Miejsce muzyki w liturgii
Śpiew i muzyka towarzyszyły człowiekowi od jego początków, wyrażały jego emocje, tęsknoty i nadzieje. Muzyka musiała się więc stać nieodłączną częścią liturgii Kościoła katolickiego. Teraz muzykę religijną grywa się nie tylko w kościołach, grają ją także różni wykonawcy. Jest to już nie tylko chorał gregoriański czy kolędy, ale także twórczość Arki Noego czy pieśni z Lednicy. Zarówno jedne, jak i drugie są muzyką chrześcijan, mają swoich wyznawców i przeciwników, ale wszystkie chwalą Boga.
Tak naprawdę śpiewania w życiu jest bardzo niewiele i młodzi ludzie nie wiedzą, że mogą śpiewać, że potrafią. Zdecydowanie nie jesteśmy narodem rozśpiewanym. A szkoda, bo śpiew i muzyka zdaniem wielu to najdoskonalsze formy wyrażania uczuć i opisywania świata.
— Poznań na tym tle wypada i zupełnie nieźle, bo jest miastem, które posiada bardzo bogatą tradycję chóralną — mówi ks. Szymon Daszkiewicz, przewodniczący Komisji Muzyki Kościelnej i dyrygent Poznańskiego Chóru Katedralnego.
Podstawą śpiewu w liturgii naszego Kościoła jest chorał gregoriański. Niestety, śpiew gregoriański w kościele zanika, chociaż stale są podejmowane próby przywrócenia tej najstarszej tradycji, chociażby w szczątkowej formie.
Pierwotnie chorał gregoriański był recytacją psalmów i innych tekstów biblijnych. W sposób naukowy opracował i skodyfikował go Papież Grzegorz I Wielki i stąd jego nazwa.
— To nie jest jakiś niezwykły śpiew przeznaczony dla ludzi o wyjątkowych zdolnościach. Chorał śpiewali prości ludzie i wielką krzywdę wyrządzają chorałowi właśnie ci, którzy podchodzą do niego bardzo naukowo, spierając się o wykonanie poszczególnych nutek. To zniechęca do śpiewania chorału, a przecież był to właśnie śpiew ludu — mówi Szymon Daszkiewicz.
Śpiew gregoriański jest podporządkowany tekstowi i do tekstu była tworzona melodia.
Nierzadko po chorał gregoriański sięgają współczesne zespoły grające muzykę rozrywkową.
— Można na to patrzeć z różnych stron, ale także z takiej, że jednak wzbudza to zainteresowanie i to jest rzecz dobra, bo przynajmniej przypomina o chorale. Rozrywkowych adaptacji nie można oczywiście wykonywać w trakcie liturgii, a trzeba pamiętać, że chorał jest przede wszystkim muzyką liturgiczną — mówi ks. Szymon Daszkiewicz
Są zresztą śpiewy oparte na chorale, będące stałymi częściami liturgii, takie jak „Panie, zmiłuj się” (Kyrie), Świety Błogosławiony (Sanktus Benedictus), Baranku Boży (Agnus Dei). Te śpiewy są związane z liturgią do tego stopnia, że przepisy liturgiczne nie pozwalają na zastępowanie ich czymkolwiek innym.
W liturgii jest także miejsce na części zmienne, jak na przykład pieśni na wejście, przygotowanie darów, na Komunię św.
— Tu również nie może jednak panować absolutna dowolność, bo przecież pieśń na wejście już wprowadza nas w liturgię, już wprowadza w nastrój, już jednoczy wszystkich zebranych w kościele. Jeszcze lepiej widać to w przypadku pieśni śpiewanej w trakcie Komunii św., czyli zjednoczenia z Bogiem. Dlatego dobór pieśni musi cechować daleko idący rozsądek — zauważa ks. Szymon Daszkiewicz.
Większość śpiewanych przez nas utworów pochodzi z XIX w., kiedy to tworzyli je chociażby tacy autorzy jak Franciszek Karpiński, czy ks. Jan Siedlecki. Wydaje się, że największą siłą polskich pieśni religijnych są kolędy.
— Wyrażają taką różnorodność emocji, jak żadne inne na świecie — ocenia krótko ks. Szymon Daszkiewicz.
Wbrew pozorom wcale nie powstaje obecnie tak dużo nowych pieśni, które mogłyby mieć zastosowanie. Powstaje za to dużo piosenek religijnych.
— Sam je bardzo lubię i śpiewam, bo są świetne, ale nie do liturgii — zauważa ks. Szymon Daszkiewicz.
Śpiewy, które mogłyby być użyte w liturgii, muszą być zaakceptowane przez muzyków kościelnych i są umieszczane w śpiewnikach, posiadających imprimatur, jak na przykład „Śpiewnik Liturgiczny” czy „Exsultate Deo”. W tym drugim znajdziemy bardzo wiele właśnie nowych pieśni opartych o teksty biblijne.
— Nieszczęściem jest, że stosuje się w liturgii to, co się w danym momencie podoba, czym się człowiek zachłyśnie. Nie zawsze to, co na pierwszy rzut oka wydaje się piękne, jest naprawdę wartościowe — mówi ks. Szymon Daszkiewicz.
W jego opinii po Soborze Watykańskim II nastąpiło pewne niezrozumienie nowych zapisów i częstokroć zaniechano śpiewów chorału gregoriańskiego. Niektórzy uznali nawet, że chór w kościele jest niepotrzebny, bo nie ma co i kiedy śpiewać. Odchodzono także od śpiewania po łacinie na rzecz zrozumiałego języka narodowego. Postawiono także znak zapytania nad potrzebą budowania organów w kościele.
— To wszystko było wielkim nieporozumieniem, bo jeżeli się wczytamy w Konstytucję o Liturgii i inne posoborowe dokumenty, to nic takiego w nich nie ma. Wręcz przeciwnie, wyraźnie jest napisane, że chorał gregoriański jest podstawowym śpiewem liturgicznym kościoła, tak jak pierwszym instrumentem są organy — wyjaśnia ks. Daszkiewicz.
To prawda, bo chociażby śpiew na przygotowanie darów nie jest wcale obowiązkowy. Właśnie w tym momencie mogą grać organy, mogą grać również na wejście czy na zakończenie Mszy, choć rzeczywiście w wielu kościołach się tego nie praktykuje.
Dużym problemem jest oczywiście cena takiego instrumentu, ale także brak odpowiednio wykształconych organistów. Nie istnieje już niemal legendarna Salezjańska Szkoła Organistowska w Przemyślu, a ci którzy słuchali jej absolwentów, niemal jednogłośnie potwierdzają ich klasę. Obecnie podobna szkoła działa w Szczecinie, ale liczba jej absolwentów jest oczywiście zbyt mała, abyśmy w większości parafii mogli docenić walory muzyki organowej. Pozytywne jest to, że salezjanie próbują takie szkolnictwo odbudować zarówno na poziomie szkół średnich, jak i wyższych. Pozostałe diecezje tworzą tak zwane studia muzyki sakralnej, które przygotowują kościelnych muzyków przynajmniej w podstawowym zakresie. Trafiają tam coraz częściej nie tylko pełni zapału amatorzy, ale ludzie już z jakimś wykształceniem muzycznym. Próbuje się też unormować pozycje organisty w Kościele. Komisja Muzyki Kościelnej Archidiecezji Poznańskiej niedawno opracowała regulamin organisty zawierający jego prawa, obowiązki czy sposób wynagradzania.
— Tu nie ma żadnych wątpliwości. Instrumentem w kościele są organy piszczałkowe. Inny instrument typu walizkowego, czy innej formy elektronicznej z założenia powinien być jedynie tymczasowy — mówi ks. Szymon Daszkiewicz.
Co to jest muzyka chrześcijańska? Muzyka chrześcijańska jest tak naprawdę dość nieszczęśliwym złożeniem, bo nie ma podziału na muzykę chrześcijańską i niechrześcijańską, tylko na muzykę dobrą i złą. Niemniej jednak ponad 30 lat temu taki termin ukuli dziennikarze muzyczni w USA dla określenia twórczości, która ma przesłanie chrześcijańskie. Ja osobiście wolę używać określenia muzyka chrześcijan, które, choć brzmi podobnie, znaczy zupełnie co innego — to po prostu muzyka tworzona przez chrześcijan. Oczywiście zawiera chrześcijańskie przesłanie w tekście czy w duchu utworu muzycznego. W Polsce początki tego nurtu są związane z powstaniem i twórczością zespołu New Life Music. To było dziesięć lat temu, wiec na przykład tak popularna Arka Noego nie była pierwszym tego rodzaju przedsięwzięciem. Obecnie w Polsce jest prawie 40 takich zespołów. Gdzie jest miejsce tej muzyki i do kogo tak naprawdę jest ona adresowana? Pojawia się bardzo wiele dziwnych tekstów czy recenzji pisanych przez ludzi, którzy nie zrozumieli istoty tego grania. Najczęstszym i kardynalnym zarazem błędem jest pisanie, że ta nowa muzyka wypiera z kościołów muzykę liturgiczną. To oczywista nieprawda, głównie z tego powodu, że muzyka ta jest grana głównie poza kościołami, a muzyką liturgiczną i tak nie mogłaby być. Ludzi grających tę muzykę myli się z różnymi amatorskimi zespołami, które grają w kościele w trakcie Mszy św., a nie zawsze prezentują odpowiedni poziom. Tak naprawdę, to chcemy właśnie pokazać amatorom i wszystkim innym, że można grać i śpiewać z przesłaniem chrześcijańskim na naprawdę profesjonalnym poziomie. Musimy także jasno powiedzieć, że ta muzyka jest odpowiedzią na wezwanie Papieża i służy nowej ewangelizacji, więc bardziej ma przyciągać do Kościoła nowych wiernych, niż służyć wiernym już zewangelizowanym, którzy są w Kościele i których przyciągać nie trzeba. Wychodzi więc z Kościoła na zewnątrz, na ulice. Staramy się przemówić do tych ludzi w sposób trafiający do ich wrażliwości, dlatego te zespoły równie dobrze mogą grać rocka, jazz, folk czy reggae. |
Organy jako konstrukcja techniczna pojawiły się w czasach Arystotelesa. Nazywano je organami wodnymi, bowiem tym elementem, który dostarczał do piszczałek mniej więcej równe ciśnienie powietrza, był słup wody zamknięty w cylindrze. Do Kościoła trafiły stosunkowo późno, ale z uwagi na swoje niepowtarzalne brzmienie stały się najważniejszym instrumentem w liturgii.
— Każdy kościół jest inny, każdy chór ma inną akustykę. Gdyby przenieść organy z katedry poznańskiej do innego wnętrza, brzmiałyby zupełnie inaczej. Do każdego kościoła trzeba dopasować brzmienie. Wielokrotnie zastanawiałem się, jak to możliwe, że tak zwane żywe instrumenty inaczej działają na człowieka. To jest chyba tak samo, jak z oglądaniem reprodukcji i obrazów prawdziwych w muzeum. To tak samo, kiedy wchodzimy do kościoła i palą się świece, a nie jarzeniówki — mówi Jan Drozdowicz, organmistrz.
W nowych kościołach głównie ze względów finansowych montuje się obecnie organy elektronowe. Można zrobić organy elektronowe, które grają podobnie do tradycyjnych, ale na końcu będzie grał jeden, dwa czy kilkanaście głośników, a w prawdziwych organach gra 500, 1000, 2000 tysiące i więcej piszczałek. Każda wydaje dźwięk, a dźwięk jest falą , która nas przenika.
Zdarza się też tak, że kościoły są zbudowane fatalnie pod względem akustycznym albo po prostu architekt nawet nie przewidział miejsca na piszczałkowe organy. W takim wypadku instrument po prostu nie zmieściłby się na chórze.
— Cena organów oczywiście przekracza możliwości wielu parfii, ale w świadomości powinna istnieć potrzeba budowania piszczałkowego instrumentu. Nawet gdyby to miało być gdzieś na końcu, choćby za 20 czy 50 lat — mówi Jan Drozdowicz.
Praktyka jest różna. Czasami w małych niebogatych miejscowościach proboszczowie wspólnie z parafianami stają na głowie, aby mieć taki instrument (czy też dbają i remontują już istniejący).
Przeciętnemu człowiekowi dzwon wydaje się jedynie dość skutecznym urządzeniem sygnalizującym niebezpieczeństwo czy porę dnia.
Ludwisarz Wacław Felczyński ma ponad 80 lat. Pierwszy dzwon odlał razem z ojcem mając lat 12, a jego firma odlała dziesiątki tysięcy dzwonów, pobrzmiewających na wszystkich kontynentach. Do dzwonów żywi ogromny szacunek.
Dzwonów tradycyjnych nie montuje się w Polsce zbyt wiele, a do tego w ostatnich latach pojawiła się konkurencja w postaci elektronicznych substytutów, czyli sztucznego dzwonu, którego dźwięk odtwarza się z taśmy bądź z dyskietki za pośrednictwem głośników. Jest to oczywiście o wiele tańsze. Tańsze, ale też i mniej trwałe.
— Na takie dzwony producenci dają od 3 do 5 lat gwarancji. My dajemy 25 lat, a nasze dzwony tak naprawdę grają przez 200-300 lat — mówi Wacław Felczyński, ludwisarz z Gliwic.
Ponadto te odtwarzane z taśmy czy z dyskietki w absolutnej większości przypadków nigdy nie zabrzmią tak, jak te prawdziwe w pełnym zakresie brzmienia. Najczęściej obcinają albo niskie, albo wysokie częstotliwości. Za to kupować można je jak płyty, bo można sobie wybrać nagranie dzwonu z mniej lub bardziej znanego kościoła czy katedry. W zależności od tego zmienia się również ich cena.
Historia prawdziwych dzwonów sięga, w zależności od źródła, nawet 4000-6000 tysięcy lat przed Chrystusem. Te, których dźwięki rozchodzą się z kościelnych i klasztornych dzwonnic, ludwisarze zwykli nazywać kultowymi. Najczęściej z takich dzwonnic słyszymy zestawy składające się z 3-4 dzwonów, przy czym 3 grają jakiś akord muzyczny, a ten czwarty to tak zwana sygnaturka. Ten dzwon, na ogół niewielki, bo waży do 350 kilogramów, odzywa się najczęściej. Rozbrzmiewa pół godziny przed każdym nabożeństwem na kilka minut.
Większe zestawy dzwonów (do 7-8) to kuranty, które pozwalają już zagrać jakąś melodię, jeszcze większe to już carilliony, na których carillioniści potrafią zaaranżować i zagrać skomplikowane utwory muzyczne. Największy z istniejących carillionów liczy 77 dzwonów i znajduje się w USA.
— Dobrym carillionistą nie może być tak po prostu nawet najlepszy muzyk. Ze względu na szczególne właściwości takiego instrumentu musi go odpowiednio dobrze poznać, bo inaczej nawet najwspanialszy instrument może się wydać jakimś hałasem — mówi Wacław Felczyński.
Nie wszystkie dzwony brzmią tak, jak brzmieć powinny, bo nie wszystkie są wykonywane w zgodzie z zasadami ludwisarskiego rzemiosła. Najczęściej spotykaną wadą jest zbyt mała zawartość drogiej cyny.
— Ktoś odlewa coś na kształt i podobieństwo dzwonu i rzeczywiście wygląda to jak dzwon, ale brzmi jak garnek — komentuje Wacław Felczyński. Taki dzwon jest tańszy, a parafianie, obecnie nie najbogatsi. Jednak takie felerne dzwony trafiają na kościelne dzwonnice również z powodu braku wiedzy proboszczów zamawiających dzwon.
— Trudno się dziwić. Skoro dzwony zamawia się raz na 200-300 lat, to nie można od każdego proboszcza wymagać doświadczenia w tej mierze — przyznaje ludwisarz.
Najprostszą metodą sprawdzania dzwonu jest mierzenie czasu trwania jego rezonansu. Po trzykrotnym uderzeniu w pewnych odstępach dobry dzwon będzie brzmiał kilkadziesiąt sekund, fałszywka — kilkanaście.
Instrument z duszą
Budowanie organów jest na tyle zajmującą i skomplikowaną dziedziną, że musi stać się pasją. Konstruowanie organów wymaga wysiłku emocjonalnego i zaangażowania intelektualnego. Budowa instrumentu to jak narodziny człowieka. Pozornie jest to rzecz martwa, ale dzięki tej pracy dostaje duszę. |
Coraz aktywniejsze młodzieżowe ruchy chrześcijańskie wniosły dużo świeżości do muzyki religijnej. Niektóre z rodzajów tej twórczości dość mocno się już rozpowszechniły, jak chociażby kanony z Taizé.
Kanony taizéowskie powstają we francuskiej wiosce Taizé, do której zjeżdżają młodzi ludzie, by uczestniczyć w rekolekcjach. Kanon jest pieśnią bardzo charakterystyczną, posiada krótką i prostą melodię. Na tle melodii śpiewane są partie solowe oparte na tekstach z Pisma Świętego. Śpiewy te są najczęściej pisane w kilku językach. Ich brzmienie można między innymi usłyszeć u dominikanów na Mszach Akdemickich. Młodzieżowe ruchy religijne są oazą nowych śpiewów w Kościele. W ostatnich latach powstaje wokół nich mnóstwo pieśni i piosenek religijnych. Za przykład można podać m.in. pieśni z Lednicy. W tworzenie muzyki angażuje się także coraz więcej świeckich zawodowych artystów m.in. Mieczysław Szcześniak, czy bracia Pospieszalscy. Wykonują oni muzykę w pełni profesjonalną, skierowaną nie tylko do wiernych, ale także do tych, którzy jeszcze swojej wiary nie odnaleźli. Okazuje się, że jest to metoda owocna. Ale czy fakt, że przez muzykę również można się nawrócić, jest zupełną nowością...
opr. mg/mg