Nie wystarczą dobre chęci, aby faktycznie zmieniła się sytuacja ludzi cierpiących. Konieczna jest zmiana mentalności, w ślad za czym muszą pójść wymierne decyzje polityczne, ekonomiczne i społeczne
Już po raz trzydziesty obchodzić będziemy Światowy Dzień Chorego. Św. Jan Paweł II zdecydował, że tak ma być corocznie we wspomnienie Matki Bożej z Lourdes. Tamtejsze sanktuarium, wybudowane w miejscu objawień z 1858 r., przyciąga miliony pielgrzymów, wśród nich rzesze chorych i ich opiekunów, szukających uzdrowienia ciała i duszy. Jest ono zarazem miejscem, w którym urzeczywistnia się niezwykła wspólnota ludzi doświadczonych chorobą oraz lekarzy, pielęgniarek, wolontariuszy i duchownych, gotowych im posługiwać jak samemu Chrystusowi. Nie ma chyba innego sanktuarium, gdzie chorzy byliby tak bardzo dowartościowani i wręcz celebrowani jak tam. I nie ma takiego drugiego sanktuarium, gdzie corocznie dokonywałoby się równie wiele uzdrowień będących owocem wiary i budujących wiarę. Dlatego Lourdes jest też miejscem licznych nawróceń.
Coś z klimatu Lourdes Kościół chciałby przenieść do wszystkich parafii, szpitali, hospicjów, placówek opiekuńczych i domów, w których są ludzie chorzy. Troska o nich jest bowiem jednym z wyznaczników konsekwentnego przyjęcia Chrystusowej Ewangelii. Nie chodzi zatem o doroczną akcję, lecz o przemianę naszego myślenia i wartościowania, abyśmy na co dzień zwracali życzliwą uwagę na cierpiących. Jest to szczególnie ważne teraz, kiedy wartość człowieka i jego życia mierzona bywa jego fizyczną sprawnością, zdrowiem i pięknem ciała; kiedy świat podsuwa eutanazję („dobrą śmierć”) – nie jako sposób poradzenia sobie z chorobą, niepełnosprawnością czy starością, ale pozbycia się ludzi chorych, niepełnosprawnych i starych. W tym kontekście trzeba przypomnieć słowa wypowiedziane przez św. Jana Pawła II w Kaliszu 4 czerwca 1997 r.: „Miarą cywilizacji – miarą uniwersalną, ponadczasową, obejmującą wszystkie kultury – jest jej stosunek do życia. Cywilizacja, która odrzuca bezbronnych, zasługuje na miano barbarzyńskiej”.
Nie wystarczą dobre chęci, aby faktycznie zmieniła się sytuacja ludzi cierpiących. Konieczna jest zmiana mentalności, w ślad za czym muszą pójść wymierne decyzje polityczne, ekonomiczne i społeczne. Co z tego, że mamy w Polsce specjalną instytucję Rzecznika Praw Pacjenta z całym sztabem specjalistów, zorganizowanym w siedem departamentów, gdy możliwość korzystania z leczenia jest ograniczona? Chorzy na wizytę u specjalisty wciąż czekają nawet dziewięć miesięcy, a na zabieg w szpitalu półtora roku i dłużej. Bezpłatna służba zdrowia w wielu przypadkach pozostaje fikcją, chociaż co miesiąc na jej utrzymanie oddajemy 9 proc. naszych dochodów!
Pandemia ujawniła kolejne choroby publicznej opieki zdrowotnej, z osławionymi teleporadami i procedurami uniemożliwiającymi leczenie pacjentów. W efekcie tego Polska ma najwyższy w Europie i trzeci w świecie (za Peru i Brazylią) współczynnik śmiertelności wskutek COVID-19 w przeliczeniu na 100 tys. mieszkańców! Decyzja ministra zdrowia, że każdy pacjent powyżej 60. roku życia ma prawo do realnego badania przez lekarza w ciągu 48 godzin od stwierdzenia zakażenia, jest niedopracowana i o dwa lata spóźniona. Jedną z przeszkód w jej realizacji okazuje się brak lekarzy, bo chociaż kształcimy ich nawet na uczelniach humanistycznych, to wciąż ich brakuje. I będzie brakować. Każdą ich liczbę przyciągną szpitale niemieckie, brytyjskie, norweskie i inne na Zachodzie. Tylko czy jesteśmy aż tak bogaci, żeby za ciężkie pieniądze kształcić personel medyczny dla Londynu?
Nasz system opieki zdrowotnej jest chory. Nie wierzę, że nie widzą tego politycy, wśród których, jak na ironię, mamy nadreprezentację lekarzy. Nie wystarczy „dosypać kasy”. Trzeba skończyć z bezpłatnymi studiami na rzecz studiów kredytowanych, odstąpić od finansowania zatrudniania lekarzy rezydentów przez Ministerstwo Zdrowia oraz udrożnić ścieżkę specjalizacji i awansu zawodowego. Finansowanie lekarzy w trakcie specjalizacji przez ministerstwo sprawia, że szpital, mając dopływ darmowych pracowników, nie chce zatrudniać ich już po specjalizacji na własny koszt. Dlatego ich tracimy, bo nie mają w Polsce perspektyw. Rozwiązanie wydaje się proste. Tylko że partia, która po nie sięgnie, najpewniej przegra kolejne wybory. Konieczny jest międzypartyjny konsensus w tej sprawie.
W Światowy Dzień Chorych wiele uwagi poświęcamy służbie zdrowia, bo jakąż wartość mają prawa pacjenta bez jej sprawnego funkcjonowania? Wyrażamy także wdzięczność tysiącom medyków, którzy nawet w pandemicznych warunkach i w chorym systemie z wielkim poświęceniem dbają o nasze zdrowie i świadczą o godności człowieka.