Sąsiad zamiast polityka

Przed wyborami samorządowymi: czy w samorządach lokalnych muszą zasiadać ludzie z klucza partyjnego?

W tym roku będziemy mieli o prawie 17 tysięcy mniej radnych. Cztery lata temu o prawie 64 tysiące mandatów ubiegało się ponad ćwierć miliona kandydatów. W tym roku w radach różnych szczebli zasiądzie jedynie niecałe 47 tysięcy. W gminach będzie ich mniej o 12 tysięcy, w powiatach prawie o jedną trzecią, a w sejmikach już tylko połowa. Po raz pierwszy w wyborach bezpośrednich wybierzemy także swoich wójtów, burmistrzów i prezydentów. W sumie będzie ich prawie 2,5 tysiąca. Zdecydujemy o tym 27 października.

Zmniejszenie liczby radnych nasi parlamentarzyści uchwalili w lutym tego roku. Doszli do wniosku, że to nie powinno wpłynąć na jakość ich pracy. Z tego tytułu z samorządowej kasy na pewno wypłynie mniej pieniędzy na diety.

Można mieć nadzieję, że zmniejszenie liczby radnych zaostrzy konkurencję miedzy nimi i nasze lokalne interesy będą reprezentowały najbardziej kompetentne osoby. Niekoniecznie musi się tak stać w gminach liczących powyżej 20 tysięcy mieszkańców (cztery lata temu powyżej 40 tysięcy), gdzie wybory będą proporcjonalne. W takim systemie zlicza się wszystkie głosy, które padną na kandydatów z danej listy, które później będą przeliczane na mandaty metodą d'Hondta. W takim przypadku zapewne często zdarzać się będzie, że z listy najsilniejszych partii (komitetów wyborczych) wchodzić będą do rady ludzie, którzy zdobędą mniej głosów, niż ich rywale z innych list. Taki system promują duże i silne ugrupowania polityczne, bo przy podziale mandatów będą się liczyć jedynie te komitety wyborcze, które przekroczą pięcioprocentowy próg.

Miejsca na listach wyborczych są rozdzielane już w ramach samych ugrupowań, o co toczyła się zresztą zajadła walka. Często kończyło się to nawet podziałami, wydawałoby się, zwartych partyjnych monolitów.

W gminach do 20 tysięcy sprawa jest prosta, bo obowiązuje ordynacja większościowa i do rady wchodzi ten, kto zbierze najwięcej głosów, chociaż w okręgach wielomandatowych słabsi kandydaci również mogą liczyć na swojego lidera.

Swojego czy partyjnego

Rada Murowanej Gośliny pod Poznaniem w tym roku podjęła uchwałę o podziale na okręgi jednomandatowe, jak to było i przy poprzednich wyborach. Po proteście części kandydatów wojewoda Wielkopolski zmienił niemal całą strukturę okręgów i wprowadził dwa okręgi po 5 mandatów. Przy poprzednim podziale każdy 1000 mieszkańców wybierał jednego przedstawiciela, a teraz znacznie większa społeczność będzie wybierać 5 z 30 kandydatów.

— Dawniej każda społeczność wybierała po prostu jednego swojego lidera, któremu najbardziej ufała, a w tym wystarczy jedna „lokomotywa” wyborcza, która pociągnie za sobą resztę niesprawdzonych kandydatów. Taka jest logika tego rodzaju okręgów wyborczych. Poza tym wychodzi na to, że wojewoda jako przedstawiciel władzy centralnej z Warszawy wie lepiej, jak mają się odbywać wybory w danej gminie, niż jej rada. To wręcz zaprzeczenie idei samorządności — ocenia Tomasz Łęcki, burmistrz Murowanej Gośliny.

Silna władza wykonawcza

Zupełnie nowym samorządowym doświadczeniem dla polskiego społeczeństwa będą bezpośrednie wybory prezydentów, burmistrzów i wójtów. Do tej pory odpowiedzialność za zarządzanie gminą była najczęściej rozmyta wśród wielu członków zarządu wybieranych przez rady. Teraz po czteroletniej kadencji wyborcy będą mogli rozliczyć konkretnego człowieka, którego sami zresztą wybiorą. Zostanie nim ten, który w pierwszej turze wyborów zbierze ponad 50 procent głosów, co zdarzać się będzie raczej rzadko, lub w drugiej turze wyborów (10 listopada) pokona drugiego kandydata.

Wyjątek stanowi funkcja starosty, który tak jak poprzednio będzie wybierany przez radę powiatu. Zdaniem starosty poznańskiego Ryszarda Pomina, takie wyróżnienie tego urzędu jest niepotrzebne.

— Ten system powinien być jednolity — mówi krótko. Nadal będziemy mieli powiaty grodzkie i ziemskie, które w pewnym sensie się pokrywają.

Można by się zastanawiać, czy powiaty grodzkie nie są w pewnym sensie tworem sztucznym. Zdaniem Ryszarda Pomina, ustawodawca najprawdopodobniej chciał w ten sposób wyróżnić miejscowości, które straciły na skutek reformy administracyjnej rangę województw i stworzono gminy miejskie na prawach powiatu.

— Niedawno byliśmy w Hanowerze. Tam również do niedawna funkcjonowało 20 gmin, dwudziesta pierwsza na prawach powiatu a także powiat ziemski. Na skutek reformy administracyjnej zrezygnowano z powiatu grodzkiego, przekształcając go w gminę. Przy okazji również część zadań powiatu przekazano gminom. Myślę, że my z czasem również do tego dojdziemy, bowiem wszystkie takie procesy odbywają się na drodze ewolucji — zauważa.

Jasne finanse

Nowa ordynacja samorządowa zawiera poprawki zmierzające do jak największej przejrzystości finansowania kampanii wyborczej każdego szczebla.

Nawet kandydat do rady gminy w małej miejscowości będzie musiał na tę okoliczność założyć konto w banku. Wszystkie wpłaty na rzecz kampanii będą musiały trafić właśnie tam, a sponsorzy będą musieli występować imiennie. Każdy wydatek, nawet na zużyte na dojazd do sąsiedniej wsi paliwo, również będzie musiał być odnotowany. Każdy kandydat będzie zresztą musiał złożyć stosowne sprawozdanie, a członkowie komitetów wyborczych będą mogli je oprotestować. Trzeba przyznać, że pod tym względem nowa ordynacja wyborcza jest naprawdę bardzo dokładna. Zdaniem wielu, jest także trudna i od wyborcy wymaga niemałej uwagi. Swoje głosy będziemy składali aż na czterech kartach wyborczych (wybory do rady gminy, rady powiatu, sejmiku wojewódzkiego oraz prezydenta, burmistrza czy wójta). Uproszczeniem ma być różny kolor kart.

Nasza ulica, nasz region

Na nasze życie bezpośrednio największy wpływ mają samorządy gminne. To one planują i organizują życie w najbliższej okolicy. Oni decydują o tym, czy mamy równe chodniki i dobre drogi, szkoły, wodę, kanalizację czy gaz. Chociaż niemal wszyscy narzekają na notoryczny brak środków, to jednak są gminy, które dzięki zapobiegliwości swoich władz kwitną. Powiaty organizują życie ponadlokalne, a sejmiki wojewódzkie powinny mieć na uwadze dobro całego regionu. To właśnie wojewódzkie władze będą miały do wypełnienia bardzo ważną rolę w wypadku naszego ewentualnego przystąpienia do Unii Europejskiej, bo będą opiniowały wnioski o wykorzystanie unijnych pieniędzy. Z drugiej jednak strony te największe struktury samorządowe są najmniej samorządne, bo praktycznie zależne są od środków, którymi dysponuje się centralnie z Warszawy. Bliżej nas, w gminie czy w powiecie podczas wyborów, polityka powinna schodzić na dalszy plan, bo tu potrzebni są sprawni zarządcy, potrafiący energicznie dbać o rozwój swojej społeczności. Tym, którzy spierają się o poglądy, powinniśmy zostawić miejsce w parlamencie.

prof. Michał Kulesza
były pełnomocnik rządu ds. reformy samorządowej

Mówienie o zaletach lub wadach reformy samorządowej jest w tym momencie bez sensu, bo jest ona w jawny sposób psuta. Jest ona niszczona przez destruktywne działania. Brak jest w niej terytorializacji władzy. To oznacza, że władza powinna spoczywać w rękach mieszkańców. Obecnie mamy władzę resortową, ministerialną, a inaczej można jeszcze nazwać ją biurokratyczną. Władzy próbuje się odebrać kontrolę, np. nad policją czy kuratorium oświaty. To, co się dzieje obecnie, przypomina czasy PRL-u. Pomniejsza się rolę samorządu województwa, który miał odpowiadać za rozwój regionu. Tylko jak tu odpowiadać, gdy nie ma nawet wpływu na wydawane pieniądze? Państwo znowu stało się scentralizowane. Samorządy traktuje się jako przedmiot, a nie podmiot. Ordynacja wyborcza do samorządu jest dramatycznie zła. My wybieramy bezpośrednio burmistrza i radę. Pytajmy kandydata na burmistrza, kto będzie go popierał i czy ma program. Radny nie musi mieć programu. Jego zadaniem powinno być wspieranie swojego burmistrza. W przeciwnym razie w ciągu pięciu minut mogą go załatwić poprzez zablokowanie jego decyzji. Wiadomo nie od dziś, że burmistrz swoje propozycje musi poddać pod uchwałę rady. A ci ostatni mogą go skutecznie zablokować, wykorzystując ustawy szczegółowe, których jest 200.

Sukces jest możliwy
Waldy Dzikowski,
poseł Platformy Obywatelskiej

Nowa ordynacja wyborcza jest szansą na poprawienie notowań samorządu w oczach ludzi. Wiemy przecież, że w ostatnich wyborach samorządowych wzięła udział bardzo niewielka część polskiego społeczeństwa. Do urn poszło zaledwie 38 proc. ludzi. Z czego wynika ta niska ocena? Myślę, że ludzie dokładnie zapamiętali obraz, który miał miejsce po wyborach. W atmosferze współzawodnictwa zwycięskie ugrupowania partyjne rozdzielały pomiędzy sobą stołki. Do tej pory źle się działo, że prezydent nie był w stanie podejmować samodzielnie decyzji, odpowiedzialność była rozmyta i nie wiadomo było, kto za co odpowiada. Bezpośrednie wybory to zmienią. Ja zresztą o to walczyłem. Zastanawia mnie, jakich będziemy mieć kandydatów. Wiem, że kampania będzie pełna demagogii, populizmu, ale też wierzę, że polskie społeczeństwo wybierze odpowiedzialnych i sprawnie rządzących wójtów, burmistrzów i prezydentów. Ważne jest także to, aby ludzie na tym szczeblu władzy byli apolityczni. Myślę tu o sekretarzu i skarbniku. Liczy się przede wszystkim fachowość, a nie przynależność partyjna. Ja sam jeszcze nie tak dawno zarządzałem podpoznańską gminą Tarnowo Podgórne. Dla mnie zawsze najważniejsi byli ludzie. Nie stałem tylko po pieniądze do kasy, ale wspólnie z ludźmi z tej gminy próbowaliśmy działać. Stąd takie efekty. Dla mnie największym sukcesem były badania Uniwersytetu Warszawskiego, w których 70 procent młodych ludzi na pytanie gdzie chciałoby się osiedlić i podjąć pracę, wskazało na Tarnowo Podgórne.

Marian Jurczyk
działacz związkowy,
były senator i prezydent Szczecina

Od lat jestem zwolennikiem wyborów w okręgach jednomandatowych. Wprowadzając w tym roku bezpośredni wybór wójtów, burmistrzów i prezydentów miast zrobiono duży krok do przodu. Dobrze, że tak się stało, bo będzie się wybierało konkretnych ludzi, a nie głosowało na partię. Dzięki temu nie będzie żadnej walki i podjazdów. W samorządach będzie spokojniej. W bezpośrednich wyborach ludzie wybiorą osoby, które znają, o których wiedzą, co dotychczas zrobili i co w ogóle robili w przeszłości. Muszę też powiedzieć, że ta nadchodząca kadencja będzie bardzo trudna, przynajmniej dla mojego regionu. Nowy prezydent Szczecina będzie musiał poradzić sobie z tragiczną sytuacją gospodarczą. Padł przemysł stoczniowy i nadal będą padać zakłady. Kryzys gospodarczy dopiero przed nami.


opr. mg/mg



« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama