po zakończeniu wojny mogliby objąć władzę i kierować rozwojem Polski. Ukierunkować państwo polskie inaczej, niż uczyniono to po wojnie. To byli przyszli przywódcy wolnego państwa polskiego.
Rodziny Katyńskie
Pierwsze spotkania Rodzin Katyńskich miały miejsce w Warszawie w 1988 r., podczas składania wieńców przed Grobem Nieznanego Żołnierza, pod Krzyżem Katyńskim na cmentarzu Powązkowskim. — Jednak pierwsza Rodzina Katyńska powstała w Koninie. Zorganizował ją w końcu 1988 r. Antoni Majorowicz, o kilka miesięcy wyprzedzając Warszawę i Kraków — podkreśla Bożena Łojek. — Mimo że w Krakowie była dobra atmosfera, ponieważ działał tam od lat podziemny Instytut Katyński. Dynamicznie dochodził prawdy nie tylko Adam Macedoński, ale i Jerzy Smorawiński, syn gen. Smorawińskiego zamordowanego przez Sowietów. Również mecenas Andrzej Kostrzewski i wielu innych.
W Warszawie inicjatywę organizowania Rodzin podjęli m.in.: Jolanta Klimowicz-Osmańczyk, Bożena Łojek, Plater Gajewski, Andrzej Wajda. Pierwszy apel do Rodzin Katyńskich napisał zaś Edmund Osmańczyk. Rodziny Katyńskie zaczęły powstawać masowo po ogłoszeniu apelu o tej inicjatywie przez ks. Niedzielaka. Już w kwietniu 1989 r. do Katynia pojechała delegacja Rodzin wraz z ks. Zdzisławem Królem, który został ich duszpasterzem po zamordowaniu przez „nieznanych sprawców” ks. Niedzielaka. Do kraju przywieziono garść tamtejszej ziemi.
17 września 1989 r. powstała Federacja Rodzin Katyńskich, skupiająca rodziny pomordowanych z całej Polski. Do Warszawy zaczęły przyjeżdżać wdowy z całego kraju. Wówczas w samej stolicy było ich blisko 300. Przywoziły ze sobą dramatyczne opowieści o wydarzeniach, jakie rozgrywały się przez te prawie pół wieku komunizmu. Opowiadały o prześladowaniach, jakich doznawały od Służby Bezpieczeństwa. Wiele z nich wciąż jeszcze bało się o tym mówić. — Ale przychodziły tłumy. Siostry, bracia... — opowiada Bożena Łojek. — Pamiętam, padał wtedy duży deszcz, stałam pod parasolem na Powązkach, przy Grobie Nieznanego Żołnierza, i zbierałam adresy, telefony. Do dziś mam te kartki rozmazane deszczem. Najbardziej wzruszające było dla mnie spotkanie z kobietami, które nie miały mężów od pół wieku, czy z dziećmi, które przez pół wieku „żyły” tymi zamordowanymi ojcami.
Dalszy ciąg walki o prawdę
W 1989 r. powstał Niezależny Komitet Historyczny Badania Zbrodni Katyńskiej i równocześnie Polska Fundacja Katyńska, które postawiły sobie za cel nie tylko wyjaśnienie „sprawy Katynia”, ale również upamiętnienie pomordowanych. Dopiero teraz, dzięki staraniom tych środowisk oraz Rodzin Katyńskich, tysiące osób mogły dostać potwierdzenie, że mąż czy brat nie żyje. Możliwa też stała się, masowo odwiedzana, wystawa w warszawskim kościele pw. Świętego Krzyża zatytułowana „Nie tylko Katyń”. Zaprezentowano na niej blisko półtora tysiąca pamiątek, takich jak: zdjęcia, dokumenty, listy pomordowanych. Jak podkreśla Bożena Łojek, dzięki staraniom prezydenta Wałęsy, premiera Buzka i marszałka Płażyńskiego oraz instytucji wojskowych sprawy wyjaśniania i upamiętniania zbrodni katyńskiej szybko postępowały. W 1990 r. wyruszyła duża pielgrzymka do Katynia. Doprowadzono do „ekshumacji śledczej”. A wiele lat później — do budowy cmentarzy w Miednoje, Charkowie i Katyniu.
W 1992 r. przedstawiciele Rodzin Katyńskich zostali przyjęci przez doradców ówczesnego prezydenta Rosji Borysa Jelcyna, i wiceprezydenta Aleksandra Ruckoja, którzy przeprosili za mord dokonany na Polakach. W rok później słowo „wybaczcie” powiedział prezydent Jelcyn pod Krzyżem Katyńskim na warszawskich Powązkach. W tym samym roku w fortach na warszawskiej Sadybie, zbudowanych jeszcze przez rosyjskich zaborców, powstało Muzeum Katyńskie.
Dzięki staraniom Rodzin Katyńskich odbyło się na przestrzeni lat kilkaset spotkań z młodzieżą. Na terenie kraju i za granicą powstało kilkadziesiąt pomników upamiętniających zbrodnię katyńską. Również kilka tysięcy tablic. Mord katyński i ofiary zbrodni stały się inspiracją dla publicystów i pisarzy. W ciągu dwudziestolecia napisano bądź przetłumaczono ponad 500 książek na ten temat. A mimo to, jak do tej pory, Rosjanie oficjalnie nie przyznali, że państwo sowieckie dopuściło się aktu ludobójstwa.
opr. mg/mg