List osoby świeckiej napisany na uroczystość święceń kapłańskich
Pierwotnym powodem kapłaństwa jest ofiara dziękczynna składana Bogu. Trzeba dziękować, bo wielki Bóg zechciał nas stworzyć i ukochać. Trzeba kapłana, aby złączył rzeczywistość bóstwa z rzeczywistością człowieczeństwa (a przepaść jest ogromna). Przez grzech wyraziła się w całej ostrości przepaść między Bogiem a człowiekiem. Człowiek zgrzeszył. Dokonało się coś strasznego, przerażającego i potwornie smutnego. Powodem bezpośrednim kapłaństwa jest Miłość, bowiem Bóg, który jest miłosierny i sprawiedliwy dopuszcza ofiarę za grzech. Ofiarę składa kapłan. Cudowne jest też to, że kapłan może to zrobić nie tylko za swój grzech, ale za cudzy. Niezmiernie miłosierny Pan dopuszcza, że ktoś inny płaci za winy. Tak czyni się z miłości.
Już w Izraelu Bóg wybrał ród Lewiego na swoich kapłanów, czyli tych, którzy za lud będą składać ofiary przebłagalne. Hiob składał ofiarę za swoich synów na wszelki wypadek, gdyby grzech obciążał ich konto. Jasno to ostatnio zobaczyłam, że tylko ktoś bezgrzeszny, bez zmazy, bez pęknięcia, jakie powoduje nieposłuszeństwo Bogu, tylko Taki Ktoś może być „efektywnym” kapłanem. Tylko Jego ofiara może wyrównać dług. Tylko Jego śmierć może dać życie.
Tylko Chrystus może być kapłanem, który składa ofiarę gładzącą grzechy. Co więcej On tylko może stać się Ofiarą. On tylko jest Barankiem bez zmazy.
Umiłował nas tak mocno, że chciał abyśmy mieli współuczestnictwo w tej ofierze. Nie biernie przyjmowali dar odpuszczenia grzechów, ale abyśmy z godnością dzieci Boga współuczestniczyli w ofierze. Dlatego jesteśmy „ludem kapłańskim”. Jeśli tylko łączymy naszą ofiarę życia z Jego ofiarą doskonałą. Każda najdrobniejsza ofiara w naszym życiu może, jeśli świadomie ją złożymy, być współodkupieniem. On nas bardzo umiłował. Chciał naszego współuczestnictwa. Tylko On uzdalnia do współuczestnictwa.
Wybrał kapłanów i wciąż wybiera, aby uobecniali Jego ofiarę na ołtarzach świata. Wielkie wybranie. Bo każde wybranie Boga jest wielkie. Kapłani mają za zadanie ciągle przywoływać, sprawiać obecność Pana na ziemi w sposób, jaki On sam wybrał. Dzięki nim staje się Pokarmem i Napojem na życie wieczne. Mogą to czynić nieczystymi rękami a i tak staje się dzięki nim najczystszym Ciałem i Krwią Pana. Mogą to czynić z sercem twardym i duszą związaną uzależnieniem, a nawet zamieszkałą przez ducha nieczystego a i tak zawsze Jezus przyjdzie.
Życzę Ci z całego serca abyś pamiętał, że oprócz tego, że jesteś kapłanem jesteś równocześnie (a to nawet chyba ważniejsze) celem Bożego działania. To dla Ciebie ten Chleb i to Wino. Dla Ciebie Ciało i Krew. Odpowiadasz w pierwszej kolejności za swoje zbawienie. Konsekracja darów, jaka dokonuje się na ołtarzu, choć dokonuje się przez twoje działanie, nie czyni Cię mocnym,. Tylko przyjęcie (sercem i duszą i całym sobą) Ciała i Krwi Pana może obdarzyć Cię życiem. Podczas Eucharystii Jezus rodzi się, umiera i zmartwychwstaje. Tak cudownie by było gdybyś pamiętał, że zawsze uczestniczysz w tych wydarzeniach, nawet, jeśli rutyna zakryje twoje oczy wiary i nie będziesz tego dostrzegał. Obojętność ludzka nie zmienia Bożej rzeczywistości. To się zawsze wtedy wydarza. Tak chciałabym abyś pamiętał o tym, otwierał swoje oczy i patrzył, bo wtedy będziesz odsłaniał tę rzeczywistość również innym.
Byłeś kiedyś dzieckiem. Kształtowała Cię twoja rodzina, środowisko. Dorosłeś. Dojrzewasz. Tak bardzo Ci życzę abyś dojrzewał do coraz pełniejszej miłości. W dzisiejszym świecie to bardzo trudne. Dojrzewać do miłości, stawać się świętym. Tak bardzo dużo zależy od tego, kogo spotkałeś na drodze swojego życia i w jakim momencie zetknęły (przecięły) się wasze drogi. Ale zawsze najwięcej zależy od Ciebie. Od Twojej dobrej woli. Jeśli naprawdę zawsze będziesz chciał dojrzewać do miłości (a to boli bardzo, a to wiedzie oczywiście przez cierpienie, czasami niewymowne), jeśli naprawdę będziesz chciał być święty, jeśli cała Twoja wola będzie skierowana w te strony (a jest to tak właściwie jeden kierunek) to się tak stanie. Bo masz siłę. „Pokój ludziom dobrej woli”. Zwyciężył dzięki dobrej woli i wierności: Abraham. Doskonała miłość do Boga polega na posłuszeństwie. Nie daj się zwieść. Posłuszeństwie należy się Bogu, bo tylko „jeden jest Nauczyciel” a wy wszyscy braćmi jesteście. Trzeba wysłuchiwać tych, którzy zostali ustanowieni jako pasterze, „ale czynów ich nie (zawsze) naśladować”.
Kiedy czytam w Piśmie o faryzeuszach, saduceuszach, uczonych w prawie to widzę ogromne podobieństwo zagrożeń, jakie czyhają i niestety dotykają kapłanów Chrystusowych. Głównym zagrożeniem jest władza. I to na wielu płaszczyznach: rząd dusz, pełna kontrola nad losem swoim i innych, wykorzystywanie siły wpływu nie w służbie Królowi, ale dla własnych celów. Najgorsze, że często złe sprawowanie władzy występuje pod płaszczykiem troski o dusze. Dobrze jest pamiętać o „umywaniu nóg”. Odkrywać trzeba, czym jest dzisiaj „umywanie nóg”.
Ale jest też coś, czego w dawnych kapłanach nie było. Otóż często pobrzmiewa na kazaniach zachęcanie do cierpiętnictwa. Ludzie boją się Boga, bo przedstawiany jest jako Ten, którego miłość prowadzi na krzyż. Psychologia strachu przed cierpieniem jest naturalna. Pokonać ją może jedynie pokazywanie, że miłość prowadzi do niewypowiedzianego szczęścia. Naszym przeznaczeniem jest szczęście w objęciach Ojca. Abyś mógł to głosić, dobrze by było abyś sam w to wierzył. A wiara jest darem, który otrzymałeś, ale która żyje dzięki dobrej woli i wierności.
Może się zdarzyć, że upadniesz. Gdyby tak się stało, to chciałabym abyś pamiętał, że jesteś najszczęśliwszy na świecie, bo zawsze możesz się podnieść, bo jesteś synem Wszechmocnego. I nie tak ważne było zaparcie się Piotra jak jego łzy i wyznanie: „Ty wiesz, że Cię miłuję”. Jeśli upadniesz nie znaczy, że nie kochasz, że nie ma miłości. Oznacza tylko, że jest niedoskonała i potrzebuje wsparcia. „Duchu miłości wylewaj się na nas z przebitego boku Jezusa”
Nie pochodził z rodu Lewiego. Nie był kapłanem prawnie. Nawet był w konflikcie z oficjalnym „kościołem”. To Ci, co wszystko wiedzieli, odrzucili Go. Budujący bardzo eksponowali swoje umiejętności („czego nam jeszcze trzeba, zbluźnił.”) i zapomnieli o tym, jaki jest cel budowli. Chrystus przekroczył ich wiedzę, mądrość. Nawet może w ich mniemaniu przeczył swoją osobą prawdzie, którą uważali za jedynie słuszną („cóż może dobrego pochodzić z Galilei”). Denerwowali się na Niego pewnie też, dlatego, że przemawiał z mocą. Był konkurencją. Oni nie potrafili spojrzeć na Niego inaczej niż oczami świata. Dlatego nie rozumieli, nie nawrócili się. „Ja nie jestem z tego świata i wy nie jesteście z tego świata”. Jedność z Chrystusem przez to, że patrzy się Jego oczyma i kocha Jego miłością.
Wcielenie Syna to pomysł Pana Boga na zjednoczenie z człowiekiem. Włączenie człowieka do życia Boga. Chrystus — Bóg, który stał się człowiekiem. Był człowiekiem i zrealizował przykazania w sposób doskonały. Kochał Boga i kochał tych, których mu powierzył Ojciec. Oddał życie za wszystkich. „Nie ma większej miłości niż oddać życie za przyjaciół swoich”. Zbawiciel wszystkich.
Bardzo ludzkie i boskie zarazem jawi się to, że był jednak z niektórymi w szczególnych relacjach: Łazarz, Maria Magdalena, św. Jan Apostoł. One wszystkie najprawdziwsze, bo zanurzone w posłuszeństwie Bogu. Zawsze przeżywane w pełnej wolności.
Cierpiał nie tylko na krzyżu. „Lisy mają nory a ptaki powietrzne gniazda swoje, ale Syn Człowieczy nie ma gdzie by głowę mógł skłonić.” Nie miał „normalnego” życia przez te dwa czy trzy lata swojej działalności. Niezrozumiany przez część rodziny, uwielbiany przez tłumy z powodu ziemskich nadziei, jakie w Nim pokładano („szukacie mnie, boście jedli chleb do sytości”). Chrystus przyniósł Życie a ludzie szukali chleba. Stał się, więc Chlebem, aby ich doprowadzić do Życia.
Na ołtarzu Jezus rodzi się, umiera i zmartwychwstaje. Niesamowita jest ta Jego obecności w twoich rękach i w naszym ciele, w naszych sercach. Chrystus obecny. Najbardziej zjednoczony z nami. Zarówno podczas mszy w bazylice św. Piotra w Rzymie jak i w wiejskim kościółku w Zagórzu ten sam Jezus oddaje się w ludzkie serca. Ten, który był, który jest, który ciągle przychodzi.
opr. mg/mg