W zadumie nad kapłaństwem bł. ks. M. Sopoćki
Pomimo wielkiego postępu nauki i techniki, działalności setek organizacji humanitarnych, docierają do nas wciąż nowe i wstrząsające informacje o okrutnych wojnach, przestępstwach i poniżaniu godności człowieka. Wobec tych faktów przychodzi na myśl scena z Makbeta Szekspira, kiedy to żona tytułowego bohatera, mająca na sumieniu niejedną zbrodnię, nie mogąc spać w nocy, chodzi po pokoju i pociera ręce, jakby chciała z nich zetrzeć krew. Wezwano lekarza, a ten popatrzył na nią i powiedział: „Nie lekarza, lecz księdza tu potrzeba”. W naszym świecie, w którym tyle terroryzmu, zbrodni i niesprawiedliwości, potrzeba właśnie księdza; potrzeba jego rąk, jego serca, jego entuzjazmu. Dlaczego? To kapłan będący narzędziem Chrystusa jest siewcą pokoju, przyczynia się najpełniej do prawdziwego dobra i szczęścia człowieka; prowadzi do Chrystusa, który daje światło i moc do lepszego, godnego życia. Takich kapłanów — świętych, radosnych, pełnych zaangażowania i poświęcenia, otwartych na każdego człowieka — potrzebuje współczesny świat.
Do każdej świętości, również kapłańskiej trzeba dorastać — ona nie pojawia się nagle, jest owocem całego życia, często przebytego w trudzie i cierpieniu. Mamy w naszym narodzie wielu kapłanów, którzy są wzorami miłości do Chrystusa i bliźniego — Jan Paweł II, Stefan Wyszyński, Zygmunt Szczęsny Feliński, Jerzy Popiełuszko, i oczywiście, Michał Sopoćko. Wszyscy w różnym czasie, na różnych miejscach i na różnych płaszczyznach służyli Chrystusowi i Kościołowi. Na kapłaństwo wielu z nich, zwłaszcza bł. Michała duży wpływ miała religijna atmosfera panująca w domu, która zrodziła w nim, jak sam później wspominał, pragnienie poświęcenia się służbie Bożej. Chociaż niełatwa to była droga Bóg sam nad nim czuwał posyłając w odpowiednim czasie osoby, które kształtowały w nim ducha ofiarności i męstwa. Po latach we Wspomnieniach tak o tym pisał: „To miłosierna Opatrzność stawiała na mojej drodze idealnych kapłanów, będących po dziś dzień niedościgłym wzorem — a przede wszystkim sprawiła, iż poznałem Józefa Zmitrowicza i Jadwigę Waltz, którzy w najkrytyczniejszym momencie podali mi rękę i ułatwili najbliższe przygotowanie i wstąpienie do Seminarium Duchownego, gdzie równocześnie znalazłem wzorowych wychowawców i profesorów. Za to «Misericordiam Dei In aeternum cantabo»”.
„Gdy będą święci kapłani, to święte będą rodziny i święty będzie świat!” (bł. Matka Teresa). W takim ujęciu posługa kapłańska prof. Sopoćki koncentrowała się na odnajdywaniu Jezusa Miłosiernego w Eucharystii, sakramencie pokuty oraz wychowywaniu i prowadzeniu innych do źródeł miłosierdzia. W ten sposób ukazywał największy posiadany Skarb — Jezusa Miłosiernego. „Kluczem do zrozumienia osobowości i posłannictwa bł. ks. Michała Sopoćki jest fakt, że po prostu całym swoim życiem «opiewał miłosierdzie Pańskie». Stał się sługą tego miłosierdzia” (ks. kard. St. Dziwisz). Choć był różnie nazywany — ksiądz, kapelan, duszpasterz, ojciec, kierownik duchowny, a wszyscy spotykający się z nim oczekiwali, by był ekspertem od spraw duchowych, od Boga. Jak nikt inny miał wgląd w duszę ludzką, pachniał jak mało kto cudzym grzechem, a zarazem pragnieniem nieba. Był głupcem w oczach świata, a będąc na świeczniku wszyscy mieli do niego prawo. Jednocześnie miał też świadomość, że bez zaplecza modlitewnego nigdy nie stanie się świętym, na miarę Serca Jezusowego kapłanem. Stąd receptę na świętość, nie tylko kapłańską tak zdefiniował: „Jedynym aktem skutecznym, do którego jesteśmy zdolni, jest modlitwa. W tej czynnej bierności wszystko się przygotowuje, wszystko się decyduje, wszystko wypracowuje. Niebo będzie odmawianiem «Ojcze nasz»”. Dla niego kapłaństwo było wielkim darem i niepojętą tajemnicą, życiem, które każdego dnia prowadziło do odkrywaniem tego daru i wchodzeniem coraz głębiej w tę tajemnicę.
Ksiądz Michał należał do grona tych, którzy odczuwali duszność świata i pytań, na które nie widać odpowiedzi i mają świadomość, że zostali stworzeni do czegoś „więcej” i „bardziej”. I chociaż ciągle będą gorliwi głosiciele „dróg do nikąd” i zachwyceni „zjadaczem chleba” to życie takich osób jak nasz błogosławiony będzie świadczyć, że jednak warto z takiego wirtualnego świata wyrywać się do tego, aby osiąść w cieniu promieni Miłosiernego — najpełniejszej ikony Boga. Sam Jezus zaprosił ks. Michała, aby idąc za Nim należał do Jego — Jezusowej Ligi Mistrzów (czytaj — świętych) i niezależnie od tego co robi, kim jest, gdzie pracuje żył zgodnie z Ewangelią. Jego pierwszym treningiem była więc troska o modlitwę oraz o czytanie i rozważanie Słowa Bożego. Wiedział, że tylko wtedy może trwać w bliskości z Chrystusem i tylko wtedy może zwycięsko przetrwać wszystkie trudne wydarzenia. Ta bliskość Boga owocowała w każdym spotkaniu, przy każdej rozmowie. O takim niezwykłym spotkaniu z ks. Michałem w jednym z wywiadów opowiadał ks. J. Twardowski: „Wcześniej zupełnie sobie nieznani, od pierwszych zdań staliśmy się sobie bliscy. Spotkałem świadka Bożego Miłosierdzia (...) zrobił na mnie ogromne wrażenie. Był niezwykły, a samo spotkanie niecodzienne. Chciałem, aby był moim spowiednikiem”.
Błogosławiony chętnie dzielił się swym doświadczeniem życiowym i zdobytą wiedzą. Innych zdumiewał znajomością ciągle rozwijającej się nauki teologicznej, a także spraw bieżących i problemów z życia kościelnego i religijnego. Budował swą dojrzałą postawę kapłańską, prostotą i pokorą. Do końca życia zachęcał spotykanych kapłanów do rzetelnego zaangażowania w służbę Bożą i osobistą formację duchową, służył radą, duchową pomocą jako wytrawny kierownik duchowy oraz wiedzą i kapłańskim doświadczeniem. Jednak najwięcej wysiłków poświęcił idei Miłosierdzia Bożego. Dla niej zniósł wiele przykrości i dla niej też niewątpliwie wiele wycierpiał. Spotykanym kapłanom z niezłomnym przekonaniem, ale i wielką pokorą ukazywał istotę kultu Miłosierdzia Bożego, które polecał jako środek do przezwyciężania niedoli świata. Sięgając do wspomnień kard. H. Gulbinowicz tak go opisuje: „Ks. M. Sopoćko był człowiekiem spokojnym i taktownym (...) przy każdym spotkaniu pytał, czy opowiadam ludziom o Bożym Miłosierdziu (...) on wierzył od początku do końca swojej służby w Boga, który objawił swoje miłosierdzie dla całego świata”. Podobną opinię wyraziła Matka Józefa Misarko, pamiętająca Jego troskę o nowopowstałe Zgromadzenie Sióstr Jezusa Miłosiernego: „Ojciec Michał w całej swej postawie był bardzo ciepły i ojcowski (...) przewodnim tematem zawsze była sprawa kultu Miłosierdzia Bożego, rozwój duchowy oraz zawierzenie i zaufanie Bogu”.
W osobie ks. Michała odnajdujemy wzór kapłana, którego każdy z nas szuka; który byłby świadkiem wówczas, gdy narzeczeni chcą się publicznie przyznać do swej miłości; gdy cierpiący bracia pragną w Bogu szukać pocieszenia, uzdrowienia oraz mocy do pokonania cielesnej słabości, także wówczas, gdy pośród żalu i pośmiertnego bólu z oczyma pełnymi łez wołają o nadzieję życia wiecznego, szukamy kapłana, jako zwiastuna prawdy o Zmartwychwstaniu. I cieszy fakt, że jest wielu młodych ludzi gotowych naśladować świętość bł. Michała, co chcą oddawać swoje życie służbie najbardziej potrzebującym miłosierdzia materialnego i duchowego. Dzięki nim po dziś dzień żyje dzieło ks. Michała. „Błogosławiony ks. Michał Sopoćko jest dla nas wszystkich wzorem cierpliwego, gorliwego i wiernego kapłana. Całkowite poddanie się woli Bożej, uczyniło z niego doskonałe narzędzie w ręku Pańskim. Chodzi tu zarówno o wychowanie młodych kleryków w seminarium, bycie ojcem duchownym, kapelanem wojskowym i młodzieżowym, jak i o założenie Zgromadzenia Sióstr Jezusa Miłosiernego. Wszystkie te posługi powierzone przez Pana, wykonał z wielką gorliwością i pokorą” (ks. kard. A.J. Backis).
Znam historię życia pewnej kobiety, która gdy była młoda, prosiła Boga, aby dał jej dobrego męża, gromadkę wspaniałych dzieci i dom z pięknym ogrodem. Nie otrzymała nic z tego o co prosiła. Zachorowała, okazało się, że nigdy nie będzie mogła mieć potomstwa, dlatego też nie wyszła za mąż. Całe swoje życie poświęciła modlitwie w intencji kapłanów, ofiarowując za nich swoje cierpienia. Gdy umierała w Wielki Czwartek, była bardzo szczęśliwa, że Bóg prowadził ją inną drogą niż ona sama sobie zaplanowała. Odchodziła ze świadomością dobrze przeżytego życia, oddanego kapłanom; tu na ziemi „alter Christi”.
Ogłaszając Rok Kapłański papież Benedykt XVI powiedział: „Bez ich posługi nie byłoby Eucharystii, misji i samego Kościoła”. Ten święty dar Chrystusowego kapłaństwa przechowywany jest w „naczyniach glinianych”, a jego moc pochodzi od samego Chrystusa, a nie od człowieka. Jezus podczas ostatniej Wieczerzy patrzył na te gliniane naczynia swoich przyjaciół, wiedząc, który go zdradzi, który zaśnie, zamiast czuwać przy udręczonym Mistrzu, kto się Go zaprze, kto ucieknie,... Był realistą, ale kochał ich. Im powierzył sprawowanie Eucharystii i moc odpuszczania grzechów. Ta godność kapłaństwa udzielonego człowiekowi jest czymś trudnym do ogarnięcia. Patrząc często na postać napotkanego kapłana, dostrzegamy często sprawnego organizatora, dobrego kaznodzieję, budowniczego kościoła, utalentowanego katechetę, obrotnego finansistę, właściciela samochodu,... często nie widać tej nadprzyrodzonej charyzmy, którą został obdarzony, tego namaszczenia „z wysoka”. Dlatego z naszej strony konieczne jest stałe szturmowanie nieba o kapłanów i za kapłanów, szczególnie za wstawiennictwem bł. ks. Michała.
Mimo, że już sporo lat upłynęło od śmierci ks. Michała, dzięki beatyfikacji pamięć o tym kapłanie jest wciąż żywa i aktualna, a co za tym idzie rozwija się też coraz bardziej dzieło Miłosierdzia, któremu się poświęcił. Słowa Pana Jezusa wypowiedziane do św. Faustyny są najpiękniejszą puentą jego życia: „Tyle koron będzie w koronie jego, ile dusz się zbawi przez dzieło to. Nie za pomyślność w pracy, ale za cierpienie nagradzam” (Dz. 90). Święty kapłan to skarb Kościoła, duma Boga i wielkie szczęście ludzi, którzy mogą go spotkać. Czasem wystarczy jedno krótkie spotkanie z takim kapłanem, by człowiek odnalazł ewangeliczną drogę i wędrował dalej wiedząc, że jest ona rzeczywistością, bo spotkał na niej autentycznego przewodnika. Takich kapłanów nam potrzeba!
opr. aw/aw
(obraz) |