Nie deptać, proszę

Prawa człowieka - czy tylko pusta deklaracja?

Człowiek jest drogą Kościoła — powtarzał Jan Paweł II. Drogą, po której nieustannie depczemy — dopowiadał z ironią sceptyczny znajomy. Do dziś niektórzy sądzą, że Kościołowi i prawom człowieka jest nie po drodze. A co na to fakty?

Zbliża się 60. rocznica ogłoszenia Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka. Dokładnie 10 grudnia 1948 roku Zgromadzenie Ogólne ONZ przyjęło uroczyście 30 artykułów, które miały stać się punktem odniesienia dla wszystkich rządów, organizacji oraz poszczególnych ludzi. Wprawdzie od głosu wstrzymało się wtedy 8 państw (m.in. Arabia Saudyjska, RPA, ZSRR, Polska), to jednak w założeniu Deklaracja miała mieć charakter obowiązujący wszystkie kraje na świecie, stąd „powszechna”, a nie „międzynarodowa” (taka wiązałaby tylko kraje podpisujące). Do tego aktu wiele razy odwoływali się także kolejni papieże. W oficjalnych dokumentach i wystąpieniach podkreślali, że ogłoszenie Deklaracji było jednym z ważniejszych wydarzeń „w wielkiej sprawie, jaką jest człowiek”. Skąd w takim razie wzięło się przekonanie, że prawa człowieka i chrześcijaństwo to dwa przeciwległe bieguny?

Zawsze z człowiekiem?

W wielu kręgach intelektualnych na Zachodzie ciągle żywe jest przekonanie, że prawa człowieka są najdoskonalszym produktem myśli oświeceniowej, przede wszystkim Wielkiej Rewolucji Francuskiej. I że najświętszym dokumentem wynoszącym człowieka na piedestał jest francuska Deklaracja Praw Człowieka i Obywatela z 1789 roku. Rzeczywiście, nigdzie wcześniej na sztandarach nikt nie wznosił haseł, które człowieka stawiałyby w centrum. Jednak zwyczajną nieprawdą jest twierdzenie, że trzeba było czekać do tej „wyzwoleńczej” rewolty, żeby ktoś w końcu zauważył człowieka. Oświeceniową ideę praw człowieka poprzedzała wielowiekowa tradycja godności osoby ludzkiej (różnie nazywana w różnym czasie), wywodząca się z samej istoty judaizmu i przede wszystkim chrześcijaństwa. To według Biblii człowiek został stworzony na podobieństwo Boże. To Psalmista zadziwia się wyjątkowością człowieka w przyrodzie, kiedy mówi do Boga: „wszystko złożyłeś pod jego stopy”. To Biblia mówi o Bogu, który stał się człowiekiem i człowieka zbawił na krzyżu. To chrześcijanin Paweł powiedział, że nie ma już Żyda i Greka, wolnego i niewolnika. To św. Augustyn i później św. Tomasz z Akwinu (w tym „ciemnym” średniowieczu) rozwinęli najpełniej koncepcję osoby ludzkiej i jej praw, bez których nie można budować żadnego porządku społecznego. Jednocześnie sam Kościół, w dokumencie Papieskiej Komisji Iustitia et Pax, przyznał już w XX wieku: „Nie można jednak powiedzieć, że na przestrzeni tego okresu dziejów myśl i działania Kościoła broniły i popierały prawa osoby ludzkiej w sposób dość jasny i zdecydowany”. No właśnie, dlaczego?

Równość pod gilotyną

Oświeceniowy pomysł na prawa człowieka świadomie i arbitralnie pozbawiał je odniesienia do Boga, z czasem także kwestionując prawo naturalne, które jest źródłem tych praw. — Kościół miał wiele powodów, by do praw człowieka podchodzić z wątpliwościami — przyznaje dr Paweł Milcarek, redaktor naczelny „Christianitas”. — Prawa człowieka rodziły się w określonym kontekście, dość antyklerykalnym. Poza tym te koncepcje praw człowieka nie wypełniały wcale — jak uważano — jakiejś próżni. Człowiek nie był „niezabezpieczony”. Istniała przecież tradycja praw naturalnych, z których wyprowadzano prawa osoby i prawa narodów. Tymczasem nowa, oświeceniowa koncepcja praw człowieka odcinała się od uzasadnień transcendentnych. Prawa człowieka nie były już prawami Bożymi, rozpoznawanymi przez rozum. Kolejnym etapem było doprowadzenie do przekonania, że te prawa są wynikiem konwencji, umowy, w której nie ma metafizycznych fundamentów. Pojawiła się więc obawa, że prawa człowieka są produktem deistów. Kościół chciał bronić tradycji Dekalogu — dodaje Milcarek.

Trudno też dziwić się, że hasła wolności, równości i braterstwa budziły podejrzliwość, skoro ideały francuskiej rewolucji wprowadzano kosztem przeciwników nowego porządku. To jakby przedsmak tego, co ponad sto lat później Lenin wyraził w symbolicznym haśle: „Jest taka partia...”. Jest taka partia, taka siła (jedna, niezastąpiona), która wie, jak zapewnić raj na ziemi. Każdy, kto stanie partii na drodze, jest tego raju wrogiem.

Niektórzy ostrożność Kościoła tłumaczyli jeszcze inaczej. Leon Petrażycki na przykład, polski filozof prawa, zwracał uwagę na to, że moralności chrześcijańskiej obca jest postawa roszczeniowa. Bardziej chodzi w niej — podkreślał — o rezygnację z tego, co się nam należy. Jako dowód przytaczał ewangeliczną zasadę „nadstawiania drugiego policzka”. Kościół raziło także podkreślanie praw, z pominięciem obowiązków człowieka. Ta konieczność równowagi pojawi się także później w oficjalnym nauczaniu.

Przełom

Co takiego wydarzyło się, że Kościół włączył się w promocję praw człowieka? „Kościół odczytuje znaki czasu, i nie tylko przyswoił sobie język praw, ale także swe nauczanie społeczne w coraz szerszym stopniu formułował w kategorii ludzkich praw”, pisze Krzysztof Motyka, filozof prawa z KUL. — Ważne i dla Kościoła, i dla myśli oświeceniowej było doświadczenie totalitaryzmów w XX wieku. Poza tym wcześniej zaczęła rozwijać się filozofia personalistyczna, podkreślająca godność osoby ludzkiej. Trzeba też dodać, że coraz wyraźniejsze było zmęczenie długim sporem między oświeceniem a chrześcijaństwem — mówi Paweł Milcarek. A nowe czasy domagały się większego zainteresowania człowiekiem, zagrożonym przez totalitarne systemy. Tak naprawdę już w XIX wieku coś zaczęło zmieniać się w języku papieży. Leon XIII mówił przede wszystkim o prawach obywateli do udziału w życiu publicznym oraz o potrzebie sprawiedliwości wobec pracowników. Całkiem śmiało o prawach człowieka mówi już Pius XI, a Pius XII ogłasza coś w rodzaju katalogu praw człowieka. Jan XXIII i Paweł VI piszą swoje encykliki społeczne w całkowicie innym kontekście międzynarodowym, po doświadczeniu szaleństwa nazizmu i w czasie postępującego szaleństwa komunizmu. Obowiązuje już Powszechna Deklaracja Praw Człowieka, w której umieszczono także odwołanie do chrześcijańskiej koncepcji godności osoby ludzkiej, na co duży wpływ miał chrześcijański filozof Jacques Maritain.

Wolność nie jest wrogiem wiary

Wreszcie następuje najważniejsze dla Kościoła wydarzenie XX wieku. Sobór Watykański II, który dużo miejsca poświęca godności człowieka i jego prawom. To podsumowanie tego, co chrześcijaństwo od wieków mówi o człowieku. I co czasem, niestety, przez samych chrześcijan jest zniekształcane. „Nie myli się człowiek, gdy uważa się za wyższego od rzeczy cielesnych, a nie tylko za cząstkę przyrody lub za anonimowy składnik społeczności państwowej. Albowiem tym, co zawiera jego wnętrze, przerasta człowiek cały świat rzeczy, a wraca do tych wewnętrznych głębi, gdy zwraca się do swego serca, gdzie oczekuje go Bóg, który bada serce, i gdzie on sam pod okiem Boga decyduje o własnym losie”, mówi Konstytucja o Kościele w świecie współczesnym „Gaudium et spes”. Prawa człowieka mają więc swoje źródło nie z jakiegoś społecznego nadania, ale z Bożego upodobania. Z tego też wynika najważniejsza prawda o człowieku (obok zdolności do kochania): jestem wolny i wolność nie jest niczyją łaską, zwłaszcza państwa. I tylko jako wolny człowiek mogę odpowiedzieć Bogu. „Bóg bowiem zechciał człowieka pozostawić w ręku rady jego, żeby Stworzyciela swego szukał z własnej ochoty i Jego się trzymając, dobrowolnie dochodził do pełnej i błogosławionej doskonałości”. (KDK 17). Wolność, o której mówi Ewangelia, przekracza całkowicie jej zewnętrzne przejawy. Można przecież siedzieć skutym w kajdanach, a jednak wewnętrznie pozostać wolnym. Przykładów w historii przecież dostatek.

Tędy droga

Właściwie truizmem jest przypominanie w tym miejscu zasług, jakie dla promocji praw człowieka miał Jan Paweł II. Przypomnijmy tylko, że prawdziwą bombą była pierwsza encyklika papieża Wojtyły „Redemptor hominis” (Odkupiciel człowieka), chyba najbardziej humanistyczna encyklika w historii i dokonująca prawdziwej rewolucji w myśleniu. „Człowiek jest drogą Kościoła — drogą, która prowadzi niejako u podstawy tych wszystkich dróg, jakimi Kościół kroczyć powinien”. Dotąd raczej akcentowano, że to „Kościół jest drogą człowieka”. W pewnym sensie nic się nie zmieniło: to w Kościele nadal jest pełnia środków, które Bóg dał człowiekowi dla osiągnięcia szczęścia wiecznego. Ale postawienie akcentu właśnie na człowieka sprawiło, że Kościół nie ma już prawa poddawać się skostnieniu i zamykać się na potrzeby realnego człowieka. Ze względu na godność osoby ludzkiej także żadne państwo nie ma prawa prowadzić polityki sprzecznej z dobrem człowieka. To wynika z prawa naturalnego, które każdy jest w stanie, dzięki rozumowi, odczytać. Papież powtarzał to m.in. na forum ONZ, kiedy podkreślał znaczenie Deklaracji Praw Człowieka.

Jednocześnie ten sam Papież wiedział, że prawa człowieka przez różne środowiska są wykorzystywane dla własnych celów ideologicznych. Paradoksem naszych czasów jest m.in. to, że prawo do zabijania nienarodzonych udaje się przeforsować właśnie, o ironio, w imię praw człowieka. Niedawne deklaracje Amnesty International, że aborcja powinna zostać wpisana jako jedno z praw człowieka, mówią same za siebie. Na prawa człowieka powołują się także tradycyjnie środowiska homoseksualne, domagając się legalizacji swoich związków oraz (także w imię praw człowieka!) adopcji dzieci. Bez pytania, co z prawem tych adoptowanych do posiadania matki i ojca.

Niech nas zobaczą!

Nie tylko myśl liberalna widziała w przeszłości w Kościele wroga praw człowieka. Także wielu chrześcijan nieraz doszukiwało się w samym Kościele przeniknięcia „podstępnych i zgubnych idei”. Do dziś dla niektórych podejrzany jest nawet Sobór Watykański II, traktowany nie jako ożywczy powiew Ducha, ale spisek wrogich chrześcijaństwu sił. Tymczasem widzimy, że prawa człowieka mogą być okazją do spotkania myśli liberalnej i chrześcijańskiej. Jest tylko jedna granica: gdy myśl liberalna niepostrzeżenie staje się totalitarna i, jak pokazaliśmy wyżej, domaga się pogwałcenia praw tych, którzy sami obronić się nie mogą. Czy wtedy chrześcijanie mają odwrócić się od idei praw człowieka? To byłaby zgoda na absurd tych, którzy prawa człowieka wywrócili do góry nogami. Lepiej zrobić to, co proponuje od jakiegoś czasu C-FAM (Catholic Family & Human Rights Institute). Od kilku miesięcy po całym świecie rozsyłają e-maile, w których zachęcają do podpisania Międzynarodowego Apelu na Rzecz Praw i Godności Ludzkiej i Rodziny. Okazją jest właśnie 60. rocznica ogłoszenia Deklaracji Praw Człowieka. Apel jest wezwaniem skierowanym do krajów ONZ, aby interpretacja zapisów Deklaracji o prawie do życia nie wykluczała nienarodzonych. I chroniła rodzinę jako związek mężczyzny i kobiety. To nie awanturnictwo, tylko Ewangelia życia i praw człowieka. Jest okazja, żeby to jeszcze głośniej powiedzieć.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama