O wystawie dzieł Van Gogha w wiedeńskiej "Albertinie"
Tylko do 8 grudnia trwa wystawa „Vincent van Gogh. Obrazy rysowane" w wiedeńskiej Albertinie. Trudno się dziwić, że ekspozycja cieszy się takim powodzeniem - być może największym w dziejach tego muzeum. Obcowanie ze sztuką van Gogha to obcowanie z prawdziwym geniuszem.
Wciąż tkwię między dwiema sprawami: z jednej strony-trudności materialne, wszystkie zabiegi, żeby zapewnić sobie egzystencję, z drugiej - studium koloru. Wciąż mam nadzieję, że coś znajdę. Wyrazić miłość dwojga zakochanych przez połączenie dwu barw uzupełniających, przez ich zestawienia i ich kontrasty, tajemnicze wibracje bliskich tonów. Wyrazić myśl wypisaną na czole świetlistością jasnego tonu na ciemnym tle. Wyrazić nadzieję przez gwiazdę. Żar istoty ludzkiej poprzez blask zachodzącego słońca" - pisał Vincent van Gogh do swojego brata Theo. Każdy, kto widział jego obrazy na żywo wie, że to mu się udało. Jest w nich zawarty cały wszechświat i miłość do człowieka. Na wystawę tego kalibru co w Wiedniu nie możemy w Polsce liczyć, warto więc wziąć pod uwagę aż tak bardzo niedaleką podróż po to, by zobaczyć dzieła zebrane z najważniejszych muzeów na świecie i kolekcji prywatnych. Taka okazja nie zdarza się często.
Van Gogh powiedział, że celem sztuki jest miłość bliźniego. Czytając jego listy do brata i znając jego życie, można mieć pewność, że kochał drugiego człowieka. Jego stosunek do ludzi był pełen ufności i sympatii, i pomimo tylu przykrości, jakich doświadczał, w ludziach starał się widzieć samo dobro.
Jego ojciec był kaznodzieją i marzeniem Vincenta van Gogha było pójść w jego ślady. Czytał Biblię, która była dla niego ucieczką przed nadchodzącą depresją i rozpaczą. Pracował jako nauczyciel u pastora metodystów w Londynie, nie pragnąc niczego więcej, jak tylko całe życie poświęcić ewangelizacji ubogich. Żył w skrajnej nędzy jako świecki kaznodzieja razem z belgijskimi górnikami. Przeniósł się do nędznej chaty, sypiał na worku ze słomą, jadał tylko chleb, a swoje ubrania rozdał. Właśnie tam i dopiero wtedy, mając dwadzieścia kilka lat, zaczął rysować i pochłonęło go to całkowicie. „W tej biedzie jednak czułem, jak wraca mi energia, i powiedziałem sobie: cokolwiek będzie, dowiodę, że mam jeszcze energię, sięgnę po ołówek, który porzuciłem w wielkim zniechęceniu, zacznę znowu rysować; od tej chwili, jak mi się zdaje, wszystko się dla mnie zmieniło i teraz jestem na dobrej drodze, ołówek stał mi się posłuszny i z dnia na dzień słucha mnie coraz bardziej" - pisał do brata w 1880 roku. Rok później postanowił całkowicie poświęcić się malarstwu. W Paryżu, dokąd się przeniósł, poznał Renoira, Pissarra, Degasa, Gauguina. W ciągu dwóch lat namalował ponad 200 obrazów, tak jakby nadrabiał stracone lata. W końcu wyjechał na południe, do Arles. Marzył, by założyć coś w rodzaju wspólnoty malarzy. Działały na niego kolory: „Malarz przyszłości jest kolorystą" - pisał do brata. Zaczął malować pejzaże nawet nocą. Ze świeczkami zamocowanymi na kapeluszu maluje wstrząsającą „Gwiaździstą noc". To właśnie w Arles dała o sobie znać choroba psychiczna, która rozwijała się przez lata. Po ataku szału, w czasie którego van Gogh obciął sobie ucho, rozpoczął się okres pobytów w szpitalach dla obłąkanych.
Był pogodzony ze swoim trudnym losem i do końca miał dobre zdanie o tym „najlepszym ze światów". Męczyły go tylko wyrzuty sumienia w stosunku do brata Theo, który go utrzymywał i dzięki któremu mógł malować. Do końca życia był samotny (jego marzenia o wielkiej artystycznej przyjaźni nie ziściły się) i ubogi, w czasie ataków choroby bardzo cierpiał. Wszystkie swoje emocje, uczucia, cierpienia, całą swoją samotność i rozpacz, ale także nadzieję i miłość przelał na płótno. To nie są zwykłe pejzaże i banalne martwe natury. W kolorach, w pociągnięciach pędzlem, w fakturze obrazu zawarte jest wszystko. „Im bardziej jestem chory, im brzydszy, starszy, złośliwszy, biedniejszy, tym bardziej próbuję powetować straty blaskiem, rozwagą, promiennością mego koloru". Łany falujących zbóż, cyprysy, kwiaty, wiejskie domy, łąki, drzewa oliwne, prości ludzie. Ostatnie siedemdziesiąt dni swojego życia spędził poza szpitalem, na wsi pod Paryżem. Malował jeden obraz dziennie, czasem dwa. Odebrał sobie życie w lipcu 1890 roku. Trudno uwierzyć, że przez te lata udało mu się sprzedać zaledwie jeden obraz. Dziś prace van Gogha osiągają rekordowe ceny, np. za „Portret doktora Lacheta" w 1990 roku zapłacono 82,5 mln dolarów amerykańskich.
Na wystawie w Albertinie zgromadzono pięćdziesiąt obrazów olejnych i sto rysunków van Gogha. Tytuł ekspozycji: „Obrazy rysowane" sugeruje, że tematem ma być wzajemne oddziaływanie rysunków i płócien van Gogha, szczególnie tych z ostatnich lat życia artysty w Paryżu i Arles. Spod ręki malarza wyszło ponad tysiąc rysunków, szkicami ozdabiał listy do brata i matki. Rysował na papierze ołówkiem, kredą, tuszem, trzcinowym piórkiem. W zbiorach znajdują się również barwne akwarele. Mieszkając w Arles, van Gogh sporo rysował, dzięki czemu mógł zaoszczędzić na farbach - chciał mieć ich trochę w zapasie, gdyż miał do niego dołączyć Gauguin, z którym planował razem tworzyć. Często były to szkice, którymi przygotowywał się do malowania obrazu, czasami rysunki stawały się alternatywną wizją obrazu. Format niektórych z nich sugeruje, że nie były „jedynie" szkicami, że z założenia były przez twórcę traktowane jako odrębne prace. Dla van Gogha rysunek był czymś więcej, był pośrednikiem pomiędzy myślą a obrazem, był elementem artystycznej kreacji. Czasem proces bywał odwrócony i rysunek powstawał na podstawie namalowanego już obrazu.
Wystawę w Albertinie odwiedza dziennie pięć i pól tysiąca osób. Przewiduje się, że do 8 grudnia obejrzy ją łącznie pół miliona widzów, a tym samym będzie to najsłynniejsza wystawa, jaka dotychczas odbyła się w całej Austrii. Dzieła van Gogha pochodzą między innymi z: Van Gogh Museum w Amsterdamie, Metropolitan Museum of Art w Nowym Jorku, Musee d'Orsay w Paryżu, National Gallery of Art w Waszyngtonie, Muzeum Puszkina w Moskwie i wielu innych miejsc na całym świecie. ■
Albertina to pałac, który mieści największą powierzchnię wystawową w Wiedniu. Znajduje się tu jedna z największych i najbardziej wartościowych kolekcji grafik na świecie. Ryciny Dürera, Klimta, Rubensa, Schielego, Cezanne'a, Kokoschki, Picassa i innych można zobaczyć podczas ekspozycji stałych i czasowych. Zbiory liczą dziś ponad milion druków i 60 tysięcy rysunków. Na wystawę dzieł van Gogha, która trwa do 8 grudnia, można pojechać z Polski pociągiem PKP za co otrzymuje się zniżkę na wejście do Albertiny, Rabat wynosi 2,50 euro i zostaje naliczony po okazaniu biletu kolejowego relacji Polska-Wiedeń w punktach sprzedających wejściówki do galerii. Galeria Albertina otwarta jest do końca trwania wystawy od godziny 9 rano do 21, Szczegóły na stronie: www.albertina.at
Vincent van Gogh, Autoportret w słomkowym kapeluszu
opr. mg/mg