Adwentowe rozważania "Rekolekcje dla spóźnialskich" (3)
Bóg stał się człowiekiem po to, by mnie upewnić,
że moje życie jest bezcenne.
Skoro Bóg z miłości do mnie staje się człowiekiem, to znaczy, że ja — człowiek-jestem bezcenny w Jego oczach. Bóg zapragnął mojego istnienia. Cieszy się mną! Jestem potrzebny światu. Potrafię przyjmować miłość i mogę kochać. Mogę. Mam taką możliwość, gdyż Bóg obdarzył mnie nie tylko świadomością, ale też wolnością. Wolny to ktoś, kto może naprawdę kochać. Bóg dał mi prawdziwą wolność. Aż tak prawdziwą, że nie odbiera jej nawet wtedy, gdy Go krzywdzę. Bóg nie odebrał wolności nawet tym, którzy przybili do krzyża Jego Syna. Moja wolność jest aż tak prawdziwa, że to ja decyduję nie tylko o moim życiu doczesnym, ale także o moim losie wiecznym.
Prawdziwa wolność wiąże się jednak z prawdziwą odpowiedzialnością. Wolność oderwana od odpowiedzialności byłaby wolnością pozorną, podobnie jak pozorne byłoby poznanie oderwane od rzeczywistości. Już na początku naszej historii Bóg upewnił nas o tym, że daje nam prawdziwą wolność. Najprawdziwszą! Powiedział o tym wprost: Patrz! Kładę przed tobą drogę błogosławieństwa i życia, drogę przekleństwa i śmierci. Patrz i wybieraj! Być wolnym to być zdolnym do wybierania między błogosławieństwem i życiem a przekleństwem i śmiercią. Moja wolność nie przejawia się tylko w jakiś drugorzędnych decyzjach. Przejawia się także w tym, co decyduje o całym moim losie.
Bóg mi wyjaśnia, że mądrze mogę wybierać jedynie wtedy, gdy najpierw patrzę. Gdy nie gapię się, ale gdy patrzę rozumnie! Jeśli nie patrzę, jeśli nie myślę realistycznie, jeśli nie wyciągam wniosków z moich błędów i cierpień oraz z błędów i cierpień innych ludzi, jeśli zamiast patrzeć i myśleć — gapię się i bezkrytycznie wybieram to, co łatwiejsze zamiast tego, co wartościowsze, wtedy wchodzę na drogę naiwności, cierpienia, uzależnień, grzechu, a nawet przekleństwa. Wtedy niszczę skarb mojego życia.
Bóg o tym wie i dlatego daje mi drogowskazy, które ułatwiają mi mądre patrzenie i rozsądne decydowanie. Te drogowskazy to najpierw moje sumienie i moja wrażliwość moralna. Ale takie drogowskazy mogę wypaczyć, gdyż one są we mnie, a ja mam władzę manipulowania wszystkim, co jest we mnie. Potrafię krzywdzić samego siebie. Potrafię popadać w śmiertelne uzależnienia i rozpacz. Potrafię oszukiwać samego siebie, czyli uciekać od prawdy o moich błędach po to, by zapomnieć o ich bolesnych skutkach. Właśnie dlatego Bóg dał mi także drogowskazy zewnętrzne. Mogę ich nie respektować, bo jestem naprawdę wolny. Ale nie mogę sprawić, że przestaną istnieć. Te drogowskazy to Boże przykazania. One wskazują początek drogi błogosławieństwa.
Każde z przykazań chroni mnie przed wyrządzaniem krzywdy: sobie i bliźniemu. Nie stawiaj niczego i nikogo w miejsce Boga. Nie krzywdź twoich bliskich. Nie zabijaj. Nie cudzołóż. Nie kradnij. Nie kłam. Nie pożądaj! Ale to dopiero początek drogi błogosławieństwa. Pełnię tej drogi wskazują trzy przykazania miłości: Kochaj! Kochaj Boga nade wszystko! Kochaj samego siebie! I kochaj bliźniego! I siebie, i bliźniego aż tak mocno i wiernie, jak Chrystusa nas pierwszy pokochał.
Jan Chrzciciel wzywał swoich rodaków do tego, by pokutowali i nawracali się. A Jezus wzywa każdego z nas do czegoś więcej. Wzywa nas do tego, byśmy kochali i doświadczali radości. Jego radości, bo radości innej niż Jego nie ma. Podobnie jak nie ma innej niż Jego miłości. Zło zwycięża się dobrem, a największym dobrem jest miłość. Nawracać się to uczyć się kochać. Nic mniej! Nawracać się to kochać dzisiaj bardziej niż wczoraj. To stawać się przyjacielem Boga i ludzi. A przyjaciel to ktoś, kto nie chce cieszyć się swoim istnieniem dopóki mnie każdego dnia od nowa nie upewni, że kocha. Być uczniem Chrystusa to czynić dobro wytrwale i mężnie. To nie poddawać się zniechęceniu, oporowi z zewnątrz, ani własnej słabości. To wytrwać w miłości Chrystusa do końca doczesności!
opr. mg/mg