Tylko pozwalając komuś na bycie sobą, możemy dostrzec jego piękno, nawet jeśli wymaga to od nas przełamania naszych barier.
Mądrość płynąca z przyrody jest nieoceniona. Choć człowiek nieustannie próbuje przejąć nad nią kontrolę, z lepszym lub gorszym skutkiem, to przyznać trzeba, że w jej obliczu stajemy ciągle w roli ucznia.
Tegoroczna zima pokazała właściwe sobie oblicze. Silny mróz, obfite opady śniegu, wszechogarniająca biel... Służby ruszyły do walki o uzdrowienie paraliżu miasta. Mimo ich starań, autobusy nie kursowały, miasto stanęło w korkach, a na przedmieściach ustawiły się tiry, mające czasowy zakaz wjazdu do aglomeracji.
Wyobrażam sobie myśli uwięzionych w tym chaosie ludzi - po co ta zima, kiedy wreszcie będzie wiosna, czy musi tak padać? Najchętniej z zimy zrobilibyśmy taką „jesieniowiosnę”. Żeby padało, ale tak trochę, symbolicznie, co by można było coś wspomnieć o „białych świętach”. Z mrozem to też bez przesady, bo znów ciężko będzie uruchomić auto i ubrać się trudniej... No i te poranne skrobanie szyby i przestępowanie z nogi na nogę na przystanku. Mamy własną „lepszą” wizję zimy, która byłaby mniej uciążliwa i nie robiła tyle problemów w naszym codziennym poukładanym życiu. Nie ma się co dziwić. Od naszego Stwórcy przejęliśmy pragnienie do tworzenia. Rzecz w tym, że Jemu idzie to lepiej niż nam, z czym nie zawsze potrafimy się pogodzić.
Spójrzmy na nasze przedmioty codziennego użytku. Tu nie jest najgorzej. Samochody nauczyliśmy już parkowania, wiedzą kiedy pada deszcz i kiedy robi się ciemno. Potrafimy dogadać się z nimi o której będziemy chcieli jechać, żeby zdążyły wcześniej nagrzać swoje wnętrze. Telefony to w ogóle osobna kwestia, niedługo będą mądrzejsze od nas. Wiedzą kiedy nas obudzić, ile powinniśmy spać, potrafią motywować do rozwoju i śledzą nasz postęp. I wszystko jest w porządku dopóki tej logiki nie próbujemy wdrażać do wszystkich aspektów naszego życia.
Musimy przyjąć, że nie wszystko możemy mieć w pakiecie i nie wszystko musi być po naszej myśli. Zrozumiałem to, kiedy wybrałem się na spacer następnego dnia po silnej śnieżycy. Mroźne powietrze natychmiast orzeźwiło umysł, a skóra twarzy poczuła lekkie napięcie. Ruszyłem przed siebie w nieskazitelną, wszechogarniającą biel. Śnieg był wszędzie, na dachach, na drzewach, przykrył samochody, ławki. Zachwyciłem się tym pięknem. Idąc przez dobrze mi znane blokowiska, których estetyka nie porywa mnie zbytnio, nie mogłem uwierzyć jak bardzo zmienił się ich krajobraz. Widziałem jak samochody z trudem poruszały się po ulicy i ich smutnych właścicieli patrzących tępo przed siebie w zderzak kolejnego samochodu, a wokół nich działo się piękno. Zmienił się świat. Zima pokazała to jaką jest. Czy potrafimy pokochać ją wybaczając jednocześnie wszystkie trudności jakie za sobą niesie?
Zastanówmy się czy na otaczających nas ludzi nie patrzymy w podobnym kluczu. Kiedy mówisz komuś „twój kierunek studiów jest mało przyszłościowy”, „źle wychowujesz swoje dziecko”, „nie wypada, żebyś postępował w ten sposób” o czym wtedy myślisz? Czy wypowiadając te słowa naprawdę kierujesz się miłością? A może to próba uformowania kogoś tak, by pasował do twojej wizji świata? Idąc przez śniegowe zaspy zrozumiałem jedno. Tylko pozwalając komuś na bycie sobą, możemy dostrzec jego piękno, nawet jeśli wymaga to od nas przełamania naszych barier. Kiedy sami tego nie czujemy, zaufajmy Bogu, zachwyćmy się jego dziełem, bo On widział, że to jest dobre.
opr. ac/ac