Kilka myśli na dzień zakochanych [N]

Miłość to nie tylko chemia, nie tylko banalne prezenty, nie tylko chwilowy "związek" - warto o tym pomyśleć w Walentynki

Nie bardzo lubię walentynki. Właściwie nie zastanawiałem się dlaczego. No bo czemu ksiądz miałby Dzień Zakochanych lubić? Ale odpowiedź podsunęli mi moi uczniowie z maturalnej klasy technikum budowlanego. Młodzi, piękni, dwudziestoletni, z którymi co tydzień rozmawiam o różnych sprawach „około-miłosnych” i „kierunkowo-małżeńskich”. Ale zanim na postawione sobie pytanie odpowiem, to parę słów wyjaśnienia się należy. Odnośnie do miłości: tej nieprawdziwej i tej najprawdziwszej.

Od chemii się zaczyna, ale na niej się nie kończy

Nierzadko można odnieść wrażenie, że ludzie zdają się ulegać temu złudzeniu, że miłość, jak wszystko inne w życiu, da się wyjaśnić. Potrzeba nam jeszcze trochę wiedzy, by okazało się, że zakochanie to tylko działanie feromonów, endorfiny (hormon szczęścia), dopaminy, testosteronu itd., itd. Właściwie nie ma tajemnicy, nie ma zadania dla duszy, jest tylko bodziec (np. dziewczyna) i reakcja (adekwatnie w chłopaku). Osiedlowa knajpka, pub, kawiarnia, może stolik w kinowej restauracji. Nastrojowa muzyka, biały obrus, paląca się świeca. On — bardziej niż zwykle elegancki, promieniujący, ona — ze swoim kobiecym instynktem przeczuwająca, że oto coś się wydarzy. Zaproponowana kawa, ciastko, maślane oczy, ciepłe słowa. Sytuacja wreszcie dojrzewa do ważkich słów: Widzisz, Kochanie, wydaje mi się, że jesteś w stanie zapewnić mi taki poziom feromonów i endorfiny, że bez tej substancji, którą Twoja obecność we mnie sprawia, chyba nie będę już mógł żyć. Czy zgodzisz się być dostawcą tych wszystkich hormonów aż do końca dni moich...? Ty mój Feromonie kochany, jedyna Endorfino...

Nie gódźmy się na świat, w którym nie ma miłości — tego, co wypływa z samego centrum człowieka, z jego serca, z jego rozumu, z jego sumienia. Jednym słowem: z duszy ludzkiej, którą mamy od Boga.

Jestem w związku

Związek. Kolejne nadużycie, szczególnie językowe. Jadę pociągiem i słyszę rozmowę dwóch siedemnastolatków. Przytaczam z pamięci, ale dosłownie: W moim poprzednim związku... — opowiada jeden drugiemu. Ja, zaciekawiony opowieścią, zaczynam liczyć. Ileż może trwać związek siedemnastolatka albo ile siedemnastolatek ma za sobą ZWIĄZKÓW? No ile? I cóż to u licha jest ten ZWIĄZEK ludzi siedemnastoletnich? Kiedyś to słowo kojarzono z małżeństwem, z decyzją dorosłych ludzi, a dziś związki są już w podstawówce?

Moje wątpliwości rozwiał społecznościowy portal Facebook. W „związku z” może być każdy, w każdym wieku i na dowolnie długi, a raczej na dowolnie krótki czas. Taką definicję sobie wymyśliłem.

Nie chodzi oczywiście o słowa same. Proszę więc was, żebyście swoje nastoletnie miłości traktowali jako przygotowanie, jako uczenie się przed zawarciem jednego, jedynego ZWIĄZKU , który ludzie wierzący zawierają przed ołtarzem, wobec Boga samego.

Walentynki

Jeśli już te walentynki są (czyli w sensie liturgicznym wspomnienie św. Walentego, któremu powierzono pieczę nad zakochanymi), niech już tak będzie. Ale wolno mi nie lubić tej taniej zabawy, która z miłości tworzy gadżet, banał, zabawę. Jeśli już są, to niech raczej będą okazją do szukania miłości prawdziwej, u samego źródła, którym jest Pan Bóg. Może dla twojej dziewczyny, sympatii, narzeczonej, więcej będzie znaczyć, kiedy dowie się, że oto w Dzień Zakochanych modliłeś się, by wasze relacje były piękne i dobre. Walentynkowa laurka, pluszak czy nawet kwiatek to okazja do tego, by poszukać, jak daleko czy też jak blisko wasza miłość, zakochanie jest od Tego, który sam jest Miłością.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama