O zwyczajach ludowych związanych z uroczystością Bożego Ciała
To Jakub Panteleon z Troyes, czyli papież Urban IV, w 1264 roku ustanowił święto Bożego Ciała, obecnie oficjalnie obchodzone jako uroczystość Najświętszego Ciała i Krwi Chrystusa. Jego niezmiennym symbolem był zawsze chleb, jako ten dar Boży od początków ludzkości powszechnie szanowany.
Dawniej nawet najdrobniejsze okruchy ze stołu nie wyrzucano jako śmieci, a spalano je pod płytą kuchenną. Natomiast w niektórych regionach przeznaczone były tylko dla ptactwa. Według dawnych wierzeń ludowych rozrzucone okruszyny chleba zabierał pająk i po długiej, bardzo długiej pajęczynie zanosił je do Pana Boga, by poskarżyć, jak ludzie marnują Jego dary. Rozgniewany Stwórca mógł za karę zesłać na ziemię rok nieurodzaju.
Wielkim przestępstwem moralnym było upuszczenie chleba na ziemię, nie mówiąc już o jego podeptaniu. Jeśli się to zdarzyło przypadkowo, niechcąco lub mimo woli, podnoszono chleb natychmiast, całując go trzykrotnie na przeprosiny i zaraz zjadając go, by ponownie nie zdarzył się podobny nietakt.
Chleb w kulturze ludowej był pierwszym i najświętszym pożywieniem, toteż nie wolno go było spożywać nie umytą ręką ani z nakrytą głową. Obowiązywał zakaz używania chleba dla zabawy, rzucania się nim, bądź nieuzasadnionego lepienia figurek albo kulek. Uchybieniem było też bębnienie palcami po bochenku, stukanie po nim nożem czy rzucanie go na stół z rozmachem po wyjęciu z pieca. Chleb mógł być kładziony tylko ostrożnie, z namysłem i z całą świadomością, że jest to dar Boży. Wyjęty na drewnianej łopacie chleb z pieca, nawet po ostudzeniu był zsuwany na ławę czy półkę, a nie rzucany. Jeżeli piekarczyki przenosili bochny w inne miejsce, czynili to na rozpostartych połach fartucha.
Gdy zwyczaj zezwalał na rozłamanie bochenka, to tylko w dłoniach, nigdy o kolano czy krawędź stołu. Zupełną niegodziwością było wyjadanie miąższu ze środka bochenka i pozostawianie skórki. Jeśli spieczony chleb okazał się zbyt twardy dla osób np. starszych, to skórkę odkrawano, a przeznaczano ją do spożycia w innej postaci. Starsze osoby najczęściej moczyły skórkę w ciepłej kawie zbożowej. Odkrojone skórki służyły również za podstawowy składnik powszechnej kiedyś na Pomorzu zupy chlebowej.
Zupełnym brakiem szacunku dla chleba było kładzenie go spodem do góry. Bochenki podłużne musiały być krojone w skibki w poprzek, tak jak najczęściej robimy to do dziś. Krojenie wzdłuż bądź chaotycznie na skos nie było dobrze przyjmowane. Skibki, zwane też kromkami, obojętnie czy cienkie lub grube, musiały być równe. Dbano też o to, by bochen był pokrojony ostrym nożem, najlepiej jednym pociągnięciem. „Piłowanie" chleba, szarpanie go także nie świadczyło o jego należytym poszanowaniu.
Szczególną symboliką podzięki za dar Boży jest przed napoczęciem bochenka zakreślenie na jego spodzie znaku krzyża. Jeszcze dzisiaj - wprawdzie już coraz rzadziej -przed odkrpjeniem pierwszej kromki wiejskie gospodynie, te wiekowe już babcie, czyniąc nożem znak krzyża mówią:
- Dzięki Ci, Panie, za ten dar.
Może dlatego dawne domowe chleby były zawsze udane, dobrze wypieczone, smaczne i starannie przechowywane.
Między prosem a tatarką
W ludowej tradycji Boże Ciało, poza swoją religijną wymową, określało istotne miejsce w kalendarzu czynności rolniczych. Wszak święto to także jest ruchome - przypada po upływie dziesięciu dni po Zielonych Świątkach — należy nader ostrożnie przyjmować wszelkie rady i prognozy z tym dniem związane. Jedne bliższe są prawdy, gdy Boże Ciało przypada w maju, inne jeśli w czerwcu.
Na Boże Ciało
żyto ksciało,
co znaczy „kwitnęło", a to się akurat często sprawdza, jak i to, że
Jaki dzień jest w Boże Ciało,
takich dni potem niemało.
Takim bezpiecznym przysłowiem z uniwersalną mądrością jest także prognostyk
Po Bożym Ciele
będzie ciepła wiele.
A skoro tak, to wnet nadejdzie pora na „kaszowe" zboża, które lubią ciepło i sucho. Powszechnie powiadano, że kaszą dzieci straszą, ale wiedziano też, iż nie darmo w szkole kaszę jadł. Przypominano więc sobie nawzajem:
O Bożym Ciele
siej tatarkę śmiele.
Tatarka to popularna gryka. To od niej pochodzą prześmiewne gryce i grycarze. Ponad kaszę gryczaną bardziej sobie ceniono tę jaglaną i dlatego też podobnie zachęcano:
Na Boże Ciało
siej proso śmiało.
Wyjątkowym szczęśliwcom zdarzało się niekiedy że zasiał tatarkę, a zrodziło się proso". Porzekadło to tłumaczono także odwrotnie, na sposób pechowy - miał być dostatek a trafiła się bieda, zależnie od indywidualnej oceny wartości tych kasz. Nie każdy jednakowo je cenił, podobnie jak też różnie interpretowano ludowe mądrości.
Boże Ciało ma swoją oktawę. Kiedyś tych osiem dni było wolnych od prac polowych. Dlatego przestrzegano:
W Boże Ciało z boską chwalą
słowo nam się chlebem stało,
nie tnij zboża ni kapusty,
bo odnajdziesz niej rdzeń pusty.
Wierzono też, że poświęcone gałęzie brzozowe, przyniesione po procesji z przydrożnych ołtarzy do domostw, będą sprzyjać urodzajom. Utykano je w ogrodach i na polach, by strzegły przed niepowodzeniem i wszelkimi chorobami. Przynajmniej przez okres oktawy, po której pieczę przejmował gospodarz.
Zielne wianuszki
Dawniej w okresie oktawy Bożego Ciała święcono małe wianuszki z polnych ziół, przechowywane potem przez cały rok. Zasuszone kwiatki nie traciły barw, a spalane okadzały domostwa, bowiem ich woń błękitnawego dymu oddalała nieszczęścia, powstrzymywała gromy w czasie burz.
Pachnące wianuszki z drobnymi kwiatkami były delikatne jak rosa o czerwcowym brzasku. Fioletoworóżowa macierzanka, zwana wśród ludu macierduszką, całymi kobiercami płozy się na suchych łąkach, na skrajach sosnowych lasów. Podobnie miododajny tymianek, też liliowy, różowy, rzadziej blady, prawie biały, uśmierzał ból, zabliźniał rany. Ubarwiał je rozchodnik swymi żółtymi gwiazdkowatymi kwiatkami. Obecny przez całe lato upodobał się jako dziki nieśmiertelnik. Poza tym koloru wiankom przydawała bialoczerwona stokrotka polna. W niektórych częściach Pomorza dodawano biało kwitnący leśny rozmaryn, oficjalnie zwany bagnem zwyczajnym. Porasta on suche odłogi, sosnowe bory, częsty na wrzosowiskach, wyłysiałych polanach.
Wszystkie te zioła już u starożytnych Rzymian rozsnuwały woń, spalane w czasie składania ofiar. Współcześnie też trafiają do kadzielnic, to ich zapach - macierzanki, tymianku i rozchodnika - poprzedzać winien niesioną monstrancję w polskich procesjach. A ich drobne kwiatki ścieliły drogę, którą raz w roku na Boże Ciało podążał Chrystus, a potem również w świątecznej oktawie.
W ludowej tradycji zioła te obecne były podczas najważniejszych chwil człowieka - przy porodzie, ślubie i śmierci. Wianuszek macierzanki, w zależności od pory, świeży lub zasuszony, dekorował becik niemowlęcia niesionego do chrztu. Leśny rozmaryn, bo to przecież symbol miłości, wierności i nieśmiertelności, wraz z dzikim nieśmiertelnikiem -rozchodnikiem, zdobił wianuszki u ślubnej sukni. I pięknie się krzewią na mogiłach, są trwałe, potrafią przeżyć wiele miesięcy bez wilgoci. Wianuszki przez pokolenie całe przechowywane w domu, towarzyszące na ścianie obrazowi z pamiątki pierwszej Komunii świętej, wkładane były w dłoń nieboszczyka. Miały oddalać złe duchy, ułatwić spokojne przejście na drugi brzeg. Wianuszki zielne były przede wszystkim symbolem miłości. Zakochana dziewczyna z drobnych liliowo-różowo-białych kwiatków wiła wianek swojemu wybrankowi i zakładała go na przegub jego lewej ręki, jak zaręczynową bransoletę. Jeżeli chłopak był wiemy, wracał z nim na Sobótki, nie tracąc nadziei, że w tę noc wszystko się może zdarzyć.
Fragment książki Romana Landowskiego „Dawnych obyczajów rok cały” BERNARDINUM Pelplin 2000
opr. MK/PO