Medytacje biblijne o duchowym wzrastaniu
Wydawnictwo Homo Dei
Kraków 2010
stron 180
ISBN 978-83-62579-02-0
Nasze życie duchowe może rozwijać się dopiero wtedy, gdy zdamy się na działanie Ducha Świętego. Autor prezentując biblijne postacie przekonuje nas, że na Boże zaproszenie może odpowiedzieć każdy z nas, człowiek z krwi i kości, a nie jakiś ideał. Książka prowadzi czytelnika przez pięć poziomów w rozwoju życia duchowego do osiągnięcia obfitości Bożej łaski.
Spis treści |
---|
Przedmowa |
I. „WEZWAŁEM CIĘ PO IMIENIU” (Iz 43, 1) |
O wartości życia |
Do czego jestem powołany? Eliasz (1 Krl 17) |
Zerwanie z pochodzeniem i rodziną. Abram i Sara (Rdz 12, 1–10) |
Jak krzew gorejący płonie moja dusza. Mojżesz (Wj 3, 1–6) |
Sztuka obchodzenia się z czasem. Szymon (Łk 5, 1–11) |
II. „JESTEM TAM, GDZIE TY JESTEŚ” (Wj 3, 14) |
O wizerunkach Boga i doświadczeniach Jego obecności |
Gdy Bóg mnie rani. Jakub (Rdz 32, 23 – 33, 4) |
O złotych cielcach i innych bożkach. Izrael na pustyni (Wj 32, 1–6.15–20) |
Bóg mówi dziwnym językiem. Eliasz (1 Krl 19, 9–13) |
Bóg mówi dziwnym językiem. Eliasz (1 Krl 19, 9–13) |
III. „MÓWIĘ CI: WSTAŃ!” (Mk 2, 11) |
O uzdrawiających słowach i spotkaniach |
O brzemieniu i szansie melancholii. Eliasz (1 Krl 19, 1–11a) |
Wszystko to, co we mnie tkwi. Ojciec i dwóch synów (Łk 15, 1–3. 11–32) |
Język Jezusa jest szokująco-uzdrawiający. Jezus i kobieta cudzołożna (J 8, 1–11) |
Aby oczy serca zostały uzdrowione. Jezus i niewidomy (J 9, 1–41) |
IV. „UCZYNIĘ MU ZATEM ODPOWIEDNIĄ DLA NIEGO POMOC” (Rdz 2, 18) |
O życiu w związku |
Rywalizacja i zazdrość. Saraj i Hagar (Rdz 16, 1–16) |
Stopnie miłości. Jezus i uczniowie (Mk 9, 30–37) |
Drzazga czy belka. Dwaj bracia (Łk 6, 39–45) |
O szansie tkwiącej w rozmowie. Jezus i Nikodem (J 3, 1–13) |
V. „OTO UDAJE SIĘ PRZED WAMI” (Mt 28, 7) |
O wizjach i odejściach |
Stawiajcie opór rezygnacji! Zwiadowcy (Lb 13, 1–30) |
Wizje o Królestwie Bożym. Pustynia (Wj), ziarnko gorczycy (Mt 13, 31n) i poszukiwacz skarbów (Mt 13, 44) |
Nie potrafię wiele zmienić, przemienić może się wszystko. Jezus i świadkowie Przemienienia (Mk 9, 2–13) |
W największym kryzysie powstaje siła „mimo to”. Józef z Arymatei (Łk 23, 50–56) |
fragment książki:
Jonasz (Jon 3, 5–11)
Na pierwszy rzut oka wygląda to tak, jakby Jonasz był tchórzem. Tak jakby chciał wymigać się od trudnego polecenia udania się do Niniwy i wezwania tamtejszych mieszkańców do nawrócenia. Lecz to nie tak. Jonasz nie jest tchórzliwy. Jonasz jest rozczarowany i wściekły na Jahwe. Nie może sobie poradzić z tym, że Bóg wprawdzie wciąż grozi karą, lecz potem znowu zsyła łaskę, zamiast egzekwować prawo. Jonasz doświadcza tego, że Jahwe stale i wciąż odstępuje od swoich zasad. To nie pasuje do jego wyobrażenia o sprawiedliwym Bogu. Jonasz po prostu nie może tego znieść. Dopiero na sam koniec tej historii Jonasz otwarcie ujawnia powody swej ucieczki:
„Proszę, Panie, czy nie to właśnie miałem na myśli, będąc jeszcze w moim kraju? Dlatego postanowiłem uciec do Tarszisz, bo wiem, żeś Ty jest Bóg łagodny i miłosierny, cierpliwy i pełen łaskawości, litujący się nad niedolą” (Jon 4, 2).
Mam wrażenie, że jestem w samym środku tej historii. Znam to dręczące pytanie, czy Bóg rzeczywiście jest sprawiedliwy. Dlaczego dopuszcza, że niespodziewanie zachorowałem? Dlaczego, skoro przecież tak się męczę i staram się żyć zgodnie z Jego wolą? Dlaczego dobrze powodzi się tym, których Bóg wcale nie obchodzi, którzy biorą sobie z życia, co tylko się da? Doprawdy, czyż to nie jest tak okropne, że chciałoby się uciec?
W każdym razie Jonasz ucieka. Chce udać się do Tarszisz, „daleko od Pana” (Jon 1, 3). Wie, że Bóg przybędzie za nim, ale stara się o tym nie myśleć. Ukrywa się w głębi statku i zasypia snem sprawiedliwego. Nawet wiatr o sile dwunastu stopni nie jest w stanie go zbudzić. Ludzie, którzy wcale nie znają Jahwe, potrząsają nim gwałtownie i konfrontują go z prawdą, że Bóg nie zostawi go w spokoju nawet tutaj, na pełnym morzu. Wtedy Jonasz ucieka po raz drugi. Chce uciec przed własnym życiem i mówi: „Weźcie mnie i rzućcie w morze” (Jon 1, 12).
Ta prośba nie pochodzi z jego serca gotowego do bohaterskiego męczeństwa czy poświęcenia dla bliźnich. Jonasz mówi i działa pod wpływem szczerego zwątpienia. W swoim ściśle ustalonym rozumieniu sprawiedliwości potrafi tylko wierzyć w Boga, który karze za winę. Czuje, że teraz on sam uwikłał się w winę, i również dla siebie nie potrafi przyjąć miłosierdzia. Każde wykroczenie – tak myśli – musi zostać ukarane i jeśli nie uczyni tego Bóg, to zadba o to on sam, Jonasz.
Jego zdecydowanie, by zostać wrzuconym do morza, jest czystym samosądem. Jonasz nie chce już więcej mieć do czynienia z Bogiem życia. Więcej jeszcze, myśl o „dobrym” Bogu czyni go ze wszech miar rozgniewanym. Dlatego odbiera sobie życie.
Jonasz ma szczęście w nieszczęściu. Doświadcza czegoś zupełnie szalonego. Bóg nie wdaje się w autodestrukcyjną logikę ludzką. Dla Niego sprawiedliwość nie jest zadaniem matematycznym, dodawaniem winy, która może zostać wyrównana tylko za pomocą kary.
Jonasz musi się nauczyć, że będąc człowiekiem, wcale nie potrafi być sprawiedliwym. Jeśli stawia sobie samemu takie wymaganie, wplątuje się tylko w nową winę. Czym jest ryba, która połyka Jonasza? Czy to pochłaniający go potwór? A może niosący ratunek znak zwiastujący nowe życie? Symbol pierwotnej tęsknoty za poczuciem bezpieczeństwa? Obraz ten dopuszcza wiele interpretacji.
Jonasz nie może spać w brzuchu ryby. Jest rozbudzony. I zaczyna znowu rozmawiać ze swoim Bogiem. Jonasz przeczuwa, że Jahwe nie jest jakimś małostkowym księgowym, który wylicza człowiekowi jego błędy, a potem go zostawia. Dotychczasowy obraz Boga, jaki miał Jonasz, zachwiał się. Na własnej skórze odczuwa, że Bóg nawet jemu chce podarować przebaczenie i dać nową szansę. Jemu, który tak bardzo uwikłał się w winę i chciał odebrać sobie życie.
Jonasz uczy się na nowo modlitwy. Jego przekora przeradza się w tęsknotę. I tak rozpoczyna się proces wewnętrznego uzdrowienia. Sądzenie, że historia ta skończyła się szczęśliwie, jest mocno chybione. Doświadczenie bycia w brzuchu ryby dało Jonaszowi oparcie. Znajduje znowu grunt pod stopami. Lecz narrator dobrze wie, że Jonasz znowu popadnie w ten sam problem. Podstawowym grzechem jest nieufność wobec Boga, która stale i wciąż zakrada się do serca człowieka. Jonasz wciąż musi wyruszać w drogę nawrócenia.
W biblijnym opowiadaniu Jonasz rzeczywiście udaje się do Niniwy i wzywa do pokuty. Ku jego zdziwieniu ludzie rozumieją, jak się rzeczy mają. Zarówno król, jak i lud są rozsądni. Odwracają się od zła i Bóg oszczędza im kary, jaką im groził.
Wtedy na nowo budzi się w Jonaszu dawna nieufność. Mimo że na własnej skórze doświadczył przebaczającej miłości Boga, broni się przed nią. Znowu pojawia się w nim dawna pokusa i tak udaje się na pustynię zniechęcony do życia, i prosi Boga: „Teraz, Panie, zabierz, proszę, duszę moją ode mnie, albowiem lepsza dla mnie śmierć niż życie” (Jon 4, 3).
W Jonaszu odbija się niczym w zwierciadle paradoks ludzkich zachowań. Na to, czego z głębi serca pragniemy, często sami sobie nie pozwalamy. Szukamy udanych związków, chcemy zrozumieć i być rozumiani, chcemy dotykać głębi czyjegoś wnętrza i sami zostać tak dotknięci. Lecz właśnie tego się najbardziej boimy i wycofujemy się przy najmniejszej przeszkodzie, uciekając w izolację. Szukamy prawdziwego doświadczenia Boga, takiego, na którym będziemy mogli się oprzeć, które obdarzy nas radością życia. Ale cofamy się akurat wtedy, gdy Bóg się do nas zbliża.
Św. Paweł mówi tak: „Nie czynię bowiem dobra, którego chcę, ale czynię to zło, którego nie chcę” (Rz 7, 19). Człowiek przez całe życie walczy z sobą. I przez całe życie walczy też z Bogiem. Znajduje się w strefie napięcia pomiędzy zaufaniem a lękiem. Czasem w jego sercu panuje lęk, że w poświęcaniu się zatraci samego siebie. Jednak czasem większa jest wiara.
Historia Jonasza pokazuje, że w tej walce Bóg nie pozostawia człowieka samego. W historii wiary demoniczne obrazy Boga przestają panować, tracą znaczenie i giną. Rozbłyska jaśniejące oblicze Boga przyjaznego ludziom.
opr. aś/aś