Cotygodniowy felieton z Gościa Niedzielnego (29/2000)
O Mistrzostwach Europy w Piłce Nożnej pisano chyba we wszystkich gazetach i mówiono we wszystkich ogólnych programach informacyjnych. Europa miała wspólny temat. Nieczęsto się to zdarza, nie tylko w skali międzynarodowej, lecz nawet krajowej (ilustracją tego, jak różną wagę dla różnych ludzi może mieć jedno i to samo wydarzenie, są dzienniki z 29 czerwca. Śmierci ks. Tischnera jedni poświęcali tyle wierszy, ile inni stron!).
Podczas mistrzostw Europa doświadczała jedności w wielości i różnorodności. Poszczególne nacje miały okazję do demonstrowania i przeżywania swej tożsamości narodowej, widownie układały się w barwy narodowe (niezapomniany widok pomarańczowych trybun!), ale zarazem była to widownia europejska, odbicie mozaiki narodów Europy. Przyzwyczailiśmy się już do tego, że drużyny europejskie składają się z zawodników rożnego koloru skóry, ale ważne było to, że wszyscy oni maksymalnie się angażowali, występując jako reprezentanci ojczyzny z wyboru.
Minione mistrzostwa Europy to jeszcze jeden naoczny dowód na to, że "europejskość" wcale nie kłóci się z patriotyzmem lokalnym, narodowym. Przeciwnie, zachodzi tu wzajemne sprzężenie. Nie istnieje abstrakcyjny Europejczyk, jest się nim poprzez swój naród. Nie ma patriotyzmu europejskiego, patriotyzm jest narodowy. Istnieją natomiast więzi europejskie, racje rozumowe, które każą integrować się narodom w całość. Łączyć się w funkcjonalne wspólnoty, tworzyć unie jako formy polityczne, harmonizujące jedność i wielość. Cała historia Europy to właściwie ciągły proces jednoczenia. U początków politycznego kształtu Europy było to karolińskie Święte Imperium Rzymskie, scalane ideą jednego, wielkiego organizmu chrześcijańskiego. Nie trwało to imperium długo, bo w Europie historia od dawien dawna szybko się toczyła. W Europie nauczono się też zaczynać wciąż na nowo - tak było po najazdach barbarzyńców u schyłku starożytności, tak byto też w wieku XX! Dwojaka była motywacja owych wysiłków: ideowa w postaci idei europejskiej oraz racjonalna wyrosła z doświadczenia i analizy sytuacji narodów. Różnie rozkładały się akcenty, zawsze jednak obydwa motywy szły w parze, wzajemnie się wspierając. Nie inaczej jest dziś: doświadczenie i rozum każą włączać się w struktury europejskiej jedności, ale przecież nie straciła swej wagi sama idea europejska wyznaczona historią, kulturą, etosem - "wartościami europejskimi". Nazwa "Europejczyk" to przecież nie tylko wskazówka geograficzna, lecz także oznaczenie pewnych standardów cywilizacyjnych osiągniętych we współżyciu parodów na małym skrawku ziemi. Nie brakło konfliktów, krwawych wojen, kart nader wstydliwych. Tak jak na mistrzostwach piłkarskich nie brakło hord chuliganów. A jednak w pamięci nie pozostaną rozróby uliczne, skrzętnie rejestrowane przez środki przekazu, lecz trybuny wypełnione przez kibiców w narodowych barwach finalistów mistrzostw. Bo wielość języków i kultur oraz przywiązanie do własnego kraju wraz z narodową dumą nie stanowią zagrożenia dla integracji europejskiej, lecz są jej bogactwem. Zagrożeniem są ci, co nie rozumieją, że w tej części świata życie jest możliwe jedynie w otwarciu na otoczenie i w solidarności z drugimi.
Mało kto obserwował zawody obojętnie, zazwyczaj kibicowało się jakiejś drużynie. Może było to również psychiczne doświadczenie bliskości, cenne choćby dlatego, że tak często przywodzi nam się przed oczy to, co narody dzieli. Wprawdzie to tylko piłka nożna, ale i ona mogła przyczynić się do dyskusji o standardach europejskich. Boć piłkę nożną wymyślono w Europie.
opr. mg/mg