„Starość nie radość” - głosi popularne powiedzenie. Jednak sędziwy wiek nie oznacza wyłącznie degeneracji i rozpadu. Można przeżyć ten czas godnie i pięknie, bez zgorzknienia, ale z poczuciem życiowej satysfakcji i coraz większą empatią wobec innych
Niedawno w słusznym wieku 95 lat zmarł papież Benedykt XVI. Mimo, że przez większość życia dopisywało mu dobre zdrowie, to ostatnie lata, a przede wszystkim miesiące, i jemu upłynęły pod znakiem słabości i choroby. Niedługo potem papież Franciszek w Orędziu na 31. Światowy Dzień Chorego umieścił bardzo istotne stwierdzenie, że nigdy nie jesteśmy tak naprawdę gotowi na chorobę ani nawet na przyznawanie się, że jesteśmy coraz starsi.
Papież podkreślił też, że jako ludzie boimy się bezbronności, a kultura rynkowa popycha nas do tego, by jej zaprzeczać. W takim świecie, w którym dla kruchości nie ma miejsca, łatwo może się więc zdarzyć, że inni nas opuszczą, albo że wydaje się nam samym, iż musimy ich porzucić, aby nie być dla nich ciężarem.
Niepotrzebni staruszkowie?
Choć w stwierdzeniach papieża jest sporo gorzkiej prawdy o współczesności, to przecież nie sposób nie zauważyć, że w wielu krajach świata, w których opieka zdrowotna stoi na wysokim poziomie to nie opuszczenie przez innych i brak realnej pomocy są głównym źródłem lęku ludzi w podeszłym wieku, ale raczej poczucie nieużyteczności i nieprzydatności. Współczesna rzeczywistość bogatego, nowoczesnego państwa może faktycznie sprzyjać powstaniu takiego wrażenia, ale czy poważny wiek naprawdę nie ma żadnych zalet we współczesnym świecie?
Żyjemy lepiej
Przede wszystkim, mimo powszechnego narzekania na toksyczną, sztuczną żywność, zatrute powietrze, czy niezdrowy tryb życia starzejemy się dziś przeciętnie znacznie wolniej niż jeszcze 50 lat temu. Współczesny zdrowy 70-latek wygląda nieraz, jak w czasach jego dziadków wyglądał człowiek o przynajmniej 10, jeśli nie 20 lat młodszy. I faktycznie badania prowadzone w ostatnich latach potwierdzają, że w sensie biologicznym starzejemy się obecnie wolniej niż w poprzednich dekadach. Ta różnica jest zmienna wśród różnych populacji i w różnych krajach, ale ogólnie można powiedzieć, że proces starzenia się w rozumieniu biologicznym w odniesieniu do wieku metrykalnego jest dla współczesnego sześćdziesięcio- czy siedemdziesięciolatka zdecydowanie łaskawszy niż kilkadziesiąt lat temu.
Wynika z tego również, że osoba w tym wieku może dziś oczekiwać przeżycia większej liczby lat niż jego rodzic czy dziad. Badania przeprowadzone w USA nieco ponad 10 lat temu oceniły przeciętne lata życia pozostałe Amerykaninowi płci męskiej w wieku lat 65 na nieco ponad 17. Kobieta w tym samym wieku mogła wówczas oczekiwać przeżycia przeciętnie jeszcze niemal 20 lat. Jednak tylko nieco ponad 11 z tych 20 lat byłoby przeżytych w zdrowiu, a u mężczyzny jeszcze mniej, bo tylko niewiele ponad osiem. Inaczej mówiąc, niemal połowa tego czasu, zwłaszcza, jeśli myślimy o przeżyciu w znośnym komforcie, będzie zasługą dostępu do dobrej opieki zdrowotnej, co akurat w USA nie jest takie oczywiste dla każdego mieszkańca.
Żyjemy dłużej
W Piśmie Świętym spotkamy określenie miary ludzkiego życia na 70 do 80 lat, „gdy jesteśmy mocni”. W wieku XIX furorę robiła ponoć książka francuskiego fizjologa Jeana Pierre Marie Flourensa, który wychodząc z założenia, że ssaki przeciętnie żyją pięciokrotność swojego okresu wzrastania udowadniał, że człowiek powinien żyć około 150 lat. Wydaje się, że już nawet w tamtych czasach większość kolegów po fachu uważała jego rachunki za błędne, jednak przyjmując, że wstępne założenie było z grubsza prawdziwe, człowiek powinien żyć około 100 lat. I faktycznie w dzisiejszych czasach taki wiek jest osiągalny, jeśli nie dla większości to przynajmniej dla wielu mieszkańców bardziej zasobnych regionów świata. Niestety nie dotyczy to regionów biednych ani ludzi biednych żyjących w krajach zamożnych - ci nadal starzeją się biologicznie z grubsza tak samo szybko, jak kilkadziesiąt lat temu.
Mądrzejemy z wiekiem
Zarówno papież Benedykt XVI, jak i jego poprzednik, nasz wielki rodak Jan Paweł II żyli dłużej niż biblijne 80 lat. Obaj byli też żywymi przykładami jak cenne dla innych może być życie osoby mocno już podeszłej w latach i fizycznie niedołężnej. I jak wielki żal wzbudzi jej odejście, nawet jeśli zyskamy w ten sposób kolejnego świętego. Prawdą jest bowiem, i to naukowo udowodnioną, że z wiekiem stajemy się raczej mądrzejsi. Jednak jest to mocno zależne od definicji mądrości, jaką przyjmiemy. W klasycznym rozumieniu mądrość, jak owo pojęcie rozumiał za Arystotelesem Święty Tomasz to „poznanie w świetle najgłębszych przyczyn”, czyli inaczej mówiąc znajomość rzeczy takimi, jakie one są naprawdę. I w takim właśnie rozumieniu wraz z wiekiem stajemy się zwykle mądrzejsi.
Oczywiste jest bowiem, że jeśli skupimy się na samej sprawności procesów poznawczych, to mózg starszy działa po prostu wolniej, więc w rozwiązywaniu zadań wymagających szybkiego i wielowątkowego myślenia człowiek starszy zwykle wypadnie gorzej. Choć wbrew pozorom ogólny szczyt możliwości poznawczych będący wypadkową sprawności myślenia oraz zasobów zdobytej wiedzy i doświadczenia osiągamy raczej bliżej 50. niż około 30., kiedy z kolei jesteśmy najbardziej wytrzymali fizycznie. Jednak ogólny zasób wiedzy i pewność sądu rosną wraz z wiekiem nadal, przynajmniej dopóki nie dopadnie nas demencja. Łatwo to zresztą potwierdzić czytając teksty obu wymienionych wcześniej zmarłych papieży, także te powstałe gdy byli już w mocno zaawansowanym wieku. Zwracają one uwagę klarownością i celnością wyrażanych treści oraz wyważoną, spokojną mądrością.
Pogodniejemy z wiekiem
Jednak nie tylko w mądrości wyrażają się przewagi poważnego wieku. Otóż wraz z wiekiem zarówno poczucie szczęścia, jak i satysfakcji z życia zdecydowanie raczej rośnie niż maleje. Przynajmniej dopóki jesteśmy w miarę zdrowi i choć trochę aktywni fizycznie. Ma to najprawdopodobniej związek z tym, że stabilność emocjonalna w liniowy sposób poprawia się wraz z wiekiem.
Starzejąc się nasz mózg wydaje się stawać coraz bardziej odporny na stres i lęk, a za to coraz wrażliwszy na odczuwanie zadowolenia, w tym również wyczuwanie szczęścia i dobrego nastroju ludzi wokół. Z wiekiem zazwyczaj wzrasta też empatia, a większe doświadczenie ułatwia odbieranie niepewnych sygnałów jako pozytywnych, co sprzyja udanym relacjom i generalnie porozumieniu. Neurologia i psychologia wydają się zatem zadawać kłam powszechnemu stereotypowi zgorzkniałego starca. Przeciwnie, zdrowy człowiek w starszym wieku będzie zwykle bardziej pozytywnie nastawiony do świata, niż był w młodości.
Korzyść dla wszystkich
Z powyższego wynika jasno, że starość nie oznacza postępującej degradacji wszystkich funkcji organizmu, choć ogólna sprawność i zdrowie zwykle jednak pogarszają się wraz z wiekiem. Konsekwentnie o zdrowie fizyczne należałoby dbać przede wszystkim w młodym wieku, im wcześniej tym zapewne lepiej, aby starczyło go na owocne przeżywanie tych lat, w których neuropsychologiczne zalety poważnego wieku osiągają swoją kulminację. Od strony społecznej ważne jest zaś, żeby ludziom w starszym wieku, których wedle wszelkich szacunków będzie w kolejnych dziesięcioleciach proporcjonalnie przybywać, zapewnić dobre warunki życia i sprawną opiekę zdrowotną. Per saldo powinno się to każdemu społeczeństwu opłacać, bo dzięki temu będzie mogło korzystać z zasobów zrównoważonej, doświadczonej mądrości, którą ludzie starsi dysponują częściej niż młodzi.
Opiekun 3/2023