Notatka o krytyce

Myśli na temat charakteru współczesnej krytyki literackiej.

 

1. Trzydzieści lat temu, w swym domu nad Zatoką San Francisco, pisał Czesław Miłosz:

W samej istocie poezji jest coś nieprzystojnego:
powstaje z nas rzecz o której nie wiedzieliśmy że w nas jest,
więc mrugamy oczami, jakby wyskoczył z nas tygrys
i stał w świetle, ogonem bijąc się po bokach.
Dlatego słusznie się mówi, że dyktuje poezję dajmonion,
choć przesadza się utrzymując, że jest na pewno aniołem.
Trudno pojąć skąd się bierze ta duma poetów
jeżeli wstyd im nieraz, że widać ich słabość.

Te właśnie słowa słyszę nie tylko wtedy, gdy ktoś mnie pyta o wysiłek poety, lecz także wtedy, gdy myślę o mojej własnej pracy... Może dlatego przekazuję te nazbyt proste i ogólne myśli niechętnie i ze ściśniętym gardłem.

2. W samej istocie krytyki, w podstawowych działaniach podejmowanych przez tego, kto ją uprawia, jest (przy całej radości, jaką daje obcowanie z literaturą) coś nieprzystojnego, dwuznacznego, budzącego wątpliwości... I trudno czasem pojąć, skąd bierze się duma krytyków, ich pewność siebie, tak słabo maskująca kompleksy.

3. Rzecz jasna: dwuznaczność działań krytyka nie jest prostym odpowiednikiem wspominanej przez Miłosza nieprzystojności twórczych gestów... Poeta poddaje się głosowi demona, który niekoniecznie jest aniołem; krytyk postępuje śladami poety, stara się odsłonić mechanizmy jego wyobraźni i składniki światoodczucia. Nie są to, wbrew pozorom, czynności moralnie obojętne. Im wnikliwszy jest krytyk, im dociekliwsze są jego analizy, tym częściej ma (powinien mieć?) poczucie wkradania się w czyjąś duchową i cielesną rzeczywistość, poczucie przekraczania granic, które nie powinny być przekroczone...

4. Portret krytyka odczuwającego mocno dwuznaczność własnych działań, krytyka zdradzającego cudze tajemnice i dręczonego z tego powodu wyrzutami sumienia (albo, przeciwnie, głośno wyrażającego nie maskowaną niczym poznawczą satysfakcję) jest z pewnością przejaskrawieniem; niewątpliwie jednak kieruje on w stronę napięć, sprzeczności i paradoksów krytycznego myślenia, a nawet: pozwala je zrozumieć.

Jak wiadomo, krytyk może się pogodzić z tym, że jest tylko świadkiem wyłaniania się wartości; może postawić na bezinteresowną miłość poezji, na pokorną, nigdy nie kończącą się pracę, której celem jest możliwie pełne zrozumienie słów poety. Z drugiej strony jednak: może on pojmować swoje działanie jako sprzeciw wobec aktualnego stanu literatury, jako walkę wydaną temu stanowi w imię tego, co przeszłe, albo tego, co możliwe... Może odrzucić miłość i zrozumienie na rzecz nienawiści i destrukcji sensu. Może ogłosić samego siebie nie tylko prawodawcą, lecz także artystą... bardziej niż inni świadomym swej siły i swych ograniczeń.

5. Okresy przejściowe sprzyjają krytyce i zarazem wzmacniają tkwiące w niej napięcia. Kiedy (mniej lub bardziej) powszechne staje się przekonanie o końcu epoki, łatwiej niż w innych okolicznościach zapomina się przeszłość i łatwiej projektuje przyszłość. Łatwiejsze jest przekreślanie jednych zjawisk i kreowanie innych. Łatwiejsze jest występowanie w imieniu nowych ludzi, nowych myśli i samej idei nowości. Krótko mówiąc: łatwiejsza jest wolność, także wolność krytyka literatury... Za to: trudniej w takim czasie spokojnie myśleć i być za własne myśli odpowiedzialnym.

6. Krytyk, dopóki jest krytykiem, nie może się odwracać od tego, co nowe, i od tego, co doraźne. Rozpoznawanie tego, co pojawia się na horyzoncie myślenia, odczuwania, wyobrażania - pozostaje jego podstawowym obowiązkiem. Nie znaczy to jednak wcale, iż musi się on bez reszty podporządkować logice nowości - i stać się jej apologetą. Takie podporządkowanie jest tylko częściowo (by nie rzec: doraźnie) skuteczne... A może nawet: takie podporządkowanie zamyka tego, kto mu ulega, w kręgu myślenia życzeniowego, fałszując rzeczywisty wymiar zjawisk i ich wzajemne proporcje.

7. Podstawowym miernikiem, zasadniczym punktem odniesienia nowej i najnowszej poezji pozostają, jak sądzę, bezsporne poetyckie arcydzieła ostatnich dziesięcioleci... Inaczej mówiąc: fundamentem krytycznoliterackiego rozpoznania najbliższej współczesności jest mocne poczucie ciągłości i (choćby względnej) trwałości poetyckich dokonań. Albo, jeszcze inaczej: lektura krytycznoliteracka jest (powinna być) lekturą równoległą, porównującą to, co nie znane, z tym, co uznane. Pozwala to nie tylko sprawdzić wartość nowych wierszy, ale także usłyszeć zmienione brzmienie arcydzieł...

8. O podwójności działań krytyka można też mówić w innym, istotniejszym sensie. Rzecz w tym, iż najprostsze z owych działań (to znaczy: konkretny akt lektury) może być postrzegane jako złożenie dwu czynności. Pierwszą z nich jest wsłuchiwanie się w dzieło, próba odszukania w nim tych wartości (pozytywnych albo negatywnych), które zostały tam wpisane przez autora. Czynność druga to porównanie wspomnianych wartości z aksjologicznym nastawieniem krytyka.

Sposoby wzajemnego zestrojenia wspomnianych przed chwilą czynności (a więc: wyraźny nacisk na jedną z nich, próby ich zrównoważenia itd.) były dla mnie niegdyś kwestią jasną, pozwalającą rozróżnić style uprawiania krytyki. Dzisiaj wiem, że poczucie hierarchii jest niezbędne jak powietrze, wcale jednak nie mierzę tym poczuciem konkretnych wierszy...

9. Mimo wspominanej na początku dwuznaczności krytyki jej uprawianie jest dla mnie wciąż jeszcze czynnością sensowną, a czasami, jak rzekłem, radosną. Tego doznania, wpisanego w Chwile pewnościDrugą stronę, nie potrafię uzasadnić. Może właśnie mówienie o jasnych hierarchiach i kryteriach, wyjaśnianie wyjaśnionego, jest rzeczą nieprzystojną i wstydliwą...

MARIAN STALA, ur. 1952, dr hab., historyk literatury i krytyk literacki, pracownik Instytutu Filologii Polskiej UJ, stały współpracownik "Tygodnika Powszechnego". Ostatnio wydał: Druga strona. Notatki o poezji współczesnej (1997).

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama