Te słowa zapisałam jakiś czas temu. Oddawały to, co czułam i czego chciałam się uchwycić w momencie, gdy nie potrafiłam sobie wytłumaczyć samotności, a przede wszystkim bólu z nią związanego...
„Były chwile buntu i zniecierpliwienia, ale potem spokój wracał znowu (…); przekonanie, że to Najwyższy żąda tego czekania” – fragmentem z książki „Cień Ojca” Jana Dobraczyńskiego rozpoczyna swoje świadectwo Magdalena Białka.
Te słowa zapisałam jakiś czas temu. Oddawały to, co czułam i czego chciałam się uchwycić w momencie, gdy nie potrafiłam sobie wytłumaczyć samotności, a przede wszystkim bólu z nią związanego.
Czego żąda Najwyższy?
Trudno czasem usłyszeć, kiedy Bóg mówi, nawet wtedy, gdy usilnie tego pragniemy. Może czasem zbyt wiele pytań w moim życiu, spraw, które tak bardzo chciałabym zrozumieć…
Tym razem postanowiłam nie rozumieć. Usłyszawszy słowa Opata cystersów w filmie „Chryste ratuj!” podjęłam decyzję. Powiedziałam: Jezu – jeśli Ty chcesz – pojadę. I wyruszyłam do Krakowa, ponad 500 kilometrów, nocna podróż… Nad ranem byłam na miejscu. Całe moje życie byłam pełna dystansu do miejsc szczególnych, cudownych… Samo to słowo trąciło dla mnie dewocją… Coś jednak ostatnio się zmieniło…
Bo niby dlaczego nagle staram się o urlop w pracy i wyruszam na chwilę do Bazyliki Krzyża Świętego, by właśnie tam prosić, by właśnie tam powierzyć Jemu najważniejsze sprawy mojego życia. Nie rozumiałam dlaczego. Słowa Opata brzmiały:
„Gorąco zachęcam, aby przychodzić i modlić się i wpatrywać w Jego oblicze”.
„Tak, wierzę”
Najbardziej zwróciły moją uwagę te ostatnie „…wpatrywać się w Jego oblicze”. W piątek byłam na Mszy św. z homilią kardynała Franciszka Macharskiego. Pierwszy raz miałam okazję go posłuchać i zobaczyć… Wyglądał jak cień, kruchy, chwiejny, strudzony, a jednocześnie dostojny, pełen pokoju, zapatrzony w ludzkie twarze.
Mówił powoli, każde słowo osadzał w Słowie Bożym, a jednocześnie w życiu ludzkim – tym zwyczajnym, szarym, codziennym, zbolałym. Zapamiętałam tylko tyle i aż tyle – ilekroć Jezus sprawia cud, zawsze pyta o to samo – czy wierzysz? Pytanie to zapadło w moje serce. Odpowiedź zebranych „Tak, wierzę” pozostawiła drżenie… drżenie przed Świętością.
Po południu wybrałam się na Krakowski Rynek… na Bracką, by pochodzić w tym deszczu z Turnauowej piosenki… Myśli moje jednak pozostały przy Nowej Hucie, Klasztorze, Kaplicy Krzyża Świętego.
„Patrzyłam na Jego twarz”
Następnego dnia jakiś czas spędziłam na obserwowaniu Krzyża z daleka, patrzyłam na ludzi licznie przybywających, modlących się, przechodzących na kolanach wokół Krzyża… W sercu rosło we mnie zdziwienie i zdumienie zarazem.
W końcu sama znalazłam się naprzeciw wizerunku Ukrzyżowanego… Chrystus na Krzyżu, wokół liczne wota zawieszone jako ludzkie dziękczynienie… Długo klęczałam wpatrując się w Jego oblicze. Były słowa i było milczenie. Trwała Msza św. Patrzyłam na Jego twarz, szukałam Go… Powiedziałam Mu o wszystkich sprawach, z którymi przybyłam ufając, że On najlepiej zna moje serce. Trwałam przed Nim w milczeniu. Na myśl przyszły mi słowa psalmu „O Tobie mówi moje serce. Szukaj Jego oblicza! Szukam, o Panie Twojego oblicza; swego oblicza nie zakrywaj przede mną…”. Spoglądając na Chrystusową twarz, szukałam Jego spojrzenia, spojrzenia pełnego miłości, miłości Ojca… Dlaczego? Szukamy przecież zwykle tego, czego nie mamy… i zupełnie niespodziewanie zdałam sobie sprawę, że tęsknię za miłością, za tą miłością, której nie doświadczyłam w moim życiu, uświadomiłam sobie, że nie doświadczyłam prawdziwej miłości ojca.
„Słuchał mnie...”
I pozostałam w tej wymianie spojrzeń dłuższą chwilę… Patrzył na mnie, spoglądając z wysokości Krzyża. Cisza przepełniała moje serce, wokół śpiew zanoszonych modlitw do Jezusa Łaskawego w Mogilskim kościele… Tłoczący się ludzie, chcący ucałować relikwie Krzyża Świętego. I Jezus… zawsze ten sam, bez względu na miejsce. Obecny, słuchający, dający siebie.
Nie wiem dlaczego właśnie w tym czasie, w tym miejscu, w tłumie pielgrzymów byłam ja…, ale wiem, że Jezus miał dla mnie czas, wiem, że słuchał mnie, moich „nie wiem”. Wiem, że w tym tłumie widział każdego z osobna. Czego żądał? Chyba tylko jednego – zaufania i otwartego serca, gotowego przyjąć łaski, którymi On chce obdarować.
opr. aś/aś