Rozmowa z kompozytorem i autorem piosenki o Ojcu Świętym pt. „Un uomo venuto da lontano”
— W jaki sposób doszło do radykalnych zmian w Pana twórczości?
— Tak jak każdy człowiek w pewnym momencie swojego życia zacząłem się rozglądać dookoła i zastanawiać, co tak naprawdę jest ważne. To był prawdziwy Adwent, kiedy zacząłem bardziej interesować się Bogiem. Szukałem Go we wszystkim, co robiłem, w ludziach, których spotykałem. Zacząłem zbliżać się do Prawdy, która jest jedyna. Zawsze byłem wierzący, ale był to tzw. tradycyjny katolicyzm wyniesiony z domu, który nie wymagał wysiłku. Wreszcze przyszedł moment, w którym musiałem dokonać wyboru. Napisałem wiele piosenek na ten temat.
— Jak powstała piosenka „Un uomo venuto da lontano”?
— Bardzo spontanicznie, gdy postrzelono Ojca Świętego. Wtedy naprawdę płakałem — tak jak mówią słowa piosenki — razem z moją żoną. Nie mogłem zrozumieć, jak można mieć odwagę, aby strzelić do takiego Człowieka. Ta piosenka jest małą historią jego życia. Zacząłem czytać jego książki, a jedna z nich jest szczególna — to „Miłość i odpowiedzialność”. Uważam, że powinni przeczytać ją wszyscy narzeczeni i małżonkowie.
— W jednej ze swych piosenek ironizuje Pan na temat „niedzielnego” życia chrześcijańskiego...
— Tak, bo i ja tak żyłem. Wydaje nam się, że chodząc do kościoła wypełniliśmy nasz obowiązek, i to wystarczy. A przecież nie żyje się, aby chodzić do kościoła, ale chodzi się tam, aby żyć. Dawać świadectwo w pracy, rodzinie, mieć świadomość Bożej obecności wszędzie. W radości, kłopotach, osiągnięciach, w grzechu również, bo wtedy Bóg jest najbliżej człowieka. W tej piosence kpię z nas, którzy ustawiamy się w kolejce do Komunii jak po bilety do metra. A potem jesteśmy zdziwieni, że nic dobrego w naszej duszy się nie dzieje. Śpiewając o prawdach, w które wierzę, chcę dać świadectwo właśnie mojej wiary. Człowiek ofiaruje Bogu swoje umiejętności i powinien rozwijać te talenty jak najlepiej. Mam świadomość, że muzyka jest darem Boga i jest piękna, jeśli pochodzi z serca.
— Co Pan czuł śpiewając przed Papieżem?
— Nigdy koncertowanie nie sprawiało mi trudności. Ale w tym przypadku poczułem się szczególnie wyróżniony jako chrześcijanin i muzyk. A jednocześnie czułem się naprawdę mały i niegodny. Ten koncert był moim największym osiągnięciem w życiu.
— Przed nami uroczystości związane z millennium. Jakie są Pańskie plany w związku z tym wydarzeniem?
— Chciałbym stworzyć rodzaj katechezy śpiewanej. Piosenki z dołączoną książką, która wyjaśniałaby ich przesłanie ewangeliczne, wskazywałaby na pewne tajemnice działania Boga w życiu współczesnego człowieka. To moje małe marzenie, które, mam nadzieję, jeśli Bóg tego chce, zostanie zrealizowane.
— Dziękuję za rozmowę.