Mieć aby być, czy być żeby mieć?

Kolejna rzecz nie nasyci niepokoju, kolejny gadżet nie udowodni własnej wartości, a kolejna godzina zajęć nie wychowa dziecka

Gdybyśmy nie wiedzieli o istnieniu pewnych rzeczy, nawet nie przeczuwalibyśmy, że mogą się przydać, dziś uważamy je za niezbędne. Do czego są tak koniecznie potrzebne? Zwykle mają zaspokajać pragnienia, a tylko je wzmagają. I tu się rodzi podstawowa definicja konsumpcjonizmu, który polega na gromadzeniu dóbr i korzystaniu z usług ponad rzeczywiste potrzeby.

A przecież kolejna rzecz nie nasyci niepokoju, kolejny gadżet nie udowodni własnej wartości, a kolejna godzina zajęć nie wychowa dziecka. Wszyscy ulegamy reklamom, marketingowcom różnej maści i producentom, chcącym zarobić. Wpadamy w błędne koło nienasycenia, pracy ponad siły i frustracji. Dawniej groziło ono tylko naprawdę bogatym ludziom, dziś dotyczy nieomal wszystkich.

Jak jest różnica między konsumowaniem a konsumpcjonizmem? Pierwsze dotyczy zaspokajania realnych potrzeb, drugie to konsumpcja nadmierna, ryzykowna, kosztowna, nie licząca się z konsekwencjami.

Spirala potrzeb

Dlaczego problem w naszych czasach stał się tak powszechny? Przede wszystkim z powodu dopadającej nas wszędzie reklamy. Nie da się jej uniknąć. Owszem można wyłączyć telewizor, zamknąć przeglądarkę, ale przecież, nawet najzwyklejsze i najpotrzebniejsze rzeczy, które kupujemy zachęcają na opakowaniach, żeby skorzystać z okazji, kupić taniej, bo… więcej.

Jeżeli kwestia dotyczy dóbr ponad naszą kieszeń, możemy szybko i bez wielkich ceregieli skorzystać np. z długoterminowej umowy z firmą telekomunikacyjną a już za chwilę urządzenie, o którym marzyliśmy będziemy trzymać w dłoni. Od telefonu wielu zaczyna swoją historię kredytową. Bywa, że od niego także zaczyna się spirala długów, kredytów i windykacji.

Żeby mieć (telefon, motor, samochód, mieszkanie, willę z basenem itd.) podpisujemy cyrografy na wiele lat spłacania kredytu nie tylko swoimi pieniędzmi ale także czasem (zabieranym przy okazji osobom dla nas najważniejszym), stresem czy wreszcie zdrowiem.

Wygodne życie

Wygoda stała się celem samy w sobie. Wygodne mają być nie tylko buty, czy spodnie ale wszystko. Dla wygody kupujemy nową sokowirówkę, bo starej nie da się myć w zmywarce, dla wygody kupujemy nową zmywarkę, bo stara nie jest dostosowana do tabletek All in one, a skoro już kupujemy nową zmywarkę, może warto zmienić meble kuchenne, gdyż obecne nie pasują do nowych trendów. I tak od sokowirówki dochodzimy do remontu, ale nie jest powiedziane, że na nim się skończy, tyle teraz możliwości kredytowania budowy, że być może wystarczy zrobić jeszcze jeden krok i przenieść się na własne? Nie twierdzę, że komfort jest czymś złym. Bo nie jest. Twierdzę tylko, że komfort za cenę dyskomfortu (!) to paranoja. Ktoś na ten kredyt MUSI zarobić. To rodzi frustrację, konflikty… czy warto?

Kultura wyrzucania

Zużywamy, wyrzucamy, zagracamy. Niestety kultura wyrzucania przekroczyła sferę materialnych potrzeb. Dotyczy też relacji międzyludzkich. Papież Franciszek zwraca uwagę, że w krańcowym efekcie skutkuje postulowaniem eutanazji czy nieograniczonej aborcji. Poprzez postawę konsumpcyjną niszczy się nie tylko środowisko człowieka, ale także jego samego. Smutne. Przerażające.

Życie to sztuka wyboru

Nieliczni, którzy doznali „oświecenia” bywają nazywani dziwakami i odmieńcami. Bo nie wymieniają zeszłorocznego modelu (czegokolwiek) na przyszłoroczny, pomijając aktualny, gdyż za chwilę wyjdzie z mody. stannie drży, że zubożeje. William Shakespeare powiedział "Szczęśliwy biedak jest bogaczem, jednak I w górach skarbów znajdzie mroźną biedę, Kto nieustannie drży, że zubożeje." * Znamienny cytat.

Nikogo nie omijają życiowe trudności i problemy. Ale czy nie najtrudniejsze do zniesienia są kłopoty w które sami siebie wpędziliśmy? Czym innym jest praca ponad siły, gdy chodzi o zdrowie czy bezpieczeństwo ukochanej osoby, czym innym harowanie dla posiadania.

A przecież żyć taniej nie oznacza gorzej. No dobrze, od razu słyszę głosy, że tanie jedzenie powoduje raka i trzeba włożyć do gara drogie, ekologiczne produkty, żeby otrzymać dobry, zdrowy posiłek.

Owszem. Bo minimalizm nie polega na tym, że mamy jeść najtańsze produkty. W kontekście jedzenia bardzo sensownie zabrzmi – mniej znaczy więcej, inaczej mówiąc może mniej, a trochę drożej, żeby było zdrowiej? Nie można popadać z jednej skrajności w drugą. Przecież i tu są różne wyjścia, zamiast kupować drogie kiełki, samemu posiać rzeżuchę? Proste, łatwe, tanie i zdrowe.

We wszystkim trzeba zachować umiar.

Jeżeli kogoś nie stać na indywidualnego trenera, to przecież stać go na skakankę, albo kije do nordic walking. Uwaga, sprawdziłam, na dziś google na pierwszy rzut proponuje ceny od 21 do 400 zł… Teraz należałoby się wczytać, czy różnica w użytkowaniu jest równie duża.

W czasach gdy reklama nawołuje „sprawdź czy nie potrzebujesz?” jedno czego naprawdę potrzebujemy to zdrowy rozsądek.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama

reklama