Transplantacja organów to dar życia. Często jednak boimy się rozmawiać o tak trudnych tematach
Ludzie boją się śmierci. Gdy nadchodzi, trudno z nimi rozmawiać o darze życia, jaki może z niej wyniknąć. Temat transplantacji budzi wiele emocji i łączy się zwykle z niezrozumieniem i lękiem. Często chodzi o kwestie obyczajowe, ale wiara także pojawia się w argumentach tych, którzy nie chcą zgodzić się na pobranie narządów od ich bliskich zmarłych. Czy słusznie?
O transplantacji rozmawia się rzadko lub wcale, co powoduje, że zderzamy się z tym tematem dopiero w momencie śmierci bliskiej nam osoby. Tymczasem przeszczep narządów to dla kogoś szansa na nowe życie. Według danych Poltransplantu z grudnia ubiegłego roku w 2020 r. w Polsce dokonano 1177 transplantacji. Liczba dawców wynosiła 394. W 2019 r. było ich 502 i przeprowadzono 1473 przeszczepy. W ubiegłym roku w Mazowieckim Szpitalu Wojewódzkim im. św. Jana Pawła II w Siedlcach czterokrotnie podejmowano próbę pobrania narządów. Z kolei w Wojewódzkim Szpitalu Specjalistycznym w Białej Podlaskiej w latach 2000-2018 odbywały się średnio dwa, trzy pobrania. W 2019 r. było jedno, a w 2020 r. - wcale.
Eksperci od lat obserwują w Polsce spadek liczby transplantacji, ale w ubiegłym roku był on jeszcze ostrzejszy. - Większość potencjalnych dawców to pacjenci oddziału intensywnej opieki medycznej. W naszym szpitalu został on przekształcony na OIOM dla chorych z Covid-19 i nie mogliśmy uczestniczyć w procedurach transplantacyjnych. Zakażenie koronawirusem jest bezwzględnym przeciwwskazaniem do przeszczepu - mówi Mariusz Mioduski, anestezjolog i szpitalny koordynator ds. transplantacji w siedleckim szpitalu. Wprawdzie pandemia wymusiła powstanie procedur, które mają eliminować ryzyko zakażenia biorcy, ale jednocześnie wydłużyły one cały proces. - Ochrona zdrowia we wszystkich krajach została przestawiona na zmaganie się z pandemią, a ogromna większość naszych standardowych postępowań w innych gałęziach została bardzo zaniedbana. Mam na myśli również rozwój transplantacji narządów - dodaje anestezjolog Jerzy Paluszkiewicz, koordynator ds. transplantacji bialskiego WSS.
Jednak nie tylko koronawirus ma wpływ na liczbę przeszczepów. Kluczową sprawą pozostaje uzyskanie organów od zmarłych. Bez współpracy z rodzinami jest to niemożliwe. Rozmowa z bliskimi zmarłego to zadanie szpitalnych koordynatorów, którzy w procedurze transplantacyjnej stoją na pierwszej linii frontu. - Rozmowa z rodziną potencjalnego dawcy, który przecież nie może określić swojej woli, to najtrudniejszy moralnie i etycznie moment w procesie pobrania narządów - przyznaje J. Paluszkiewicz. - I tu pojawia się aspekt tzw. oświadczenia woli, które każdy z nas może świadomie za życia, będąc w pełni władz umysłowych, podpisać. Osoba dorosła wyrażająca zgodę na pobranie po śmierci swoich tkanek i narządów do przeszczepienia daje dowód świadomej chęci ratowania życia i zdrowia chorych. A dokument taki ułatwia bliskim osoby zmarłej oraz lekarzom uszanowanie wyrażonej woli. Według polskiego prawa każda osoba zmarła może być uważana za potencjalnego dawcę tkanek i narządów, jeśli za życia nie wyraziła sprzeciwu. Sprzeciw można również wyrazić pisemnie i zgłosić ten fakt w Poltransplancie - dodaje.
M. Mioduski zaznacza, że w 2020 r. co najmniej pięciokrotnie odstąpiono od procedury pobrania organów z powodu sprzeciwu rodzin. - Na początku bliscy właściwie się zgadzali, dopiero po pewnym czasie stwierdzili, iż zmarły za życia kategorycznie sprzeciwiał się oddaniu po śmierci narządów. Wówczas, choć ponieśliśmy już znaczne koszty na badania, przerywamy działania - mówi lekarz, dodając, iż spotkania z rodzinami trwają czasami kilka godzin. Bywa, że o wsparcie proszony jest psycholog lub szpitalny kapelan. Nierzadko bowiem w tych rozmowach pojawiają się kwestie wiary. - Niektórzy boją się, iż jeżeli od ich bliskiego zostaną pobrane narządy, to nie będzie on mógł zmartwychwstać albo zmartwychwstanie np. bez wątroby. Takie obawy padają z ust wykształconych, często z naukowymi tytułami osób, które w dodatku twierdzą, że są wierzące - twierdzi M. Mioduski.
Procedura transplantacyjna rozpoczyna się od stwierdzenia śmierci pnia mózgu. - To etap, w którym dochodzi do dezintegracji: rozpadu organizacyjnego wszystkiego, co jest w naszej głowie, a my musimy ten moment rozpoznać, kiedy jeszcze bije serce. Jak przekonać społeczeństwo do tego, że mimo przepływów krwi przez cały organizm mózg już nie funkcjonuje i jako lekarze uważamy, iż człowiek już nie żyje? To trudne, zwłaszcza dla bliskich zmarłego - zauważa koordynator w bialskim WSS, dodając, iż rodzina, która przeżywa tragedię związaną z odejściem ukochanej osoby, najczęściej nie akceptuje możliwości pobrania narządów. - Na pewno nie podczas pierwszej rozmowy. Bywa, że jest ich kilka. Są one bardzo emocjonalne, ale my, lekarze, też przeżywamy emocje i to podwójnie. Po pierwsze, stwierdzenie zgonu przy zachowanym krążeniu, jest, niestety, naszą porażką. Przecież naszym celem było uratowanie człowieka. Po drugie, chcemy, by nasze intencje były dobrze zrozumiane. Tymczasem zdarza się, że rozmowom towarzyszy nieufność, chęć przekonania, iż może jednak mylimy się co do postawionej diagnozy - opowiada anestezjolog.
Szpitalni koordynatorzy przyznają, że każda z tych rozmów zapada w pamięć. - Każda jest inna, ale dla mnie najtrudniejsze są te, które dotyczą dzieci - wyznaje M. Mioduski. Z kolei J. Paluszkiewicz szczególnie zapamiętał dwie sytuacje. - W rozmowie z rodzicami młodego potencjalnego dawcy, który, chcąc popełnić samobójstwo, zatruł się spalinami, trzykrotnie nie uzyskałem akceptacji na pobranie narządowe. Prawie się poddałem, ale zwróciłem się jeszcze o pomoc do szpitalnego kapelana, prosząc go jedynie o bierne uczestnictwo w czasie kolejnego spotkania. Udało się. Rodzice zgodzili się na pobranie organów - wspomina.
Drugi przypadek: rozmowa z bliskimi potrąconej na przejściu dla pieszych 19-latki. - Był to czas świąt Bożego Narodzenia, rodzinnych spotkań i radości. A dla jej rodziców: OIOM i odchodzenie własnego dziecka. To potęgowało tragedię. Urazy były na tyle poważne, że po kilku dniach stwierdziliśmy śmierć mózgu - opowiada J. Paluszkiewicz, dodając, że kiedy poprosił rodziców o rozmowę, był przygotowany na duże emocje. Chciał również poinformować o możliwości pobrania narządów umierającej córki. - Nie zdążyłem nic powiedzieć, gdy ojciec zaczął rozmowę od tego, że wiedzą, iż ich dziecko odeszło, mimo że serce jeszcze bije. Poinformował mnie, że córka za życia rozmawiała o śmierci, deklarując, iż w jej przypadku chciałaby oddać swoje narządy, by ratować innych. Z ogromną ulgą spełniliśmy jej wolę - mówi anestezjolog.
Lista oczekiwania na transplantację to swoista kolejka po nowe życie. Na koniec grudnia znajdowało się na niej 1806 osób. Nie wszyscy dostaną swoją szansę. Dlatego, jak podkreślają lekarze, tak ważna jest praca nad świadomością, by ludzie rozmawiali o oddaniu organów po śmierci w rodzinach i oswajali się z taką możliwością. W naszym życiu bowiem zdarzają się tragedie, w których niewyobrażalne cierpienie jednego człowieka oznacza ratunek dla drugiego. Może być nim serce, nerka czy płaty wątroby.
MD
Ks. dr Jacek Rosa, bioetyk
Jaki stosunek Kościół ma do transplantacji?
Kościół daje zielone światło, jednak pod pewnymi warunkami. Medycyna transplantacyjna wiąże się z ogromną liczbą problemów natury etycznej i moralnej. Najwięcej pytań dotyczy sposobów pozyskiwania narządów i tkanek do przeszczepu. Katechizm Kościoła Katolickiego podkreśla, że „Przeszczep narządów zgodny jest z prawem moralnym, jeśli fizyczne i psychiczne niebezpieczeństwa, jakie ponosi dawca, są proporcjonalne do pożądanego dobra biorcy. Oddawanie narządów po śmierci jest czynem szlachetnym i godnym pochwały; należy do niego zachęcać, ponieważ jest przejawem wielkodusznej solidarności. Moralnie nie do przyjęcia, jeśli dawca lub osoby uprawnione nie udzieliły na niego wyraźnej zgody. Jest rzeczą moralnie niedopuszczalną bezpośrednie powodowanie trwałego kalectwa lub śmierci jednej ludzkiej istoty, nawet gdyby miało to przedłużyć życie innych osób”. Najważniejszym wymogiem Kościoła w odniesieniu do przeszczepów tzw. ex mortus jest śmierć dawcy i wyrażona przez niego wcześniej zgoda, tzw. akt woli, kiedy czyni z siebie dar, ofiarę dla drugiego człowieka. Jan Paweł II określał oddawanie narządów jako „najwyższy akt miłości bliźniego”. Również papież Benedykt XVI zwracał uwagę, jak ważne jest podpisywanie zgody na pośmiertne oddanie organów. Natomiast Franciszek nazwał transplantację „wielkim aktem miłosierdzia” ze strony dawcy, jak i jego najbliższych, którzy pozwalają na taki gest lub powstrzymują się od protestu wobec decyzji dawcy podjętej jeszcze za jego życia.
Mimo jednoznacznego stanowiska Kościoła w tej kwestii w Polsce wciąż za mało osób decyduje się oddać organy innym. Skąd biorą się nasze opory? Dlaczego jesteśmy przywiązani do integralności ciała, które przecież zmienia się przez całe życie?
Decyzja o zostaniu dawcą organów jest zawsze złożona, często uwarunkowana przekonaniami religijnymi, normami społecznymi, jakie obowiązują w naszym środowisku, czy też czynnikami kulturowymi. Uważam, że nasze opory i lęk, by po śmierci zostać dawcą organów, rodzą się z tego, iż nie dostrzegamy transplantacji w kontekście „daru”, który powinien być naszą wspólną odpowiedzialnością za życie każdego człowieka.
W codziennej modlitwie wyznajemy wiarę „w ciała zmartwychwstanie”. Okazuje się, że dla wielu słowa te są problematyczne: czy jeśli zmarły odda wątrobę, to czy bez nie zmartwychwstanie? Można się śmiać, ale wyobraźnia religijna żywi się często dosłowną interpretacją...
Transplantologia absolutnie nie kłóci się z nauką Kościoła katolickiego. Jezus, poprzez swoją mękę, śmierć i zmartwychwstanie, otworzył drzwi do życia wiecznego każdemu z nas. A tam - po drugiej stronie - organy potrzebne nie będą. Św. Paweł zapewnia nas, że Chrystus „przekształci nasze ciało poniżone na podobne do swego chwalebnego ciała tą potęgą, jaką może On także wszystko, co jest, sobie podporządkować” (Flp 3,21). Po zmartwychwstaniu otrzymamy „ciało niebiańskie”, przemienione, bez żadnej skazy czy niedoskonałości. Poza tym w Piśmie Świętym czytamy: „w proch się obrócisz”. Zatem nie ma większego znaczenia, czy jest to ciało z sercem, wątrobą, czy też bez. Oddanie organów po śmierci to dosłowna realizacja przykazania miłości Chrystusa, praktyczna realizacja chrześcijaństwa, w której także po śmierci możemy wyświadczyć miłość bliźniemu. Nie wiem zresztą, czy w dobie coraz powszechniejszej kremacji ciała dla ludzi wierzących jest to dziś problem. Czy ci, którzy zostali skremowani, nie zmartwychwstaną? Oczywiście, że zmartwychwstaną.
NOT. MD
Echo Katolickie 4/2021
opr. mg/mg