Jezu, radości moja

Fragmenty książki "By życie nie było smutne. Cieszyć się każdą chwilą"

Jezu, radości moja

Anselm Grün OSB

By życie nie było smutne. Cieszyć się każdą chwilą

ISBN: 978-83-60703-90-8

wyd.: Wydawnictwo SALWATOR 2008



Jezu, radości moja

Kiedy czytam słowa św. Jana o radości, zawszę myślę o motecie Bacha: „Jezu, radości moja”, który skomponował na pogrzeb wdowy w 1723 roku. Opracował przy tym pieśń kościelną Johanna Francka z roku 1653, która brzmi:

Jezu, radości moja, rozkoszy serca mojego,

Jezu, ozdobo moja:

Ach, jak długo serce się lęka

I pragnie ciebie!

Baranku Boży, mój oblubieńcu,

Poza Tobą na tej ziemi

Niech nic innego nie będzie mi milsze.

Bach kazał śpiewać pieśń przy otwartym grobie. Śmierć jest ostatnią stacją ponownego narodzenia się do życia wiecznego, którym obdarzył nas Chrystus przez swoje Słowo i miłość. Jeśli ten motet Bacha nadal wywiera wielką siłę na słuchaczu, to pokazuje tęsknotę za radością, która dotyczy dzisiaj wielu ludzi, która jest inna niż małe radości dnia codziennego. Musi istnieć jeszcze inna radość, Jezus musi być powodem mojej radości, radości, która przetrwa nawet śmierć. Ten powód naszej radości opiewany jest w wielu pieśniach kościelnych, przede wszystkim w pieśniach pochodzących z czasu wojny trzydziestoletniej. Najwyraźniej właśnie w tym czasie radość była szczególnie ważnym środkiem leczniczym dla ludzi. W pieśni Christiana Keimanna z roku 1646 znajdujemy słowa:

Cieszcie się wszyscy chrześcijanie,

niech cieszy się każdy, kto może;

Bóg wiele w nas uczynił.

Radujcie się z całego serca,

Że tak nas uczcił

I wziął za przyjaciół swoich.

Radość, radość nad radości:

Chrystus sprzeciwił się wszelkiemu cierpieniu.

Rozkoszy, rozkoszy nad rozkoszami:

Chrystus jest bożym blaskiem.

Dla mnie modlitwa serca jest drogą, na której wyczuwam Jezusa jako moją radość, której od czasu do czasu mogę doświadczyć. Kiedy siedzę przed ikoną przedstawiającą Chrystusa i słowa modlitwy Jezusa połączę z moim oddechem: „Panie Jezu Chryste, Synu Boga, zmiłuj się nade mną”, wtedy wyobrażam sobie, jak Jezus mieszka w moim sercu i razem z nim radość. I wiem, że Jezus jest we mnie radością, której nikt nie może mi odebrać. Każdego ranka, kiedy medytuję, dotykam mojego źródła radości, które nie może zostać przytłumione konfliktami dnia codziennego. Bo ta radość leży o wiele głębiej. Ale jest to zupełnie cicha radość, która nie wyraża się ekstatycznie.

Cicha radość
przed ikoną przedstawiającą Chrystusa.

W tej radości nie mogę powiedzieć, z czego się cieszę. Jest to po prostu doświadczenie radości. Wewnętrzne miejsce, w którym Chrystus mieszka we mnie, jest jednocześnie miejscem radości. Jest to jakość lekkości i przestrzeni, wesołości i pokoju, jasności i zgodności. Kiedy po medytacji idę na uroczystość Eucharystii, to mam uczucie, że to miejsce radości noszę w sobie i że moim zadaniem jest tę wewnętrzną radość przenieść do codziennych rozmów i spotkań. Czuję też, że muszę chronić tę wewnętrzną radość, ponieważ zbyt szybko chowa się ona pod złością na to czy tamto niepowodzenie. Zbyt szybko radość może się rozwiać i zmienić w uczucie zgorzkniałości z powodu rozczarowań, które przynosi życie. Radość wymaga troski, żeby nie została przytłumiona negatywnymi emocjami, na które jestem narażony podczas wielu rozmów. I czasami doświadczam tego jako walki o władzę toczącą się między radością, która jest we mnie, a przygnębieniem, które wychodzi mi naprzeciw w rozmowie. Czy pozwolę się zarazić destruktywnymi uczuciami tej drugiej osoby, czy raczej uda mi się utrzymać w sobie radość i przekazać jej iskrę drugiej osobie?

opr. aw/aw

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama