Rewolucja w pięciu punktach

Po soborowej deklaracji Nostra aetate stosunek chrześcijan do innych religii nie może być wrogi ani pozbawiony szacunku - co nie oznacza rezygnacji z przekonania o unikalnym charakterze chrześcijaństwa i naszego nastawienia misyjnego

Rewolucja w pięciu punktach

Różne bywają losy deklaracji. Jedne sprowadzają się do szumnych zapowiedzi, inne wprowadzają istotne zmiany w dziejach świata. Deklaracja Soboru Watykańskiego II Nostra aetate to kamień milowy w historii Kościoła katolickiego.

Składająca się z pięciu punktów deklaracja o stosunku Kościoła do religii niechrześcijańskich rozpoczyna się od stwierdzenia, które dość często pojawia się w dokumentach soboru. Ojcowie soborowi zdają sobie sprawę z faktu, że rzeczywistość, w jakiej żyjemy, jest bardzo dynamiczna. Coraz więcej wiemy o kulturach, które równolegle istnieją obok nas, co więcej, po hulającej jeszcze kilka lat wcześniej wojnie rozpoczął się wielki i trwający po dziś dzień proces przenikania się kultur, nieustannej wymiany. Już wtedy, w 1965 r. nie dało się żyć w enklawach. To, że „wzrasta wzajemna zależność między narodami” zauważyli biskupi na soborze w czasie, gdy jedynymi środkami masowej komunikacji było radio, telefon, prasa i dopiero raczkująca telewizja.

Widzimy was   

W pierwszym punkcie Kościół zadeklarował więc, że widzi inne religie. Ściślej mówiąc sobór w sposób genialny wyraził współczesnym językiem, czego człowiek tak naprawdę oczekuje od religii w ogóle. Jak stwierdzono, są takie poruszenia ludzkiego serca, pytania, obawy, potrzeby czy oczekiwania, które mogą być zaspokojone przede wszystkim poprzez doświadczenie religijne. To pytania o sens i cel, o cierpienie, o to, co czeka nas po śmierci i tak dalej. Oczywiście nie oznacza to, że wcześniej Kościół nie miał tej świadomości i nagle po jednym spotkaniu zapragnął zadeklarować zupełną zmianę postawy. Po pierwsze, deklaracja powstawała długo i pierwsze jej projekty były dziełem jeszcze papieża Jana XXIII, z różnych powodów mógł ją jednak ogłosić dopiero Paweł VI i to pod koniec soboru, po wielomiesięcznych dyskusjach i przy głosach sprzeciwu. Po drugie, Kościół przed soborem wysyłał przecież księży na misje, miał struktury w rozlicznych krajach i dobrze wiedział, jak wygląda rozwój kulturowy w różnych regionach świata. Jednak świat w drugiej połowie XX w. zaczął się do siebie zbliżać i właśnie to doświadczenie misyjności Kościoła, bycia blisko różnych kultur, pozwoliło światłym teologom na wypracowanie modelu budowania relacji, który nie tracąc tego, co jest dla nas cenne, pozwala z szacunkiem odnosić się do innych. — Kościół zwrócił się w pełni ku człowieczeństwu — ocenia Bogdan Białek, współprzewodniczący Polskiej Rady Chrześcijan i Żydów. — Stąd też dostrzeżenie we wszystkich religiach iskry prawdy Bożej. Zmienił on optykę Kościoła z bardzo monologicznej na dialogiczną.

Kręgi różnorodności

Bardzo krótki tekst deklaracji Nostra aetate odnosi się w pierwszej kolejności do tych religii niechrześcijańskich, w których nie istnieje pojęcie osobowego Boga, lub jak w hinduizmie odnosi się do wielu bogów (punkt drugi). Zarówno hinduizm, jak i buddyzm oceniają ojcowie soboru jako religie, w których szeroko rozwinięta jest asceza i pobożność, a z którymi współpraca powinna się opierać na zachowaniu tego, co w ich dziedzictwie duchowym wpływa na rozwój społeczeństwa. — Pewne działania dialogiczne w stosunku do innych religii wyprzedzały Nostra aetate — przypomina Bogdan Białek. — Benedyktyni i jezuici już w latach 50. prowadzili dialog i z hinduizmem, i z buddyzmem w Indiach. Powstawały tam klasztory katolickie, które funkcjonowały na wzór klasztorów hinduistycznych czy buddyjskich.

W ocenie Białka kontakty katolicyzmu z buddyzmem rozwijają się najpłynniej. O. Jan Bereza, nieżyjący już założyciel Ośrodka Medytacji Chrześcijańskiej przy klasztorze Benedyktynów w Lubiniu, wielokrotnie gościł buddystów zen, ale również mnichów tybetańskich. Nieco bliższy nam kulturowo islam można ocenić jako kolejny krąg różnorodności — pojawia się przecież w Koranie postać Abrahama, Maryi, archaniołów i Jezusa, nieuznanego jednak jako Boga, ale czczonego jako proroka. Tu punkt trzeci deklaracji zaleca, by wymazując z pamięci spory z przeszłości, pracować z muzułmanami nad wzajemnym zrozumieniem w interesie całej ludzkości, co w dzisiejszych czasach brzmi symptomatycznie.

Pamiętamy o więzi

Kolejny krąg różnorodności, opisany w punkcie czwartym deklaracji, a charakteryzujący nasze relacje z judaizmem, stał się tak ważny dla dialogu międzyreligijnego, że wielu myśli, iż cała Nostra aetate jest poświęcona dialogowi z Żydami. Tu Kościół jednoznacznie wskazuje, że nasza wiara wypływa z tych samych źródeł, a Jezus Chrystus jest wypełnieniem obietnicy, na które Żydzi wciąż czekają. Ojcowie soborowi przypomnieli też, że współcześni Żydzi nie mogą być posądzani o śmierć Jezusa. Dalej Kościół przyznaje, że opłakuje wszelkie akty nienawiści wobec Żydów, ale nie z powodów politycznych, a chrześcijańskiej miłości. — Ten dokument nie ma odniesień do wcześniejszych dokumentów Kościoła, bo wcześniej po prostu nie było takich oficjalnych dokumentów, tylko jakieś rozproszone wypowiedzi — mówi prof. Stanisław Krajewski, współprzewodniczący Polskiej Rady Chrześcijan i Żydów ze strony żydowskiej. — To jest dokument, który zasadniczo mówi: Żydzi, judaizm zasługują na szacunek ze strony chrześcijan z powodu tego, kim są, a nie dlatego, że mogliby zostać chrześcijanami.

Czwarty punkt deklaracji soborowej otworzył zupełnie nowy rozdział w dialogu z judaizmem, który współcześni komentatorzy, jak np. arcybiskup Henryk Muszyński, nazywają przewrotem kopernikańskim. Dzięki niemu możliwe były wizyty kolejnych papieży w Państwie Izrael, a wreszcie nawiązanie z nim stosunków dyplomatycznych. Możliwe były gesty pojednania i pokoju, pełne wrażliwości nie tylko na okrucieństwo Holocaustu, ale również na wszelkie przejawy antysemityzmu. Co więcej, gesty te inicjowane były również oddolnie, bo wielu katolików i żydów chciało się nawzajem poznawać i czerpać ze swego duchowego bogactwa.

To dialog wciąż otwarty, nie bez momentów trudnych, bo trzeba subtelnego formułowania pojęć, aby na przykład nie zostać posądzonym o zawłaszczanie dialogu, zarówno z jednej, jak i drugiej strony. — To są rzeczy, które na poziomie dokumentów i jakiś sformułowań doktrynalnych są mało znane szerszej społeczności, czy to katolickiej, czy też żydowskiej. Żyjemy w innej epoce, i możemy śmiało powiedzieć, że jest to epoka po Nostra aetate — podsumowuje prof. Krajewski. — To jest tylko 50 lat, ale myślę, że za 500 lat, gdy będzie się uczyć w szkołach o historii XX w., to będą uczyć o różnych ważnych sprawach typu: loty kosmiczne, energia atomowa, komputery, ale gdy będzie się myśleć o tym, co jest naprawdę ważne w kulturze, to będzie mowa o przemianie i że relacje chrześcijańsko-żydowskie — które może w codzienności były poprawne, ale na poziomie generalnych postaw czy teologii były niedobre — mogły się zmienić i że ta zmiana nastąpiła i naznaczyła późniejsze czasy.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama